Internet – ostatni bastion zachodniej cywilizacji
Mało kto już pamięta o tym, iż w połowie lat dziewięćdziesiątych szykowano się na nawrót analfabetyzmu. Panowało bowiem powszechne przekonanie, że światowy triumf telewizji oderwie ludzi od słowa pisanego i przyklei na zawsze do ekranów.
Po kilkunastu latach ludzie faktycznie okazali się być przyklejonymi do ekranów – ale komputerów. Gwałtowny rozwój Internetu spowodował, iż słowo pisane znów jest w cenie. Przecież większość komunikacji w Sieci odbywa się przy pomocy tekstu. Użytkownicy Internetu piszą i czytają lepiej lub gorzej – ale analfabetyzm im nie grozi. Odwrotnie – powszechność Internetu bez wątpienia zatrzymała proces odchodzenia od słowa pisanego, równocześnie odrywając ludzi od telewizji (inna rzecz, iż Sieć zapewne dodatkowo przyczyniła się do spadku czytelnictwa prasy oraz książek).
Oczywista przewaga Internetu nad TV polega na interaktywności. Telewizja to przede wszystkim jednostronny przekaz, w dodatku silnie kontrolowany i formatowany. Tymczasem Internet polega na, prowadzonym różnorakimi środkami, dialogu.
Przez „dialog” rozumiem nie tylko komentarze pod prasowymi tekstami i blogowymi notkami lub czaty ze znanymi osobami w portalach internetowych. Dialog w Internecie polega na spontanicznych, całkowicie nieprzewidywalnych interakcjach. Np. każdy link na Wykopie może stać się pretekstem do rozbudowanej debaty skutkującej kolejnymi „wykopami” i mobilizowaniem setek albo tysięcy ludzi do określonych działań.
Po opublikowaniu filmu na YouTube może nic się nie wydarzyć. Lecz istnieje również szansa na to, że nasze dzieło zyska w krótkim czasie wielotysięczną lub nawet milionową widownię i nasz przekaz dotrze do gigantycznej liczby ludzi.
W Internecie realizują się, jak już nigdzie indziej, zasady wolności wyboru i możliwości samorealizacji. Jeśli tylko masz talent i przekonasz do siebie ludzi – masz szansę na sukces. Bez oglądania się na polityków, wielki biznes i tajemnicze grupy wpływu.
Taki stan rzeczy, oczywiście, bynajmniej nie może podobać się globalnym korporacjom i coraz bardziej od nich zależnym rządom. Im jak najbardziej odpowiadał kierunek, w jakim jeszcze kilkanaście lat temu zmierzała zachodnia cywilizacja. Nie ma lepszego poddanego i konsumenta od osoby przyklejonej do telewizora i połykającego specjalnie przygotowaną medialną papkę.
„Człowiek XXI wieku” miał być posłusznym pracownikiem i klientem, doskonale przewidywalnym dostarczycielem zysków. Tymczasem on coraz więcej myśli i nadal bywa niepokorny – przede wszystkim za przyczyną Internetu.
Nic więc dziwnego, iż wielcy tego świata otrząsnęli się w końcu z zaskoczenia i – doceniając siłę Sieci – postanowili ją spacyfikować oraz podporządkować sobie. W wielu pozornie jak najbardziej demokratycznych krajach podejmowane są próby cenzurowania Internetu oraz zastraszania Internautów. Jednakże wszystkie one są niczym wobec przygotowywanego (głównie przez UE, USA oraz Japonię) protokołu ACTA. Oficjalnie ma on na celu ochronę praw autorskich, lecz przewiduje także szereg rozwiązań godzących w wolności obywatelskie (np. zakaz szyfrowania prywatnych maili). Jak wskazuje na swoim prawniczym blogu Piotr VaGla Waglewski, efektem wprowadzenia ACTA (także w Polsce) będzie de facto prywatyzacja policji oddanej w służbę korporacji. Jednym z głównych celów policji stanie się bowiem ściganie wszystkich osób mogących być w posiadaniu nielegalnych plików – z muzyką, filmem, książką, czymkolwiek.
Kiedy już udowodni się komuś złamanie zasad ACTA, będzie można z nim zrobić wszystko – zamknąć w więzieniu, zabrać komputer, odciąć dożywotnio od Internetu.
Absolutna kontrola Sieci jest możliwa – przekonują o tym przykłady krajów azjatyckich. Chiny z ich absolutną cenzurą Internetu to jeszcze nic w porównaniu z Birmą, gdzie zarejestrować w urzędzie musi się każdy użytkownik komputera podłączonego do Sieci.
Po przyjęciu zasad ACTA w „demokratycznym” świecie nie będziemy daleko ani od modelu chińskiego, ani birmańskiego. Co zresztą nie jest zaskoczeniem. Przecież w międzynarodowych korporacjach rosną wpływy kapitału azjatyckiego. A tam, gdzie chińskich pieniędzy jeszcze nie ma i tak patrzą z zazdrością na „porządek” panujący w Państwie Środka. Tam tworzenie „człowieka XXI wieku” trwa w najlepsze.
W takim kontekście staje się jasne, iż walka o wolność Internetu jest teraz głównym frontem walki o wartości cechujące przez wieki zachodnią cywilizację – a przede wszystkim o wolność. Jeśli Internet zostanie wciśnięty w ścisłe ramy ustalone przez korporacje i rządy, to nic już nie powstrzyma procesu modyfikowania ludzkości w bezmyślny tłum posłusznych pracowników i klientów.
Rybitzky
1 lutego 2010, Salon24.pl
Dziękujemy jednemu z najbardziej poczytnych polskich blogerów, podpisującemu się Rybitzky, za wyrażenie zgody na przedruk felietonów na naszym portalu.
Jestem emerytem,ale nauczylem sie popracowac na komputerze,jestem pelen podziwu temu wynalazkowi,gdzie wszystko i o wszystkim moge sie dowiedzec.Super.