Galileusz w płomieniach. Uwagi o dziejach pewnego mitu
Sprawa Galileusza bywa postrzegana jako walka samotnego, postępowego naukowca z ciemnym, ale potężnym Kościołem. Tymczasem Galileusz był wiernym synem Kościoła. Dlatego też warto postawić pytanie, czy czasami nie należy traktować go jako świętego. Świętego w tym sensie, że pozostał on w sumieniu wierny Kościołowi i nie chciał powodować żadnego rozłamu, ani wszczynać jakiejkolwiek walki z Kościołem. Chociaż miał trudności, chociaż się z tymi trudnościami musiał borykać, to jednak pozostał wierny.
Jednym z ciekawych punktów zapalnych, w którym wciąż ścierają się ludzie religii i nauki, jest sprawa Galileusza. Jak daleko odeszła ona od „rozumu”, mogliśmy się przekonać, gdy przed kilkoma laty wspomniał o niej Benedykt XVI. Wówczas ściągnęło to na papieża ataki „scjentystów”. Nieco później zespół Centrum Myśli Jana Pawła II przeprowadził niewielkie badanie socjologiczne dotyczące świadomości współczesnych Polaków na temat procesu i śmierci włoskiego uczonego. Wyniki okazały się zaskakujące. Jak czytamy w raporcie – wśród tych, którzy sądzą, że znają temat, aż połowa twierdzi, że Galileusz zginął na stosie z wyroku Inkwizycji! Poprawną odpowiedzią na pytanie o los Galileusza było oczywiście twierdzenie, że zmarł śmiercią naturalną w areszcie domowym. Jak mocno jednak przypadek Galileusza tkwi w umysłach naszej epoki, może świadczyć fakt, że na ten historyczny temat wypowiedział się Jan Paweł II:
Począwszy od epoki oświecenia, aż do naszych czasów sprawa Galileusza stanowiła swoisty mit, który ukształtował obraz wydarzeń dość daleki od rzeczywistości. Widziana w tej perspektywie, była ona symbolem rzekomego odrzucenia przez Kościół postępu naukowego, czyli dogmatycznego „obskurantyzmu”, sprzecznego z wolnym poszukiwaniem prawdy. Mit ten odegrał doniosłą rolę w kulturze: przyczynił się do utwierdzenia wielu rzetelnych ludzi nauki w przekonaniu, że duch nauki i jej etyka poszukiwania prawdy są nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Tragiczne wzajemne nieporozumienie zostało zinterpretowane jako wyraz konstytutywnej sprzeczności między nauką i wiarą. Wiedza, jaką czerpiemy z najnowszych badań historycznych, pozwala nam stwierdzić, że to bolesne nieporozumienie należy już do przeszłości. Sprawa Galileusza może także dla nas stać się lekcją, przydatną w analogicznych sytuacjach, które istnieją dziś lub mogą pojawić się w przyszłości.
Co więcej, sprawa Galileusza wydaje się być głośniejsza współcześnie niż w XVII wieku, kiedy miała miejsce. Dopiero oświecenie ze swoją silną tendencją do tworzenia historycznych mitów (choćby poruszany przeze mnie w innym tekście przykład Hypatii z Aleksadrii) wydobyło z zapomnienia słynnego obecnie astronoma i postawiło na piedestale, na którym sam z pewnością nie chciałby się znaleźć. Ksiądz Adam Adamski, autor jedynego w Polsce opracowania myśli teologicznej Galileusza, wypowiada się o tym w słowach bardzo zdecydowanych.
Sprawa Galileusza bywa też postrzegana jako walka samotnego, postępowego naukowca z ciemnym, ale potężnym Kościołem. Tymczasem Galileusz był wiernym synem Kościoła. Dlatego też w temacie tego rozdziału znalazło się pytanie, czy czasami nie należy traktować go jako świętego. Świętego w tym sensie, że pozostał on w sumieniu wierny Kościołowi i nie chciał powodować żadnego rozłamu ani wszczynać jakiejkolwiek walki z Kościołem. Chociaż miał trudności, chociaż się z tymi trudnościami musiał borykać, to jednak pozostał wierny.
Oczywiście oprócz różnorodnych wypowiedzi apologetycznych na temat Galileusza, zarówno ze strony pisarzy i publicystów katolickich, jak i „ortodoksów” naukowości, pojawiały się też ujęcia, które próbowały zrozumieć bardziej szczegółowo kontekst wypowiedzi naukowych Galileusza, czy to przez odniesienie się do prawdziwości jego teorii, czy też przez przywołanie społecznych uwarunkowań, w jakich znajdował się ówczesny Kościół. Marksistowski romantyk, filozof Ernst Bloch, zwracał choćby uwagę na to, że jego zdaniem, jako dla filozofa, zarówno heliocentryzm, jak i geocentryzm opierają się na nierzeczywistych założeniach. Ten brak już u podstaw podważa oczywiście popularny model astronomiczny epoki klasycznej, ale także „nowoczesny” model Galileusza/Kopernika. Co należy do tych założeń? Przede wszystkim postrzeganie wszechświata jako „pustej nieruchomej przestrzeni”, które to założenie zostało zniesione przez teorię względności. Bloch jako marksista dokonywał z pomocą Galileusza swoistej relatywizacji i dehierarchizacji całej rzeczywistości materialnej, w której mamy tylko „relatywny ruch ciał wobec siebie” uzależniony od „wyboru ciała uznanego za nieruchome”. Zatem jeśli „stopień skomplikowania występujących tu obliczeń nie okazałby się taki, by wszystko wydało się niewykonalne, można by przyjąć Ziemię za nieruchomą, a Słońce jako ruchome”.
Twierdzenia Blocha bez trudu można uznać za graniczącą z absurdem obronę klasycznego modelu wszechświata, do którego dodano kolejny (jeden z bardzo wielu) „epicykl”. Wywód Blocha mówi nam jednak coś więcej o dwóch zasadniczych sprawach – brzytwa Ockhama (czyli przyjęcie założenia, że najprostsze rozwiązania zawsze są prawdziwe) nie jest zasadą absolutną we współczesnej metodologii nauk, a także, że teoria naukowa, w tym przypadku astronomiczna, nie należy do dziedziny „faktów”, ale jest intelektualnym, matematycznym odzwierciedleniem wszechświata, które to odzwierciedlenie może przyjmować różnorodność modeli teoretycznych. Jak zauważył Joseph Ratzinger, konkluzja Blocha jest wręcz naiwna, ale jednak bliska prawdy. Heliocentryzm Galileusza dominuje nad teorią geocentryczną nie swoją większą odpowiedniością z prawdą obiektywną, a prostszym systemem obliczeniowym. Co ciekawe, zasada prostoty była jedną z podstaw już w klasycznym modelu wszechświata (choć nie w sposób proponowany przez Ockhama). Zasadę tę jednak permanentnie łamano wobec trudności wynikających z empirii, czyli obserwacji nieba. Oznacza to, że propozycje Kopernika i Galileusza swoje motywacje teoretyczne znajdowały w kategoriach klasycznej astronomii i do niej właśnie przynależały. Dopiero z czasem zaczęto je traktować jako odkrycia rewolucyjne. Ciekawa jest konkluzja Blocha, która bliska będzie postulatowi naukowców związanych z ruchem inteligentnego projektu mówiących o uprzywilejowanym charakterze Ziemi:
Skoro względność ruchu nie ulega żadnej wątpliwości, to humanistyczny oraz dawny chrześcijański system wartości ma co prawda nie tyle prawo do mieszania się w obliczenia astronomiczne i ich heliocentryczną wykładnię, lecz ma jednak własne metodyczne prawo zatrzymać tę Ziemię ze względu na powiązania istotne humanistycznie, i uporządkować świat wokół tego, co się na Ziemi wydarza i wydarzyło.
Myślenie Blocha wydaje się znacznie bardziej przekonujące niż ujęcie, jakie zaproponował słynny anarchista w dziedzinie metodologii nauk. Peter Feyerabend określił słuszność postawy Kościoła wobec Galileusza przez uwypuklenie racjonalnej dbałości Rzymu o spokój ludzkich umysłów, które mogłyby zostać wzburzone „niebezpieczną nauką”. Pozostaje pytanie, czy możemy pozwolić sobie na takie koncesje wobec prawdy? Na takie instrumentalne traktowanie rozumu? Między innymi dzięki Blochowi wiemy, że prawda w nauce nie jest sprawą prostą. Wiedzieli to też ludzie późnego średniowiecza i ta ich świadomość stała się prawdopodobnie przyczyną trudności i kłopotów Galileusza.
C.S. Lewis w swojej znakomitej książce „Odrzucony obraz” podejmuje wątki, które już wcześniej zostały poruszone przez Ernsta Blocha – teorie astronomiczne pozostają formami przejściowymi. Znikają, gdy tylko pojawia się ktoś bardziej pomysłowy i potrafi „zachować” obserwowane zjawiska przy mniejszej niż dotychczas liczbie założeń. Pamiętajmy jednak, że nie chodzi nam o prostą wykładnię brzytwy Ockhama – teoria Einsteina ma u swych podstaw znacznie szersze pole obserwacyjne niż mieli Galileusz, czy Kopernik uzbrojeni w dość prymitywne, z naszej perspektywy, narzędzia badawcze. Wniosek Lewisa jest zasadniczy i odpowiada metodzie naukowej – „teorie naukowe (…) nie są nigdy stwierdzeniem faktu”. Takie stanowisko przyjmował choćby Newton, który zamiast pisać „przyciąganie zmienia się odwrotnie do kwadratu odległości”, pisał „wszystko dzieje się jakby przyciąganie zmieniało się odwrotnie do kwadratu odległości”. Różnica ta wydaje się być niezwykle istotna dla zrozumienia średniowiecznego podejścia do poznania wszechświata. Znakomicie podejście to oddają słowa stosowane przez samego Lewisa na opis klasycznej teorii wszechświata – Model lub Obraz, czyli coś, co zachowuje odpowiedniość rzeczywistości, ale tylko w określonych punktach lub „ideach”. Obrońcą Kopernika i Galileusza mógłby zostać św. Tomasz z Akwinu, który wypowiedział swoje stanowisko na temat charakteru teorii kosmicznych. „W astronomii daje się opis kół koncentrycznych i epicyklów na tej podstawie, że jeśli robi się założenie ich istnienia (hac positione facta), dostrzegalne zmysłami pozory dotyczące ruchów niebieskich mogą być zachowane. Ale nie jest to ścisły dowód (sufficienter probans), ponieważ być może (forte) dałyby się one zachować również przy odmiennym założeniu”.
Powoli zaczynamy rozumieć, na czym mogła polegać różnica pomiędzy Kopernikiem, który nie wzbudzał nigdy tak wielkich kontrowersji, a Galileuszem, który w oczach wielu spłonął na stosie. Pierwszy przedstawił nową hipotezę opisu nieboskłonu, drugi był skłonny swoją hipotezę traktować jak fakt i wymagał dla niej przynależnej prawdzie czci. Trafne byłoby zatem sformułowanie zanotowane przez A.O. Barfielda – rewolucja Galileusza nie polegała na ukuciu nowej teorii niebios, ale na utworzeniu „nowej teorii o naturze teorii”. Dziś ta „nowa” teoria wydaje się być już mocno przestarzała. Jak możemy zatem rozumieć i tłumaczyć stanowisko Kościoła wobec Galileusza? Tylko z perspektywy prawdy, do której dociera się często drogą trudną, polegającą na podważaniu tego, co w danej epoce wydaje się oczywistością i postępem. Nie chodziło zatem w przypadku Galileusza o ochronę prostych ludzi przed niebezpieczną prawdą, ale raczej o zatrzymanie zbyt pochopnego rozprzestrzeniania się hipotezy jako prawdy.
Nie zmienia to faktu, że Galileusza poddano procedurze procesowej. Przebiegała ona jednak w sposób, wedle naszych standardów, cywilizowany, co potwierdzają kolejne ujawniane na przestrzeni stuleci dokumenty procesowe. Syntetyczne omówienie procesu Galileusza znaleźć można choćby w książce „Wyrok na Galileusza i inne mity o nauce i religii”. Mit szczegółowo omawia tam Maurice A. Finocchiaro w artykule Mit 8: O tym, że Galileusz był więziony i torturowany za opowiadanie się po stronie teorii Kopernika. Nie znajdziemy tam niestety subtelnych trudności, jakie napotkał Kościół w osobie Galileusza i w niuansach jego teorii.
Wiele z tego, co wciąż można przeczytać i usłyszeć o Galileo Galilei, warto by podsumować słowami przywołanego artykułu Finocchiaro: „Mity o (…) Galileuszu są zatem prawdziwymi mitami: błędnymi wyobrażeniami, które kiedyś wydawały się prawdziwe i które nadal uznają za takie ludzie słabo wykształceni i niedbali badacze”.
Tomasz Rowiński
Tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie Fronda 63/2012. W przedruku zrezygnowano z przypisów.
Tomasz ROWIŃSKI – ur. 1981, mąż Ewy, tata Marty, historyk idei, redaktor Christianitas, sekretarz redakcji kwartalnika Fronda, związany z katolicką Wspólnotą Błogosławieństw, współpracownik Wydawnictwa M, tygodnika Idziemy, portalu fronda.pl, w latach 2005-2008 współpracownik i redaktor kwartalnika Res Publica Nowa; w latach 2006-2010 pracownik Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie.
Za: Areopag21.pl
Dziękujemy Tomaszowi Rowińskiemu, za zgodę autorską na zamieszczenie tekstu na naszym portalu.
Justus Sustermans – Portret Galileo Galilei, 1636 (Wikipedia, PD)