Gąski bez jąder
Inicjatywna grupa z gminy Mielno tak urosła we własnych oczach, że zastosowała cenzurę wobec wypowiedzi ludzi, którzy pomogli mieszkańcom tej gminy w pierwszej fazie protestu. Wie pani, łatwiej jest zaatakować sojuszników, szczególnie będących na pozycji szykanowanego powszechnie słabszego, niż wojować z agresorem od energetyki jądrowej. To jednak dławi istotę protestu spychając go do roli osamotnionej enklawy, w której walczą wyalienowani ludzie. Jest tak, bo egoiści, którzy tym zawiadują, zniszczyli łączność protestu z ludźmi oddanymi walce z energetyką jądrową. Przykładowo, oskarżenia jakie padły pod adresem profesora Mirosława Dakowskiego i innych są niczym innym jak przejawem szowinizmu i nietolerancji wobec poglądów innych ludzi. Ludzie, którzy wiedzą w Polsce cokolwiek o tym, jak wiele pan Dakowski zrobił dla podniesienia świadomości społecznej w związku z zagrożeniami ze strony energetyki jądrowej, powinni wiedzieć, że w wypadku lokalizacji w Gąskach mała grupa osób wokół tego protestu uzurpuje sobie prawo do wypowiadania się w imieniu całej społeczności gminy.
Z Andrzejem Hendzlem, organizatorem protestu przeciw lokalizacji elektrowni jądrowej w Gąskach, rozmawia Anna Kowalska.
Anna Kowalska: Skąd się wzięła treść pytania referendalnego w gminie Mielno?
Andrzej Hendzel: Namawiają mnie różni ludzie, bym używał w ich mniemaniu bezkompromisowej formy – energetyka atomowa zamiast energetyka jądrowa. Niektórym – ale to jest ich sprawa – kojarzy się to z jądrami. Gdy jako chłopiec na zajęciach z fizyki w szkole podstawowej chciałem szokować moje koleżanki, mówienie o jądrach atomowych było na porządku dziennym. Dziś już tego nie robię, choć fizyka jądrowa i fizyka atomowa to nie jest tożsamość. Zarówno rozszczepienie jądra atomowego jak i synteza jądrowa to procesy złożone, a tylko ludziom niewykształconym wydają się jak jedzenie jaj. Kojarzenie tych dwu typów jąder jest delikatnie mówiąc niespójne, choć jako gra językowa wydaje się sensowne. Zatem pytanie dotyczy energetyki jądrowej w oparciu o zasady logiki formalnej.
A czemu mówi pan o tym w wypadku Gąsek?
Po co o tym mówię? Cóż, to pytanie z zakresu pytań wiodących do nikąd, zwanych pytaniami retorycznymi. Wszyscy obecnie w Polsce wiedzą, że mamy do czynienia z protestem w Gąskach. Te Gąski obsmarowali na przeróżne sposoby różni dobrzy ludzie z piórami. Szczęście dla nich szczególne, że ta pisanina nie musiała być sklecona przy użyciu gęsiego pióra, bo nie byłoby nadprodukcji tych wypowiedzi. Mało kto umie się dziś posługiwać wiecznym piórem, a co mówić o stalówce. Zatem taki zabytek jak ostrzone nożem pióro gęsie to anachronizm. Jednakże w naszych czasach anachronizmem jest także energetyka jądrowa, zupełnie tak samo jak parowozy. To, że możemy pominąć ten etap rozwoju, to dla nas w Polsce błogosławieństwo, jeśli zimną wojnę nazwać rozwojem. Udało się nam uniknąć pagerów, czeków podróżnych – możemy uniknąć zacofaństwa jakim jest energetyka jądrowa. Różni specjaliści od rozwoju technologicznego krajów wysokorozwiniętych plotą, że na przykład Niemcy odchodzą od energetyki jądrowej, bo mają przestarzałe elektrownie, podczas gdy w tym kraju są najnowsze tego typu obiekty na świecie. Rezygnują z uwagi na złożony i zawsze bardzo niekorzystny wpływ tego typu obiektów na zdrowie ludzkie i zagrożenia katastrofą nuklearną. Dla nas to abstrakcja, bo w naszym kraju nowoczesność to możliwość kupowania wyrobów z zagranicy, których sami nie umiemy opracować i wyprodukować.
Czy nie jest pan złośliwy wobec naszych rodaków?
A czemu nie miałbym być złośliwy? Znowu zadaję pytania… Pani wybaczy, to siła inercji. Ludzie w Polsce nie cenią nowatorstwa – obecnie określanego modnym do znudzenia słowem innowacyjność. Najczęściej jest tak, że to wypadkowa tego, że szef nie lubi, jak ktoś jest mądrzejszy od niego. A przecież to błąd. Będąc armatorem i posiadając flotę nie trzeba być świetnym nawigatorem ani kapitanem. Wystarczy, że się tych fachowców wynajmie. To znany pomysł jeszcze Diogenesa z Synopy. Dziś przy protestach społecznych widać jednak ten syndrom zaściankowości Polaków. Grupy nawigatorów wokół takiej akcji separują się od ludzi, określając ludzi jako nie nadającą się do użytku masę. Często słyszy się u tych watażków określenia nie do powtórzenia w takim wywiadzie. Ale protest społeczny ma pewne prawa. Ludzie zagłosują na coś, sami wreszcie współdecydując o swoim losie, a ludzi wynoszących się ponad nich prędzej czy później zrzucą z piedestału.
O jakim piedestale pan mówi?
Jeśli w ramach protestu społecznego organizuje się grupa – inicjator referendum – to jego rola nie polega na stawaniu ponad prawem. A w tym wypadku agresor – czyli grupa kapitałowa, która chce wejść na dany teren ze swoją inwestycją, gwałcąc przy tym prawo lokalne – znajduje swoją kopię w tych, którzy przejmują ster takiego protestu. Jeśli zatem trzeba walczyć z agresorem środkami prawnymi, a tym jest referendum lokalne, gdyż wynika wprost z Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, to pogwałcenie tejże Konstytucji w innym miejscu przez tę samą grupę stojącą nad protestem społecznym, to uprawianie tego samego bezprawia, jakie próbuje stosować inwestor energetyki jądrowej.
Mógłby pan to rozwinąć?
Czy mógłbym? Chyba mógłbym. Proszę, niech pani mi odpowie, czy jest jakiś kraj na świecie, gdzie nie ma wolności słowa a jest prawo do referendum? Milczy pani… Milczenie jest złotem, ale co jest w takim razie platyną? Otóż, taki kraj musi już istnieć tylko w czyjejś wyobraźni, bo nawet jeśli jakieś prawo w takim kraju pozwala na wypowiedź ludzi w referendum, to taki zapis bez wolności słowa jest martwy. A jeśli ludzie organizujący referendum gdziekolwiek na świecie zamykają komuś usta, bo według nich to zaszkodzi referendum, to mamy kolejne przejawy rewolucyjnego terroru, czynionego dla ratowania rewolucji. Krąg niedorzeczności się zamyka. Referendum jest bowiem wypadkową, pochodną wolności słowa. Bez wolności słowa nie ma prawa do referendum.
A o co konkretnie panu chodzi?
Inicjatywna grupa z gminy Mielno tak urosła we własnych oczach, że zastosowała cenzurę wobec wypowiedzi ludzi, którzy pomogli mieszkańcom tej gminy w pierwszej fazie protestu. Wie pani, łatwiej jest zaatakować sojuszników, szczególnie będących na pozycji szykanowanego powszechnie słabszego, niż wojować z agresorem od energetyki jądrowej. To jednak dławi istotę protestu spychając go do roli osamotnionej enklawy, w której walczą wyalienowani ludzie. Jest tak, bo egoiści, którzy tym zawiadują, zniszczyli łączność protestu z ludźmi oddanymi walce z energetyką jądrową. Przykładowo, oskarżenia jakie padły pod adresem profesora Mirosława Dakowskiego i innych są niczym innym jak przejawem szowinizmu i nietolerancji wobec poglądów innych ludzi. Ludzie, którzy wiedzą w Polsce cokolwiek o tym, jak wiele pan Dakowski zrobił dla podniesienia świadomości społecznej w związku z zagrożeniami ze strony energetyki jądrowej, powinni wiedzieć, że w wypadku lokalizacji w Gąskach mała grupa osób wokół tego protestu uzurpuje sobie prawo do wypowiadania się w imieniu całej społeczności gminy. Nie pytając mieszkańców o zdanie dopuściła się aktu cenzury prewencyjnej na swojej oficjalnej stronie internetowej, którą prowadziłem. Od tego czasu odcinam się od tej grupy.
Ale co powiedzą mieszkańcy tej gminy, skoro włożył pan tyle zaangażowania w to, by doszło do tego referendum?
Ludzie są rozsądni… Może nie mają szerokiej wiedzy z zakresu fizyki jądrowej, ani nawet energetyki jądrowej, ale to nie zmienia faktu, że od samego początku namawiałem ich do walki środkami prawnymi wynikającymi z Konstytucji. I posłuchali mnie. Wszelkie metody niezgodne z tymi środkami stoją w sprzeczności z tym, w co wierzę. Pokonaliśmy w Polsce dwa systemy totalitarne. Oba z nich były obcą agresją na ducha Polaków. W Polsce kochamy wolność słowa, bo taką mamy naturę. Ktoś, kto pogwałca to nasze obecnie niezbywalne prawo konstytucyjne, to lekarstwo równie bezpieczne jak ci, którzy chcą w Polsce zaplenić energetykę jądrową. Obie formy organizacji społecznej są przestarzałe i obie pamiętają czasy wojny – albo gorącej albo zimnej.
Co ma pan na myśli mówiąc o formach organizacji społecznej?
Energetyka jądrowa jest metodą posttechnokratycznej organizacji życia gospodarczego do tego stopnia, że swymi formami opresji technologicznej wpływa na struktury społeczne, ograniczając wolność milionów ludzi. Zagrożenia jakie powoduje, są wystarczającym powodem dla władz, by wprowadzać obostrzenia w życiu codziennym obywateli, które niczym nie różnią się od opresji stosowanej przez bezprawie państw totalitarnych. Ciągła kontrola i niepewność dają władzy możliwości sterowania społeczeństwem, jaką utraciła w wyniku upadku dwu najstraszniejszych totalitaryzmów w historii. Mała grupka ludzi w Gminie Mielno jest rodzajem wynaturzonego objawu tego procesu, gdzie pod wpływem lęku o swój los ludzie tworzą warunki do odradzania się totalitaryzmu wojennego. W trakcie walki cenzura jest często stosowanym środkiem zaradczym. Dla zmylenia przeciwnika stosuje się nawet dezinformację. Jednakże żyjemy w państwie demokratycznym, wolnym i podobno praworządnym. Prawo obowiązuje wszystkich włącznie z grupą stojącą na czele protestu. Protest, który sterowany jest bezprawnymi metodami, może stać się łupem dla wroga, bo kontynuując takie metody działania, po obnażeniu tego bezprawia, łatwo można unieważnić wynik referendum. A przed tym przestrzegałem z całą stanowczością.
Czego zatem zabrakło w organizacji tego protestu?
Może organizowaliśmy go zbyt pośpiesznie pod wpływem chwili związanej z nagłą i całkowicie bezprawną decyzją potencjalnego inwestora. Brak konsultacji społecznych w wypadku tej lokalizacji i inne względy nakazywały natychmiastową akcję. To znakomicie, że ludzie z gminy Mielno tak szybko podjęli chęć uczestnictwa w organizacji referendum lokalnego. Po tym jednak, jak przeprowadziliśmy cały proces przedreferendalny, zaczęły się typowe w takich razach u nas tarcie na górze. Zupełnie niezrozumiałe dla ludzi z zewnątrz animozje dały znać o sobie. I cały impet – określany żartem przez ludzi jako atomowy – zamienił się na bezjajeczny makaron. Gdyby bodaj z pszenicy durum, a to zwykłe ciepłe kluski gotowane na parze z reaktora jądrowego. Szkoda tylko, że przy tych tarciach nikt nie pomyślał o konsekwencjach takich postaw. Ciągle jednak wierzę, że to referendum się uda i ludzie z gminy Mielno wygrają z tym nowomodnym lekarzem, który im chce postawić pod nosem elektrownię jądrową. A tym, którzy usiłują robić karierę na ich grzbiecie podczas tego protestu, powiedzą na koniec grzecznie: państwu już dziękujemy.
Czy nie obawia się pan, że to także pana dotyczy?
Nie obawiam się. Mnie próbowano podziękować w sposób wyjątkowo niegrzeczny. Odciąłem się od tej grupy całkowicie. Zatem mnie to podziękowanie już nie dotyczy. Rozwój demokracji to proces złożony i namiętny. Tyle jest innych miejsc, gdzie trzeba się wykazać. A jeśli już uda się wprowadzić w życie zasady demokracji w całym kraju, to mam co robić dalej. Tyle jest zaległych książek do przeczytania.
Andrzej HENDZEL z Koszalina, jeden z organizatorów protestu w gminie Mielno, inicjator przekształcenia protestu społecznego w organizację referendum z inicjatywy społecznej przeciwko lokalizacji elektrowni jądrowej w Gąskach (niespełna 20 kilometrów od Koszalina). W 2004 roku organizował protest przeciwko lokalizacji koksowni w Koszalinie.
Dobrze z psychologicznego punktu widzenia, że pan Hendzel wypowiedział swoje racje. Po części są one od paru dni nieaktualne. Na stronie
[url]http://bezatomu.pl/internet.html[/url]
zauważyłem już przed paroma dniami liczne linki do wypowiedzi prof. Dakowskiego i link do mojej strony bocian atomowy:
[url]http://iddd.de/umtsno/bocianatomowyDemos.htm#gask[/url]
Z lektury interpelacji posła PIS-u dr[b] Czesława Hoca[/b] (do znalezienia na stronie bezatomu.pl) wynika, że być może w całym tym zamieszaniu[b] chodzi o spekulację budowlaną[/b] .
[b]Przestraszenie[/b] ludzi lokalizacją energetyki atomowej w Gąskach by tanio wykupić przepiękne tereny, wtedy są obcy świadkowie lub konkurenci nieporządani..
Dlaczego wideo z wizyty PGE w Gąskach zostało zdjęte?
Ze słonecznymi pozdrowieniami