Unia skąpców na pokaz
Pod koniec tygodnia poznamy kolejny ruch w unijnej rozgrywce budżetowej. Na brukselskim szczycie przewidzianym na 7-8. lutego karty odkryją najwięksi gracze z klubu „płatników netto”, którzy nieformalnie układali się ze sobą przez ponad dwa miesiące, jakie upłynęły od listopadowej, pierwszej przymiarki budżetowej na lata do 2014-2020. Wydaje się, że tym razem rozmowy będą łatwiejsze.
Po pierwsze, udało się rozwiązać bieżące problemy związane z deficytem budżetu w 2012 r. Co ciekawe, zasadą unijnego budżetu jest brak jakiegokolwiek deficytu… Skąd zatem się wziął, skoro do spłaty zobowiązań w ub. roku brakowało 9 mld euro! Kłopoty zaczęły się już w 2011 r. kiedy Rada i Parlament nie dostrzegły, iż przegłosowały niewystarczające środki do wcześniej zaakceptowanych planów. Aby sytuacji zaradzić – zastosowano „ucieczkę do przodu” – sięgnięto po pieniądze z następnego budżetu na 2012 r. Nic zatem dziwnego, że w ostatnim kwartale ub. roku kasa świeciła pustkami i zabrakło funduszy np. na program Erasmus. Rozdźwięk budżetowy wziął się z nagłych decyzji Rady, która potrafiła „od tak” zmienić kwoty zaproponowane we wstępnym projekcie budżetu, zastępując je nieco „pod publiczkę” – znacznie mniejszymi. Ponieważ za liczbami stały konkretne programy : dla studentów, naukowców, miast, regionów, przedsiębiorstw itp. – zrobił się deficyt. „Dziurę” udało się załatać częściowo już w 2012 r. – 6 mld dodatkowych środków, kolejne 3 mld wpłyną w 2013 r.
„Po drugie, zeszło już trochę pary z nabuzowanych krajowymi kłopotami polityków. Swój historyczny speech o reformie i odchudzaniu Unii (w kontekście brytyjskiego referendum) wygłosił nie doczekawszy do lutowego szczytu – premier David Cameron. Kanclerz Angela Merkel uspokoiła sytuację podkreślając, że Unia potrzebuje stabilności i dalszej integracji, a tego nieprzemyślanymi oszczędnościami raczej się nie osiągnie. Także prezydent Francois Hollande zorientował się już, że tylko „pod pachę” z Niemcami, Francja może rozdawać unijne karty. Ponadto wszyscy byli wcześniej świadomi, że w tej grze – kompromisu nie osiąga się w pierwszej rozgrywce.”
Komisarz d/s budżetu Janusz Lewandowski jest przez zbliżającym się szczytem – dobrej myśli i przewiduje, że nowa „siedmiolatka” zmierza już do finału. Tu, niestety nie podzielam jego optymizmu. Zarówno Rada jak i Komisja Europejska chyba zapomniały w tych negocjacjach o nowych prerogatywach Europarlamentu. Umknęło ich uwadze, że po raz pierwszy negocjacje wieloletniego budżetu prowadzone są według zupełnie innych reguł narzuconych Traktatem Lizbońskim, zgodnie z którymi Parlament powinien być stroną w negocjacjach… A nie jest. Jak dotąd nie było żadnych formalnych konsultacji Rady z Parlamentem. Posłowie uzbrojeni w nowe narzędzia budżetowe nie zamierzają odpuścić i jeśli nasza wcześniejsza propozycja budżetu na 2014-2020 nie zostanie uwzględniona (na co się na razie nie zanosi) – najprawdopodobniej będzie z naszej strony – weto.
Trzeba pamiętać, że budżet UE to nie są pieniądze dla „Brukseli”. 94% środków trafia z powrotem do państw członkowskich, w dopłatach bezpośrednich albo w postaci zakupu ich towarów czy usług. Z każdego unijnego 1 euro wydanego w „nowych” krajach UE – „stare” kraje uzyskują średnio 61 eurocentów dochodu z dodatkowego eksportu. W Polsce z każdego wspólnotowego euro – 89 eurocentów trafia do niemieckich firm, będących najczęstszymi wykonawcami różnych projektów w naszym kraju. Dla Niemiec globalnie oznacza to powrót do ich gospodarki nawet do 1,25 euro.
Cięcia w unijnym budżecie zatem to nie są oszczędności, tylko podcinanie gałęzi rozwoju regionów.
Premier Cameron radził też by odchudzić brukselską administrację. Przypomnę, że o jej obecnym kształcie zdecydowały państwa członkowskie, a nie „Bruksela”. Eurourzędnicy kosztują 6% unijnego budżetu. Wg danych Eurostatu z 2011 r. w strukturach unijnych pracowało łącznie 55 tys. urzędników. Czy to dużo? Jak jest gdzie indziej? Przykładowo :
Łotwa z populacją 2.200.000 obywateli ma 184 tys. urzędników.
W Birmingham liczącym 1 036 900 mieszkańców jest 60 tys. urzędników.
W Paryżu z 2 257 981 mieszkańcami jest ich 50. tys.
W Helsinkach na 601 035 mieszkańców przypada 40. tys. urzędników.
Ilu zatem powinno być urzędników na 500 mln euroobywateli?
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg
israelseen.com
Artykuł ukazał się pierwotnie na blogu europosłanki Lidii Geringer de Oedenberg Z Parlamentu Europejskiego prowadzonym na Salon24.pl
Dziękujemy pani poseł do Parlamentu Europejskiego, Lidii Geringer de Oedenberg, za zgodę na przedruk artykułu.
Lidia GERINGER DE OEDENBERG (ur. 1957 Wrocław) – polska polityk, działaczka kulturalna, od 2004 posłanka do Parlamentu Europejskiego, kwestor PE, członkini Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów w PE.
[quote][b]Trzeba pamiętać, że budżet UE to nie są pieniądze dla „Brukseli”. 94% środków trafia z powrotem do państw członkowskich, w dopłatach bezpośrednich albo w postaci zakupu ich towarów czy usług. Z każdego unijnego 1 euro wydanego w „nowych” krajach UE – „stare” kraje uzyskują średnio 61 eurocentów dochodu z dodatkowego eksportu. W Polsce z każdego wspólnotowego euro – 89 eurocentów trafia do niemieckich firm, będących najczęstszymi wykonawcami różnych projektów w naszym kraju. Dla Niemiec globalnie oznacza to powrót do ich gospodarki nawet do 1,25 euro.[/b][/quote]
Rewelka. Niemcy wkładają 1 euro a mają z powrotem 1,25 euro. Więc chyba „dotacja” dla Polski znów będzie wysoka. 😆
Pani Lidia Geringer de Oedenberg to chyba jedyna europosłanka, która poważnie podchodzi do swoich wyborców. Regularnie prowadzi blog opisując w przystępnym języku prace w Parlamencie Europejskim, szanse i zagrożenia dla Polski. Była jedyną, która pisała o zagrożeniach związanych z Gazociągiem Północnym. Z pozostałych europosłów chyba tylko Migalski prowadzi swój blog, ale jest to publicystyka polityczna a nie relacje z pracy w PE. Elegancja, styl, kompetencja, pracowitość, szacunek dla wyborców – myślę, że pani Lidia może być wzorem dla innych europarlamentarzystów.