Ubi Petrus, ibi Christus
21 lipca 1920 roku zebrał się w Moskwie drugi Kongres Kominternu. Na zjeździe „światowego proletariatu” przemawiali Lenin, Bucharin, Zinowiew. W sali kongresowej wisiała ogromna mapa Europy, na której codziennie przesuwano małe czerwone chorągiewki, oznaczające pozycję armii sowieckich w Polsce. „Każdego ranka – wspominał Zinowiew – delegaci stawali z zapartym tchem przed mapą… Wszyscy uświadamiali sobie, że jeśli cel militarny postawiony przed naszymi wojskami zostanie osiągnięty, będzie to oznaczać ogromne przyspieszenie tempa międzynarodowej rewolucji proletariackiej.” Ostatniego dnia kongresu czerwone chorągiewki zbliżały się już do Warszawy.
Wódz komunizmu Lenin był od początku zdecydowanym zwolennikiem rozprawy z Polską. „Jeżeli z punktu strategicznego jest to możliwe, to z politycznego dobicie Polski jest sprawą arcyważną” – oświadczył 12 lipca. Wtórował mu Lew Trocki: „Polska szlachta i burżuazja zostaną pokonane przez polski proletariat, który następnie przekształci swój kraj w republikę socjalistyczną”. Stalin nigdy nie krył swojej pogardy dla wyzwalających się spod rosyjskiego jarzma państw: „Tak zwana niepodległość… Polski, Finlandii, to tylko oszukańczy pozór, który maskuje całkowite uzależnienie tych – przepraszam za wyrażenie – państw od takiej czy siakiej grupy imperialistów”. Michaił Tuchaczewski, najsławniejszy dowódca Armii Czerwonej, dowodzący w sierpniu 1920 r. wojskami nacierającymi na Warszawę, nawoływał w odezwie do żołnierzy: „Nadszedł czas rozrachunku! Przez trupa białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym. Na zachód!.” Kilka lat później w swojej książce „Pochód za Wisłę”, wyzna bez ogródek: „Rewolucja z zewnątrz była możliwa, Europa kapitalistyczna była wstrząśnięta do głębi, i gdyby nie nasze błędy strategiczne, nie nasza przegrana na polu walki, to być może, że wojna polska stałaby się ogniwem, które by rewolucję październikową złączyło z rewolucją zachodnio-europejską”. Pożar rewolucji nie miał się ograniczyć tylko do Polski, ale „jak wzburzony potok, rozlałby się po całej Europie zachodniej”.
Nie znalazła Polska zrozumienia u sąsiadów. Czeski prezydent Masaryk przekonywał członków misji alianckiej: „Polakom nic już nie pomoże w ich beznadziejnym położeniu, ujmowanie się mocarstw za Polską może się wielkim złem okazać”. W ślad za oświadczeniami szła łapówka dla bolszewików: „Z chwilą zajęcia Galicji Wschodniej przez sowieckie wojska – oświadczył Masaryk przedstawicielowi rządu sowieckiego, Mostowience – rząd czechosłowacki sceduje na rzecz Rosji, jako dowód swej sympatii, Ruś Zakarpacką z miastem Użhorodem”. W przededniu rozstrzygającej bitwy o Warszawę, czeski premier Benesz, oświadczył polskiemu ambasadorowi w Pradze, że nie przepuści przez Czechy francuskich transportów kolejowych z materiałem wojennym dla Polski. Do antypolskiej akcji przyłączyły się Niemcy, ogłaszając formalny zakaz przewozu przez Rzeszę broni, amunicji i sprzętu wojennego. Podjęto również starania, by wyjednać u mocarstw zachodnich zgodę na „ratowanie Polski” pod warunkiem powrotu do Rzeszy ziem przyznanych Polsce na konferencji pokojowej w Wersalu. Kiedy to nie przyniosło rezultatów, Niemcy rozpoczęli tajne negocjacje z Moskwą, rozważając możliwość rozbioru Polski. Groźba była realna – 13 sierpnia sowiecka Rosja przekazała Niemcom zdobyte Działdowo, a dzień później moskiewska „Prawda” zapowiedziała, że Niemcy otrzymają z powrotem wszystkie tereny „utracone na rzecz Polski” w wyniku traktatu wersalskiego. Do sabotażu przyłączył się także Gdańsk, który pozostając formalnie „wolnym miastem”, realizował cele polityki niemieckiej. Robotnicy portowi rozpoczęli strajk, odmawiając wyładunku materiału wojennego dla Polski. Była to odpowiedź na apel międzynarodówki komunistycznej: „Ani jeden pociąg, ani jeden statek z zapasami żywności i bronią nie może być dopuszczony do Polski!… Tam, gdzie rządy i sfery kapitalistyczne przed protestami robotników nie ustąpią – organizować strajki i stosować nawet gwałt!”. Wśród krajów graniczących z Polską, w sierpniu 1920 roku, jedynie Rumunia i Węgry były gotowe bronić niepodległości swojego sąsiada.
W sierpniu 1920 roku mocarstwa zachodnie nie mówiły już jednym głosem. Wojna na zachodzie była skończona, teraz każdy pilnował swoich interesów. Popierała Polskę Francja, aczkolwiek był to raczej wynik chłodnych kalkulacji politycznych niż sympatii. Zdecydowanie po stronie Polski opowiedziały się Stany Zjednoczone. We wspólnym oświadczeniu z 12 sierpnia oba rządy – francuski i Stanów Zjednoczonych – oświadczyły, że „wierzą w konieczność istnienia niezawisłego państwa polskiego i pragną gorąco zachowania niepodległości politycznej Polski, przy zasadzie nietykalności jej terytorium narodowego”.
Zgoła inna była postawa Wielkiej Brytanii. Premier Lloyd George 6 sierpnia w Izbie Gmin uznał, że w wojnie polsko-rosyjskiej agresorem jest Polska. Powtórzył te zarzuty 10 sierpnia, dodając, że dla „napaści tej nie ma usprawiedliwienia”. Warunki stawiane przez sowiecką Rosję, oznaczające w praktyce przekreślenie polskiej niepodległości, uznał za uzasadnione i usprawiedliwione. Jeszcze gwałtowniej zareagowała brytyjska socjalistyczna Partia Pracy (Labour Party), wydając oświadczenie, w którym pisała o „awanturniczym postępowaniu Polski” oraz uznała, że Rosja „dąży tylko do pokoju z resztą świata”. Silny w Wielkiej Brytanii ruch związkowy nie pozostawał w tyle, głosząc hasło „Ręce precz od Rosji!” i wysyłając protest do polskich władz zawierający ciekawy fragment: „Jeśli polscy imperialiści będą kontynuować obecną politykę, imię rządu polskiego będzie śmierdzieć dla całego brytyjskiego ruchu związkowego”.
Bezradna okazała się Liga Narodów. Sowiecki komisarz spraw zagranicznych Cziczerin jawnie z niej szydził: „Tak zwana Liga Narodów nigdy nie poinformowała rządu rosyjskiego ani o swoim powstaniu, ani o swoim istnieniu… Rząd sowiecki nie może w żadnych okolicznościach zgodzić się na to, by grupa mocarstw mianowała się sądem najwyższym nad wszystkimi państwami świata”.
Ale w sierpniu 1920 roku Polska miała potężnego sojusznika nie posiadającego ani jednej dywizji. 13 sierpnia, gdy wróg pukał już do bram Warszawy, korpus dyplomatyczny ewakuował się do Poznania. Polski rząd powiadomił dyplomatów, przedstawicieli państw w Polsce, że nie może już zagwarantować im bezpieczeństwa. W tragicznych dniach sierpnia 1920 roku najwierniejszą sojuszniczką Polski na arenie międzynarodowej pozostała Stolica Piotrowa. Nuncjusz apostolski w Polsce Achilles Ratti, późniejszy papież Pius XI, odmówił wyjazdu z Warszawy, pragnąc dzielić los jej obrońców. Jego pontyfikat, trwający od 1922 do 1939 roku, przypadł na lata niepodległości Polski. Jego poprzednik, Benedykt XV pisał w 1920 roku: „Niebezpieczeństwo zawisło nie tylko nad Polską, ale nad całą Europą”, nakazując jednocześnie wszystkim biskupom świata modlitwę „dla miłosierdzia Pańskiego nad nieszczęsną Polską”.
Matka Urszula Ledóchowska, obecnie już święta, jeździła z odczytami po całej Szwecji. „Dziś cała Europa powinna być z nami, gdyż my bronimy Europę” – mówiła. „Tak, przyjdzie dzień, że historia odda nam sprawiedliwość, kiedy zrozumie się, że Polska była wzniosłą w swoim zmartwychwstaniu, ale dla Europy byłoby lepiej, gdyby to teraz zrozumiała, gdyby swego poparcia nie odmawiała Polsce, która ją dzisiaj osłania i broni.” Jej brat, Włodzimierz, był wówczas generałem jezuitów, jednym z najpotężniejszych ludzi w Kościele, i pozostawał u boku papieża.
Po latach, podczas koronacji obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej w Wilnie w lipcu 1927 roku, Józef Piłsudski wygłosił laudację na cześć papieża Piusa XI: „Złączeni jesteśmy z Jego Świątobliwością pierwszymi poczynaniami życia państwowego. Gdy Jego Świątobliwość, jako ks. Ratti, był u nas nuncjuszem apostolskim, z jego przeżyć ówczesnych wspólnych nie mogliśmy nie wynieść głębokiego przekonania, że możemy być zawsze pewni jego uczuć i sentymentu w stosunku do nas… Chcę zaznaczyć, że Polska nie tylko ma serdecznego przyjaciela, ale i że serce to umie być okazanym”. Przy innej okazji Piłsudski wspominał papieża: „Był on wtedy skromnym monsignorem, reprezentującym Watykan w Polsce. Jako zawodowy historyk powiedział mi, że jest wdzięcznym losowi, że rzucił go do Polski w chwili tak przełomowej i krytycznej dla narodu polskiego i że jako historyk obserwować może życie i powstawanie nowych tworów Boskich i ludzkich, bezpośrednio, naocznie, gdyż przedtem jedynie z ksiąg mógł uczyć się dziejów chwil przełomowych”. Ale reperkusje polskich przeżyć Achille Rattiego sięgały znacznie dalej.
Brytyjski historyk Norman Davies w jednej ze swoich książek o historii Polski pisze: „Wiedza o tym, jak wielkie piętno odcisnął pobyt w Warszawie na siedemnaście lat pontyfikatu monsignora Achille Rattiego, który zasiadł na tronie Piotrowym jako Pius XI, byłaby nader pouczająca. Nie będzie przesadą stwierdzenie, iż encyklika Divini Redemptoris, wyklinająca ateistyczny komunizm, stanowiła uogólnienie jego osobistego wyzwania rzuconego armiom bolszewickim pod Radzyminem.”
Możliwe, że określenie „Cud nad Wisłą” ma głębsze znaczenie niż się dziś wydaje. Stara łacińska maksyma głosi bowiem, że „Ubi Petrus, ibi Christus” – gdzie Piotr (papież), tam Chrystus. A Piotr był wtedy… w Warszawie.
Tadeusz ROGOWSKI
Zdjęcie: Msza polowa na placu Saskim w Warszawie, w sierpniu 1919 roku. Siedzą od lewej: Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, nuncjusz papieski Achille Ratti (późniejszy papież Pius XI) oraz Herbert Hoover (późniejszy prezydent USA). W drugim rzędzie stoi premier Ignacy Paderewski. (Źródło: Hoover Institution Library and Archives).
Świetny tekst. Dzięki.