Wspomnienie o Słowianach Połabskich – Ranowie
Traaach! Z wielkim łoskotem Świętowit upadł. Kilku zbrojnych bez należnej czci umocowało końce lin do misternie rzeźbionego posągu i silnymi dłońmi wywlekło spętanego na dziedziniec. Ryk zadowolenia jaki przywitał oprawców i ich „ofiarę” da się przyrównać jedynie do bitewnego zawołania wyrywającego się z setek gardeł. Ściśnięci w półkolu wojowie z Zelandii, Skanii i Jutlandii przepychali się jeden przez drugiego. Sapiąc rozdawali kułaki, złorzeczyli tym którzy byli bliżej. Każdy chciał ujrzeć i zapamiętać. Każdy starał się kopnąć, opluć lub chociaż rzucić obelgę w stronę leżącej nieruchomo podobizny bóstwa. Król Waldemar podniósł dłoń. Zaległa cisza. W kolczudze i hełmie, okryty pyłem, z rozwidloną rudawą brodą i płonącymi oczami bardziej przypominał tego, którego nakazał pohańbić niźli człowieka. W kilku krokach podszedł do idola i splunął z pogardą. Następnie skinął na jednego ze swoich. Wziął z jego rąk wielki bojowy topór i wymownie spojrzał na otoczonego wianuszkiem duchownych biskupa Absalona. Zamachnął się potężnie a po chwili ostrze topora rozniosło w drzazgi jedno z obliczy Świętowita. Ciżba przyjęła ten akt jeszcze głośniejszym, jeszcze radośniejszym, jeszcze bardziej przerażającym okrzykiem. Miecze i włócznie uderzały rytmicznie w tarcze. Bach! Bach! Bach! I tylko towarzyszący Dunom i stojący nieco na uboczu Pomorzanie oraz Obodryci księcia Przybysława nie przyłączyli się do wilczego chóru lecz ukradkiem spoglądali niespokojnie w czerwcowe niebo.
WSPOMNIENIE O SŁOWIANACH POŁABSKICH – RANOWIE – cały artykuł
Wielce ciekawe, dużo się dowiedziałem z tej pracy.
Odrobinę zawiedziony jestem tylko tym, że p. Sengebusch nie odniósł się w ogóle do (domniemanego?) polskiego wątku w dziejach wyspy (za panowania Bolka Krzywousta).