Naród na kolanach
Rozbiła się nad Polską bania z referendami i słowo „referendum” pojawia się dzisiaj w mediach nawet może częściej niż tragedia malutkiej Magdy z Sosnowca. Do referendum w sprawie wieku emerytalnego przygotowuje się NSZZ Solidarność pod wodzą p. Piotra Dudy, który już jakiś czas temu ogłosił, że związek zebrał ponad milion podpisów pod odpowiednim wnioskiem. Do podobnej akcji nawołuje Leszek Miller, już prawie milion internautów podpisało się z żądaniem referendum o „Acta”, pod referendum ma pójść sprawa leków refundowanych. „Referendum, referendum”, rozlega się od Bałtyku do Karpat. Tą samą drogą chcieliby też pójść i niektórzy zwolennicy zmiany ordynacji do Sejmu i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Budzą się z letargu Polacy i chcą skorzystać ze swoich uprawnień suwerena, zapisanych w Konstytucji i narzucić panującej władzy rozstrzygnięcia, które jej się z różnych powodów nie podobają.
Prof. Jerzy Przystawa podczas manifestacji w Warszawie w październiku 2011.
Wszystkie te akcje obywatelskie bardzo by mi się podobały i chętnie bym się w nie włączył, gdyby nie świadomość pewnej przykrej okoliczności z nimi związanej. Przykrość ta polega na tym, że w odróżnieniu od krajów, w których demokracja nie jest tylko hasłem wypisywanym na sztandarach, wbrew konstytucyjnym zapisom, Polacy nie mają de facto prawa do przeprowadzenia referendum bez uprzejmej zgody klasy panującej, posiadającej swoich plenipotentów w Sejmie, który się nazywa Sejmem Rzeczypospolitej. Obywatele polscy, bez względu na to ile by milionów podpisów pod swoimi wnioskami referendalnymi nie zebrali, mają prawo jedynie przedstawić je pod rozwagę zasiadającym w Sejmie łaskawcom, a ci, w zależności od swojego humoru, mogą się zgodzić albo nie. I od tego nie ma odwołania, a jeśli się nie zgodzą, to wszystkie te podpisy nadają się wyłącznie na palenisko, albo do przepuszczenia przez wspaniałą sejmową niszczarkę o wielkiej wydajności. Inaczej mówiąc, po wykonaniu wielkiej pracy jaką niewątpliwie jest zebranie co najmniej pół miliona ważnych podpisów, mogą jedynie BŁAGAĆ sejmowych karbowych, żeby zechcieli się z tym materiałem zapoznać i, ewentualnie, ogłosić referendum.
Dobitny przykład tego, gdzie łaskawcy mają swój naród, otrzymaliśmy wszyscy w 2005 roku, gdy po akcji zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum „4 razy TAK” – którą to akcję Donald Tusk określił jako „największą akcję polityczną w Polsce od 1989 roku” – zebrane podpisy, bez jakiejkolwiek dyskusji w Sejmie, zostały zniszczone, co pięknie udokumentował Tomasz Sekielski w filmie „Władcy marionetek”. Nikt nie może mieć wątpliwości, że zdaniem reżysera, „marionetki” to my wszyscy, Polacy, a którzy to są nasi „władcy” to dokładnie nie wiadomo i pozostawione jest domyślności widzów. Dziennikarz tygodnika „Nie”, pisząc o tej sprawie, zatytułował swój tekst brutalnie, ale adekwatnie: „Osrali prawie milion Polaków”. Nie godząc się ze sprowadzeniem obywateli do roli marionetek, Stowarzyszenie na rzecz Zmiany Systemu Wyborczego „JOW” złożyło w tej sprawie skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, a ponadto złożyło w Prokuraturze Generalnej RP powiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez nieustalonych bliżej „łaskawców sejmowych”. Niestety, wszystkie te europejskie trybunały, prokuratury i sądy nie zostały utworzone, żeby bronić i przestrzegać praw obywateli, tylko przywilejów władzy. Europejski Trybunał skargę odrzucił bez uzasadnienia, podobnie postąpił Prokurator Generalny, a w ślad za nim „niezawisły Sąd Rzeczypospolitej”, który nie dopatrzył się niczego niewłaściwego w postępowaniu naszych jaśnie panów.
Nie jest to jedyny przykład brutalnego pogwałcenia praw konstytucyjnego Suwerena, jakim według Konstytucji jest podobno Naród Polski. Pamiętamy inny przykład zebrania ponad miliona podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie wprowadzenia do kalendarza Święta Trzech Króli. Z inicjatywy prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego zebrano ponad milion podpisów pod tym wnioskiem, ale Sejm zrobił to samo, co tak ładnie i skrótowo ujął dziennikarz „Nie”. No, ale później Święto Trzech Króli zostało wpisane w kalendarz, co ilustruje dobitnie jak te marionetki polskie są przez swoich władców traktowane. Im przecież wszystko jedno, czy mamy w Trzech Króli dzień wolny, czy też nie, im tylko zależy na tym, żebyśmy wszyscy dobrze rozumieli, kto tu panem, a kto proszalnym dziadem. Po pokazaniu nam gdzie nasze miejsce, jako prawdziwie łaskawe paniska, zafundowali nam dodatkowy dzień wolny od pracy!
Powyższa argumentacja odnosi się, mutatis mutandis, i do tzw. Obywatelskiej Inicjatywy Ustawodawczej. Również i w tym przypadku nie ma znaczenia wola obywateli, lecz cała ta inicjatywa, to jedynie poparty co najmniej stoma tysiącami podpisów list proszalny do Jasnego Pana Marszałka Sejmu, żeby zechciał się zgodzić na (1) powołanie komitetu tej OIU, (2) wyznaczył łaskawie termin, w którym zebrane mają być podpisy, a potem (3) zechciał przedstawić to Sejmowi, który przyjmie lub odrzuci.
W ten sposób nasze jaśniepaństwo zagwarantowało sobie wszelką władzę i pozbawiło nominalnego Suwerena, jakim winien być Naród Polski, jakichkolwiek instrumentów egzekwowania swojej woli. Nie są bowiem tym instrumentem wybory parlamentarne, ponieważ i tu obywatele Rzeczypospolitej pozbawieni są elementarnego prawa, jakim jest prawo do swobodnego kandydowania do Sejmu, czyli biernego prawa wyborczego. W ten sposób, jak to kilka lat temu dowcipnie zauważył, z trybuny sejmowej, Donald Tusk, „dzień wyborów parlamentarnych stał się, w odbiorze społecznym, dniem wielkiego oszustwa narodowego przez aparaty partyjne”.
Cóż więc pozostaje nam, którzy czujemy się i chcemy być uważani nie za chłopów pańszczyźnianych, lecz za obywateli Rzeczypospolitej?
Musimy się odwołać do polskiej tradycji, funkcjonującej w Polsce od panowania Aleksandra Jagiellończyka, który 25 października 1501 podpisał w Mielniku akt De Non Praestanda Oboedientia, a więc prawo wypowiedzenia posłuszeństwa królowi, gdyby łamał prawa obywatelskie. Pora, żeby Naród Polski wstał z kolan. Przestańmy zachowywać się jak dziady proszalne. Polska jest nasza, a nie bandy cwaniaków, którzy ponadawali sobie wszelkie możliwe przywileje i uważają, że tak już na wieczność zostanie. Przestańmy chodzić do nich z petycjami, prośbami i wnioskami.
Skoro pozostawili nam tylko drogę buntu, to trzeba się zbuntować.
Jerzy Przystawa
Prof. Jerzy Przystawa na Prezydenta Polski!!! Takich ludzi powinniśmy obdarzać godnościami!!!
[b]Władza jako karbowi i naród jako chłopi pańszczyźniani.[/b]
Taka demokrację zafundowała nam klasa polityczna której zakazane kałmuckie mordy musimy jeszcze oglądać w telewizorni od rana do wieczora.