Szopka brata Pawła
Aniołki, owieczki, pastuszkowie, pary w pięknych strojach ludowych – kogo tam nie ma! Święci, patronowie, św. Franciszek, papież w białej szacie, kardynał w szkarłatnej, biskup w fioletowej, Murzynkowie, Eskimosi, ojcowie, zakonnice, Trzej Królowie. Wiatrak, karuzela, zamek, mosty, samolot, statki, mury i kopuły Jerozolimy. A w samym centrum Święta Rodzina, Jezusek w żłóbku, Maryja i Józef, pośród bydlątek i prostych pasterzy. A nad nimi gwiazda Betlejemska i napis: Gloria in excelsis Deo! – Chwała na wysokości Bogu!
A to wszystko na dodatek się rusza, kręci, przesuwa, pływa, lata, chrobocze, skrzypi, trzęsie, miga kolorowymi światłami i gra kolędowo. Tradycyjna szopka u franciszkanów w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego istnieje od „zawsze”, tzn. już chyba od pół wieku i na pewno cieszy oczy trzech pokoleń Koszalinian. Wielu oglądało ją w czasach swojego dzieciństwa, dziś zaprowadza tam swoje dzieci i wnuki. Zbudowana za pomocą prostych i ubogich środków, silniczków od samochodowych wycieraczek, rowerowych łańcuchów, sznurków, a przyciąga uwagę niczym jakieś cudo techniki.
Szopka przywołuje w pamięci postać jej twórcy i opiekuna, franciszkanina z nieodłącznym rowerem. Brat Paweł Sokalski, ubogi i skromny jak jego ukochany św. Franciszek, to już dziś legendarna postać Koszalina. Zaprzyjaźniony dosłownie z każdym, lubiany i szanowany przez wszystkich, osobliwie przez dzieci, jeździł rowerem, a w zasadzie go prowadził, bo zawsze z kimś rozmawiał, z charakterystycznymi osłonami tylnego błotnika wykonanymi z plecionej siatki (kto jeszcze pamięta takie rowery?). Zmarł w 2001 roku, spoczywa w grobowcu franciszkańskim na cmentarzu komunalnym (pamiętajmy o zapaleniu świeczki!) i chyba powinien być patronem koszalińskich rowerzystów.