Soren Kierkegaard – zagadka Sfinksa
Autentyczne istnienie człowieka odsłania się w momentach najbardziej dramatycznych, granicznych, wówczas, gdy człowiek doznaje cierpienia. Jednak tam, gdzie występuje cierpienie, tam też występuje początek refleksji nad sobą.
Człowiek to nie tylko ciało, jest w nim bowiem coś, co wykracza ponad to, co fizyczne (z greki: ta meta ta physika), a co określamy właśnie jako metafizykę. Człowiek metafizyczny stawia pytania dotyczące własnej egzystencji:
Kim jestem? Gdzie jestem? Jak tu przybyłem? Czym jest owa rzecz, która zwie się światem? Co to słowo oznacza? Kim jest ten, kto mnie złączył z bytem, i to aby teraz pozostawić mnie samego? Kim jestem? Jak przybyłem na ten świat? Dlaczego nie pytano mnie o zdanie? Dlaczego nie zapoznano mnie z jego obyczajami i manierami, a włączono w szereg, jakbym został kupiony przez „sprzedawcę dusz”? Dokąd w końcu mam się zwrócić z moją skargą? Egzystencja jest niewątpliwie paradoksem, czy mógłbym więc prosić, aby także mój punkt widzenia został wzięty pod rozwagę? Jeżeli jednak mam uznać świat taki, jaki on jest, czy nie byłoby dla mnie lepiej, bym go wcale nie poznawał?
Ból istnienia
W bajkach braci Grimm znajdujemy opowiadanie o chłopcu, który wybiera się na wyprawę w poszukiwaniu lęku. Lęk jest bowiem potrzebny do życia, jest częścią ludzkiej egzystencji.
Że są ludzie, którzy wcale nie doświadczają lęku, należy rozumieć tak, że nawet Adam nie odczuwałby go, gdyby tylko był zwierzęciem.
– pisze Kierkegaard. Bowiem lęk spełnia swoją dobroczynną rolę tylko wtedy, gdy zajmuje w człowieku właściwe miejsce, gdy unika on dwóch skrajności – życia bez lęku i życia w ciągłym lęku. Czym jest lęk? Kierkegaard nazywa go „słodkim niepokojem”, „obcą mocą”, bezpodmiotową obawą „przed niczym”. Lęk jest czymś, co przyciąga lecz zarazem odpycha. Widać tutaj pewną trudność w nadaniu właściwej nazwy, dlatego istnieje ich wiele: lęk egzystencjalny, „ból istnienia”. W każdym razie, zawsze chodzi o ten sam lęk, który jest cechą właściwą tylko człowiekowi, jest niezbędny do życia, a który nadaje mu wymiar metafizyczny, zmuszając do stawiania podstawowych pytań egzystencjalnych.
Ten sam lęk, w określonych okolicznościach, może stać się „rakiem duszy”, zniewalając człowieka, zamieniając się we wszechobecny, paraliżujący strach przed życiem, popychając go w kierunku nałogów, kończących się samounicestwieniem. W przeciwieństwie do strachu, który ma zawsze jakąś przyczynę zewnętrzną, lęk nie ma żadnego źródła zewnętrznego, jest obawą przed niczym. Jest to – jak mówi Kierkegaard – „możliwość dla możliwości”. Lęk jest, bo jest. Człowiek lęka się nie wiedząc czego. Lęk działa jakby własną mocą, podważając we wnętrzu człowieka pozorny spokój i zabierając równowagę.
I żaden wielki inkwizytor nie ma w pogotowiu tak strasznych tortur jak lęk. I żaden szpieg nie potrafi z taką przebiegłością zaatakować podejrzaną osobę, w chwili, w której jest ona najsłabsza, ale nie potrafi tak dobrze przygotować sideł, by ją usidlić tak, jak to potrafi uczynić lęk. Żaden bystry sędzia nie umie tak wnikliwie przebadać oskarżonego jak lęk, który nigdy nie pozwala mu uciec ani w rozrywkę, ani w hałas, ani w pracę, ni w dzień, ni w nocy.
Etyka, wolność, Bóg
Kierkegaard zastanawia się, co może zabezpieczyć człowieka przed sytuacją, która doprowadza lęk do swoistej degeneracji, wyradzania się w raka duszy. Odpowiedź brzmi: tym czymś jest etyka. Nie może to być jednak tylko etyka będąca – tak jak prawo – zbiorem nakazów i zakazów. Nie może to być etyka, która „poprzez swoje wymagania potępia, nie dając życia”. Musi to być etyka, która uwzględnia w człowieku winę i grzech, a więc jego wymiar religijny.
Podobnie należy rozumieć wolność, która nie jest tylko fenomenem psychicznym czy przymiotem ducha, ale czymś znacznie ważniejszym. Jednostka – mówi Kierkegaard – w najbardziej poważnym i fundamentalnym sensie, postawiona jest wobec konieczności odkrywania i realizacji wolności. Konieczność ta ciągle daje o sobie znać w różnych formach wewnętrznego niepokoju, lęku.
Gdyby człowiek był zwierzęciem lub aniołem, nie potrafiłby się lękać. Ponieważ jest syntezą, może się lękać … Im większy lęk przeżywa, tym większym jest człowiekiem.
To zaskakujące twierdzenie, uzasadnia w następujący sposób: „Lęk jest możliwością wolności”. Jest to fundamentalna zasada ludzkiego istnienia. Lęk jest nam potrzebny do życia, należy jednak pamiętać, że nie każdy rodzaj leku. Tylko lęk „za pośrednictwem wiary jest absolutnie formacyjny, gdy pochłania wszystkie skończoności i odsłania wszystkie ich iluzje”. Zarówno wolność jak i warunkujący ją lęk, są tylko środkami do celu. A celem jednostki – utrzymuje Kierkegaard – jest stan szczęścia wiecznego.
Zrozumienie formacyjnej roli lęku jest sprawą o podstawowym znaczeniu dla zrozumienia natury uzależnień – narkomanii, alkoholizmu – a także depresji.
Jeśli inicjując własną formację (człowiek) źle zrozumie lęk, to znaczy tak, że nie poprowadzi go do wiary, wtedy taki człowiek jest stracony. Ten natomiast, kto – kształtując siebie – pozostaje w lęku, nie da się oszukać niezliczonym mistyfikacjom i dokładnie pamięta przeszłość. Gdy w końcu nastąpi atak lęku, mimo że jest on straszny, to nie jest taki, by człowiek musiał przed nim uciekać. Lęk staje się wobec niego duchem służebnym, który wbrew woli człowieka prowadzi go tam, dokąd chce.
Recepta na lęk
Rozmyślania nad sensem ludzkiej egzystencji doprowadzają filozofa do sformułowania trzech postulatów wobec człowieka. Po pierwsze – konieczne jest egzystencjalne rozpoznanie samego siebie i podjęcie odpowiedniej decyzji egzystencjalnej. Po drugie – należy odwołać się do treści Pisma Świętego dla ostatecznego zrozumienia samego siebie w aspekcie etycznym i religijnym, a także na sposób subiektywny i indywidualny. Po trzecie – należy dążyć do osiągnięcia własnej duchowej tożsamości. Konieczność poznania siebie (poziom etyczny), a przez to – poznania Boga (poziom religijny); ciągłe stawanie się człowiekiem, nabywanie coraz pełniejszej duchowej tożsamości, a przez to wyzwolenie i osiąganie wolności – to jedyna skuteczna recepta na raka duszy.
Na końcu tego łańcucha przyczyn i skutków jest Bóg. Jest On wybawieniem dla człowieka. Tylko Bóg nadaje sens ludzkiemu istnieniu, broni go przez dziką rozpaczą, chaosem świata, zatraceniem. W słynnej książce „Bojaźń i drżenie” Kierkegaard pisze:
Jeżeli nie istnieje żadna świadomość w człowieku, jeżeli na dnie wszystkiego czai się tylko dziko działająca moc, która kłębiąc się w wirze ciemnych namiętności zrodziła wszystko to, co było wielkie, i to, co nie miało żadnego znaczenia, jeżeli pustka bezdenna i nigdy nie nasycona kryje się pod wszystkim, czymże innym staje się życie całe, jak nie rozpaczą? Jeżeli tak jest, jeżeli nie ma żadnych świętych więzów łączących ludzkość, jeżeli pokolenie za pokoleniem powstaje jak liście w puszczy, jeżeli jedno pokolenie przechodzi na zmianę drugiemu, jak następują po sobie śpiewy ptaków w lesie, jeżeli pokolenia mijają, idąc przez życie jak okręt na morzu, jak wicher na pustyni, jak bezmyślne i bezowocne działanie, jeżeli wieczne zapomnienie zawsze czyha na swoją zdobycz i nie ma żadnej rzeczy, która by była dość silna, aby wyzwolić od tego – jakże puste i beznadziejne wydaje się życie! Ale przecież tak nie jest i Bóg, który stworzył męża i niewiastę, urobił bohatera i poetę albo i mówcę.
Tadeusz ROGOWSKI
Soren KIERKEGAARD (1813-1855), duński filozof i teolog, jeden z prekursorów chrześcijańskiego egzystencjalizmu, nazywany też Sokratesem Północy. Przeciwstawiał się dominującej w jego czasach heglowskiej doktrynie prymatu systemu. Należy do niewielkiego grona filozofów, których życie prywatne splecione jest w nierozerwalny sposób z treścią ich filozofii. W swojej filozofii wyróżniał trzy możliwe stadia życia człowieka: stadium estetyczne, stadium etyczne i najbardziej wartościowe – stadium religijne. Pierwsze stadium (poświęcone życiu zmysłowemu) można odrzucić przez małżeństwo. Życie etyczne polega na porzuceniu przyjemności i zastąpieniu ich obowiązkami. Można je poświęcić na rzecz życia religijnego. Nie jest to jednak zwykłe przejście. Potrzeba tu „przeskoku wiary” – irracjonalnego aktu wyboru. Ten pozbawiony kryterium wybór jest tak paradoksalny, że przypomina przypisywane Tertulianowi powiedzenie: credo quia absurdum – wierzę, bo jest to absurdalne. Kierkegaard odróżniał dwa rodzaje religijności: religijność A i religijność B; pierwsza miała charakter rytualny i powierzchowny, druga zaś związana była z egzystencjalnym „przeskokiem wiary”, a więc religijność głęboka, polegająca na całkowitym zawierzeniu Bogu.