Kondycja mediów praktycznie uniemożliwia demokrację lokalną
Wiele osób ma różne oczekiwania odnośnie wyborów samorządowych. Spieszę rozczarować. Skuteczność procedury wyborczej, w ogóle skuteczność lokalnej demokracji, zależy mocno od rynku mediów. A z tym jest źle. W Polsce niestety nie wykształciła się nowoczesna telewizja publiczna. Napełnienia eteru stacjami radiowymi jest bardzo niskie. Media nie dopracowały się atrakcyjnych metod prezentacji programów. Stan rynku prasy drukowanej jest dramatycznie zły. Media elektroniczne nie są w stanie się samofinansować. To wszystko uniemożliwia praktycznie prowadzenia kampanii wyborczej opartej o argumentację, o debatę publiczną.
Procesy migracyjne
W ostatnich 4 latach, ze względu na rozwój Internetu, a także procesy globalizacyjne, które dosięgnęły media lokalne w Polsce, doszło do znacznych zmian gospodarczych w tym sektorze. W międzyczasie odbywał się proces migracji młodej części populacji, zarówno w kierunku Europy Zachodniej jak i dużych polskich aglomeracji. Miasta takie jak Wałbrzych przedstawiano w relacjach podróżników jako niemal pozbawione osób młodych ze względu na migracje. Za miasta o zaburzonej migracjami strukturze demograficznej można uznać m.in. Szczecin, Łódź, Grudziądz, Zieloną Górę. Migrują zwłaszcza osoby dobrze wykształcone, klasa kreatywna, młoda klasa twórcza.
Migracje te mają wpływ na procesy polityczne: brakuje zarówno części elektoratu, jak i części potencjalnych kandydatów. Niestety – ze względu na karygodną i zatrważającą nieaktualność danych demograficznych GUS, ekonomiści nie posiadają nawet tak podstawowych danych jak wielkość zaludnienia poszczególnych miast. W oficjalnych statystykach tej skamieniałej instytucji nie uwzględnia się migracji.
Telewizja
W Polsce centralizacja kraju czytelna jest przede wszystkim w strukturze mediów. Warto przypomnieć, że w RFN kanał pierwszy telewizji publicznej jest nadawany przez związek działających w Niemczech publicznych nadawców regionalnych. Przyrównując tą sytuację do Polski, telewizja publiczna nadająca TVP1 czy TVP2 byłaby związkiem telewizji regionalnych. U nas nie nie wykształciła się niestety nowoczesna telewizja publiczna, a ilość czasu antenowego, jaką mają do dyspozycji duże skupiska mieszkańców, jest nierzadko marginalna. Cierpi na tym jakość debaty publicznej. Przeprowadzenie kampanii wyborczej w telewizji publicznej np. dla półmilionowego Legnickiego Okręgu Miedziowego, nie jest w tym systemie możliwe.
Zapisy w ustawie o radiofonii i telewizji, narzucające także publicznym telewizjom regionalnym obowiązki rzetelnego ukazywania całości wydarzeń, sprzyjania swobodnemu kształtowaniu się poglądów obywateli, sprzyjania swobodnemu formowaniu się opinii publicznej, nie są nawet w marginalnym stopniu realizowane. Na przykład, lokalna telewizja publiczna TVP, kiedy rozkładała swoje przenośne studio na Winobraniu w Zielonej Górze, sprawiała wrażenie niezwykłego ubóstwa i tymczasowości. Wydaje się że nie jest ona technicznie zdolna do przeprowadzenia programów wyborczych o odpowiedniej jakości.
Radio
Sytuacja na polskim rynku radiowym jest kuriozalna: drastycznie różne są wskaźniki napełnienia eteru stacjami radiowymi. W mojej ocenie, władze stosują protekcjonizm rynku radiowego. Częstotliwości dostępne w Polsce pozwalają na nadawanie wielokrotnie większej liczby programów radiowych w regionach. Gdy porównamy zagęszczenie stacji radiowych np. w Warszawie i w Zielonej Górze, zauważymy szokujące różnice. Ale organ odpowiedzialny za częstotliwości wcale ich nie udostępnia. Zamiast 100 czy 50 stacji, działa ich kilkanaście. Trudno uwierzyć w tłumaczenia o braku wolnych częstotliwości.
Dodatkowo w Polsce brak jest tzw. „Freies Radio”, wolnych, niekomercyjnych, niezależnych publicystycznych stacji radiowych o lokalnym zasięgu, jakie są np. cechą rynków radiowych krajów niemieckojęzycznych. Są one prowadzone np. przez grupy antyatomowe, antywojenne i tym podobne grupy nacisku. W Wielkiej Brytanii czy Holandii folklor uzupełniają setki stacji pirackich, których nadawcy, ze względu na niezależne sądownictwo w tamtych krajach, ryzykują jedynie utratę nadajników. W opinii autora programy stacji pirackich były ciekawsze, miały często bardzo lokalny, osiedlowy charakter, sprzyjały spajaniu bardzo lokalnych społeczności.
Prezentacja programów
Praktyka innych krajów, uznawanych nawet za niepełne demokracje, pokazuje że media audiowizualne, radio, telewizja, potrafiły w atrakcyjny medialnie sposób zaprezentować wszystkich kandydatów bez zanudzania widzów. Prezentowano na przykład ciąg krótkich odpowiedzi kilkunastu kandydatów różnych partii na jedno określone pytanie, pytano np. o politykę kulturalną, transportową etc., a następnie emitowano krótkie odpowiedzi kilkunastu kandydujących.
W Polsce autor nigdy nie spotkał się z przekrojową prezentacją kandydatów w telewizji. Logistycznie organizowano debaty przy stołach jakby prezydialnych, w której mogło uczestniczyć najwyżej 3-4 kandydatów, a nie kilkunastu. Wydaje się że nawet nigdy nie opracowano atrakcyjnych metod.
Prasa drukowana
Dla demokracji lokalnej największe potencjalne znaczenie w polskich warunkach ma prasa drukowana. Tymczasem doświadczenia autora pokazują że normą polskiego rynku wydawniczego w regionach są rynki płytkie. Występuje jeden, góra dwa podmioty o silnej pozycji. Częstokroć za publiczne pieniądze władz lokalnych wydawane są czasopisma lokalne rugujące z rynku czasopisma prywatne, albo też zapełniają one lukę, którą wypełniłyby (być może) podmioty prywatne.
Czasopisma lokalne wydawane przez władze lokalne i kontrolowane przez polityków nie mają jednak charakteru biuletynów, blatów urzędowych. Starają się często przypominać normalne czasopisma, jednocześnie nie trzeba ukrywać, że reprezentują interesy ich wydawców. Nikt nie reguluje tej kampanii prowadzonej za publiczne pieniądze. Dodatkowo samorządy finansowo wspierają określone tytuły wydawane przez podmioty prywatne. Sposób finansowania tej prasy (skądinąd często potrzebny – ubóstwo regionu niekoniecznie musi oznaczać brak prasy dla intelektualistów) niestety powoduje jej zależność, dworskość wobec lokalnych władz.
Codzienna prasa lokalna w Polsce nacechowana jest przez tabloidyzację. Drukowane media regionalne w Polsce są wydawane przez cztery znaczące grupy: Agora (22 lokalne wydania dodatków do tabloidu średniego rynku), Verlagsgruppe Passau – Polskapresse (7 lokalnych wydań w ramach tabloidu średniego rynku), Axel Springer Polska (7 lokalnych mutacji tabloidu dolnego rynku), Mecom Group Polska (9 tabloidów średniego i dolnego rynku, z mutacjami lokalnymi). Do tego istnieje wciąż szereg gazet niezależnych.
Rynek ten jest w stanie dramatycznie złym. Nie istnieje podstawowy segment prasy codziennej wysokiego rynku. Trudno znaleźć choć jedną regionalną gazetę wpasowującą się w ten model biznesowy. Jest on bardzo kosztowny, taka gazeta kosztowałaby w polskich warunkach ok. 10-12 PLN. Takie są jednak koszty jakościowo i warsztatowo poprawnego dziennikarstwa.
Dziennikarze prasy regionalnej dolnego i średniego rynku są bardzo nisko opłacani, gazety które jeszcze pół dekady temu były tabloidami średniego rynku (middle-market), dziś zorientowały się na rynku dolnym, na mniej wymagających czytelnikach. Normą jest opieranie nawet całych redakcji na dziennikarzach bez doświadczenia, normą jest wysoka rotacja personelu. Model biznesowy niektórych z wymienianych grup oparty jest na maksymalnie dużym zatrudnianiu stażystów, praktykantów, studentów, celem zmniejszenia kosztów tworzenia kontentu. Pauperyzacja, ubożenie wielu regionów, dodatkowo negatywnie odbija się na kondycji prasy.
Rynek prasy codziennej w wielu regionach kraju ma charakter duopolu, lub, w największych ośrodkach, oligopolu. We Wrocławiu doszło na przykład do kontrowersyjnej z punktu widzenia prawa antymonopolowego transakcji przejęcia trzech gazet, „Słowo Polskie”, „Wieczór Wrocławia” i „Gazety Wrocławskiej” przez pojedynczy koncern, który złączył je w jeden tytuł.
Koncerny Mecom, Axel Springer, a szczególnie Verlagsgruppe Passau są uznawane za koncerny oferujące produkty dla jednoznacznie konserwatywnych odbiorców. Niemniej, na rynku polskim oferują one produkty o dramatycznie różnej jakości niż na rynkach Europy Zachodniej. Dziwi to, ponieważ jakość proszków do prania czy past do zębów generalnie zbliża się do standardów Zachodniej Europy, proces ten nie dotyczy jednak mediów drukowanych. Jest to zastanawiające.
Media elektroniczne
Model biznesowy finansowania mediów elektronicznych z reklam wymaga przyciągnięcia ogromnego czytelnictwa – w przypadku modelu odpłatności za kliknięcie reklam. Nawet dzienny ruch rzędu kilkudziesięciu tysięcy czytelników nie jest w stanie wygenerować pokrywającego koszty strumienia finansowego. Wpływy reklamowe mniejszych portali lokalnych i regionalnych, o kilkuset – kilku tysiącach wejść internautów dziennie, są często symboliczne. Media te nie są w stanie się samofinansować, są zwykle prowadzone woluntarystycznie, hobbystycznie. Komercyjne regionalne portale internetowe na wielu rynkach lokalnych nie występują, bądź mają pozycje oligopolistyczne.
Kampanie polityczne w polskich warunkach
Brak telewizji regionalnych lub prasy wysokiego rynku, uniemożliwia praktycznie na terenie większości kraju prowadzenia kampanii wyborczej opartej o argumentację, o debatę publiczną. Rynek medialny jest w fazie znacznego niedorozwoju. Znikoma ilość regionalnych stacji telewizyjnych wywołana radykalną centralizacją mediów publicznych, całkowita tabloidyzacja codziennej prasy regionalnej powoduje, że na debatę polityczną brak jest nawet miejsca. Możliwe, że kwestie dysproporcji finansowych komitetów startujących w kampanii wcale nie są najpoważniejszym problemem polskiej demokracji szczebla lokalnego. Obawiam się, że to, co obecnie bierzemy za demokrację lokalną, jeszcze nią nie jest.
Adam Fularz
Adam FULARZ, edukację odbył w RFN (European University Viadrina) i we Francji (Université de Metz). Studiował International Business Administration (Internationale Betriebswirtschaftslehre) oraz Sciences de Gestion. Praktykę zawodową odbył w Międzynarodowej Unii Kolei (International Union of Railways, Union Int. des Chemins de fer, Paris), gdzie pracował nad raportem o wpływie dyrketyw Unii Europejskiej na rynki kolejowe (Report in the impact of EU Directives in the Central and Eastern European Countries).
Naukowo specjalizuje się w restrukturyzacji przedsiębiorstw kolejowych i posiada dorobek naukowy w tym zakresie. Pracę dyplomową (tytuł Maître des Sciences de Gestion) obronił na Université de Metz w 2002 roku. Tytułem pracy dyplomowej była aplikacja dyrektyw europejskich i konkurencyjność na kolejach w krajach Europy Środkowo- Wschodniej – tytuł oryginalny « L’application des Directives Européennes et la compétitivité des entreprises ferroviaires des Pays d’Europe Centrale et Occidentale (PECO) ». Kolejny dyplom (Dip. Kfm.) uzyskał na Uniwersytecie Europejskim Viadrina w 2005 roku pisząc pracę o mechanizmach konkurencji na kolejach.
Serdecznie dziękujemy panu Adamowi Fularzowi za wyrażenie zgody na przedruk artykułu.
Widać że autor nie słyszał o słynnej TV Max, stacji należacej do wszystkich mieszkańców w osobie prezesa Kazimierza O. 😀 😀 😀 To jest dopiero mix właścicelski. Tego nawe w Ameryce nie wymyslili. 😀 😀 😀