Doctor Ecclesiae

Albert Wielki (Albertus Magnus)

Tego żyjącego w XIII wieku scholastyka można byłoby nazwać „człowiekiem renesansu”, gdyby nie to, że wyprzedził renesans o 200 lat. Można by go nazwać odkrywcą kulistości ziemi, gdyby nie to, że okrzyknięto nim Magellana 300 lat później. Można byłoby obdarzyć przydomkiem ojca systematyki biologicznej, gdyby 500 lat później nie obdarzono nim Linneusza. Albert Wielki w swych odkryciach naukowych, a nawet geograficznych, wyprzedził wielu z tych, którzy dziś uchodzą za ojców poszczególnych dyscyplin nauki.

ŚWIĘTY GWAŁTOWNIK

Uchodził za człowieka gwałtownego. Dla swoich przeciwników nie miał litości, zwłaszcza jeśli popisywali się swoją ignorancją. W takich przypadkach nie przebierał w słowach, krytykując tych, którzy „nic nie wiedzą, ale na wszelki wypadek zwalczają filozofię” i określając ich jako „bydło, które ryczy na to, o czym nie ma pojęcia”. Współczesny znawca scholastyki Josef Piper komentując język Alberta, zauważa: „Brzmi to trochę po szwabsku. I rzeczywiście. Albert pochodził ze Szwabii”. Zapewne szwabski nawyk zaciążył też nad sposobem argumentowania naukowego, które zwykł zaczynać od słów: „Głupi jest ten, który twierdzi, że…”.

A jednak został świętym Kościoła. Darowano mu przywary charakteru w uznaniu ogromnych zasług dla katolickiej sacra doctrina – świętej doktryny. Jeszcze za życia mówiono o nim: Albertus dixit causa finita est (Albert powiedział, rzecz postanowiona).

Famosus et glonosus modernus (stawny i chlubny współczesny) – powie o nim inny średniowieczny filozof, franciszkanin Roger Bacon. Papież Jan Paweł II nie mógł powstrzymać się od słów zachwytu, kiedy w 1980 roku stanął przed grobem Alberta w Kolonii: „Boże, jesteś cudowny w Twoich świętych”. Jako jedyny człowiek nauki otrzymał – zarezerwowany dla wielkich postaci historycznych – tytuł „Wielki” (Magnus). Z powodu rozległej wiedzy i wszechstronnych zainteresowań obdarzono go tytułem Doctor universalis – Doktor Powszechny. Był wszechstronnym geniuszem, który położył podwaliny pod współczesną teologię, filozofię oraz nauki przyrodnicze.

OCHRZCIĆ ARYSTOTELESA

„Wiedz, że człowiek nie będzie się doskonalił w filozofii jak tylko dzięki naukom obydwu filozofów Arystotelesa i Platona” – pisał Albert. W doktrynie chrześcijańskiej jego czasów dominuje platonizm przyswojony przez chrześcijaństwo dzięki innemu geniuszowi myśli – św. Augustynowi. Arystoteles nadal pozostaje nieznany, wkrótce okaże się jednak, że jego zaginione dzieła przetrwały w świecie arabskim.

W XI wieku dokonuje się na świecie prawdziwa rewolucja intelektualna, która dosłownie odwraca bieg życia umysłowego. Tą rewolucją jest myśl greckiego filozofa Arystotelesa, z jego nauką o rzeczywistości. Stanowi ona wyzwanie dla chrześcijańskiego Zachodu, który wobec powtórnego odkrycia Arystotelesa, nie może już udawać, że wielki grecki filozof nie istnieje. Należy więc dokonać przyswojenia arystotelizmu, przy czym trzeba to zrobić w taki sposób, żeby ciągłość tradycji i całość chrześcijańskiej prawdy nie zostały rozbite. Innymi słowy, należy „ochrzcić” Arystotelesa, tak jak kiedyś św. Augustyn „ochrzcił” Platona. Dokona tego wielki uczeń Alberta – Tomasz z Akwinu.

Zanim to jednak nastąpi, trzeba udostępnić światu łacińskiemu dorobek grecki w fizyce, metafizyce, matematyce, logice, etyce i polityce, dokonując przekładów i komentarzy Arystotelesa. To właśnie uczynił Albert, mówiąc: Nostra intentio est omnes dictas partes facere Latinis intelligibiles (Naszą intencją jest uczynić to wszystko zrozumiałym dla łacinników). Tego zdania do dzisiaj uczą się na pamięć studenci filozofii.

FIDES ET RATIO

„Św. Albert Wielki i św. Tomasz, choć zachowywali organiczną więź między teologią a filozofią, jako pierwsi uznali, że filozofia i różne dyscypliny nauki potrzebują autonomii, aby mogły prowadzić owocne badania w swoich dziedzinach” – pisze Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio (Wiara i rozum). Albert czyni fundamentalne rozróżnienie między filozofią a teologią i domaga się dla obu autonomii, co w tamtych czasach jest postulatem rewolucyjnym. Tak więc metafizyka, czyli filozofia pierwsza, zajmuje się Bogiem jako pierwszym Bytem, natomiast przedmiotem teologii jest Bóg poznany przez wiarę. Filozof – mówi Albert – działa pod wpływem powszechnego światła rozumu właściwego wszystkim ludziom, dzięki któremu postrzega pierwsze zasady, natomiast teolog działa dzięki nadprzyrodzonemu światłu wiary, za którego sprawą otrzymuje objawione prawdy. Alberta można również uważać – gdyby sam chciał zgodzić się z tym określeniem – za prekursora chrześcijańskiego egzystencjalizmu, na długo przed Soerenem Kierkegaardem. Pisze: „Nieszczęścia wznoszą ducha, pobudzają do rzucenia się w Boskie ramiona, sprawiają, że zasługujemy na dobra niebieskie i przygotowują nam wieczną, niezamierzoną chwałę”.

BYŁEM WYGNAŃCEM

Interesowało go przyrodoznawstwo: geografia, astronomia, mineralogia, medycyna, alchemia i biologia. Przeprowadzał szczegółowe obserwacje, na przykład pszczół, opierając się na eksperymentach. „Kwiat – pisze Albert w „Księdze o roślinach” – ma postać trojaką: ptaka, dzwonka i gwiazdy”. Ten podział, choć pod mniej poetycko brzmiącymi nazwami, zachował się do dzisiaj. Dla zaspokojenia swojej żądzy poznania odbył wiele dalekich podróży. „Byłem kiedyś wygnańcem, wędrującym po całym świecie do różnych miejsc występowania metali” – pisze o sobie. Interesuje go anatomia człowieka, opisuje funkcje mózgu, a serce określa jako główny organ ciała. To od Alberta Leonardo da Vinci przyjmie wszechobecną dziś zasadę symetrii w budowie człowieka. Nie cofa się także przed spekulacją i naukową dedukcją. Twierdzi na przykład, że na biegunach ziemi panuje niska temperatura. Jeśli żyją tam zwierzęta, to powinniśmy założyć, że mają dostatecznie grube futra, które chronią je przed zimnem, przy czym futra te są prawdopodobnie białe. Albert „odkrywa” więc niedźwiedzie polarne, na długo przed pierwszymi arktycznymi odkrywcami.

EMINENCJA BUCIOR

Papież Aleksander IV pisze do Alberta niezwykły list, pełen czci i uznania, niczym uczeń do mistrza: „Ponieważ żyjesz u źródła objawienia Bożego, czerpiąc zbawienną wodę nauki, także twoje serce jest przepełnione i masz osąd we wszystkim, co dotyczy Boga, pokładamy w tobie mocną nadzieję, że Kościół Ratyzbony, tak bardzo zniszczony pod względem duchowym i doczesnym, zostanie przez ciebie uzdrowiony, a wszelkie jego szkody – dzięki twoim żarliwym staraniom – usunięte”.

Nominacja na biskupa Ratyzbony spotyka się jednak ze zdecydowanym sprzeciwem jego braci dominikanów, wiernych idei zakonu żebrzącego jakim byli dominikanie. Generał zakonu bł. Humbert z Romans pisze dramatyczny list do Alberta: „Wolałbym cię, Najdroższy Bracie, widzieć raczej w grobie niż na stolicy biskupiej. Na klęczkach cię zaklinam w imię Najświętszej Dziewicy i Jej boskiego Syna, nie opuszczaj twojego cichego stanu”. Tymczasem Albert, kierując się posłuszeństwem, obejmuje biskupstwo. Szybko zyskuje przydomek „Eminencja Bucior” z powodu podłego obuwia, które nosi, żeby dać przykład dobrowolnego ubóstwa. Rezygnuje z biskupstwa po dwóch latach, po śmierci papieża.

ON TU BYŁ

Wśród tych, którzy przyjmują Alberta za patrona, są również studenci. Stworzył wzór profesora, który na co dzień nie rozpieszcza swoich uczniów, prowadząc z nimi twarde i wymagające dysputy, ale w razie potrzeby, staje się dla nich ojcem. Najzdolniejszego z nich, Tomasza z Akwinu, zdążył przeżyć. „Kiedy już jako człowiek w podeszłym wieku – pisze historyk Frederick Copleston – zwykł był myśleć o Tomaszu podczas wspomnienia zmarłych w czasie obrzędów Mszy świętej, miał łzy w oczach na myśl o śmierci tego, który był kwiatem i chwałą świata”. Pod koniec swojego życia oddał się kontemplacji: „Często usuwa się w miejsce odosobnione, aby tam modlić się i śpiewać – pisze kronikarz. – Uważa się za zmarłego. Gdy arcybiskup Kolonii stara się go odwiedzić, samotnik nie otwiera drzwi swej celi, lecz odpowiada po prostu: Alberta już tu nie ma! On tu był!”. Nawet jego śmierć nosi cechy wielkości i heroizmu. Kiedy w Paryżu szykują potępienie tez nieżyjącego już Tomasza z Akwinu, Albert – jako osiemdziesięciolatek i śmiertelnie wyczerpany człowiek – rusza w drogę, bronić swojego ucznia, który sam nie może się bronić. Nigdy nie dociera do celu, śmierć przerywa jego ziemską wędrówkę.

TADEUSZ ROGOWSKI

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.