Bloger Jarosław Kaczyński o JOW
Na popularnym portalu internetowym „Salon24”, którego właścicielem jest znany dziennikarz Igor Janke, kilka dni temu założył swój blog Jarosław Kaczyński i w pierwszym wpisie przedstawił swoją wizję dla Polski. Fakt ten stał się sensacją dnia, a może nawet wielu dni, bo tekst „odświeżono” od razu kilkaset tysięcy razy i i pojawiła się istna lawina komentarzy, co samo w sobie jest wynikiem wyjątkowym i rekordowym. Doniosłe to wydarzenie polityczne zostało zauważone przez chyba wszystkie media i może nawet zepchnęło w cień Afrykę Północną a dziennikarze wszelkich opcji zaczęli przepytywać różnych polityków o ich opinię na ten temat.
Zastanawiano się też, czy Jarosław Kaczyński zechce ustosunkować się do pytań i uwag komentujących blogerów, tym bardziej, że miał on do tej pory opinię człowieka unikającego komputerów i Internetu? Ale Prezes PiS i tu sprawił niespodziankę i, w odróżnieniu od wielu innych politycznych blogerów, którzy traktują swoje blogi jako sui generis tablice reklamowe, już 21 lutego, ustosunkował się do szeregu komentarzy.
W zalewie komentarzy padły też pytania o ordynację wyborczą i jednomandatowe okręgi wyborcze w wyborach do Sejmu. I tak na przykład, bloger „Kungalu” napisał:
Ja powiadam trzeba dokonać fundamentalnej zmiany systemu. A pierwszym krokiem tej zmiany powinna być zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu, na ordynację JOW jak brytyjska. Dlaczego PiS tak się boi takiej zmiany? Przecież to jest początek naprawdę patriotycznych przemian.
I Jarosław Kaczyński odpowiada:
Stawianie tak sprawy jest, obawiam się, niezrozumieniem systemu brytyjskiego, gdzie posłowie są w istocie mianowani przez kierownictwo partii. I to w końcu Polacy powinni przyjąć do wiadomości – nie można żyć w świecie zupełnie oderwanym od rzeczywistości. W brytyjskiej praktyce politycznej jest tak: jakiś młody polityk zasługuje się odpowiednio kierownictwu partii i dostaje na próbę „zły” okręg – taki, w którym jego partia zwykle przegrywa. Tam ma się sprawdzić, czy potrafi pracować, czy potrafi być twardy, czy potrafi zrobić duży wysiłek, mimo że wie, że ma minimalne czy prawie żadne szanse na zwycięstwo.
Jeżeli się sprawdzi, to w kolejnych wyborach dostaje już taki okręg, gdzie są one znaczne. Przy czym jego związek z tym okręgiem jest w ogromnej większości praktycznie zerowy, jest to bardzo często okręg, w którym on wcześniej nigdy w życiu nie był – nie tylko tam nie mieszka, nie tylko się nie urodził, ale w ogóle nie był. I tak to wygląda, tak wygląda system jednomandatowy i on wtedy może funkcjonować. U nas natomiast jest naiwne przeświadczenie, że można stworzyć taki mechanizm oddolnie wybieranych posłów, którzy jednocześnie będą co później robili? Każdy będzie oddzielnie. I w jaki sposób taki parlament będzie funkcjonował?
Efekt będzie taki, jak ostatnio widzieliśmy w Pile, będzie mnóstwo ludzi, którzy po prostu dlatego, że mają finansowo mocną pozycję, chociaż żadnych kwalifikacji moralnych i intelektualnych, zostaną posłami. Podobnie też było na Ukrainie, gdzie częściowo wprowadzono takie okręgi. Taki będzie jedyny skutek. I trzeba naprawdę bezmiaru naiwności albo złej woli, żeby coś takiego proponować.
Jarosław Kaczyński jest dzisiaj najbardziej popularnym politykiem polskim, jego słowa mają więc „wielką siłę rażenia” i kiedy przekazuje Polakom jakieś zdecydowane opinie na najważniejsze sprawy państwowe, a taką niewątpliwie jest sprawa procedury wyborczej, to wypada uważnie im się przyjrzeć. Tym razem każe on nam wierzyć, że „posłowie brytyjscy są mianowani przez kierownictwo partii” a więc, że to nie obywatele Wielkiej Brytanii decydują o tym kto ich reprezentuje w Izbie Gmin, lecz partyjni baronowie.
Dlatego warto by poprosić Jarosława Kaczyńskiego, żeby podał nam nazwisko brytyjskiego posła, który dostał mandat pomimo, że zagłosował na niego zaledwie jakiś 1 promil, czy choćby tylko 1%, wyborców?
Statystyki wyborcze, po każdych brytyjskich wyborach pokazują, że aby uzyskać tam mandat trzeba koniecznie mieć poparcie nie mniejsze niż 30% głosujących. Porównajmy to z polskim Sejmem, w którym ok. 2/3 posłów nie zdobyło więcej niż 1 głos na 100 wyborców z ich okręgów.
Na przykład z posłanką Moniką Ryniak z PiS, która w wyborach uzyskała poparcie 1494 głosów, co stanowi 0,16% wyborców krakowskich, a 0,26% tych, którzy pofatygowali się do urn. Albo z posłem PiS Kazimierzem Smolińskim z Gdańska, na którego głosowało 2774 wyborców, co stanowi 0,33% wszystkich wyborców, a zaledwie pół procenta głosujących. Kto ich posłał do Sejmu? Gdzie szukać wyborców, którzy poparli te kandydatury? I może Jarosław Kaczyński wskaże nam posła brytyjskiego z poparciem 2 tysięcy głosów, przy tym w okręgach dziesięciokrotnie mniejszych niż te, z których pochodzą posłowie z jego nadania?
Jako argument przeciwko JOW Jarosław Kaczyński opowiada nam los jakiegoś – jak rozumiem typowego – młodego kandydata na mandat poselski w Wielkiej Brytanii, którego szef partii wysyła do „złego” okręgu, żeby się tam sprawdził, a dopiero gdy się tam wykaże energią i zdolnościami, wtedy, ewentualnie, pozwoli mu kandydować w „dobrym” okręgu, czyli w takim, w którym partia z reguły wygrywa.
Ciekawy jest ten zarzut i staram się pojąć, co jest w tym nagannego? Co to znaczy „dobry okręg” i dlaczego partia w tym okręgu z reguły wygrywa? Wydawałoby się, że w tym okręgu partia ma już kandydata, który jest na tyle znany i popularny, że ma zwycięstwo w kieszeni. Po cóż więc doświadczony szef partii miałby tam wysyłać człowieka nieznanego i nieopierzonego? Żeby przegrać tam wybory? To chyba normalne i naturalne, że kieruje zdolnego i ambitnego kandydata na posła tam, gdzie partia nie potrafiła do tej pory wygrać?
Chciałbym natomiast zobaczyć takiego posła brytyjskiego, który wygrał wybory w okręgu, w którym nikt go nie zna, o którym nie ma on pojęcia i w którym nawet nigdy nie był? Jakiś przykład, choćby tylko jeden?
Byłoby też pożyteczne, gdyby Jarosław Kaczyński opowiedział nam o kraju, w którym w wyniku wyborów takich, jak w UK, powstał parlament złożony z posłów „od Sasa do Lasa”, czyli, jak to ujmuje szef PiS, występujących oddzielnie.
Naiwni politolodzy, zaczynając od Maurycego Duvergera, twierdzą, że system brytyjski tworzy dwubiegunową scenę polityczną i jakoś ta hipoteza potwierdzona została w praktyce wszystkich znanych krajów, dlaczego więc Jarosław Kaczyński uważa, ze Polska będzie pierwszym wyjątkiem? Co jest takiego niezwykłego w psychice i mentalności Polaków, że uzasadnia takie przewidywania?
Przykład z Piłą i niedawnym wyborem Henryka Stokłosy na senatora jest rzeczywiście nieprzyjemny. Został on senatorem, bijąc w wyborach kandydatów PO, SLD i PSL. Kandydata PiS zabrakło i może szkoda, że Jarosław Kaczyński nie znalazł – jak brytyjscy szefowie partii – żadnego młodego i ambitnego kandydata, aby wysłać go do Piły, żeby przeszkodzić Stokłosie?
Stokłosa wygrał nie tylko wbrew wszystkim partiom, ale i wbrew mediom, które nie pozostawiły na nim suchej nitki. Okropna sytuacja!
Tak, to jest poważny powód, żeby nie lubić JOW: może się okazać, że ani partyjne autorytety, ani złotouści agitatorzy medialni mogą nie wystarczyć, aby posłami zostawali nie ci, których chcą obywatele, tylko ci, których mianują szefowie partii politycznych. Zmusiłoby to szefów partii do wysuwania na kandydatów do Sejmu nie swoich zaufanych, ale ludzi, którzy cieszą się zaufaniem wyborców, a to jest całkiem nie to samo.
Jerzy Przystawa