Uncategorized

Wacław Dąbrowski – mąż, „pan od muzyki” i przyjaciel

Trudno znaleźć zdjęcie pana Wacława, na którym nie byliby razem – on i żona Maria. Nierozłączni, wpatrzeni w siebie. Dla wielu osób w Koszalinie, byli wzorem małżeństwa. Tak zapamięta Wacława Dąbrowskiego proboszcz koszalińskiej parafii Ducha Świętego, ksiądz Kazimierz Bednarski.

– Dawali świadectwo miłości małżeńskiej, byli żywą ilustracją ewangelicznego opisu małżeństwa – już „nie dwoje, lecz jedno ciało” – i posłuszeństwa przykazaniu: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”.

Przyszedł na świat w tragicznym 1939 roku, kilka miesięcy przed wybuchem wojny światowej, zachował jednak pogodne spojrzenie na świat, spokój i niezachwianą wiarę w dobro i piękno. W 1945 roku przyjechał na Ziemie Odzyskane, które dla milionów Polaków stały się nową, kochaną Ojczyzną. W Słupsku ukończył Liceum Pedagogiczne, później było słupskie Studium Nauczycielskie, a dalej pedagogika na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracował w Kępicach, ale już w 1961 roku przeniósł się do Koszalina. Był nauczycielem śpiewu i muzyki w „dziesiątce” (SP Nr 10), następnie w „ekonomie” (Liceum Ekonomicznym) i „dibulcu” (Liceum Ogólnokształcące im. Dubois). Wielu koszalinian zapamiętało go jako niezwykłego nauczyciela i pedagoga.

– W liceum Dubois pan Wacław Dąbrowski uczył nas przedmiotu „wychowanie do życia w rodzinie” – wspomina Jagoda Rypniewska, koszalinianka, dziś mieszkanka Szczecina. – Eksperymentalny program, po raz pierwszy w historii edukacji, bez podręczników i zeszytów. „Pan od muzyki”, tak o nim mówiliśmy, przynosił na zajęcia „Małego Księcia” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego i czytał… Dziś wiemy, że nikt inny nie potrafiłby tak pięknie, mądrze i łagodnie przeprowadzić bezpiecznie nas „młodych gniewnych” ze świata dzieci do świata dorosłych…

Zespół Pieśni i Tańca, Miejski Ośrodek Kultury, Pałac Młodzieży – przez ponad 30 lat zakładał i prowadził w Koszalinie grupy muzyczne, teatralne i recytatorskie. Jeszcze podczas pobytu w Kępicach związał się z Teatrem Dialog, który organizował w pionierskich czasach, razem z jej założycielką Henryką Rodkiewicz.

– Po raz pierwszy spotkaliśmy się pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy przyszedłem do Dialogu jeszcze jako uczeń szkoły średniej – opowiada Paweł Ryfun, przedstawiciel młodszego pokolenia „Dialogowców”. – Wacław opowiadał o teatrze jak o drugim domu. Nie był zawodowym aktorem, ale był wielkim pasjonatem teatru. Właśnie to spotkanie spowodowało, że zostałem tam na dłużej.

Wacław Dąbrowski był jednym z współtwórców kultowego już dziś w Koszalinie Teatru Propozycji „Dialog”, nawiązującego stylem do krakowskiego Teatru Rapsodycznego, w którym występował Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II. Pierwszym konspiracyjnym przedstawieniem tamtego teatru był „Król-Duch” Słowackiego, wystawiony w Dzień Zaduszny 1941 roku, bo też od rapsodiów Króla-Ducha wywodziła się jego nazwa, i do tej idei nawiązała 20 lat później Henryka Rodkiewicz, aktorka koszalińskiego teatru dramatycznego imienia… Juliusza Słowackiego. Z tego też powodu pierwszy spektakl „Dialogu” oparto na Słowackim – „Godzina myśli” o poezji i prozie Wieszcza – którego polska inteligencja jeszcze w czasach powojennych, tłamszonej wówczas wolności, wielbiła, znajdując w nim swe ukryte tęsknoty, dążenia i ducha.

– Tworzył teatr swoją osobą, był jego filarem – mówi Paweł Ryfun. – Kiedyś powiedział mi, że miał propozycję pracy w innym dużym mieście, ale nie zostawił Koszalina właśnie ze względu na „Dialog”. Nieczęsto zdarza się ktoś, kto posiada taki dar opowiadania – o zwykłych rzeczach w sposób zajmujący. Sypał historiami, anegdotami, przeżyciami własnymi, zawsze ciekawie i z kulturą żywego słowa.

– Człowiek, który rozmawiał z każdym i dla każdego miał czas – mówi koszaliński poseł Stefan Romecki, który uczestniczył w uroczystościach pogrzebowych.

We wtorek 8 listopada, w dniu, w którym do Koszalina przyszła nocą tegoroczna zima, żegnał Wacława Dąbrowskiego tłum jego przyjaciół, uczniów, współpracowników, włącznie z tymi, którzy musieli pokonać kilkaset kilometrów drogi, by wziąć udział w ostatniej drodze swego przyjaciela. Żółtymi kamizelkami wyróżniały się panie które zgodnie z wolą Zmarłego, zamiast kwiatów” zbierały datki na koszalińskie Hospicjum im. Maksymiliana Kolbego.

Paweł Ryfun: – Takiego go zapamiętam, wspaniałego przyjaciela. Zawsze życzliwy i pogodny, miał świetny kontakt z ludźmi. Trudno mi to opisać, ale był wyjątkową osobą, takich ludzi jest dzisiaj niewielu.

Jagoda Rypniewska: – Pozostała wdzięczna pamięć i słowa Małego Księcia: „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”.

Tadeusz Rogowski

Zdjęcia: Tadeusz Rogowski.

 

 

 

4 komentarze do “Wacław Dąbrowski – mąż, „pan od muzyki” i przyjaciel

  • Smutna to dla mnie wiadomość …Panie Wacławie, nie tak dawno jeszcze rozmawialismy , chwile spedzone w zespole pod Państwa kierownictwek niezapomniane .Dziękuje. Był Pan cudownym człowiekiem …Na zawsze w mojej pamieci …Ewa

    Odpowiedz
  • Byłem Jego uczniem,przecietnym.W tamtym czasie miałem problemy rodzinne,był jedynym człowiekiem,który to wtedy zauważył,porozmawiał ze mną.Moge powiedziec ,ze wywarł na mnie duzy pozytywny wpływ.Zawsze delikatny,zawsze promieniujący łagodnym dystansem ale wtedy gdy trzeba było zachowac sie asertywnie-tak robił nie aptrząc na konsekwencje.Człowiek wyjatkowy,takim go zapamietam

    Odpowiedz

Skomentuj Ewa Szewczyk Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.