Czy bogacz może być zbawiony?
Dobre pytanie, zwłaszcza jeśli pamiętamy o dość znanym fragmencie Ewangelii: „Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty wejdzie do królestwa niebieskiego”. I jeśli nie traktujemy tego fragmentu dosłownie, w oderwaniu od całego kontekstu Nauczania. Powiedzmy też sobie szczerze, nie przepadamy za bogaczami i nie mielibyśmy nic przeciwko temu, gdyby chociaż na tamtym świecie nie poszczęściło się im zanadto.
Ta skromna książeczka jest prawdziwym pomnikiem piśmiennictwa chrześcijańskiego. Traktat „Który człowiek bogaty może być zbawiony?”, pióra Klemensa Aleksandryjskiego, powstał około 200 roku w Aleksandrii, czyli 1800 lat temu. Nic jednak nie traci na aktualności i wciąż zachwyca oryginalnością myśli i teologiczną głębia. Jest to również zasługa znakomitego patrologa ks. Jana Czuja, który dziełko przetłumaczył.
Wydaje się to dziwne, ale pisarzy wczesnochrześcijańskich bardzo zajmował problem zbawienia ludzi bogatych. Wynikało to z ówczesnego sposobu przeżywania wiary. Troska o zbawienie drugiego człowieka – mówiono wówczas – jest największym wyrazem miłości bliźniego. Każdego człowieka, również, a może przede wszystkim tego, do którego czujemy niechęć. Fajnie jest kogoś darzyć niechęcią, ale jest to luksus, na który może sobie pozwolić niewierzący, prawy chrześcijanin zaś, powinien zwalczać w sobie to uczucie. To zrozumiałe, że ludzie bogaci są bardziej narażeni na grzech i upadek moralny, mogą przez to nie być zbawieni, dlatego – paradoksalnie – o nich trzeba bardziej się troszczyć. Nie na darmo w czasach wyświetlania telewizyjnego serialu stulecia „Dynastia”, ukazującego rodzinę magnatów finansowych, powstało powiedzenie, że jest to opowieść o najbardziej nieszczęśliwej rodzinie na świecie.
Traktat Klemensa dzieli się na dwie zasadnicze części; w pierwszej – jak mówi – chce najpierw bogatym udzielić „nadziei” zbawienia, w drugiej – pragnie pouczyć ich „o drodze, która do niej wiedzie”. Natomiast przesłanie całego dziełka da się ująć w słowach: nie sam fakt posiadania bogactw, lecz sposób ich użycia decyduje o zbawieniu. Pieniądz to taka sama rzecz jak każda inna, można zrobić z niej właściwy użytek, to znaczy ukierunkować ku dobru, można też zrobić coś zgoła innego. Nóż kuchenny służy do krojenia naszego chleba powszedniego, ale zdarza się niestety, że również do zabijania.
Jednego wszak nie wolno nam czynić – schlebiać bogatym. Klemens Aleksandryjski rozpoczyna od ostrej krytyki właśnie tych pochlebców. Nazywa ich nie tylko „służalcami”, ale także „bezbożnymi i podstępnymi”, ponieważ „do tego, co jest ciężkie z natury, dokładają jeszcze większy ciężar”. Zbawienie bogacza wydaje się trudne, ale od czegóż chrześcijańska nadzieja. Klemens zauważa, że człowiekowi zamożnemu nie wolno zaniedbywać środków wiodących do zbawienia i powinien czynić przygotowania, aby „dostąpić spełnienia tej nadziei”. Do bogactw materialnych nie wolno się przywiązywać, a najlepszym sprawdzianem takiej postawy jest utrata majątku: „Kto, zmuszony do wyrzeczenia się majętności, umie i tę utratę znieść z pogodnym umysłem i żyć w ogołoceniu tak samo jak żył w dostatku, ten jest owym błogosławionym przez Pana” – wyjaśnia Klemens. Każdy zamożny człowiek powinien więc postawić sobie pytanie, czy gdyby stracił wszystko, byłby nadal zadowolony z życia i otoczony tyloma przyjaciółmi. Najlepiej, gdyby takie pytanie powiesił sobie nad biurkiem albo choćby nad łóżkiem. Powinien być czujny. „Niechaj człowiek bogaty według świata patrzy na życie swoje tak jak zawodnik gotujący się do igrzysk” – proponuje. Człowiek otoczony ziemskimi dostatkami nie powinien z góry wyrzekać się zdobycia nagrody. Niech się jednak nie spodziewa „że bez ćwiczenia i bez walki, bez kurzu i potu pozyska wieniec nieśmiertelności”. No i co najważniejsze – Klemens zawsze najmocniejszy argument pozostawia na koniec – „niech się powierzy Słowu jako nauczycielowi i Chrystusowi jako sędziemu”. (tr)
Klemens Aleksandryjski, „Który człowiek bogaty może być zbawiony?”, Przekład ks. Jan Czuj, Kraków 1999
Jedyne teksty religijne jakie doczytałem do końca, to są teksty Tadeusza. Okazuje się, że na tematy religijne można pisać ciekawie, nawet jeśli pisze się o sprawach sprzed… 1800 lat. Daje do myślenia. Czekam na następne kawałki.