Polska i Wielka Brytania – przepaść parlamentarna
Trudno o lepsze przykłady różnic funkcjonowania parlamentu systemu proporcjonalnego i większościowego niż reakcje władz partii koalicyjnych na wyniki dwóch głosowań, które ostatnio przeprowadzono, odpowiednio, w Sejmie i w Izbie Gmin.
Podczas lipcowych i sierpniowych głosowań nad forsowaną przez rząd nowelizacją ustawy o finansach publicznych, która ostatecznie zawiesiła na rok działanie 50-procentowego progu ostrożnościowego, trzej posłowie partii koalicyjnej (PO) Jarosław Gowin, John Godson i Jacek Żalek dwukrotnie złamali dyscyplinę klubową wstrzymując się od głosu (podczas głosowania nad wnioskiem SP i SLD o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu, a następnie podczas głosowania nad uchwaleniem nowelizacji).
Paweł Kawarski podczas „zjazdu oburzonych” w Stoczni Gdańskiej w marcu 2013 roku.
Postawa posłów dysydentów spotkała się z gwałtowną reakcją władz i członków PO, którzy wzywali do ich ukarania. Zacytuję jedną wypowiedź rzecznika dyscypliny klubowej PO Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej Moja propozycja to zawieszenie (trzech posłów) na trzy miesiące. Nie był to ich pierwszy wybryk, tylko dość konsekwentne postępowanie według własnego widzimisię.
Sprawa znalazła finał w ostatnich dniach sierpnia. 27 sierpnia John Godson sam wystąpił z klubu parlamentarnego PO i z partii, natomiast 30 sierpnia klub PO ukarał Jarosława Gowina karą finansową w wysokości tysiąca złotych, a Jacek Żalek został zawieszony na trzy miesiące w prawach członka klubu. Kary te podsumował premier Donald Tusk: Decyzje klubu są absolutnie uzasadnione. W geście solidarności z posłem Żalkiem, J. Gowin zawiesił swoje członkostwo w klubie na trzy miesiące.
Zestawmy te reakcje z postępowaniem władz brytyjskiej partii konserwatywnej po przegranym głosowaniu nad wnioskiem o zatwierdzenie użycia wojska w Syrii, w sprawie mającej o wiele istotniejsze znaczenie. Premier zarządził powrót z urlopów, a proponowanej uchwale władze obu partii nadały najwyższy priorytet, tzw. three line whip.
29 sierpnia wieczorem wniosek koalicji został odrzucony większością głosów 285/272, dzięki głosowaniu przeciw wnioskowi, m.in. członków partii koalicji: 30 konserwatystów i 9 liberalnych demokratów (rebelianci). Z kolei dalszych 31 torysów i 14 demokratów z różnych powodów w ogóle nie wzięło udziału w głosowaniu, co oczywiście pomogło przeciwnikom interwencji zbrojnej. Wszyscy obecni posłowie Partii Pracy w liczbie 220 głosowali przeciw. Prasa brytyjska podaje imienne wykazy rebeliantów wraz z nazwami ich okręgów wyborczych, dzięki czemu wyborcy łatwo mogą sprawdzić jak głosowali reprezentanci poszczególnych okręgów bez potrzeby przeszukiwania stron parlamentu w poszukiwaniu list głosowań.
Pomijając aktualny aspekt geopolityczny, wydarzenie to odnotowano w Wielkiej Brytanii jako historyczne – poprzedni raz premier brytyjski (Lord North) przegrał głosowanie co do użycia wojska w 1782 roku, gdy parlament nie zgodził się na dalsze finansowanie wojny ze Stanami Zjednoczonymi, które ogłosiły niepodległość. Porażce Davida Camerona nadaje się podobne znaczenie jak upadkowi rządku Chamberlaina w 1940 r. Posłowie opozycyjnej Partii Pracy tuż po głosowaniu wzywali Camerona do ustąpienia. Komentatorzy określili porażkę premiera jako poniżenie, wydarzenie bez precedensu w obecnych czasach i nadzwyczajny atak na autorytet premiera. Zresztą w ostatnim czasie to nie pierwszy raz gdy premier musi respektować partyjnych rebeliantów – pamiętać należy silną antyunijną torysowską frakcję, która zmusza premiera do dystansowania się od silnej integracji z UE, aż do złożenia obietnicy referendum w sprawie dalszego członkostwa.
Ale jak zachował się Cameron? Czy wzywał do ukarania rebeliantów? W warunkach ordynacji większościowej, oczywiście jest to pytanie retoryczne. Wzywano do ukarania głównego whip’a, którym jest Sir George Young, poprzez pozbawienie go tej funkcji, za bałagan, w efekcie którego nawet dziesięciu ministrów rządu nie wzięło udziału w głosowaniu. Niektórzy posłowie koalicji nazywali rebeliantów zdrajcami, lecz ci nie wyrażali skruchy z powodu nieokazania lojalności partii.
Zachowanie posłów partii systemu proporcjonalnego jest spowodowane szczególnym instrumentem jaki jest do dyspozycji władz takiej partii – przywilejem układania list wyborczych. Z jednej strony utrzymanie dyscypliny partyjnej jest łatwe, a z drugiej – usłużni władzom posłowie nie zawahają się ukarać kolegów za działanie wbrew linii partyjnej. Premier brytyjski nie dysponuje podobnym niemalże magicznym narzędziem, dzięki temu zasadniczo posłowie do Izby Gmin muszą się liczyć ze zdaniem swoich wyborców, a w tej sprawie – wyborcy brytyjscy są przeciwni kolejnej wojnie.
Postawa posłów może być powodowana do pewnego stopnia faktem czy poseł został wybrany dużą czy małą większością głosów. Trzech posłów, którzy przyczynili się do odrzucenia propozycji koalicji, pochodzi z okręgów o minimalnej różnicy głosów w stosunku do drugiego w kolejności – posłowie Labour z okręgów Oldham East & Saddleworth (różnica 103) oraz Hampstead & Kilburn (różnica 42) głosowali przeciw, poseł LD z okręgu Solihull (różnica 175) nie głosował. Posłowie Tory, którzy głosowali przeciw pochodzą z relatywnie bezpiecznych okręgów (różnice wynoszą kilka tysięcy głosów). Z kolei posłowie Tory głosujący za widocznie nie obawiali się utraty mandatów w kolejnych wyborach, nawet gdy wyborcy generalnie są przeciw agresji na Syrię.
Zestawienie powyższych dwóch wydarzeń doskonale ilustruje, że parlamentaryzm Polski i Wielkiej Brytanii dzieli przepaść, jeśli chodzi o wpływ władz partii czy wyborców na zachowanie posłów, niestety na korzyść tego drugiego, mając świadomość, że nawet w UK nie zawsze przedmiotowe zależności funkcjonują bez zarzutu.
Paweł KAWARSKI
Paweł KAWARSKI – prawnik z Warszawy, uczestnik Ruchu JOW.
Tytuł pochodzi od redakcji koszalin7.pl