O bohaterskiej walce z bezdomnością w Koszalinie
Mimo łagodnej tegorocznej zimy, która na poważnie zaczęła się dopiero pod koniec stycznia, w Polsce umarło już z wychłodzenia prawie 100 osób. Minister Spraw Wewnętrznych, Jacek Cichocki, do niedawna jeszcze – przed reorganizacją ministerstwa – szef całej administracji w Polsce, zaapelował przez radio do społeczeństwa: – Zwracajmy uwagę na potrzebujących, bez wrażliwości obywateli służby sobie nie poradzą. Proszę bardzo, panie ministrze.
W Koszalinie, kiedy tylko temperatura spadnie poniżej pewnej granicy, odfajkowywany jest doroczny rytuał pod hasłem „poszukiwanie bezdomnych”. W tym biurokratycznym przedstawieniu uczestniczą urzędnicy oraz mundurowi, którzy coraz częściej muszą występować w charakterze parawanu zasłaniającego urzędniczą nieudolność. Odwiedzają altanki, piwnice, kanały i inne miejsca bytowania bezdomnych i namawiają ich do przeniesienia się do schroniska prowadzonego w Koszalinie pod szyldem nie byle kogo, bo prawdziwie świątobliwego męża, opiekuna bezdomnych, św. brata Alberta. Pobożni biurokraci ze schroniska stawiają jednak jeden warunek – bezdomny musi być trzeźwy. Dodajmy, warunek wymyślony przez pomysłowych urzędników na mocy tzw. prawa kaduka. Niestety, prawdopodobieństwo odnalezienia trzeźwego bezdomnego graniczy z cudem, porównywalnym do wygranej wielkiej kumulacji dużego lotka, o czym wie każdy tzw. szary obywatel Koszalina, a czego nie przyjmują do wiadomości prawdziwi specjaliści w tej dziedzinie, urzędnicy od bezdomności. Szybko więc okazuje się, że ci uliczni bezdomni, w odróżnieniu od bezdomnych socjalnych, którzy do schroniska trafili np. za niepłacenie czynszu i przebywają tu do czasu przyznania lokalu socjalnego, nie mają szans, żeby przekroczyć próg tej zacnej instytucji, promieniującej miłosierdziem na całą okolicę. Wówczas biurokraci zwołują konferencję prasową, triumfalnie ogłaszając wszem i wobec – bezdomni sami wybrali bezdomność, bezdomni nie chcą dać sobie pomóc. W ten oto genialny w swej prostocie sposób, koszalińscy biurokraci rozwiązują problem, z którym zupełnie nie potrafią sobie poradzić ich odpowiednicy w Paryżu, Wiedniu i Londynie.
Jedynymi osobami w Koszalinie, które z całą powagą traktują urzędniczy żart z gatunku tzw. czarnego humoru, są koszalińscy dziennikarze z gatunku tzw. dociekliwych. Bo przecież, wystarczyłoby zapytać biurokratów – tych pobożnych i tych bezbożnych – czy w związku z nierozwiązywalnością problemu, którym się zajmują, sami zamierzają się rozwiązać. Tym bardziej, że ci sami urzędnicy, którzy nie tolerują alkoholowych upodobań bezdomnych, wykazują jednocześnie wielką wyrozumiałość dla skutków tych upodobań, płacąc za ich pobyt w prywatnej izbie wytrzeźwień. Gdyby rolnik, który skosił już całe swoje zboże, oznajmił nagle, że zamierza dalej kosić – uznano by go za niepoczytalnego. Gdyby górnik z kopalni, w której właśnie wyczerpały się pokłady węgla, ogłosił nagle, że on i tak zostanie pod ziemią i będzie fedrował dalej – powiedziano by, że dopadł go ciężki przypadek schizofrenii. Kiedy urzędnik od bezdomności mówi, że bezdomni wybrali bezdomność i nie chcą pomocy – dziennikarze powtarzają to z bezrefleksyjnością godną papugi kakadu (Cacatua alba).
Tymczasem kilku społeczników od kilku lat zabiega o zorganizowanie dla tych bezdomnych, których nie obejmuje ani zwykłe miłosierdzie gminy, ani nawet wyjątkowe miłosierdzie urzędników od brata Alberta, tak zwanej ogrzewalni, czyli pozbawionego jakichkolwiek wygód kawałka ogrzewanego pomieszczenia. Miejsca, do którego ci nieszczęśnicy mogliby przyjść, kiedy rozpoczną się mrozy, i zwyczajnie się ogrzać, bez potrzeby chuchania w nos czujnym i surowym urzędnikom od miłosierdzia. Okazuje się jednak, że przekracza to możliwości wyjątkowo licznych instytucji do walki z bezdomnością i alkoholizmem, które z samego tylko „korkowego” (opłaty pobierane za koncesje na sprzedaż alkoholu) mają w Koszalinie 2,3 mln zł na „rozwiązywanie problemów alkoholowych”, z czego 750 tys. zł przeznacza się na dotacje dla „organizacji pozarządowych, kościoła katolickiego oraz innych związków wyznaniowych, jednostek organizacyjnych w tym instytucji kultury … itd.” (tak to zapisano w programie). A swoją drogą, jak się ma przysłowiowa „wyuczona bezradność” bezdomnych w stosunku do nabytej bezradności urzędników? Która z nich kosztuje nas więcej?
Niestety, nic nie wskazuje na to, że bohaterska walka z problemem bezdomności w Koszalinie, szybko się zakończy. Przeciwnie, odnosi się wrażenie, że im więcej pieniędzy przeznacza się na te heroiczne zmagania, tym stają się one jeszcze bardziej heroiczne, a coraz mniej skuteczne, i coraz częściej przypominają świat z opowieści Mrożka. Schronisko dla bezdomnych prowadzi działalność hotelarską więc nie ma miejsca dla bezdomnych, instytucje miłosierdzia odmawiają miski zupy dla osób z niewłaściwym chuchem, stowarzyszenia abstynenckie pełnią rolę klubów brydżowych, urzędnicy wieszają na ścianach coraz ładniejsze „mapy zagrożeń i patologii”, wbijając w nie kolorowe szpileczki, kolekcjonują nagrody oraz piszą coraz doskonalsze programy walki z alkoholizmem i bezdomnością, dziennikarze zaś przekonują opinię publiczną i podatników, że ich pieniądze są guzik warte i nic za nie nie da się zrobić. Słowem, wszyscy gorączkowo krzątają się wokół bezdomnych, pobierając za to wysokie wynagrodzenia. Od czasu do czasu tylko, gazety poinformują, że odnaleziono zwłoki bezdomnego w krzakach, tuż przed wejściem do redakcji, na dnie Dzierżęcinki, w piwnicy, altance lub zwyczajnie zamarzniętego pod płotem. Prokuratura zarządza sekcję zwłok, więc znów wielu ludzi ma zajęcie, nikomu jednak przez myśl nie przejdzie, żeby zgon w jakikolwiek sposób łączyć z pracą urzędników miłosiernie i bohatersko walczących z bezdomnością. No bo przecież wiadomo, bezdomni sami wybrali bezdomność i nie chcą dać sobie pomóc.
Teraz już pan wie, panie ministrze? Aha, jeszcze jedno, póki co w Koszalinie, buduje się kosztem 5 mln zł nowoczesne schronisko na 250 miejsc. Dla psów.
Andrzej Hozler
Bo przecież nie chodzi o to, żeby złapać króliczka, ale żeby gonić go!
Wczoraj wieczorem pokazywali w telewizorni (polski kanał, ale nie pamiętam ktory, Superstacja?) jak Europa radzi sobie w falą mrozów. Patrzę, a tu pokazują Moskwę, stolicę państwa, ktore słynie z tego że nie szanuje życia swoich obywateli. I co widzę? Rosyjskie organizację charytatywne poustawiały w Moskwie i innych miastach ogrzewane duże namioty z dużą miską gorącej zupy, gorącymi napojami i miejscem do spania. Pytają rosyjskiego wolontariusza ile osób skorzystało z tych namiotów, a on odpowiada, że nie wie, nie liczą, po prostu wydają posiłki i dają łózko, jedni przychodzą drudzy odchodzą. To znaczy, że w Rosji postepuje sie bezdomnymi w bardziej humanitarny sposób niż w katolickiej Polsce, w której politycy siedzą w pierwszych ławkach w kościele i pod rękę prowadzają się z biskupami. Dla mnie szok, bo ten przypadek pokazuje i uświadamia człowiekowi do czego doprowadziła Polske ordynarna biurokracja, szczególnie ta, która żeruje na najbiedniejszych. Rosja nas wyprzedziła w humanitarnym podejściu do człowieka i trosce o ludzkie życie!
Za rok, znów przejdzie przez Koszalin orszak Trzech Króli i znów zapytają Pana Prezydenta o drogę do Betlejem. A Zbawiciel narodził się jako taki bezdomny, nie było dla nich miejsca w gospodzie, więc znaleziono miejsce w stajni, w żłobie, pośród bydląt, a pierwszymi, którzy przyszli oddać mu pokłon byli najwięksi biedacy, prości pasterze. Nie traćmy z oczu ubóstwa Zbawiciela.
Myślę, że akcje typu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy narobiły sporo szkód w mentalności Polaków. Dziś to „upaństwowiona” akcja, lans dla polityków, artystów i zarobek dla Wielkiego Jurka. Jak wiadomo najłatwiej medialnie pomagać dzieciom… bo dzieci każdemu szkoda, a bezdomni – do selekcji naturalnej. Wrzucenie kilku złotych do puszki Owsiaka usprawiedliwia większości Polakom znieczulicę i usypia sumienie.
[b]W piątek premier Donald Tusk poinformował, że po rozmowach z wojewodami oraz szefostwem straży pożarnej, w związku z mrozami zwrócił się o zawieszenie rygoru przyjmowania do noclegowni i ogrzewalni tylko osób trzeźwych.
– Największym dramatem jest sytuacja osób bezdomnych – mówię tu o wychłodzeniach – powiedział Tusk.[/b]
Brak logiki w tym artykule. Bardzo nieżyciowy człowiek to pisał. Gdyby zlikwidowano problem bezdomności w Koszalinie, to by się stalko z tą armią biurokratów kltórzy tworzą klasę średnią w Polsce. Musż utrzymać wille z ogródkami, drogie samochody, a ina wczasy raz w roku trzeba doi Hiszpanii pojechać. A studia zagraniczne dla dzieci, wygody, rozrywki, to co? Dlatego bezdomni mają być i najlepiej żeby nikt nie wykazał wobec nich jakiegoś ludzkiego odruchu bo wtedy taki bezdomny mógłby zacząć myśleć i próbowac wyjść z bezdomności. A tak kazdy zna swoje miejsce – bezdomny pod płotem biuroikraci na gorącxych plażach Hiszpanii. I miliony przechodzą przez kasę.