Dodano: 2008-09-22

Relacja Zbigniewa Nowaka, uczestnika manifestacji z 31 sierpnia 1982 roku

Solidarność z nami - my z Solidarnością

W 1982 roku Zbigniew Nowak pracował w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej (WPEC) w Koszalinie. Jak mówi, był szeregowym członkiem Solidarności. O manifestacji organizowanej w rocznicę Porozumień Sierpniowych - 31 sierpnia 1982 roku, dowiedział sie z ulotek.

Zbigniew Nowak w miejscu, w którym stał podczas manifestacji 31 sierpnia 1982 roku. Mimo upływu 26 lat od tamtych wydarzeń, doskonale pamięta wszystkie szczegóły.

Ulotki nie przypominały jednak tych, z którymi dotąd miał do czynienia.

Były to ulotki podejrzanie dobrej jakości i wzywały do manifestacji, przy czym podawano dwa miejsca - przy hotelu "Jałta" oraz na placu Bojowników PPR. Z tego powodu panowała pewna dezorientacja. W sumie nie miało to większego znaczenia, bo 31 sierpnia i tak był rocznicą Porozumień Sierpniowych, więc wiadomo było, że trzeba to jakoś uczcić. Przypominam sobie również, że radio Wolna Europa też zachęcała do tego, żeby pamiętać o rocznicy.
Wśród osób podsadzających chłopca mocującego transparent na cokole, jest Zbigniew Nowak i jego żona Elżbieta, która z drugą kobietą namalowała szminką napis na transparencie.
(Zdjęcie wykonane przez fotografika Jerzego Patana, z archiwum Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym w Koszalinie)

Zaczęli gromadzić się na placu przed ratuszem. Wtedy ktoś przyniósł arkusz bristolu.

Moja żona Elżbieta, z drugą kobietą namalowały szminką napis: "Solidarność z nami - my z Solidarnością" (lub odwrotnie, ale ta myśl była tam zawarta). Podsadziliśmy chłopaka, takiego szczupłego i lekkiego, żeby postawił nasz "transparent" na cokole pomnika "Byliśmy - Jesteśmy - Będziemy" i oparł o słup. Kiedy udało się to wreszcie zrobić, ludzie zaczęli bić brawo. Śpiewano nasz hymn narodowy oraz "Boże coś Polskę".
W pewnej chwili ZOMO-wcy zablokowali wszystkie uliczki wokół rynku. Oficer, który stał mniej więcej przy wejściu do ratusza, zaczął wzywać przez megafon do rozejścia się. Ludzie odpowiedzieli smiechem i gwizdami. Wtedy z dwóch stron - od ulicy Księżnej Anastazji i Młyńskiej - zaczęły nadjeżdżać radiowozy. ZOMO utworzyło szpaler i ruszyło na manifestantów. Zbigniew Nowak nie ma wątpliwości:

Moim zdaniem w ten sposób sprowokowali awanturę, ponieważ wcześniej tłum zachowywał sie pokojowo. Zaczęli wypierać ludzi z placu w strone katedry. Na ulicy Zwycięstwa stał kordon ZOMO-wców, ktory odgradzał plac przed ratuszem od katedry, ale ludzie swoją masą przerwali go i przeszli na ulicę Laskonogiegop oraz wokół katedry. Część weszła do katedry, gdzie była Msza św., część stała wokół wznosząc okrzyki: "Solidarność zwycięży!", "Uwolnić Lecha!".
Tutaj podsadzaliśmy chłopaka, żeby postawił na cokole arkusz bristolu z wykonanym damską szminką napisem "Solidarność z nami - my z Solidarnością".

Od strony domu handlowego "Saturn" ruszył szpaler ZOMO i gnał ludzi w kierunku ulicy 1 Maja, gdzie stały radiowozy i według Zbigniewa Nowaka tam właśnie wyłapywano ludzi. Zapamiętał szczegóły manifestacji:

Widziałem jak mój kolega, Jurek Hrynowiecki z Rokosowa, chwycił za petardę, która wybuchła w jego ręku i całego go osmaliła. Później był u mnie w domu, mieszkałem obok, i obmył się, był spuchnięty i załzawiony, w końcu jakiś przygodny pan odwiózł go samochodem do domu. Pamiętam też, że przy sklepie Bobo (róg ulicy Zwycięstwa i placu Bojowników PPR), stał oficer z pistoletem w ręku, którym wymachiwał i do nas mierzył, a obok niego drugi z megafonem nawoływał do rozejścia się. Straszył nas tym pistoletem, więc schowalismy się za stojący wtedy przed katedrą duży napis z Festiwalem Organowym.
Razem z żoną znaleźli się w katedrze i tutaj stali się świadkami barbarzyństwa naruszenia sacrum świątyni.

Moja żona źle się poczuła, zrobiło się jej niedobrze chyba od tego gazu i postanowiła wyjść z katedry na dwór. Okazało się jednak, że szybciej wróciła niż wyszła, a za nią wpadła do katedry petarda. Okazało się, że wyszła prosto na ZOMO-wca, który celował do niej z wyrzutni.
Utrwalona na zdjęciu tablica z napisem "Festiwal Organowy", o której wspomina Zbigniew Nowak. Manifestanci chowali się za nią przed stojącym przy sklepie "Bobo" milicjantem, który mierzył do nich z pistoletu.
(Zdjęcie wykonane przez fotografika Jerzego Patana, z archiwum Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym w Koszalinie)

Niedługo po manifestacji Zbigniew Nowak został wezwany na MO. Przesłuchujący go milicjant nie owijał w bawełne, tylko od razu pokazał zdjęcie pana Zbigniewa wśród manifestantów. Rutynowo zapytał, co robił w tym dniu, po południu.

Odpowiedziałem, że byłem na manifestacji i dodałem, że to był mój obowiązek. Odpowiedział mi wtedy, że powinienem był siedzieć w domu jak pies w budzie i nigdzie nie wychodzić. Za kilka dno dostałem wezwanie na Kolegium ds. Wykroczeń, które wtedy mieściło się w ratuszu na parterze, tam gdzie teraz jest Wydział Komunikacji. Posiedzenie prowadziła kobieta, nie pamiętam nazwiska, która pytała mnie, co robiłem na manifestacji. Nie wytrzymałem i powiedziałem coś o pachołkach moskiewskich, wtedy ona zarządziła przerwę. Wkrótce się przekonałem po co ta przerwa, bo zaraz przyjechała Nysa z oskarżycielem z MO. Efekt był taki, że wszyscy dostali po 6 tys. zł kary, a ja dostałem 12 tys. zł (w tym czasie były to moje cztery pensje miesięczne).
Następnego dnia czekała na Zbigniewa Nowaka kolejna niespodzianka. Otrzymał wezwanie do stawienia się na przeszkolenie wojskowe do Czerwonego Boru koło Łomży, chociaz jako posiadacz kategorii zdrowia "D" nie podlegał poborowi wojskowemu. Wówczas jeszcze nie wiedział, że pod nazwą Czerwony Bór kryje sie Wojskowy Obóz Specjalny Nr 6.

Opracowanie: KW

Czytaj również:




(1kB)
Koszalin 2008 | www.komk.ovh.org | © Komitet Obywatelski Miasta Koszalina