Koronawirus czyli mądry Szwed po szkodzie
W Szwecji narastają kontrowersje wokół zastosowanych przez ten kraj środków walki z koronawirusem. Coraz częściej stawiane jest pytanie, czy Szwedzi nie stali się światowym „królikiem doświadczalnym”, testującym bardzo ryzykowną metodę przeciwdziałania epidemii, porównywalną obecnie z rosyjską ruletką. Przyjęto miękki model liberalny, bez zakazów i blokad (lockdown). Efekt? Jeden z najwyższych w świecie wskaźników umieralności. Rząd Szwecji już ogłosił, że wyznaczy komisję do przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie.
Twórcą szwedzkiej liberalnej strategii jest główny epidemiolog kraju Anders Tegnell, który uczestnicząc codziennie w konferencjach prasowych stał się czymś w rodzaju medialnego guru. Dzisiaj jednak nawet on ma pewne wątpliwości i przyznaje, że „można było zrobić więcej”. „Gdybyśmy napotkali tę samą chorobę, wiedząc dokładnie to, co wiemy o niej dzisiaj, myślę, że znaleźlibyśmy się w połowie drogi między tym, co zrobiła Szwecja, a tym, co zrobiła reszta świata” – mówi Tegnell, człowiek, który postanowił, że będzie walczył z koronawirusem, nie walcząc, czyli postąpił inaczej niż reszta świata.
Liczby i statystyki są jednak bezlitosne: w Szwecji (dane na dzień 12 czerwca) zmarło na koronawirusa 4 814 osób (na 10,2 mln ludności) i jest to dziesięciokrotnie więcej niż w sąsiedniej Norwegii – 242 osoby (na 5,4 mln ludności) i kilkakrotnie razy więcej niż w Finlandii – 325 osób (5,5 mln) i Danii – 593 osoby (5,8 mln). Gdyby zastosować analogię do Polski (38 mln ludności) wdrożenie szwedzkiej metody spowodowałoby śmierć 18 000 osób, tymczasem zmarły 1222 osoby. Podobnie jest ze wskaźnikiem zgonów na 1 milion ludności: Szwecja – 481, Norwegia – 45, Finlandia – 59, Dania – 103, Polska – 32. Zadziwiające jest to, że w Polsce nie brakuje środowisk i ludzi, którzy wychwalają pod niebiosa metodę… szwedzką. „Głupich nie sieją, sami się rodzą” – mówi porzekadło. Z koronawirusen jest odwrotnie – nie urodził się sam, lecz został posiany i nie wolno o tym ani przez chwilę zapominać.
W przeciwieństwie do większości krajów europejskich Szwecja nie wprowadziła blokady życia publicznego i gospodarczego. Szkoły były otwarte dla uczniów poniżej 16 roku życia, a bary i restauracje mogły obsługiwać klientów bez ograniczeń. Zalecano stosowanie środków higieny osobistej, zachowanie dystansu społecznego i pracę zdalną w domu, ale życie w Sztokholmie toczyło się jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Szwecja nie zamknęła granic i nie wprowadziła programu masowych testów. Zastosowanie teorii „odporności stadnej” (ang. herd immunity) zakładającej, że problem rozwiąże się sam, przez nabycie przez znaczną część populacji odporności naturalnej, przecinającej łańcuch zakażeń, zakończyło się w Szwecji nienaturalną śmiercią prawie 5 tys. osób. Szwedzi postanowili „cierpieć za miliony” – wnioski z ich ryzykownego eksperymentu mogą okazać się korzystne dla świata, bo nikt inny na to się nie odważył, ale na pewno nie są korzystne dla samych Szwedów.
Etycy zwracają uwagę, że szwedzki pomysł ociera się o darwinizm społeczny zakładający „dobór naturalny” i „przetrwanie najlepiej przystosowanych”. Państwo szczycące się jednym z najlepszych systemów opieki społecznej, okazało się najmniej skuteczne w ochronie najsłabszych obywateli, głównie osób starszych, również przebywających w domach opieki społecznej. Anders Tegnell jest lekarzem, zdziwienie musi więc budzić łatwość z jaką porzucił uniwersalną zasadę „Primum non nocere” – „Po pierwsze nie szkodzić”, znaną lekarzom na całym świecie, przypominającą o wzięciu pod uwagę możliwej szkody podczas podejmowania interwencji.
Podstawowym zadaniem rządu jest dbałość o dobro i bezpieczeństwo obywateli. W Szwecji rząd pozostawił jednak wolną rękę Agencji Zdrowia Publicznego i to ona wydawała zdecydowaną większość wytycznych, dotyczących panującej epidemii. Faktem jest, że już pod koniec marca premier Szwecji Stefan Löfven ostrzegał publicznie przed strategią walki z epidemią „w stylu rosyjskiej ruletki”, ale faktem pozostaje też, że za tymi ostrzeżeniami nie poszły czyny.
– Wojna jest rzeczą zbyt poważną, żeby ją powierzać generałom – mawiał Clemenceau, premier Francji i zarazem lekarz. Epidemia jest sprawą zbyt poważną, żeby pozostawiać ją epidemiologom – można dziś sparafrazować jego powiedzenie. Model bezpośredniej odpowiedzialności rządu wspieranego przez ekspertów zastosowany w krajach Europy i w Polsce, okazał się skuteczniejszy od szwedzkiego modelu odpowiedzialności ekspertów, wspieranych jedynie przez rząd.
Tadeusz ROGOWSKI
Zdjęcie: Anders Tegnell, lekarz, państwowy epidemiolog Szwecji, urzędnik szwedzkiej służby cywilnej (Wikimedia Commons (CC BY-SA 4.0)).
Jestem zdziwiona ta statystyka, ale liczby nie klamia
w porownaniu do danych w Polsce jestem gleboko przekonana, ze nasze dane o zachorowaniach sa zanizane i
zaklamywane.Mysle ze bylo wiele zgonow gdzie przyczyna byl wirus a podawano ze z powodu innych powiklan.
Tak jak wierze,ze dane dotyczace krajow skandynawskich sa prawdziwe, tak odnosnie naszego podworka sa
zanizane.Dobrze przeczytac jak konkretnie wyglada sprawa zachorowan w krajach o przeciez wyzszej kulturze sanitarnej, medycznej i socjalnej .Piekny artykul.
Uwazam, ze dane statystyczne dotyczace krajow skandynawskich moga byc wiarygodne
natomiast dane dotyczace Polski sa stanowczo zanizane, bo jako powod zgonow podawano
Inne powiklania a nie wirusa.Piekny artykul ktory uswiadamia ze rozwoj wirusa jest rowniez mozliwy w krajach o wysokiej ochronie socjalnej, medycznej,sanitarnej.
Przerażające. eutanazja starych niepotrzebnych ludzi