Senat wybrany w JOW: lepszy czy gorszy?
Dr Jarosław Flis, politolog z UJ, opublikował tekst zatytułowany „Senat – osoba i opcja”, który jest podsumowaniem jego obszerniejszej analizy wyborów senackich sporządzonej dla bardziej uczonego grona na łamach „Nowej Politologii”. W odróżnieniu od innych politologów zabierających dotychczas w tej sprawie głos, którzy triumfalnie ogłaszali, że mit jednomandatowych okręgów wyborczych runął (Leski), że zwolennicy JOW powinni zamilknąć przynajmniej na jedno pokolenie (Chwedoruk), że wybory do Senatu pokazały, że JOW to mrzonka (Janicki i Władyka), dr Flis przeprowadza rzeczową analizę wyników tych wyborów i stawia ważne pytania.
Przeprowadzona analiza prowadzi go do wniosku, że w 10 przypadkach na 100 osobiste cechy konkurujących kandydatów przeważyły nad bazowym poparciem, jakiego udzielały im partie polityczne i zapytuje, czy 10% to dużo czy mało?
Dr Jarosław Flis – „Senat – osoba i opcja”.
Dużo czy mało, to zależy od tego z czym porównujemy:
- (1) ze swoimi oczekiwaniami;
- (2) z wynikiem poprzednich wyborów do Senatu;
- (3) czy z wynikami wyborów do Sejmu?
Jeżeli chodzi o moje oczekiwania, to dużo, gdyż wydawało mi się, że bez poparcia głównych partii politycznych żadnemu kandydatowi nie uda się sforsować zapory, jaką zbudowała ordynacja wyborcza i warunki polityczne. Na tę zaporę składały się, przede wszystkim:
- (1) bezczelny gerrymandering, w wyniku którego okręgi wyborcze wielkością różniły się przeszło trzykrotnie;
- (2) rażące naruszenia zasady równości finansowej, pozwalające partiom politycznym wydać 5 razy więcej pieniędzy niż kandydatom bezpartyjnym;
- (3) szykanowanie kandydatów bezpartyjnych wymogami rejestracyjnymi;
- (4) rażące dysproporcje w dostępie do środków publicznego przekazu;
- (5) krótka kampania wyborcza, w której zmieścić musieli się kandydaci bezpartyjni.
Pomimo tej zapory sztuka zdobycia mandatu udała się niezależnemu kandydatowi Jarosławowi Obremskiemu! Pozostałych 3 niezależnych nie liczę, bo mieli oni wszechstronne poparcie partyjne i medialne, więc ich niezależność nadaje się między bajki. Tymczasem przeciwko Obremskiemu PO wystawiła Leona Kieresa, a PiS poparło Kornela Morawieckiego. Jest więc Jarosław Obremski bardzo pozytywnym przykładem skuteczności JOW, nawet w tak niekorzystnych warunkach jak wybory do Senatu 2011.
Dlatego jedynym wartościowym porównaniem byłoby porównanie z wynikami wyborów do Sejmu.
Z analizy dra Flisa wynika, że 54 senatorów uzyskało mandat dzięki dodatniej składowej osobistej, cokolwiek to znaczy, ale zakładam, że chodzi tu o jakieś ważne pozytywne składowe wizerunku osobistego, pod którymi mógłbym się podpisać. (36 z PO, 16 z PiS i 2 z PSL, razem 54). To oznaczałoby, że co najmniej w 54% Senat składa się z ludzi, którzy mają dodatnie składowe osobiste. I właśnie to wypadałoby porównać ze składem Sejmu: czy w Sejmie RP jest więcej, czy mniej posłów o tak zdefiniowanych (przez dra Flisa) dodatnich składowych osobistych? A ten procent w Senacie nawet jest wyższy, bo zakładam, że niezależny senator Jarosław Obremski, też charakteryzuje się dodatnimi składowymi osobistymi.
Ponadto, dr Flis informuje, że według jego oceny w Senacie zasiada 44 senatorów (29 z PO i 15 z PiS) z ujemną składową osobistą. Ale czy ta ujemna składowa osobista nie była jednak bardziej dodatnia od ich partyjnych kontrkandydatów?
I to jest istota sporu o ordynację wyborczą: czy ordynacja wyborcza premiuje ludzi o dodatnich składowych osobistych, czy przeciwnie, czy wybór jest – w oczach opinii publicznej – selekcją pozytywną czy negatywną? Badania opinii publicznej od lat pokazują, że Sejm i posłowie znajdują się na samym dole drabiny prestiżu i szacunku społecznego, co oznacza, że opinia publiczna w Polsce ma w tej sprawie wyrobione, negatywne zdanie. Gdyby selekcja do Senatu była tylko w 55% pozytywna, to by oznaczało, że taki sposób wyboru stanowi znaczący, ważny postęp. A nie ma wątpliwości, że ten procent by wzrósł, gdyby usunąć, a co najmniej obniżyć tę ZAPORĘ, która stoi na drodze ludzi o dodatnich składowych osobowych.
I dopiero takie porównanie mogłoby nam dać naukową odpowiedź na postawione w zakończeniu artykułu Jarosława Flisa pytanie.
Prof. Jerzy Przystawa
12 stycznia 2012
Prof. Jerzy Przystawa podczas manifestacji JOW w 2011 roku w Warszawie, w samochodzie z nagłośnieniem, przemawia do Warszawiaków zgromadzonych wzdłuż trasy przemarszu.
Moim zdaniem w tych wyborach do Senatu tendencja do odchodzenia od kandydatów partyjnych była już bardzo widoczna. Kandydaci bezpartyjni, niezależni, dostawali o wiele więcej głosów niż wskazuje na to ich pozycja społeczna. Wyborcy w jakiś sposób premiowali „niepartyjność”, chociaż taka postawa nie przeważyła, to jednak była widoczna i wyczuwalna. Kandydat PO, senator poprzedniej kadencji, dostał 50 tys. głosów, ale kandydat OdS (rektor uczelni), startujący po raz pierwszy, kompletny amator w polityce, który do tego miał dramatycznie nieudolną kampanię wyborczą wziął aż 27,5 tys. głosów. Kandydat SLD (PRLowski generał w stanie spoczynku) wziął w tym rzekomo „czerwonym zagłębiu” zaledwie 16,4 tys. głosów, a kandydat PSL (adwokat) niewiele mniej od SLD-owca – 13,7 tys. głosów. A to wszystko znaczy, że kandydat niezależny dostał premie za niezalezność i to jeszcze jaką.