BlogiBlogi historyczneTadeusz Rogowski

Jan Kochanowski nad Bałtykiem

„Gościu, siądź na bałtyckiej plaży, a odpocznij sobie!” Nie, nie tak… „Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie!” – tu już bez problemu rozpoznamy znajome frazy poezji Jana Kochanowskiego, jednego z największych poetów epoki renesansu. Jednak ta pierwsza fraza wcale nie musi być fałszywa. Wielce prawdopodobne jest, że Jan Kochanowski kojarzony z położoną daleko od morza Małopolską – Sycyną, Czarnolasem ze słynną lipą, dworem królewskim w Krakowie – poznał Bałtyk, a nawet odbywał po nim podróże morskie.

Jeszcze większym zaskoczeniem, nawet dla współczesnych Polaków obeznanych z literaturą ojczystą, może być wiadomość, że Jan Kochanowski jest prekursorem polskiej marynistyki. „Trzykroć z portu na morze nawa wychodziła…” – tą piękną strofą rozpoczyna się prawdopodobnie pierwszy napisany po polsku utwór marynistyczny, opisujący burzę na Bałtyku. Poprzeczka została więc już u zarania gatunku postawiona bardzo wysoko, nie tylko ze względu na autora, ale również z powodu piękna i ekspresji opisu, ukazującego z plastyczną dokładnością grozę sztormowej nawałnicy.

Wiersz jest fragmentem większego utworu Jana Kochanowskiego, zatytułowanego „Pamiątka wszystkimi cnotami hojnie obdarzonemu Janowi Baptyście hrabi na Tęczynie” (Brześć Litewski, ok. 1570). Ta polska wersja Abelarda i Heloizy, zaczyna się w chwili, kiedy Jan Tęczyński – onegdaj najmłodszy senator Rzeczypospolitej, później dyplomata – z polecenia króla udaje się w 1561 roku z poselstwem do Szwecji i Finlandii. Tutaj, na dworze króla Gustawa Wazy, założyciela dynastii Wazów, która będzie później rządzić również w Polsce, zakochuje się w królewskiej córce Cecylii, siostrze następcy tronu szwedzkiego Eryka. Po uzyskaniu zgody na małżeństwo wraca do Polski, by zdać relację z podróży i zgromadzić niezbędne fundusze. We wrześniu 1563 roku ponownie wyrusza do Szwecji drogą morską, żeby sfinalizować zabiegi o rękę Cecylii. Nigdy jednak nie dociera na miejsce. Uwięziony w drodze przez Duńczyków, prowadzących w tym czasie wojnę ze Szwecją, umiera w grudniu 1563 roku w więzieniu w Kopenhadze.

Z jakiego portu wyruszał Jan Kochanowski w tak sugestywnie opisaną podróż po Bałtyku? Bez wątpienia był to Królewiec, Królówgród – jak mówiono za czasów Kochanowskiego, stolica zależnych od Polski, Prus Książęcych. Czarny orzeł w herbie pruskim, na znak tej zależności nosił wówczas koronę królewską na szyi i literę „S” od łacińskiego imienia króla Sigismundus (Zygmunt). Właśnie w Królewcu w latach 1551-1552 studiował Jan Kochanowski, a dwa lata później w jego ślady poszedł młodszy brat Andrzej. W 1583 roku, w mury uniwersytetu królewieckiego wstąpiło aż trzech braci Kochanowskich, bratanków poety Jana – Piotr, Jan i Przemysław. Uczelnia królewiecka, w której wykładowcami i rektorami byli też Polacy, stała się niejako rodzinną uczelnią Kochanowskich, pierwszym etapem studiów przed wyjazdem na jeden z najsłynniejszy i najstarszych (1222) uniwersytetów europejskich w Padwie.

W 1560 roku król Zygmunt August, obdarzył protestancki Uniwersytet Albertyna w Królewcu takimi samymi przywilejami jakie posiadała Akademia Krakowska. Od tej chwili uczelnia mogła nadawać tytuły naukowe. Możliwe, że miał w tym swój udział Jan Kochanowski, który w tym czasie nawiązał bardzo bliskie kontakty z dworem Jana Tarnowskiego, wojewody krakowskiego, niezwykle wpływowego człowieka, powiernika króla Zygmunta Augusta, dobrze znającego Królewiec (uczestnicząc w jego oblężeniu podczas wojny polsko-krzyżackiej w latach 1519-1521). Wiadomo też, że Jan Kochanowski powracał do Królewca, świadczy o tym jego pobyt na dworze arcyksięcia Albrechta Hohenzollerna w latach 1555-1556.

W ten sposób Jan Kochanowski znalazł się w kręgu spraw bałtyckich, które w przyszłości tak mocno zaciążą na losach Rzeczypospolitej, m.in. toczących się wojen o Inflanty, parcia Rosji do Bałtyku, czy narastającego dążenia Szwecji do hegemonii w obszarze Morza Bałtyckiego. Nie sposób wyobrazić sobie, żeby przebywając w nadbałtyckim, portowym Królewcu, nie skorzystał z okazji odbycia podróży morskiej. Piękny i nasycony dramaturgią wiersz o burzy na Bałtyku mógł napisać tylko ktoś, kto sam ją przeżył.

Trzykroć z portu na morze nawa wychodziła,
Trzykroć zasię do brzegu nazad się wróciła;
Poszła potem przezdzięki, ryjąc morskie wały,
A żagle roztoczone pochop z wiatru brały.
Jeszcze były wieczorne nie zagasły zorze,
Kiedy nieuśmierzony wicher wpadł na morze.
Szum powstał i gwałtowna z wierzchu niepogoda,
Wały za wałami pędzi poruszona woda;
Krzyk w okręcie, a chmury nocy przydawają,
Świata nie znać, wiatry się sobie sprzeciwiają.
Usiłuje Zachodny przeciwko Wschodnemu,
Usiłuje Południ przeciw Północnemu.
Morze huczy, a nawę miecą nawałności.
Raz się zda, jako w przepaść pojźrzeć z wysokości,
A kiedy się zaś wały rozstępują, ani
Miasta widać wielkiego z głębokiej otchłani.
Piasek z wodą się miesza, a w poboczne ławy
Bije szturm niebezpieczny, nawa żadnej sprawy
Nie słucha, ale w morskim rozgniewaniu pływa
Samopas, a mokra śmierć zewsząd się dobywa.
Całą noc ta okrutna niepogoda trwała.
Nazajutrz, kiedy zorza z wody powstawała,
Rozchodziły się chmury, wiatry ucichały,
A pieniste z nienagła wały upadały.
Już słońce wzeszło, już żagiel rozpięty
Nawy znowu prowadzi, kędy dwa okręty
Z boku się ukazały…

Tadeusz ROGOWSKI

2 komentarze do “Jan Kochanowski nad Bałtykiem

  • [quote name=”jadzik”]A w Koszalinie Jan Kochanowski był? W którym hotelu spał? :lol:[/quote]

    Dowodów brak, ale prawdopodobieństwo istnieje. Po studiach w Królewcu wyjechał do Padwy, jeśli udał sie drogą morska to mógł płynąć tylko z Lubeki lub nawet z Rotterdamu, bo ani z Królewca ani z Gdańska statki do Włoch wtedy nie pływały. A jesli odbywał podróz lądową z Królewca do Lubeki mógł jechac przez Koszalin. Ale to tylko hipoteza nie podparta żadnymi dowodami.

    Odpowiedz

Skomentuj jadzik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.