„Koszałek” jedzie do domu
„Koszałek” na… kołach to raczej rzadko spotykany widok. Tym bardziej, że transport koszalińskiego „flagowca” odbywa się nocą, a wodowanie albo wyciąganie na brzeg (po żeglarsku „slipowanie”) po drugiej stronie jeziora, na starej pochylni przy poniemieckich hangarach lotniczych.
„Koszałek” w tym roku kursował przez pełne dwa miesiące, mimo że zabrać mógł o połowę mniej pasażerów (dystans społeczny), ale również dlatego, że koszalińska przystań wciąż nie cieszy się taką popularnością na jaką zasługuje. Stateczek dobija do dwóch przystani po drugiej stronie jeziora Jamno – pomostu pływającego przy dawnych hangarach poniemieckich oraz stałego pomostu-molo w Unieściu, które od 2017 roku jest osiedlem miasta Mielno.
Wybrzeże w tym roku przeżywało prawdziwą inwazję, związaną z rezygnacją z letnich wyjazdów zagranicznych (epidemia), a zarazem atrakcyjnością Polski jako kraju cieszącego się opinią dobrze radzącego sobie z epidemią. Sezon zaczął się wcześniej niż zwykle, bo już w drugiej połowie maja, a droga między Łazami a Unieściem była obstawiona samochodami na całej niemal długości. Było również więcej gości zagranicznych, nie tylko z Niemiec, ale i z krajów, których mieszkańcy zwykle odwiedzają w lecie morza południowe – Czech, Słowacji, Wielkiej Brytanii. (tr)