Referendum – katastrofa klasy politycznej i medialnej
6 września odbyło się referendum ustrojowe w Polsce. Pierwsze pytanie dotyczyło zmiany ordynacji wyborczej na JOW i oczywistych następstw tego kroku – zmiany systemu politycznego państwa. Wbrew temu, co twierdzą krytycy, JOW to nie tylko inna technika głosowania, ale przede wszystkim przywrócenie Polakom praw wyborczych (głównie biernego prawa wyborczego) oraz politycznych (odzyskanie politycznej podmiotowości i roli Suwerena w państwie). Referendum dotyczyło więc zagadnień podstawowych – praw i wolności obywatelskich.
Ruch JOW już na miesiąc przed głosowaniem alarmował, że trwa bojkot referendum ze strony państwa, partii, upartyjnionych mediów, samorządów i świata nauki (Państwo bojkotuje referendum). Apele o niezwłoczne rozpoczęcie kampanii edukacyjnej i referendalnej, prowadzonej jedynie przez ofiarnych zwolenników JOW, pozostawały bez echa. Trwał w najlepsze pokaz politycznej schizofrenii ze strony partii, które albo pozorowały poparcie dla referendum (PO), albo wprost wypowiadały się przeciwko demokracji bezpośredniej (PiS, SLD, PSL), czyli udziale obywateli w podejmowaniu decyzji – tych obywateli, którzy utrzymują partie polityczne, media publiczne i uczelnie wyższe.
Klasa polityczna i medialna zaprojektowała referendum na maksimum 30 proc. frekwencji. Taki wynik pozwoliłby uwiarygodnić referendum, a jednocześnie utrzymać polityczne status quo. Miało być tak, że wilk będzie syty i owca cała. Niestety, zajęci zbliżającymi wyborami, źle zdiagnozowali sytuację i… wylali dziecko z kąpielą. Mieli maksymalnie osłabić referendum, ale nie unicestwić. Broń skierowana przeciwko społeczeństwu, odwróciła się przeciwko nim.
Referendum zakończyło się katastrofą. Polacy jasno i zdecydowanie powiedzieli „nie” oszalałej partiokracji oplatającej jak ośmiornica państwo, które najpierw referendum zarządziło, by za chwilę w imię politycznych interesów je torpedować. Użyto całego arsenału środków do zniechęcenia społeczeństwa, włącznie z zastraszaniem – JOW to terroryzm, przekonywał poseł SLD, szef sejmowej komisji obrony narodowej, JOW-y podzielą Polskę na pół, wtórował mu prominentny działacz PiS. Partie i pozostające na ich usługach media urządzili społeczeństwu spektakl hipokryzji i obłudy. Czołowi politycy, niczym dzieci w piaskownicy, przerzucali się referendami i mnożyli referendalne pytania. Z niezwykle ważnego ustrojowego zagadnienia uczyniono „trzecią turę” wyborów prezydenckich. Media albo milczały, albo podjęły bezpardonową walkę z postulatem JOW. Celowały w tym media należące do zagranicznych wydawców. Nie nudzili się wynajęci przez partie internetowi hejterzy.
Skutki są fatalne dla państwa i jego instytucji, które i tak już nie cieszyły się zaufaniem – jeszcze zanim referendum się zaczęło, ponad dwie trzecie Polaków nie ufało partiom, a blisko trzy czwarte Sejmowi. Teraz resztki tego zaufania legły w gruzach. Skompromitowano instytucję referendum, ostatni skrawek terenu, na który mogło liczyć społeczeństwo w zalewie polityki partyjnej, która już wyraźnie nabiera cech antynarodowych i antyobywatelskich. Inne kraje, opanowane przez politycznych troglodytów w stopniu takim jak my, mają jeszcze elity – dziennikarzy, świat akademicki, niezależnych intelektualistów. W Polsce te środowiska nie istnieją. Polska jest krajem pozbawionym elit, a to z kolei jest bezpośrednią konsekwencją złej i antydemokratycznej ordynacji wyborczej.
Klęska referendum obciąża przede wszystkim klasę polityczną oraz ich lokajstwo medialne i intelektualne. Ale też oni poniosą najpoważniejsze konsekwencje odrzucenia jedynej sensownej propozycji zmiany systemu politycznego na drodze pokojowej. Wyalienowana klasa polityczna i partie – antydemokratyczne, odwrócone plecami do społeczeństwa – będą musiały teraz tę żabę zjeść. Będą obrzucać się błotem albo solidarnie kłamać. Nic im już jednak nie pomoże. Paradoksalnie, ta referendalna absencja, oznacza społeczne przebudzenie.
W pierwszych komentarzach pojawiły się opinie, że wynik referendum to „ostateczny koniec JOW”. To zupełnie błędna diagnoza – to dopiero początek JOW. Już przed referendum ten postulat stał się głównym zagadnieniem politycznym w Polsce, a dyskusje wokół referendalnego skandalu wzmocnią go wielokrotnie. Ogromną wagę ma fakt, że 80 proc. z 2-3 mln głosujących opowiedziało się za JOW, a 83,5 proc. przeciwko finansowaniu partii z budżetu. Dotąd nie znano nastrojów, bo nigdy nie przeprowadzono badań na taką skalę.
Dziś już nie stawia się pytania – czy JOW, ale pytanie – kiedy JOW. Wynik referendum źle wróży klasie politycznej i medialnej oraz tym wszystkim, którzy własny interes stawiają ponad pomyślność Rzeczypospolitej.
Tadeusz Rogowski
Zakiwali się na śmierć oszuści 🙂
Czarno to widzę. Zakończenie artykułu zbyt optymistyczne.
[quote name=”ZbigM”]Zakiwali się na śmierć oszuści :-)[/quote]
Raczej uciekli katu spod topora 🙂
Zmiana na JOW będzie zależeć głównie od sytuacji w kraju. System przechodzi w tej chwili swoje paroksyzmy, ale Polakom potrzeba jeszcze kilku bolesnych doświadczeń, żeby ostatecznie przejrzeć na oczy. O to zadba już sam system, który każdego dnia będzie nam dostarczał dowodów na swoja degenerację. Zabawa się właśnie zaczyna, a ludzie wiedzą to czego nie wiedzieli wcześniej – że pod ręką jest lekarstwo (JOW).
Za JOW głosowało 1,8 mln osób. Przekładając wynik referendum na wynik wyborczy, partia JOW miałaby 15-16% poparcia i byłaby 3-cią siłą w parlamencie. W ostatnich wyborach parlamentarnych największy przeciwnik Jow-ów PiS otrzymał 4,3 mln głosów, a SLD, PSL, Palikot – mniej głosów niż postulat JOW w referendum. Tymczasem ci wszyscy nieudacznicy dostali ogromne milionowe dotacje z podatków Polaków na to, jak się okazuje, żeby mogli solidarnie z PiS przeciwstawiać się ich dążeniom wolnościowym. Pozdrawiam.
UKŁAD POKAZAŁ SWÓJ KRZYWY RYJ !!!!!!!!!!