Pruski król w polskiej niewoli (Część 3)
Niestety w niewoli tylko symbolicznie i grubo po czasie, ale symbole też mają znaczenie, a historia, która jest „nauczycielką życia”, nigdy nie przemija bezpowrotnie. Pomnik pruskiego króla Fryderyka Wilhelma I, twórcy militarnej potęgi Prus, zaciekłego wroga Polski, ukryty przez Niemców w czasie II wojny światowej, został właśnie odkopany w Koszalinie. Stało się to dokładnie w trzechsetną rocznicę jego wzniesienia na środku koszalińskiego Rynku.
Koszalin drugim Poczdamem
Koszalin nie został odbudowany, ale przebudowany; nie został odnowiony jako dawne miasto, ale przeobrażony w miasto nowe, zupełnie inne. Spalony Koszalin doskonale nadawał się do królewskiego eksperymentu – stworzenia modelowego miasta pruskiego, na kształt obozu wojskowego, w którym wszyscy mieszkańcy, zarówno wojskowi jak i cywile, pracują na rzecz militarnej potęgi Prus. Niebawem warunki bytowania wojska w Koszalinie z nieznośnych staną się niemal luksusowe. Po zakończeniu przebudowy – pisał niemiecki autor Karl Pirwitz – „miasto wyglądało, jakby nałożono nań uniform wojskowy”. Z przemiany Koszalina na pewno był zadowolony król Fryderyk Wilhelm I, który – co bardzo interesujące – odwiedził Koszalin przed pożarem w 1718 roku oraz półtora roku później, po pożarze, w maju 1720 roku. Z kronik nie wynika, żeby kiedykolwiek później przyjechał do miasta. Zważywszy, że Fryderyk Wilhelm I rządził Prusami przez 27 lat (od 1713 do 1740 roku), oznacza to, że tylko dwa razy w czasie swego panowania znalazł czas na wizytę w Koszalinie, bezpośrednio przed pożarem i krótko po pożarze, później już stracił zainteresowanie miastem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pragnął osobiście doglądać eksperymentu z Koszalinem.
Rynek został znacznie powiększony, wytyczono nową regularną siatkę poszerzonych ulic. Wokół Rynku rozpoczęto budowę budynków w stylu holenderskim, który król pruski szczególnie sobie upodobał – podobne powstawały w Poczdamie i w Berlinie. Dwukondygnacyjne budowle, z podwójnymi mansardowymi dachami typu holenderskiego, postawione frontem do ulicy, a nie szczytem jak poprzednio, wyróżniały się pewną osobliwością. Nie wznoszono ich jako pojedyncze budynki, ale jako jednolity długi budynek, dziś powiedzielibyśmy „falowiec”, pozbawiony na całej długości poddaszy ścian działowych. Ten rodzaj zabudowy nie spełniał wymagań przeciwpożarowych. Czyżby administracja pruska nie wyciągnęła wniosków z ostatniego pożaru? Zdziwionym mieszkańcom Koszalina szybko wyjaśniono o co chodzi, w sposób nie pozbawiony typowo pruskiego humoru. Wspomina o tym Schwenkler: „Stropy stanowiły jedną całość, gdyż nie były podzielone murami przeciwpożarowymi i w czasach manewrów i ćwiczeń jesiennych służyły jako grupowe kwatery dla wojska, a nie jak myśleli koszalinianie, za hale sportowe podczas deszczowej pogody”.
Przebudowie miasta towarzyszył proces likwidacji, żeby nie powiedzieć – dewastacji, kultury materialnej mijającej epoki – średniowiecza i gotyku. Nie da się tego wytłumaczyć samą tylko potrzebą pozyskania budulca. Fryderyk Wilhelm I był nieodrodnym synem swej epoki – Oświecenia i oświeconego absolutyzmu, z jego typowymi prądami umysłowymi, wśród których niechęć do katolicyzmu odgrywała ważna rolę. W Koszalinie nakładała się na to przeszłość miasta i okres jego świetności pod rządami biskupów kamieńskich w niezależnym państwie pomorskim (Księstwo Pomorskie), które zniknęło z mapy Europy na skutek rozbioru między Brandenburgię i Szwecję. O sile tej tradycji świadczy fakt, że ustanawiając w 1724 roku Koszalin miastem powiatowym (okręgowym), nadano mu nazwę Fürstenthum (Księstwo), a nie nazwę pochodzącą od nazwy miasta, jak w przypadku innych powiatów. Było to nawiązanie do Księstwa kamieńskiego (Fürstentum Cammin), które powstało po zsekularyzowaniu w 1648 roku wówczas już protestanckiego Biskupstwa kamieńskiego (Bistum Cammin). Nazwa utrzymała się aż do 1872 roku. Herb miasta pozostał ten sam – Jan Chrzciciel, który był również patronem Biskupstwa kamieńskiego (jeden z jego biskupów nadał Koszalinowi prawa miejskie), umieszczony nad wejściem do nowego ratusza.
Wbrew panującemu przekonaniu, pożar nie zniszczył całego miasta. Ratusz późnogotycki (XVI w.), z dobudowaną zaledwie 28 lat przed pożarem ceglaną wieżą (z zegarem i dzwonem pożarowym), nadawał się do odbudowy. Jego pozostałości musiały jednak ustąpić miejsca pomnikowi króla. Trzy okazałe bramy miejskie przetrwały pożar, pozbawiono je jednak górnych pięter, niszcząc gotycki wygląd. Mury miejskie ocalały, ale zostały obniżone o połowę, co tłumaczy się dziś ich nieprzydatnością w obliczu rosnącej roli artylerii. Nie w pełni odpowiada to prawdzie – jeszcze na początku XIX wieku, kiedy artyleria była o wiele skuteczniejsza, zdobywcy miast, m.in. armia napoleońska, nakazywali pokonanym miastom rozbiórkę murów miejskich, żeby zniechęcić ich do oporu w przyszłości. Los murów miejskich podzieliło 46 rozmieszczonych na nich baszt oraz dwie duże wieże obronne. W następnych latach zasypane i zniwelowane zostaną istniejące jeszcze fosy i wały, m.in. teren między bramą Nową a Wysoką, który przeznaczono na plac do parad wojskowych – jedną z nich obserwował w 1736 roku syn i następca władcy z koszalińskiego pomnika Fryderyk II, przez Niemców zwany „wielkim”. Kościół zamkowy został odbudowany po pożarze, ale bez zdobień wewnętrznych oraz części wieżowej, typowej dla świątyni katolickiej. Podczas prac zasypano stare krypty. Ocalała też część zabudowań zamku książąt pomorskich – znów niespodzianka! – który w tym czasie stanowił już własność królewską; odkupiony został w 1650 roku od ostatniego księcia i biskupa pomorskiego za sumę 100 000 talarów. Przestały istnieć niemal wszystkie kaplice – było ich siedem – z których słynął Koszalin, nazywany nawet „miastem kaplic”. Te, które przetrwały reformację i pożar miasta, uległy z czasem likwidacji. Ocalała jedynie kaplica Św. Gertrudy, tylko dlatego, że zamieniono ją na prochownię.
Jeszcze raz przypomnijmy słowa profesora Friedricha Mielke, wybitnego niemieckiego architekta, honorowego obywatela Poczdamu: „Decyzja Fryderyka Wilhelma I z 1713 roku, aby uczynić Poczdam stałą bazą swojej gwardii, była tak gwałtowna, że wszystkie co wcześniejsze… musiało zostać zniszczone”.
Pruska religia państwowa
Zgoła inne losy przeszedł kościół Mariacki, co ciekawe, nietknięty przez pożar. Świątynia nie tylko przetrwała, ale stała się oczkiem w głowie władz pruskich. Od początku XIX wieku w ciągu stu lat trzykrotnie przechodziła gruntowne remonty, włącznie ze zmianą wyglądu zewnętrznego, nie licząc ciągłych ulepszeń i innowacji. Dawny kościół Mariacki stał się świątynią pruskości i pruskiej religii, a zarazem gmachem królewskim i widocznym znakiem pruskiego panowania. Od czasów reformacji władca brandenburski i pruski był w swoim kraju najwyższym biskupem („summus episcopus” – najwyższy kapłan) protestanckich kościołów. W następnych latach status religii państwowej został prawnie uregulowany i wpisany do powszechnego kodeksu krajowego zwanego „Landrechtem pruskim” (obowiązywał od 1794 do 1900 roku). Stwierdzał on, że prywatne i publiczne praktyki religijne każdej wspólnoty kościelnej podlegają nadzorowi państwa.
„Ja jestem poniekąd papieżem luteranów i głową Kościoła reformowanego…” – mówił Fryderyk Wilhelm I, wyznawca kalwinizmu rządzący głównie luterańskim ludem. Religia stała się częścią państwa, nadzorowaną przez specjalne ministerstwo, z kaznodziejami – urzędnikami państwowymi, zaś dawny katolicki kościół Mariacki w Koszalinie stał się jej świątynią. Odbywały się tutaj uroczystości rocznicowe związane z wystąpieniem Lutra, bardzo uroczyście obchodzono również jubileusze Wyznania augsburskiego (1530). „25 czerwca (1730) na rozkaz królewski w całym kraju, więc także w Koszalinie, publicznie i solennie celebrowano jubileusz przekazania przed 200 laty cesarzowi Karolowi V w Augsburgu zasad wiary chrześcijańskiej” – pisze Wendland. Świątynia posłuży również do spotkań kaznodziejów ze środkowej części Pomorza, którzy w 1737 roku – jak opisuje to Wendland – „na specjalny rozkaz królewski musieli zjawić się w Koszalinie” przed obliczem ministra. „Minister finansów von Cocceji obwieścił im wolę króla, niektórym udzielił reprymendy, a jeszcze innych ukarał” – relacjonuje Wendland. Sam minister von Cocceji nie czuł się w Koszalinie obco – był właścicielem wsi Łazy, Osieki i Kleszcze, wniesionych w posagu przez żonę. Od 1747 roku wizyty ministra zastąpi stały konsystorz w Koszalinie, ustanowiony przez króla Fryderyka II, syna pomnikowego władcy z Koszalina.
„Kalwiński monarcha i luterański lud” – ta tradycja utrzymywała się w Brandenburgii, później Prusach, nieprzerwanie od 1613 roku. Fryderyk Wilhelm III (prawnuk Fryderyka Wilhelma I), wyznawca kalwinizmu ożeniony z luteranką, postanowił zlikwidować ten dysonans, ogłaszając w 1817 roku unię wyznaniową. Nakazał połączenie odrębnych dotąd wyznań luterańskiego i kalwińskiego w jeden unijny państwowy kościół pruski. Król stał się głową zarówno państwa jak i kościoła. Zaprojektował również nową liturgię dla nowego kościoła oraz wydał regulacje co do wyglądu ołtarza i szat liturgicznych, które stały się „strojem urzędowym”, złożonym z czarnej profesorskiej togi z białą befką pod brodą, lub kryzą wokół szyi. Takie same stroje nakazano nosić rabinom żydowskim oraz prawnikom. Ujednolicone miały być nawet budynki kościołów, pomyślane jako standardowe, modularne „Normkirchen”, wznoszone z prefabrykowanych części w różnych rozmiarach, zależnie od wielkości miejscowości. Według Schwenklera w Koszalinie unia przebiegała spokojnie. „W okręgu administracyjnym Koszalin unia została w pełni zrealizowana. W dniach 30 i 31 października 1817 r. luteranie i reformowani przystąpili wspólnie do komunii świętej” – pisze niemiecki historyk miasta.
Pruskie reformy wyznaniowe przyczyniły się także do zaostrzenia tożsamości wyznaniowych, m.in. wywołały tarcia z katolikami, poddanymi króla pruskiego. Na ziemiach polskich oznaczały nasilenie germanizacji wobec praktyki łączenie parafii w miastach i likwidacji nabożeństw polskojęzycznych. Marcin Dunin, arcybiskup poznańsko-gnieźnieński, który przywrócił małżeńskie zobowiązania edukacyjne dotyczące wychowania dzieci w duchu katolickim, został aresztowany przez władze pruskie i osadzony w twierdzy Kołobrzeg. Dzisiaj przed kołobrzeską bazyliką stoi jego pomnik.
Społeczeństwo cywilne
Sprawą wątpliwą jest, czy reformy pruskiego władcy uszczęśliwiły mieszkańców Koszalina. Wielu z nich prawdopodobnie nie powróciło po pożarze w te same miejsca gdzie mieszkali przed pożarem. Dotyczy to zwłaszcza domów stojących wokół Rynku. Może na to wskazywać zapis w kronice Wendlanda mówiący o dwóch małych pożarach w Rynku, które wydarzyły się 1735 i 1750 roku – jeden dotyczył domu senatora (urzędnik, członek zarządu miasta), drugi „majorowej”, czyli żony lub wdowy po majorze. Przypuszczalnie domy nie należały już do dawnej wspólnoty mieszczańskiej, ale do urzędników i wojskowych. Koszalin po pożarze przeszedł nie tylko głęboką przemianę architektoniczno-przestrzenną, ale także szokową transformację społeczną – od społeczeństwa obywatelskiego do biurokratycznego; od społeczeństwa mieszczańskiego opartego na rzemiośle (cechy), handlu (kupcy), samoobronie i patrycjacie miejskim do społeczeństwa biurokratyczno-wojskowego opartego na urzędnikach i oficerach.
Dużą część mieszkańców miasta stanowili już obcy. Regiment von Grumbkow przynajmniej na początku składał się jeszcze z żołnierzy pochodzących z odległych stron. Formowany na Węgrzech, na bazie batalionu pochodzącego z Wesel nad Renem (dziś Nadrenia Północna-Westfalia), wniósł do miasta inne obyczaje i zachowania. Dopiero później okręgiem rekrutacyjnym regimentu (kantonem) stał się Koszalin i inne miejscowości środkowej części Pomorza. Armia stała się faktycznym właścicielem miasta. Karin Friedrich, niemiecko-brytyjska badaczka dziejów Prus, zauważa, że: „militaryzacja społeczeństwa obywatelskiego prowadziła do arbitralnej i nieregulowanej dominacji armii w miastach garnizonowych, narzucając atmosferę pasywności wśród mieszczan i władz miejskich”.
Król-żołnierz zajął się też mieszkańcami, którzy od tej chwili mieli pracować na rzecz armii. Podstawę dała tzw. polityka wełniana króla, oparta na protekcjonizmie. Król niejako sam stworzył problem, a następnie „brawurowo” go rozwiązał. Przede wszystkim nakazał wojsku noszenie jednolitych uniformów oraz wprowadził wzory umundurowania. Regulamin armii pruskiej od 1714 roku przewidywał wymianę umundurowania co dwa lata, a od 1725 już nawet co rok. Wojsko miało obowiązek zaopatrywania się w materiały na mundury wyłącznie na rynku przynależnym do garnizonu ewentualnie w specjalnie do tego celu wybudowanym magazynie berlińskim. W 1718 roku zakazał też przywozu wyrobów wełnianych z innych części Europy. Stworzyło to popyt i stabilny rynek zamówień na wyroby wełniane, z których wówczas sporządzano mundury. Do Koszalina sprowadzono trzydziestu tkaczy, a manufaktura włókiennicza w mieście otrzymała pomoc od skarbu pruskiego. Jednocześnie wydano zakaz eksportu wełny, a od 1720 r. zakaz używania zagranicznych wyrobów wełnianych. Organizowano specjalne jarmarki (kiermasze) wełniane. Rosnący popyt wywołał wzrost zapotrzebowania na wełnę oraz wzrost pogłowia owiec, także w folwarkach miejskich Koszalina.
Pewną atrakcją dla ówczesnych koszalinian było oglądanie ważnych osób, w tym koronowanych głów, przejeżdżających przez miasto. Koszalin był miastem etapowym na trasie łączącej Poczdam i Berlin z Królewcem i dalej z Petersburgiem, stolicą Rosji. Druga połowa osiemnastego stulecia to czas intensywnych działań dyplomatycznych między Prusami a Rosją związanych z przygotowaniami do rozbioru Polski. Wszyscy byli witani z czołobitnością i pruskim zachwytem dla władzy. Zwyczajowo czytano długie listy, przesadnie napuszone epistoły naszpikowane odniesieniami do greckiej mitologii: „O, nasze łzy radości – zobacz, one błyszczą, płyną do Ciebie tak chętnie i tak czysto” i tak dalej.
Skutki reform pruskich dla Koszalina
Trudno z dzisiejszej perspektywy ocenić nastroje panujące w tamtych latach w Koszalinie. Ludność Koszalina i Pomorza od dwóch stuleci podlegała nieustannym przeobrażeniom i eksperymentom: politycznym, społecznym, religijnym. Na początku XVIII wieku rządy brandenbursko-pruskie trwały w mieście dopiero 40-50 lat. Przez starszych mieszkańców, pamiętających Koszalin jako miasto-republikę i czasy niezależności pomorskiej (Księstwo Pomorskie), panowanie brandenbursko-pruskie wciąż było jeszcze traktowane jako zewnętrzne. Społeczeństwo miasta musiało w ciągu jednego pokolenia przejść głębokie przeobrażenia polityczne i społeczne. Nie mogły być dobrze przyjmowane ciągłe reformy religijne podejmowane przez pruskich władców, które ostatecznie doprowadziły wiernych do rozpaczy i wywołały emigrację prawowiernych luteran skupionych w kościele staroluterańskim do USA, Kanady i Australii. Do dziś istnieją tam zwarte skupiska ich potomków.
Paradoksalnie, król-żołnierz przyczynił się też do… osłabienia zdolności obronnych miasta. Podczas wojny siedmioletniej (1756–1763) Koszalin oblegany w 1760 roku przez wojska rosyjskie pod dowództwem gen. Totlebena (Niemca z pochodzenia) nie był w stanie się obronić i szybko skapitulował. Mury miejskie, zmniejszone na rozkaz Fryderyka Wilhelma I do połowy, a także zniwelowane wały i zasypane fosy, nie stanowiły już większej przeszkody dla przeciwnika.
Słynny wodociąg, połączony w jedną inwestycję z budową pomnika Fryderyka Wilhelma I, po pierwszym okresie fascynacji, z czasem stał się utrapieniem dla mieszkańców. Chociaż na początku jakość wody polepszyła się, to już drugi wodociąg zbudowany w 1737 okazał się niewypałem. Dostarczał zanieczyszczoną wodę złej jakości. Wendland poświęca tej życiowej dla mieszkańców sprawie kilka stronic swojej kroniki. Co gorsza, w zapale przebudowy Rynku zasypano trzy istniejące studnie. Nieprzypadkowo więc po pierwszym okresie likwidacji studni w Koszalinie, powróciły one do łask i zaczęto je budować od nowa.
Reformy Fryderyka Wilhelma I nie spowodowały znaczącego zaludnienia miasta. Koszalin w ciągu stulecia 1665-1764 powiększył się zaledwie o tysiąc mieszkańców (z 1,5 tys. do 2,5 tys.), a w ciągu następnego półwiecza (1764-1816) o kolejny tysiąc (z 2,5 tys. do 3,5 tys.). Dopiero w XIX wieku i w początkach XX w. nastąpił znaczący wzrost ludności, ale na prawdziwą eksplozję demograficzną i urbanizacyjną Koszalin musiał poczekać do czasów polskich.
Po tym jak regiment pruski przeniesiono w 1794 roku do Gdańska, zajętego przez Prusy po drugim rozbiorze Polski, zabudowa koszarowa w mieście straciła na znaczeniu. Aż do początków XX wieku stopniowo przeobrażała się w normalną zabudowę mieszkalną, poprzez zamiany parterów na sklepy, przebudowę poddaszy na piętra mieszkalne, dobudowę pięter i wyeliminowanie dachów mansardowych na rzecz dwuspadowych o zróżnicowanym nachyleniu. Jedna skrajność przeszła w drugą – koszarowa regularność zamieniła się w chaotyczną mieszaninę stylów i wyglądu fasad domów o rozmaitej wysokości. Na zdjęciach z początków XX wieku widać kilka pozostałych, nielicznych już fragmentów pierwotnej koszarowej zabudowy. Okazałych, ciekawych architektonicznie gmachów, głównie narożnikowych, powstało wokół Rynku na przełomie dwóch wieków zaledwie kilka, ale uległy one zniszczeniu podczas walk o Koszalin w 1945 roku. Nowoczesny, funkcjonalny i uporządkowany architektonicznie Rynek, na miarę powojennych możliwości, powstał w czasach polskich. Koszalin po raz pierwszy w swojej historii nabrał charakteru wielkomiejskiego.
Jedna rzecz Fryderykowi Wilhelmowi I na pewno się udała. Stworzył z Koszalina znakomitą bazę wypadową przeciwko Polsce. Niebawem wojska koszalińskiego garnizonu wezmą udział w kolejnych rozbiorach Polski. Później będą tłumić powstanie kościuszkowskie i walczyć z Polakami podczas wojen napoleońskich. Będą tworzyć kordony graniczne wokół Polski podczas kolejnych powstań i zrywów narodowych, izolując Polskę i uniemożliwiając pomoc z Europy zachodniej – dopływ posiłków, broni i zaopatrzenia, co przesądzi o klęskach powstań. Zawsze do spółki z Rosją, zjednoczeni wspólnie dokonaną zbrodnią rozbiorów (Zbrodnia rozbiorów). W 1939 roku armia niemiecka wyruszy stąd do ataku na Polskę, wbijając sztylet, którego ostrze sięgnie naszej stolicy – Warszawy. Ostatnią bitwę stoczą oddziały koszalińskiego garnizonu w 1945, broniąc Pomorza, o które po drugiej stronie frontu walczyć już będzie Wojsko Polskie.
Tadeusz Rogowski
Literatura i źródła:
- Johann David Wendland, „Eine Sammlung unterschiedlicher die Historie der Stad Cöslin betreffende Sachen”. Archiwum Państwowe, Zespół redakcyjny pod kierunkiem Joanny Chojeckiej (transkrypcja, tłumaczenie fragmentów). Koszalin 2006.
- Ludwig Wilhelm Brüggemann, „Beschreibung der zu dem Gerichtsbezirk der Königl. Landescollegien in Cößlin gehörigen Hinterpommerschen Kreise”. Stettin 1784
- K. Pirwitz, „Das Stadtbild Köslins in früheren Zeiten”, „Unser Pommerland” 1931.
- Franz Schwenkler, „1266-1966 Köslin. Die siebenhunderjährige Geschichte einer pommerschen Stadt und ihres Kreises”. Lübeck 1966
- „Dzieje Koszalina”, Praca zbiorowa pod redakcją Bogusława Drewniaka i Henryka Lesińskiego. Wydawnictwo Poznańskie 1967
- „Dzieje Koszalina. Tom 1: do 1945 roku”. Praca zbiorowa pod redakcją naukową Radosława Gazińskiego i Edwarda Włodarczyka. Koszalin, KBP im. Joachima Lelewela, 2016
- Kazimierz Marian Morawski, „Źródło rozbioru Polski : studja i szkice z ery Sasów i Stanisławów”. Księgarnia św. Wojciecha. Poznań 1935.
- Stanisław Salmonowicz, „Prusy. Dzieje państwa i społeczeństwa”. Książka i Wiedza. Warszawa 1998
- Stanisław Salmonowicz, „Fryderyk II”. Ossolineum 1985
- Christopher Clark, „Prusy. Powstanie i upadek 1600-1947”. Bellona, Warszawa 2009. Tytuł oryginału: „Iron Kingdom: The Rise and Downfall of Prussia, 1600-1947”
- Richard Butterwick, „Światło i płomień. Odrodzenie i zniszczenie Rzeczypospolitej (1733-1795)”. Wydawnictwo Literackie 2023.
- Norman Davies, „Zaginione królestwa”. Wydawnictwo Znak. Kraków 2010
- Alexander von Lyncker, „Die Altpreußische Armee 1714-1806 und ihre Militärkirchenbücher”. Berlin, Verlag für Standesamtwesen, 1937
- Krister von Albedyll, „Soldaten und Garnisonen in Pommern und im Bezirk des II Armee-Korps”. Szczecin, 1926
- Uwe A. Oster, „Männerfreundschaft in unruhiger Zeit”. Damals.de. (internet, dostęp 25.10.2024)