Ziemie Odzyskane, ale czy kochane?
Mija 65 lat, a my wciąż zachowujemy się tak, jakby było nam przykro, że Dolny Śląsk, Pomorze Zachodnie, czy Mazury należą do Polski.
Początek kadencji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jedna z pierwszych, jeśli nie pierwsza jego wizyta w Wilnie. Podczas spotkania z prasą pewna litewska dziennikarka pyta go prowokacyjnie, co czuje, gdy jako polski prezydent patrzy na dzisiejsze Wilno. – Duży sentyment – odpowiada Kaczyński. Zapowiada się kolejny tekst Kaczyńskiego, który będą rozdmuchiwać media całego świata, by wykazać, jak niebezpiecznym jest człowiekiem. Ale prezydent zaraz dodaje. – Ale wiem, że podobny sentyment mają Niemcy odwiedzający Gdańsk, czy Wrocław.
Ziemie utracone i Ziemie Odzyskane. (en.wikipedia – radek.s/GFDL ver. 1.2 or CC-by-sa ver. 2.5, 2.0, and 1.0)
Słowa Kaczyńskiego odtwarzam z pamięci, bo w mediach pojawiły się na krótko i zniknęły. Widocznie uznano, że to nic istotnego. Podobnie jak tylko przemknęło przez media inne wydarzenie, z zeszłego roku, które zauważył tylko portal Kresy.pl, a za nim Fronda.pl.
Adam Michnik bawił w Iwanofrankowsku na zachodniej Ukrainie i podczas spotkania z miejscowymi pozwolił sobie na stwierdzenie, że ma duży sentyment do tego pięknego miasta, z którego pochodzą jego krewni, i zawsze będzie ono dla niego Stanisławowem. „Prawicowo-nacjonalistyczne odchylenie” redaktora skrajnie lewicowej „Gazety Wyborczej” było moim zdaniem znaczące, bo udowodniło, jak ważne są wciąż Kresy dla wielu Polaków, nawet tak zdystansowanych do tradycyjnie rozumianej polskości, jak Michnik.
I trzecia wypowiedź, która w ogóle nie trafiła do mediów. Wambierzyce, maryjne sanktuarium u podnóża Gór Stołowych koło Polanicy Zdroju. Niezwykłe miejsce, słynące z cudów podobnie, jak Częstochowa, czy Ostra Brama, a mało znane poza Ziemią Kłodzką nawet polskim pobożnym katolikom, co też o czymś świadczy. Podczas uroczystej Mszy św. w zeszłoroczne święto Wniebowzięcia NMP biskup świdnicki Ignacy Dec mówi (też cytuję z pamięci): – Do tego miejsca, które wybrał sobie Bóg i objawiał swą miłość i chwałę za pośrednictwem Matki Bożej, przez wieki pielgrzymowali Niemcy i Czesi. Otrzymywali tu różne łaski i doświadczali cudów. W 1945 roku niepojętym Bożym zrządzeniem stało się częścią Polski. To wielki dar i zobowiązanie – mówił biskup Dec.
Ziemie Odzyskane jako zrządzenie Bożej Opatrzności? Wbrew pozorom, trudna mowa dla wielu. Polacy bowiem wciąż zachowują się tak, jakby nie mogli wyjść z traumy przesunięcia Polski na Zachód. Musi ona być głęboka, skoro nawet Adam Michnik pozwala sobie w Stanisławowie na publiczną polityczną niepoprawność. A co dopiero ludzie o większej wrażliwości na tego rodzaju sprawy! Czy naprawdę większość Polaków podpisałaby się pod tym, co powiedział Kaczyński? Przecież on tak naprawdę powiedział, że Gdańsk i Wrocław to godna rekompensata historii za Wilno i Lwów. Czy ci, którzy są wierzący, potrafią podejść do Dolnego Śląska, Mazur, czy Pomorza jako do daru, a ci, którzy nie myślą w kategoriach metafizycznych o historii, jako do atutu i szansy?
Mam co do tego poważne wątpliwości, mimo że minęło już 65 lat. Kresy – to brzmi dobrze, to porusza serce nawet najbardziej zatwardziałego i najbardziej zdystansowanego do polskości Polaka. Kiedyś Jerzy Pilch pisał, że nawet polscy mężczyźni korzystający z usług prostytutek potrafią się głęboko wzruszyć, po ludzku i patriotycznie, płatnym seksem z Ukrainką, Białorusinką, Rosjanką, czy rodaczką zza wschodniej granicy.
A Ziemie Odzyskane – jak brzmi? Obciachowo, ksenofobicznie albo skandalicznie. Obciachowo, bo przywodzi na myśl komunistyczną propagandę. Ksenofobicznie, bo dla przewrażliwionych na tym punkcie wygląda jak pochwała wysiedleń Niemców, brzmi nienowocześnie i nieeuropejsko, podobno też stoi w sprzeczności ze słynnym „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” (ciekawe, ilu ludzi przeczytało cały niezapomniany list biskupów polskich do niemieckich). Skandalicznie – dla wielu patriotów, no bo skoro odzyskane, to należy się cieszyć, a jak tu się cieszyć, panie, jak w Teheranie, Jałcie i Poczdamie nas zdradzili i tyle naszych ziem utraciliśmy. Teraz tam wszystko przez barbarzyńców zburzone, a te poniemieckie ziemie to już nie to samo, co Kresy… Poza tym zdewastowane i zamieszkane przez wykorzenionych ludzi z PGR-ów, nie takich fajnych, uduchowionych i wielkich, jak to było drzewiej na Kresach…
W efekcie wygląda to tak, jakby przygniatająca większość Polaków była do dziś zakłopotana czy wręcz zawstydzona, że granice Polski przebiegają tak, jak przebiegają. Jedni przez pamięć swoich przodków, sentyment do Wschodu, traumę powojenną, inni, bo myślą, że nie wypada mówić o dzisiejszej polskości ziem zachodnich, Warmii i Mazur, bo co by sobie Europa pomyślała. Jeszcze inni z antykomunizmu, no bo skoro sam generał Jaruzelski walczył na Wale Pomorskim, skoro Armia Czerwona i armia Belinga, skoro tyle barbarzyństwa było przy okazji, no to jak tu pielęgnować wartości w odniesieniu do historii tych ziem… Trudno dziś sobie wyobrazić jakiejś wielkiej rangi uroczystość ku czci Kościuszkowców, a przecież nie wszyscy z nich byli politrukami i komunistami. Przecież większość z nich walczyła i ginęła za Polskę, a nie za komunizm, było wśród nich nawet sporo byłych żołnierzy AK i powstańców warszawskich. Im się należy jakiś hołd, miejsce w polskiej pamięci, którego do tej pory nie ma. To bardzo wymowne, to kolejny przykład tego opisanego zakłopotania, zawstydzenia i zagubienia.
A te abstrakcyjne kwestie, nazwijmy je, duchowo-ideowe to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie ma tu miejsca na pisanie o różnych aspektach gospodarczych, społecznych, politycznych związanych z 65-letnią historią tych krain w granicach Polski. Nie ma miejsca na analizowanie ich roli w polskiej kulturze, na opis fenomenu szukania korzeni w sytuacji, gdy korzenie nie są polskie. I nie ma miejsca na to w gazetach i telewizji…
Jestem zwolennikiem myśli geopolitycznej zwanej koncepcjami Giedrojcia, Międzymorzem, polityką jagiellońską. Polska powinna patrzeć na Wschód i dbać o to, by promieniować również w tamtym kierunku, nie zapomnieć o tamtejszych Polakach i o sprawie wolności tamtejszych narodów. Obce są mi koncepcje narodowe, czy „postpiastowskie” wyrażane przez endecję, w PRL nacjonalbolszewików, z drugiej strony Pawła Jasienicę, czy dziś w formie zupełnie zmutowanej przez Tuska i Sikorskiego. Też mam sentyment do Wschodu, jako urodzony na Ziemiach Odzyskanych mam tam korzenie.
Ale rozmawiając o wielkiej geopolityce i próbując robić wielką geopolitykę, warto jednocześnie porządkować własne podwórko. Czyli na początek przynajmniej poznać dobrze, a potem pokochać samą Polskę – nie tę mityczną, tę dawną, tę wymarzoną, ale tę realną, taką, jaka dziś jest. Od Bugu po Odrę, od Bałtyku i Mazur po Karpaty i Sudety. Ten deficyt miłości, szacunku, pomysłów na Polskę taką, jaka jest, jest w istocie dużo groźniejszy, niż Erika Steinbach.
Marcin Herman
Fronda.pl – Portal Poświęcony.
Dziękujemy Redakcji fronda.pl za zgodę na przedruk artykułu.
Bardzo mocny i trzeźwy głos w sprawie, która reszty Polski prawie wcale nie interesuje. A własnie owe poszukiwanie tożsamości, to spotykanie sie naszej dumnej historii powojenne z niemiecką przeszłością i komunistyczna propagandą, to sa nasze największe zmory. Wszystko, co było przed wojną, nie jest niemieckie nawet, ale pruskie. Są w granicach Rzeczypospolitej ziemie poniemieckie, które przed wojna były katolickie (rejony Śląska, Kaszuby). Tam ludzie moga przynajmniej siegac do tradycji religijnej. A my? W koszalińskiej katedrze wiszą witraże przedstawiające Lutra i Melanchtona. Powojenna historia, zasiedlanie, pionierzy, akcje osiedleńcze itd. jest w Polsce wyśmiewana. Piłka nozna w Koszalinie, klub Gwardia jest be bo to był klub milicyjny i nie pasuje do obecnego ustroju (Gwardia w Warszaiwe pasuje, wojskowa Legia też), wiec 60 lat tradycji trzeba przekreślić, wyrzucic do kosza, bo jest nieprawomyslna. Jesteśmy w sytuacji obcych (Ziemie Odzyskane) wśród swoich (Polska). Część poszła na całość i intelektualną kolaborację szukając swojej tożsamości w niemieckich „przodkach” (argument: przeciez to byli tacy sami koszalinianie jak my) . Więc co mamy robić? Dobrze, że ktos o tym zaczął pisać, miejmy nadzieje, że to dopiero początek dyskusji i na tym jednym artykule sie nie skończy. Dzieki za artykuł, prosze pisać więcej na ten temat, 1/3 dzisiejszej Polski na to czeka (Ziemie Odzyskane).
W Polsce nie dopracowano sie polityki historycznej na Ziemiach Odzyskanych. Cała energia politycznych sku..synów idzie w bolszewicką polityke kto-kogo a nie w zabezpieczanie interesów Polski. Przeżerają pieniadze Polaków na swoje partyjniackie chamskie zawody, łobuzeria bez honoru i sumienia. Jest masa instytucji, które przez długie lata nic nie robia, zajmuja sie osmieszaniem polskiej historii i działają świadomie na rzecz wrogów Polski. My mamy się swojej historii wstydzić albo nawiązywac do chlubnej historii Niemiec, do ich porządków, nostalgia za niemiecką belle epoque, to jest cel jaki JUŻ udało sie osiągnąć. A prawdziwymn majstersztykiem sprzedajnej chołoty zdziczałej u władzy, bydła nieokrzesanego, było oddanie prasy regionalnej w ręce niemieckie.
Gdzieś w sanktuarium maryjnym jakiś biskup mówi o Ziemiach Odzyskanych jako o darze Opatrzności, a sanktuarium koszalińskie na Górze Chełmskiej jest miejscem nawoływania do kultywowania niemieckiej przeszłości miasta. Katolicy oczekuja takiej postawy Kościoła jak ta opisana tutaj w artykule, a nie takiej z którą spotykają sie na Górze Chełmskiej.