Prof. Przystawa

Pasterze i owce

J. PelczarZ okazji Święta Matki Boskiej Częstochowskiej, na temat zbliżających się wyborów parlamentarnych, wypowiedział się sam Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Na razie tylko wstępnie i ogólnie, ale wysunął pokrzepiające przypuszczenie, że prawdopodobnie w komunikacie po obradach Rady Biskupów Diecezjalnych na Jasnej Górze pojawią się już bardziej precyzyjne wskazania dotyczące wyborów. Udział w wyborach jest wyrazem naszego zaangażowania. Łatwo jest narzekać, natomiast chorobą jest bierność, pasywność społeczna. Twórcza rola każdego z nas, wyborców, polegać powinna zarówno na dobrym wyborze kandydata, człowieka fachowego, przygotowanego do zadań, ale i etycznie wiarygodnego.

Zdaniem Księdza Arcybiskupa: pytanie o twórczą obecność, zaangażowanie społeczeństwa w tych wyborach powinno iść w kierunku wsparcia ludzi i ugrupowań, niekoniecznie silnych liczbowo, ale tych, które mają ludzi rzeczywiście wiarygodnych, i którzy wystawią tych, którzy budzą nadzieję, że wypełnią zobowiązania. U podstaw naszych wyborów powinny stanąć kryteria: fachowości, przygotowania, uczciwości oraz etyki.

Arcybiskup przestrzegł przed „przypisywaniem niektórych biskupów do niektórych partii politycznych”. „Od tego zawsze się odcinamy”. Jak zauważył, rozmowa z jakimś politykiem nie oznacza, że konkretny biskup się z nim utożsamia, że utożsamia się z linią tej czy innej partii. „Ideałem jest rozmawiać, a nie odwracać się od człowieka innych przekonań”.

Biskup przemyski Józef Sebastian Pelczar, święty Kościoła (kanonizowany przez papieża Jana Pawła II w maju 2003 roku), jeden z sygnatariuszy Listu Biskupów Polskich w sprawie ordynacji wyborczej z 1913 roku.

Ta wypowiedź Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski wpisuje się w dwudziestoletnią już tradycję niezłomnego przekonywania wiernych, że jedyne co powinni zrobić w kwestii wyborów, to pójść gremialnie do urn i głosować. Oczywiście, na ludzi spełniających kryteria, jakie Ich Ekscelencje nieustannie przypominają. Innymi słowy, zdaniem naszych Pasterzy, odpowiedzialność za to, że polska demokracja kiepsko funkcjonuje, spada na wyborców, którzy nie angażują się twórczo, i nie ma związku z wadliwymi instytucjami ustrojowymi, wyprodukowanymi przy Okrągłym Stole. Z drugiej strony, jest rzeczą możliwą, że Episkopat Polski instytucji tych wcale za ułomne nie uważa, nigdy przecież dotąd nie wypowiedział się oficjalnie w sprawie ordynacji wyborczej. Mamy więc prawo sądzić, że zdaniem naszych dzisiejszych Hierarchów, procedura wyborcza jest albo dobra, albo bez znaczenia. Istnieje też jeszcze inna interpretacja: ordynacja wyborcza, to polityka, a od polityki Kościół winien się trzymać jak najdalej. Taką opinię słyszałem wielokrotnie z ust wielu biskupów, z jakimi miałem okazję wymieniać na ten temat poglądy.

Kiedyś, w zamierzchłej przeszłości, inaczej bywało. Biskupi polscy, prawie 100 lat temu, tak się publicznie wypowiedzieli w sprawie prawa wyborczego:

Jakkolwiek reforma wyborcza jest aktem politycznym, nie jest nim jednak wyłącznie. Nowy bowiem ustrój prawa wyborczego wydaje ze siebie prawodawców, którzy za pomocą władzy ustawodawczej wpływać mogą i wpływać będą na wszystkie dziedziny życia kościelnego, narodowego, kulturalnego, społecznego i moralnego, a szczególnie na przyszły kierunek wychowania publicznego. Tym samym reforma wyborcza w te wszystkie dziedziny wkracza i z nimi się łączy. Do nas więc, jako stróżów praw wiary w tych dziedzinach należy pytać i badać, o ile do ich zdrowego rozwoju proponowany ustrój prawa wyborczego dopomaga, albo też w uprawnionym rozwoju przeszkadza lub nawet go niszczy.

Przypomnieć wypada także i to, że list ten podpisali biskupi, którzy w sposób wybitny i szczególny zapisali się w historii Kościoła i Polski, w tym biskup krakowski książę Adam Sapieha, i wyniesieni już na ołtarze św. Józef Bilczewski, arcybiskup lwowski oraz św. Józef Pelczar, biskup przemyski.

Gdyby tylko brakowało odpowiedniej, klarownej artykulacji wad polskiego systemu wyborczego, to wydawałoby się, że nasi Pasterze nie mogą przejść do porządku dziennego nad taką oficjalną, wygłoszoną z trybuny sejmowej, wypowiedzią dzisiejszego premiera, a wówczas wicemarszałka Sejmu:

Jeśli Polacy dzisiaj tak nisko cenią własne przedstawicielstwo, także naszą Izbę, to nie tylko ze względu na jakość pracy, ale także z tego pierwotnego powodu, jakim jest poczucie niepełnego uczestnictwa, często fałszywego, zafałszowanego uczestnictwa obywateli w akcie wyborczym. Polacy od lat mają przekonanie – i to przekonanie narasta – że dzień, w którym wybierają swoich parlamentarzystów, jest tak naprawdę dniem wielkiego oszustwa polskiego wyborcy przez aparaty partyjne.

Ksiądz Arcybiskup i Jego Prześwietni Koledzy, wydają się nie dostrzegać, że wybory do Sejmu odbywają się, de facto, w dwóch turach: najpierw jest ta główna i ważniejsza, w której wspomniane przez Donalda Tuska „aparaty partyjne”, sporządzają partyjne listy kandydatów, a wyborcom pozostaje już tylko ta druga tura, mniej ważna, która jest jedynie głosowaniem na wybrane przez kogo innego osoby!

Na pozór, wydawać by się mogło, że ta wstępna procedura selekcji kandydatów powinna jedynie ułatwić wyborcom decyzję, żeby już nie musieli sobie tak strasznie łamać głów nad tym, kto jest wart mandatu, a kto nie wart. Na chwilę obecną zarejestrowanych jest 19 komitetów wyborczych, które mają prawo wysunięcia kandydatów do Sejmu. To jest bardzo ciekawa forma pomocy obywatelom, w wielu innych krajach, jak np. w USA, UK, Kanadzie czy Australii, zupełnie nieznana. Tam, być może, na takie „procedury ułatwiające” jeszcze nie wpadli.

Otóż każdy z tych komitetów przeprowadził już straszną pracę, żeby znaleźć ok. 1000 godnych kandydatów, w tym ok. 350 najbardziej godnych tego pań! Razem daje to, jak widzimy ok. 20 tysięcy kandydatów, w tym 7 tysięcy przedstawicielek płci odmiennej. Praca tytaniczna, prawdziwa łapanka na ludzi, osobliwie na damy! Jak to podzielimy na 41 okręgów wyborczych, to wyjdzie nam po ok. 450 kandydatów na jednego wyborcę. Niestety, to jest i tak strasznie dużo i przed każdym wyborcą stoi nie lada zadanie, jak wśród nich znaleźć tego jednego „dobrego, fachowego, przygotowanego do zadań i jeszcze etycznie wiarygodnego”?

Czy Ich Ekscelencje nie mogłyby pójść dalej i po prostu wskazać nam, na kogo z tych prawie pięciu setek oddać głos? Jak bowiem mamy się wśród tego mnóstwa zorientować, skoro wybory już za miesiąc, a listy nadal są nieznane, a nawet, co gorsza, nawet „wyborcza łapanka” nie została zakończona? Za kilka dni ta trudna procedura zostanie zamknięta, ale czy jeden miesiąc wystarczy nam na rozpoznanie godne katolików? Wiszą wprawdzie po całej Polsce gigantyczne bilbordy wyborcze, ale jest na nich zaledwie kilka najbardziej znanych twarzy i ma się to nijak do tych 20 tysięcy, przy których wyborcy mają prawo postawić tylko jeden krzyżyk.

Niestety, Biskupi Polscy XXI wieku pozostają głusi na głosy obywatelskie domagające się zmiany tego stanu rzeczy. Ignorują pisane do nich listy i apele, aby chociaż zechcieli zażądać otwartej debaty obywatelskiej nad polskim systemem wyborczym. Nie dawno, kandydujący na senatora, były Przewodniczący Kolegium Rektorów Akademickich Szkół Polskich, prof. Tadeusz Luty, powiedział publicznie, że środowiska akademickie od wielu lat domagają się zmiany i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Co tu przywoływać Profesora Lutego: sam Premier oświadczył w telewizji, że praktycznie nie sypia, tak bardzo chciałby wprowadzenia JOW do Sejmu, ale „wszyscy są przeciwko niemu”! Ale kim są ci „wszyscy”, którzy nie chcą Premierowi pomóc?

Przeglądając uważnie polską scenę polityczną zobaczymy, że głównymi na niej wrogami JOW są Aleksander Kwaśniewski, Adam Michnik i Jarosław Kaczyński. No, może jeszcze Prezes Pawlak. Czy to z nimi raczej trzymają Ich Ekscelencje Biskupi niż z obywatelami, którzy parę lat temu złożyli prawie milion podpisów pod wnioskiem o referendum narodowe w sprawie ordynacji wyborczej? Te podpisy zostały całkowicie zlekceważone przez Sejm i Senat, poszły na przemiał, zanim odbyła się nad tym wnioskiem jakakolwiek debata parlamentarna, aczkolwiek taki jest wymóg Świętego Pisma Polskiej Demokracji, jaką jest Konstytucja Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie zabrali w tej sprawie głosu biskupi, ignorując zarówno „twórczą obecność i zaangażowanie społeczne obywateli” – jakich bez wątpienia wymagała ta gigantyczna akcja obywatelska, którą Donald Tusk nazwał „największym przedsięwzięciem politycznym w Polsce od roku 1989”.

Procedury wyborcze zapisane w dzisiejszym Kodeksie Wyborczym i dotychczasowych ordynacjach sprowadziły obywateli polskich do statusu pańszczyźnianego chłopstwa. Tak było w I Rzeczypospolitej, że tylko szlachcic miał prawo kandydowania. Ale w III Rzeczypospolitej nie ma nawet szlachty uprawnionej do kandydowania, są tylko oligarchowie – partyjni baroni, którzy prawem kaduka sporządzają listy wyborcze. I nawet Księża Biskupi do tego zacnego grona nie należą. Dzisiaj zatem zarówno owieczki, jak i ich Pasterze, do tego statusu zostali zredukowani. Ciekawe, jak długo musimy jeszcze czekać, żeby Episkopat Kościoła Katolickiego w Polsce, któremu ufają miliony Polaków, zechciał te podstawowe sprawy zauważyć i upomnieć się o obywatelski status swój i powierzonych Jego pieczy owieczek?

Jerzy Przystawa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.