Dodano: 2008-07-25 Wojskowe Obozy Specjalne jako forma represji Ogłoszony 13 grudnia 1981 roku stan wojenny, został zawieszony 31 grudnia 1982, a zniesiono go 22 lipca 1983 roku. W połowie 1982 roku władze odstępowały powoli od polityki bezpośrednich represji, dążąc do przekonania opinii światowej, że sytuacja społeczno-polityczna w Polsce powoli się normalizuje. W rzeczywistości jednak brutalne represje bezpośrednie (internowania, sądy doraźne i inne) zastąpić miały nie mniej brutalne, ciche sposoby pacyfikowania społeczeństwa (powoływanie do słuzby wojskowej, działania operacyjne SB, szeroko zakrojona inwigilacja społeczeństwa przy zachowaniu pozorów uspokojenia sytuacji w Polsce). W dniu 31 sierpnia 1982 r. w Koszalinie o godzinie 17.00 na placu Bojowników PPR przed ratuszem, nieopodal katedry, zebrało się około trzysta osób, a wokół placu i w rejonie przyległych ulic - około 3 tysiące osób. Zebrani na placu śpiewali hymn narodowy, rotę i pieśni kościelne. Na pomniku Wdzięczności Powrotu Ziem Zachodnich do Macierzy, stojącym na placu, protestujący wywiesili transparent z napisem "Solidarność". (...)
(...) Inne represje zastosowano wobec uczestników manifestacji rozpoznanych na podstawie fotografii i filmów wykonanych przez SB i MO. Czynności związanych z rozpoznaniem dokonywali funkcjonariusze SB razem z dyrektorami i kierownikami koszalińskich zakładów pracy. Kilkanaście osób doprowadzano przed kolegium, które wymierzyło im karę grzywny. Pozostałe osoby, w tym młodzi działacze i sympatycy "Solidarności", zostały skierowane do odbycia trzymiesięcznego "karnego" szkolenia wojskowego w Czerwonym Borze koło Łomży albo Chełmnie nad Wisłą. Do Czerwonego Boru skierowano: Mieczysława Dekabana, Zbigniewa Nowaka, Janusza Grudnika i Zbigniewa Juszkiewicza z Kołobrzegu (1), a do Chełmna JW 1363 (na Wisłą): Sławoja Kigina (radny powiatu Kołobrzeg w latach 1992-2002), Henryka Bieńkowskiego (...), Leszka Turskiego, Romana Marzewskiego i Marka Kołodzieja z Kołobrzegu, Andrzeja Kosiewicza, Jerzego Olszewskiego, Klemensa Bielińskiego, Władysława Etca i Adama Gęgotka z Koszalina. Leszka Kuziko z Białogardu oraz Edwarda Boszko ze Świdwina. (2) Branka do wojska objęła głównie członków Komisji Zakładowych "Solidarności" oraz aktywnych członków związku. Łącznie z terenu województwa do LWP (w okresie od listopada 1982 r. do lutego 1983 r.) powołano około 60 osób z Koszalina oraz kilkadziesiąt z Kołobrzegu, Białogardu, Szczecinka, Świdwina, Drawska Pom. i Złocieńca. Wielu powołanych miało kategorię "E" oraz "D" i ze względów zdrowotnych nie służyło w wojsku. W ten sposób władze polityczne, wykorzystując obowiązujące przepisy o powszechnym obowiązku służby wojskowej, zastosowały nową formę izolacji. (3) Wspomina Janusz Grudnik: Wojskowe Obozy Specjalne obok obozów dla internowanych były formą izolacji osób, które według Służby Bezpieczeństwa i wywiadu wojskowego zagrażały ówczesnemu porządkowi prawnemu. Najczęściej byli to działacze związkowi, jak również ci, którzy wykonując pracę zawodową, narazili się władzy. Izolacja w WOS-ach miała pozory legalności. Legalność tę gwarantowało powołanie celem odbycia 90-dniowych ćwiczeń wojskowych. WOS-y powstały doraźnie na trzy miesiące w okresie od listopada 1982 r. do lutego 1983 r. Okres ten wybrano nieprzypadkowo. Zawierały się w nim najważniejsze dla "Solidarności" daty: 10 grudnia - druga rocznica rejestracji "Solidarności"; 11 listopada - nieuznawane w PRL-u Święto Niepodległości; 13 - grudnia pierwsza rocznica wprowadzenia stanu wojennego; 16 - grudnia pierwsza rocznica tragedii w Kopalni "Wujek" oraz rocznica wydarzeń grudniowych (Gdańsk, Gdynia, Szczecin). Działacze Regionu "Pobrzeże" zostali powołani do WOS-u w Chełmnie nad Wisłą i Czerwonym Borze. Wojskowy Obóz Specjalny nr 6 (Czerwony Bór) położony był w obrębie poligonu i zawarty w trójkącie miast: Łomża, Zambrów, Wysokie Mazowieckie. Miejsce bitew stoczonych w 1920 r. z wojskami bolszewickimi i w 1939 r. z wojskami hitlerowskimi. Sam obóz zlokalizowany był w środku lasu, oddalony od najbliższej wsi Wygoda o około 4 km. Osadzeni w WOS-sie nr 6 spali w barakach utworzonych z trzech połączonych dłuższymi bokami towarowych wagonów kolejowych. Do ogrzewania ich służyły dwa piecyki typu "koza", które dawały ciepło tylko wtedy, gdy paliło się w nich. Przydział opału na dobę stanowiło 1/2 wiadra węgla. Dlatego osadzeni sami zbierali drewno w lesie i pełniąc na zmianę dyżury nocne palili w piecykach. Wagony posiadały cienkie, nieszczelne ściany, co sprawiało, że było w nich zimno. WC i kąpiel w pawilonie oddalonym o około 200 metrów, codzienne mycie w zimnej wodzie. Stołówka oddalona od baraków o około 2 km, poligon o 4 km. Dzienna dawka marszu to około 24 do 30 km - w tym 10 do 14 km w pełnym oporządzeniu. Całość zgrupowania stanowił w wojskowej nomenklaturze batalion, podzielony na 3 kompanie. Każda kompania składała się z czterech plutonów, a te z czterech drużyn. Dowódcami pododdziałów od poziomu plutonu byli starannie dobrani oficerowie. Kompanię I stanowili rezerwiści, którzy wcześniej odbyli służbę wojskową. Kompanię II i III stanowili poborowi w wieku 29-40 lat, którzy ze względu na stan zdrowia posiadali kategorię D lub E (niezdolny do służby wojskowej), wobec czego w wojsku nigdy nie byli. Krótko przed listopadem 1981 r. zostali oni wezwani przez wojskowe komisje lekarskie, które bez wykonywania badań lekarskich, nie uwzględniając okazywanych zaświadczeń lekarskich o stanie zdrowia, w ciągu pięciu minut dokonywali wpisów do książeczek wojskowych - kategoria "A", co nakładało obowiązek odbycia służby wojskowej (bez ograniczeń). W taki sposób do WOS-u w Czerwonym Borze trafiali żołnierze bez jednej nerki, cukrzycy, inwalidzi o laskach i innych schorzeniach. Stan zdrowia nie upoważniał do zwolnienia z zajęć, które dla II i III kompanii były typową "unitarką", kończącą się złożeniem przysięgi. Codziennie pododdziały odbywały przemarsz na poligon (4 km) w jedną stronę, gdzie ćwiczono tak zwane "spacery w rejonie czołgowiska" (2 do 3 km), a następnie w zamarzniętej ziemi (panowały ostre mrozy) okopywano się saperkami do pozycji stojąc albo kopano stanowisko bojowe dla transportera opancerzonego. Ćwiczono tam również musztrę, budowano drogę przez poligon czy też pozwalano strzelać z KBK-esu. Zajęcia z ostrego strzelania okazały się doskonale przygotowaną i przeprowadzoną rewizją osobistą wszystkich ćwiczących i miały na celu jedynie załamanie fizyczne i psychiczne powołanych do służby żołnierzy. Ciągłe marsze, zajęcia, zimno, brak wiadomości od rodzin w połączeniu z głodowym (mała ilość) i podłym jakościowo wyżywieniem miały złamać ducha osadzonych. Z satysfakcją należy stwierdzić, że ogromny solidaryzm panujący wśród żołnierzy "Solidarności" uniemożliwił wykonanie przygotowanego przez wojsko planu. Szereg wydarzeń zasługuje jednak na zachowanie ich w pamięci: 1) odmowa przyjęcia posiłku 10 listopada w rocznicę rejestracji związku - aresztowano i wywieziono do Białegostoku 5 osób z I kompanii; 2) Wigilia przygotowana przez osadzonych II plutonu II kompanii; 3) bojkot ceremonii wojskowych takich jak uroczyste wręczanie broni; 4) walka o możliwość wieszania krzyży i słuchania mszy świętej; 5) przyjazd rodzin osadzonych z Krakowa wraz z ks. Jancarzem z Nowohuckiej "Arki"; 6) ustanowienie swoistej podziemnej władzy obozu, która (między innymi poprzez możliwości wyznaczania służb) chroniła przed zajęciami najsłabszych, rotacyjnie pozwalała na odpoczynek lub przez kontakt z lekarzem wojskowym do czasu jego odwołania uzyskiwała dla wybranych zwolnienia z zajęć (szczególnie pozytywny udział Zbyszka Juszkiewicza z Koszalina); 7) rotacyjne telegramy losowe lub pozwolenie na wyjazd do 3 dni. (4)
Szkolenie w jednostce wojskowej w Chełmnie polegało na codziennym intensywnym kopaniu dołów przy pomocy łopat nad brzegiem Wisły. Wspomina Sławoj Kigina: W Kołobrzegu znacznie więcej osób otrzymało wezwanie do wojska niż zostało internowanych. Niektórym najpierw wręczono wezwania, a po kilku dniach cofnięto i w efekcie nie byli w wojsku (choć autor nazywa to internowaniem - A.F.). Wielu z ówczesnych działaczy opozycyjnych do dziś nie zna mechanizmów tej selekcji. W Chełmnie znaleźliśmy się rano 2 listopada 1982 r. Po mieście krążyły patrole, które skrzętnie zmiatały takich jak my przed oblicze dowództwa (autor nazywa to chuntą wojskową) w tamtejszej jednostce. Po przekroczeniu biura przepustek przestaliśmy mieć wątpliwości co do tego, jak będziemy tu traktowani, stało się jasne, kto tu pan, a kto śmieć. (...) Jednostka wojskowa, w której zostaliśmy osadzeni, wchodziła w skład Nadwiślańskich Jednostek MSW, które potem zlikwidowano (były to jednostki do specjalnych zadań, w tym do walki z opozycją). Dowódcami, a raczej oprawcami (...) byli etatowi funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Byliśmy traktowani fatalnie, jak na nasze wyobrażenia i naszą świadomość cywilizacyjną. SB-ecy traktowali nas jak dzicy azjaci. Były dwa światy: my spokojni ludzie z aspiracjami europejskimi i buszmeńscy SB-ecy. Zabrano nam wszystko, co miało cywilny charakter, łącznie z malutkimi fotografiami najbliższych. Ubrano nas w zupełnie dowolnych rozmiarów mundury wojskowe i tylko one (...) świadczyły, że byliśmy (...) wojskiem. Nie mieliśmy żadnych innych atrybutów wojskowych, że o broni nie wspomnę. Zamiast broni każdy z nas dostał łopatę, której pilnie musiał strzec od początku do końca służby wojskowej (autor używa słowa: internowania). Nie wiadomo, dlaczego na samym wstępie kazano nam, rozdając kartki i długopisy, napisać jakiś kretyński tekst bez sensu, najpierw dużymi drukowanymi literami, a później dowolnym rodzajem liter, po co, nikt nie wiedział. Domyślaliśmy się tylko, że gdyby któremuś z nas przyszło do głowy wypisywać jakieś hasła na murach, to łatwiej można go zidentyfikować. Do tego pokracznego wojska pozbierani byli głównie działacze opozycyjni wywodzący się z "Solidarności", byli to ludzie, których stan zdrowia i kategoria wpisana w książeczkach wojskowych wielokrotnie nie pozwalała na znalezienie się w jakiejkolwiek służbie. Ja miałem zapisaną kategorię "E", jest to kategoria dyskwalifikująca mnie jako żołnierza. Nie przeszkadzało to barbarzyńcom komunistycznym znęcać się nade mną w taki sposób, że nie mogłem otrzymać potrzebnych mi wtedy lekarstw, co skutkowalo tym, że stan mojego zdrowia pogarszał się z dnia na dzień, aż znalazłem się po ponownym ataku serca na oddziale szpitala wojskowego. (...) Jeden z SB-eków, który był na porannej wizycie z lekarzami na sali szpitalnej, stwierdził, po odejściu od mojego lóżka, że: "byłoby jednego anarchisty, wichrzyciela mniej. Żadna strata". Ten sam funkcjonariusz major Małolepszy innym razem popisał się swoją "nieludzką twarzą". Otóż w dniu Wigilii wszedł ze swoim asystentem do naszej sali. My byliśmy chwilę po uroczystym łamaniu się opłatkiem oraz składaniu sobie życzeń. Resztki opłatka leżały na wojskowym taborecie, a obrazek rodziny świętej, który stanowił opakowanie opłatka, razem z kokardką przypięliśmy pinezką do drzwi sali i modliliśmy się, prosząc Boga o wolność i życie. Major Małolepszy zerwał z drzwi kolorowy obrazek, kopnął taboret strącając resztki opłatka i podeptał go ostentacyjnie. Nazajutrz przeprowadzono postępowanie wyjaśniające, skąd mieliśmy opłatek. Ponieważ nic nie ustalono, ukarano nas dwutygodniowym zakazem kąpieli w wojskowej łaźni. Kara była dokuczliwa, bo przecież my pracowaliśmy fizycznie i pociliśmy się. (...) Przychodził czas mroźnej zimy i w tym czasie przeniesiono nas z koszar do namiotów, które ustawiono na wiślanym piaszczystym brzegu. Mieszkaliśmy w dziesięcioosobowych brezentowych namiotach, bez podpinek, a jedynym źródłem ciepła przy panującym mrozie był piecyk nazywany "kozą", stojący w kącie namiotu. Ze względów oszczędnościowych w piecyku palono wyłącznie wieczorem. Ciepło mieli śpiący w pobliżu piecyka, im dalej, tym zimniej. Większość z nas spała w ubraniach i szczękając zębami modliła się, aby temperatura zbyt nisko nie spadła. Budzono nas i tak o godzinie 5.00. Panujący terror powodował, że co noc karetka pogotowia zabierała kolejne osoby na izbę chorych. Nasza psychika miała jakąś granicę, a przekroczenie jej i skumulowanie negatywnych bodźców doprowadzało do niebezpiecznych depresji. W taki sposób zachorował Andrzej Kosiewicz, przewieziony do Szpitala Psychiatrycznego w Górnej Grupie koło Świecia. (...) W ciągu dnia wykonywaliśmy bezsensowną i bezużyteczną pracę, kopiąc potężne doły i rowy tuż przy wodach Wisły. Gdy dół (zdaniem "wodza") był wystarczająco głęboki, zostawialiśmy go, kopiąc następny. Wówczas wiślana woda, wlewając się do dołu, nanosiła piach, który w krótkim czasie wypełniał go zupełnie. Następnego dnia ku uciesze tępych SB-eków rozpoczynaliśmy pracę od nowa. Marne zimowe wyżywienie, przy ciężkiej fizycznej pracy, powodowało wiele kłopotów gastrycznych. Powodzenie przy tej okazji miała latryna zbudowana w miejscu najbardziej widocznym z każdej ze stron. Pilnujący nas SB-ecy mieli z nas nieustanny ubaw, tyle że oni mieli swoje ludzkie ubikacje i korzystali z prawa do intymności. Mimo że żyliśmy w permanentnym stresie i strachu, to rocznicę 11 listopada postanowiliśmy uczcić, organizując strajk głodowy. Akcja przygotowywana była w wielkiej tajemnicy, a i tak SB-ecy dowiedzieli się o niej. W nocy przy kuchni znajdującej się na wiślanej plaży wybudowano z desek labirynt i każdy z nas przed wydaniem posiłku musiał przejść nim koło stojących w kilku miejscach SB-eków. Ci zadawali trzykrotnie pytanie: "czy obywatel przyjmuje posiłek, czy głoduje?". Pomimo przeciwdziałania funkcjonariuszy SB głodujących było wielu. Jedyną karą za przeprowadzenie tej akcji był zakaz wyjazdu na przepustki oraz zakaz widzeń z bliskimi. (...) Przed wyjazdem do domów porozbierano nas do naga, szukając przemycanych notatek opisujących warunki pobytu w Chełmnie. Następnie wywieziono na jakąś małą stacyjkę koło Grudziądza i tam wsadzono nas do pociągów, gdzie byliśmy pod stałą opieką podejrzanych typów. Po trzech miesiącach nieludzkiego traktowania wracaliśmy do swoich domów. Andrzej Kosiewicz, członek "Solidarności" Zakładów Narzędzi Skrawających "VIS" w Koszalinie, został przewieziony z JW. MSW w Chełmnie do Szpitala Psychiatrycznego koło Świecia. (5) Po zwolnieniu do domu stał się wrakiem człowieka, a 13 lutego 1983 r. odebrał sobie życie. Miał 32 lata. (6)
Adam Frydrysiak, Tadeusz Wołyniec Solidarność w województwie koszalińskim 1980-1989 Fragmenty rodziału III Tytuł fragmentu pochodzi od redakcji portalu KOMK.
Przypisy (1) Protokół przesłuchania świadka Tadeusza Wołyńca z dnia 28.12.2004 r., IPN Gd. sygn. Akt S 133/04/ZK, s. 7. Kserokopia dokumentu ze zbiorów T. Wołyńca. (2) Relacja Z. Bąka. Kserokopia dokumentu ze zbiorów T. Wołyńca. (3) "Grudzień 81 - Gazeta Wojenna" NSZZ "Solidarność" w Koszalinie, nr 18 (23), 17 grudnia 1982. Ze zbiorów T. Wołyńca. (4) Relacja J. Grudnika, pt.: Wojskowe Obozy Specjalne. (5) Relacja S. Kigina pod tytułem: Wspomnienia z internowania w Wojskowym Obozie Specjalnym w Chełmnie nad Wisłą. Kserokopia ze zbiorów T. Wołyńca. (6) Red. Kolejna ofiara stanu wojennego w Koszalinie, "Grudzień 81 - Gazeta Wojenna" NSZZ "Solidarność" w Koszalinie z dnia 20.02.1983, nr 1/204/R.II. Solidarność w województwie koszalińskim 1980-1989 ![]() Autorzy ![]() ![]() ![]() |
® Koszalin 2007 | www.komk.ovh.org | Komitet Obywatelski Miasta Koszalina |