Gaz pod kontrolą
Jeśli mądrze rozegramy kwestie eksploatacji gazu łupkowego, Polska ma szansę zwiększyć swoją suwerenność energetyczną. Amerykańska agencja ds. energetyki EIA szacuje krajowe złoża surowca, największe w Europie, na 5,3 mld metrów sześć. To zasoby warte blisko miliard dolarów. Gaz łupkowy może wywrócić rynek energetyczny do góry nogami. Nic więc dziwnego, że podejmowane są różne zabiegi, mające utrudnić wydobywanie tego surowca w naszym kraju.
Największe straty może ponieść rosyjski Gazprom. W 2009 r. eksport Gazpromu zmniejszył się 11,4 proc., a wpływy o 22-24 mld dolarów. Można się więc spodziewać, że rosyjski monopolista będzie dążył wszelkimi metodami do ochrony strefy swoich wpływów. Konkurencja ze strony gazu płynnego i gazu łupkowego może mu tylko zaszkodzić.
Kolejnym niezadowolonym jest Francja, która dąży do dominacji na rynku energetycznym w Polsce. Biorąc pod uwagę 10 proc. udział firm francuskim na naszym rynku energii elektrycznej i 15 proc. udział w rynku energii cieplnej, gdyby firmy francuskie otrzymały jeszcze kontrakty na budowę polskich elektrowni atomowych, kontrolowałyby 1/5 rynku. Niedawno rząd francuski głosami socjalistów i zielonych wydał zakaz wydobycia gazu łupkowego w tym kraju i zapowiedział ofensywę w tej sprawie na forum unijnym.
Należy zaznaczyć, że w obu przypadkach mówimy o firmach, za którymi stoją rządy obcych państw, mających odmienne cele polityczne niż rząd w Warszawie, a wolna gra sił rynkowych nie ma tu decydującego znaczenia.
Dlatego tak ważne jest, aby od samego początku Polska zapewniła sobie maksymalną kontrolę nad wydobyciem gazu łupkowego. Niestety, widać, że koncesje poszukiwawcze wydawane są lekką ręką i właściwie od startu stawiamy się w pozycji kraju z Trzeciego Świata, który odda swoje najcenniejsze zasoby na każdych warunkach.
Koncesje poszukiwawcze kosztowały śmieszne niskie kwoty 50-100 mln złotych, ułamek przyszłych wartości koncesji wydobywczych. Opłaty eksploatacyjne Polska ma na najniższym poziomie w świecie. Do budżetu trafia zaledwie 1,5 proc. od wartości wydobycia, tymczasem w Wielkiej Brytanii czy Norwegii, kwoty te wynoszą od 50-70 proc. W Turkmenistanie, gdzie niedawno odkryto drugie co do wielkości zasoby gazu konwencjonalnego na świecie, prawo do wydobycia mają wyłącznie firmy krajowe, firmy zagraniczne mogą być wyłącznie podwykonawcami.
Oczywiście Polska nie może stać się drugim Turkmenistanem, bo obowiązuje nas unijne prawo do równego traktowania przedsiębiorstw z UE. Takich zobowiązań nie ma Norwegia, która do UE nie należy. Norwegowie ze swoich zasobów ropy naftowej i gazu, zapewnili sobie dobrobyt na długie lata. Dochody z eksploatacji złóż stanowią aż 1/4 PKB. Firmy wydobywcze są cały czas pod kontrolą, muszą być zarejestrowane na miejscu i tam płacić podatki. Warunki są twarde, ale opłacalne. Marża zysku wynosi ok 20 proc., więc niewiele w porównaniu z eldorado, które czeka na inwestorów w Polsce.
Jeśli nie zmienią się reguły gry korzyści z wydobycia gazu łupkowego w Polsce będą miały wyłącznie firmy zagraniczne, a naszego państwo po raz kolejny okaże się dojną krową. Na poszukiwanie gazu ziemnego łupkowego i konwencjonalnego oraz ropy naftowej wydano dotychczas 86 koncesji, w większości dla firm amerykańskich, w tym takich gigantów jak Exxon Mobil czy Chevron. Amerykanie są z pewnością ważnym sojusznikiem technologicznym, ale poleganie wyłącznie na ich dobrych intencjach byłoby błędem.
Istniejący system prawny wymaga zmian, ponieważ jest wybitnie korupcjogenny. Niskie opłaty koncesyjne stanowią wręcz zachętę do nieuczciwości. Na nic zdały się w sejmie wysiłki do wprowadzenia 40 proc. opłaty za eksploatację zasobów. Według rządzącej koalicji jest zbyt wcześniej na ustalanie takich opłat.
Daje też do myślenia ostatnia wypowiedź wicepremiera Pawlaka zawyżająca ceny wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Co daje do myślenia podwójnie, Pawlak jest także przeciwnikiem energetyki atomowej, co mocno akcentuje w swoich medialnych wystąpienia.
Tymczasem gaz łupkowy może stać się jednym z filarów polskiej suwerenności energetycznej, obok tradycyjnej energetyki opartej na węglu oraz energetyki atomowej. Rodzime złoża powinny być szansą nie tylko dla gigantów z USA, ale także dla rodzimych przedsiębiorstw, które pracują nad technologiami ich eksploatacji.
Do ofensywy prawniczej szykują się także europejskie monopole energetyczne. Jesienią zeszłego roku polskie prawo geologiczne i górnicze zostało zaskarżone do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, jako niezgodne z unijnym. W rzeczywistości chodzi o próbę unieważnienia obecnych koncesji i danie więcej czasu firmom z UE.
Można spodziewać się także licznych protestów ze strony ekoterrorystów, którzy już forsują przekaz, że gaz łupkowy oznacza dewastację środowiska naturalnego.
Gaz łupkowy może przynieść duże korzyści. Przede wszystkim obywatelom. Mniejsze rachunki za gaz i ogrzewanie to tylko początek. Jeśli krajowe zasoby naturalne pozostaną pod naszą kontrolą, moglibyśmy liczyć na likwidację problemu związanego z deficytem budżetowym, rentami czy emeryturami. Wartość norweskiego funduszu inwestycyjnego, bazującego na wpływach z eksploatacji złóż, przekroczyła już 1,5 bln zł, czyli wysokość naszego PKB.
Nasz rząd musi się jednak postarać, aby Polska została drugą Norwegią, a nie wyciśniętą jak cytryna kolonią UE i USA. Żeby nie skończyło się tak, że mieliśmy mieć Irlandię, a zrobiło się jak na… Białorusi.
Dr Tomasz Teluk
Tomasz TELUK jest dyrektorem Instytutu Globalizacji, ekspertem Centre for the New Europe w Brukseli. Wydał książkę „Mitologia efektu cieplarnianego”, za którą w 2009 r. otrzymał międzynarodową nagrodę Templeton Freedom Award.
Infografika: Gazeta Wyborcza, Andrzej Kublik, „Łupki, które wstrząsnęły światem”, 2010-06-08
No niestety, o nas ten czerwony obszar na mapie nie zahacza. A mówili że jesteśmy czerwonym zagłębiem 😉