Koblencja i Koszalin – rzecz o domu spokojnej starości
W Koblencji w zachodnich Niemczech, na dnie rzeki Ren odnaleziono brytyjską bombę lotniczą pochodzącą z okresu ostatniej wojny. Natychmiast zarządzono ewakuację ludności, największą od czasów drugiej wojny światowej. Rozbrojenie tego 1,8-tonowego żelastwa było tak niebezpieczne, że wymagało wyprowadzenia wszystkich mieszkańców w promieniu 2 kilometrów. Skrupulatni Niemcy szybko wyliczyli, że ewakuacja obejmie 45 tys. ludzi, w tym między innymi siedem domów opieki społecznej, dwa szpitale i więzienie, konieczne będzie też wstrzymanie ruchu kolejowego i drogowego.
Ponieważ ewakuację zarządzono na niedzielę rano, można było przypuszczać, że wymienione w komunikacie domy opieki społecznej, to po prostu domy stałego pobytu dla osób starszych, określane u nas często jako domy spokojnej starości. Relacje telewizyjne wkrótce potwierdziły te domysły. A teraz rzecz najważniejsza. Jak duże musi być miasto, które posiada aż siedem domów opieki społecznej? Półmilionowe? Milionowe? Rzut oka do Wikipedii i… niespodzianka! Koblencja jest miastem niemal dokładnie takiej samej wielkości jak Koszalin, liczy sobie około 106 tys. mieszkańców! Niestety, wszelkie podobieństwa na tym się kończą, bo już porównanie liczby domów opieki nad ludźmi starszymi, może nas wpędzić w kompleksy – Koblencja ma ich siedem, Koszalin ani jednego.
Dziwują się ludzie w Koszalinie, jak łatwo i często tutejsze elity ulegają fascynacji tymi elementami niemieckiej historii, które powinny budzić naszą niechęć – pruskimi władcami i pomnikami, a jednocześnie jak rzadko dostrzegają inny wymiar niemieckiej przeszłości miasta, który doprasza się o kontynuację – troskę o najsłabszych oraz wspólnotowy wymiar tej troski. Wystarczy sobie przypomnieć, ile przed wojną w 30-tysięcznym Koszalinie było różnych „sztiftów”, czyli fundacji – Ulryki, Elżbiety, Karkutscha. Nowoczesne sanatorium przeciwgruźlicze na stoku Góry Chełmskiej na Rokosowie, powstało dzięki wspólnym wysiłkom państwa, okolicznych powiatów, miasta Koszalina, osób prywatnych, wspólnot religijnych oraz kasy powiatowej. Co jednak ciekawe, całe przedsięwzięcie prowadziło i koordynowało stowarzyszenie społeczne. Dzisiaj okazałe budynki „sztiftów” zajmują instytucje państwowe, a jeden z nich pełni rolę największego na Pomorzu, a może w całej Polsce, słupa ogłoszeniowego. Pięknie położone sanatorium przeciwgruźlicze, wymarzony obiekt na dom spokojnej starości, władze wojewódzkie, zapewne nie bez cichej akceptacji władz miejskich, przekazały prywatnej spółce lekarskiej.
Owszem, istnieją plany przystosowania na dom społeczny budynku po dawnej bursie międzyszkolnej przy ulicy Morskiej. Tyle tylko, że pomysł rzucony w maju 2010 roku wciąż pozostaje w fazie projektów. Według zapowiedzi, dokumentacja ma być gotowa w maju 2012, a więc po upływie dwóch lat od pojawienia się samej idei. Początku prac budowlanych, nie mówiąc o ich zakończeniu, nie dożyje już wielu koszalińskich seniorów. Tak jak ta 78-letnia staruszka, która niedawno umarła samotnie. I tak jak wielu innych przed nią, którzy odeszli w samotności, a jedyne klucze od ich mieszkań leżały na stole w ich domach, więc strażacy wchodzili do środka przez okno, po mechanicznej drabinie. Zbyt wiele planów w Koszalinie rodziło się w atmosferze triumfalnej wrzawy konferencji prasowych, umierało zaś w kompletnej ciszy i ciemnościach opuszczonych sal konferencyjnych.
Jeśli dziś warto wybrać się po coś na Górę Chełmską, to nie w poszukiwaniu pomnika pruskiego władcy, ale do dawnego poniemieckiego sanatorium, po naoczny przykład działania społeczeństwa świadomego swych potrzeb, zorganizowanego, wspieranego mądrze przez władze. Koblencja jest dziś zapewne miastem bogatszym od Koszalina, ale przedwojenny 30-tysięczny Koszalin nie był bogatszy od dzisiejszego 100-tysięcznego. Ale to jednak wtedy powstały dzieła dobroczynne, które jeszcze dziś imponują rozmachem. Nie bogactwo jest więc najważniejsze, ale to, czego brakuje nam dziś najbardziej – istnienie świadomego społeczeństwa obywatelskiego, ocenianie ludzi według kryterium cnót społecznych, a nie partyjnych zasług, rozwijanie kultury współżycia i współpracy, realizowanie zasady pomocniczości przez władze wszystkich szczebli. Trawi nas przede wszystkim deficyt postaw obywatelskich, tego co określamy świadomym uczestnictwem we wspólnocie, a dopiero w drugiej kolejności deficyt finansów. I dlatego też, dziś Koszalin przegrywa z Koblencją, chociaż oba miasta mają tyle samo mieszkańców.
Tadeusz Rogowski
U nas gdyby znaleziono bombe z okresu 2.Wojny światowej w Dzierżencince, ewakuacja objęłaby wszystko w promieniu 2 km – 78 urzędów róznych szczebli, 6 siedzib partii politycznych, 5 biur poselskich-senatorskich, 3 centra biznesu, 20 agencji rozwoju i 8 biur europejskich oraz trudna do zliczenia ilość agencji, biur, oddziałów, itd.. Strażay by mieli roboty od …. 😀 😀 😀
Gratuluję tekstu Andrzeju.
Dwadzieścia lat wolnej Polski i nie ma nawet zalążków społeczeństwa obywatelskiego. Wszystko idzie w rozsypkę. Zorganizowane na mafijnych zasadach partie nie pozwolą odebrać sobie władzy absolutnej nad krajem. Historia oceni kiedyś politycznych drani, którzy zahamowali rozwój cywilizacyjny Polski na długie lata, a najzdolniejszych i najbardziej przedsiębiorczych zmusili do emigracji.