Piłsudczyk z Koszalina
Jeśli kolekcja piłsudczanów w domu Ireneusza Szeligi będzie dalej rozrastać się w takim tempie jak dotychczas, to trzeba ją będzie przenieść do dużego salonu na dole. Obrazy, medale, rzeźby, plakietki, odznaczenia, militaria, pocztówki, książki, albumy… Marszałek na Kasztance, Marszałek na Maderze, Marszałek z Wieniawą, Marszałek rozkłada pasjansa… – cały pokój na piętrze domu pana Ireneusza zajmuje niezwykła kolekcja piłsudczanów. Powoli robi się tutaj ciasno.
Na jarmarku i w Internecie
Pasję rozbudził w nim ojciec, podpułkownik Wojska Polskiego, który przed śmiercią w 2002 roku nakazał synowi, żeby włączył się w prace komitetu budowy pomnika Józefa Piłsudskiego w Koszalinie. Wola ojca, rzecz święta, pan Ireneusz rzucił sie więc w wir pracy społecznej. Owocem tej pracy stał się jeden z najokazalszych pomników w Polsce, odsłonięty w listopadzie 2003 roku.
Żeby zapoznać się z całą kolekcją, trzeba pobyć w domu I. Szeligi nieco dłużej. W ogóle, to najpierw należy znaleźć się w pokoju na górze. Nie każdy ma tam wstęp – zwykle pan Ireneusz podejmuje gości w dużym salonie na dole. O Marszałku opowiada z wyraźnym wzruszeniem. Kult Piłsudskiego czy kolekcjonerska pasja?
– Dla mnie Marszałek jest wielkim wzorem, tak bardzo dzisiaj Polsce potrzebnym. Nie chodzi o politykę, ale o autorytet. To był prawdziwy mąż opatrznościowy, osoba czysta, ciesząca się szacunkiem i poważaniem – mówi. – Niepodległość to był Marszałek, on nam wyrąbał szablą wolną Polskę – dodaje z przekonaniem. O przeciwnikach Marszałka, również tych z czasów budowy pomnika w Koszalinie, mówi krótko: „Czarna propaganda albo nieznajomość historii”.
Początki były skromne. Jeszcze jako uczeń szkoły średniej gromadził wycinki z gazet i stare pocztówki. Później jeździł po kraju, tropiąc wszelkie ślady pamiątek, odwiedzając jarmarki i giełdy staroci. Z czasem zbiór rozrósł się do rozmiarów pokaźnej kolekcji. Obecnie pan Ireneusz przeniósł się do Internetu, często uczestnicząc w aukcjach na odległość. – Trzymam rękę na pulsie – zapewnia.
53 monety
Najcenniejszym eksponatem w kolekcji pana Ireneusza jest oryginalny podpis Marszałka, zakupiony podczas aukcji charytatywnej na rzecz ociemniałych dzieci. Został wycięty z jakiegoś wojskowego dokumentu, który uległ zniszczeniu. Oprócz tego patent oficerski porucznika Mariana Perzyńskiego, z faksymile podpisu Marszałka, dwa oryginalne dokumenty nadania Krzyża Niepodległości oraz dyplom nadania „Odznaki Pamiątkowej Więźniów Ideowych z lat 1914-1921” wraz z oryginalną odznaką. Kilkadziesiąt obrazów, kilkanaście konterfektów, płaskorzeźb i statuetek. Repliki pomników Marszałka, w tym również koszalińskiego. Ogromne popiersie Marszałka z terakoty, posągi o zróżnicowanej wielkości i kształcie. Nóż do rozcinania korespondencji z rękojeścią zakończoną głową Marszałka. Małe ozdobne łopatki z czasów sypania Kopca Piłsudskiego w Krakowie. Kolekcja 53. przedwojennych dziesięciozłotówek z wizerunkiem Marszałka. Liczba 53 nie jest przypadkowa. – Tyle lat miał Józef Piłsudski, kiedy został marszałkiem – wyjaśnia pan Ireneusz. Książki, wśród których najcenniejsze jest przedwojenne wydanie „Pism zbiorowych” Piłsudskiego. Jest też kopia obrazu przedstawiająca Marszałka z pułkownikiem Wieniawą-Długoszowskim. Twarz ulubionego oficera marszałka Piłsudskiego, do złudzenia przypomina twarz… pana Ireneusza. Przypadek?
Buława i maciejówka
W gablocie wyblakłe godło narodowe pochodzące z przedwojennego urzędu lub szkoły. Duża kolekcja wojskowych odznak honorowych, ze słynnym „Parasolem” – odznaką Szkoły Oficerskiej Organizacji Strzeleckich – oraz nie mniej cenną odznaką 1. Pułku Piechoty Legionów. Obok, uszeregowane „według starszeństwa” odznaki pamiątkowe przedwojennych formacji wojskowych. Pan Ireneusz o każdej z nich może opowiadać godzinami. – Ten z dwoma czarnymi gryfami, to 66. Kaszubski Pułk Piechoty, który nosił imię Marszałka Józefa Piłsudskiego. Walczył w wojnie polsko-bolszewickiej, rozbijając pod Bobrujkami rosyjski pułk strzelców im. Lenina, a w 1939 uczestniczył w bitwie nad Bzurą.
Jeśli pan Ireneusz ma być na fotografii, to koniecznie na tle oryginalnej szabli bojowej z 1920 roku, która – tak przypuszcza – „przejechała się po karku niejednego bolszewika”. Obok bagnety i inne militaria. I wreszcie, kolekcja oryginalnych orderów – Virtuti Militari, Krzyż Niepodległości z Mieczami, Krzyż Walecznych z trzema okuciami – taki sam, z jakim nie rozstawał się Marszałek. W jednej z gablot rzuca się w oczy błękit wstęgi Krzyża Wielkiego z Gwiazdą Orderu Virtuti Militari. To jednak replika, bo koszaliński kolekcjoner, kiedy oryginał jest poza jego zasięgiem, zleca współczesnym fachowcom wykonanie wiernej kopii. – Przed wojną nadano ich tylko sześć, z tego tylko jeden Polakowi – marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, jeśli nie liczyć marszałka Ferdynanda Focha, który był marszałkiem Polski, Francji i Wielkiej Brytanii – pan Ireneusz odczuwa widoczną satysfakcję, kiedy dostrzega, że jego słowa robią na słuchaczu wrażenie. Repliką jest także, chociaż wykonaną z oryginalnego sukna, czapka maciejówka oraz ostatni nabytek – buława marszałkowska.
Nasz Marszałek
Czasami I. Szeliga wystawia swoją kolekcję na widok publiczny. Przekazywał zbiory na wystawy w bibliotekach, wojsku i przy okazji imprez promujących budowę pomnika. Jak reagują koszalinianie? – Nigdy nie spotkałem się choćby z cieniem ironii – zapewnia. Przeciwnie, słyszy słowa uznania, podziękowania, bywa też, że otrzymuje telefony. Jest zapraszany do prywatnych mieszkań, żeby obejrzeć przechowane dowody pamięci o Piłsudskim, niekiedy bardzo skromne – popularne pocztówki, fotografie z pogrzebu. Ludzi przekonuje pietyzm, z jakim I. Szeliga otacza pamiątki, uważają, że nadszedł właściwy moment, by przekazać je w dobre ręce. Wielu odmawia przyjęcia pieniędzy. Pan Ireneusz uważa, że takich ludzi jest w Koszalinie więcej, ale dopiero teraz ujawniają swoją obecność. Czasami jest zapraszany do koszalińskich szkół, gdzie prezentuje swoje zbiory i opowiada o Marszałku. Do lekcji przygotowuje się starannie – przed każdym spotkaniem z młodzieżą, wertuje książki i przegląda kolekcję. Dzieci jak to dzieci – najpierw pytają o szczegóły osobiste z życia Marszałka, na przykład, czy palił papierosy. Ale w miarę opowiadania, przysłuchują się z rosnącym zaciekawieniem. – Pod koniec lekcji, klasa zupełnie milknie – mówi zachwycony.
Najbardziej cieszy go jednak, że koszaliński pomnik żyje, że nie stał się martwym symbolem. W listopadzie 2004 roku, na wiecach poparcia dla „Pomarańczowej rewolucji”, manifestowali tutaj koszalinianie – Polacy i Ukraińcy. Przyszli z flagami narodowymi, zabrzmiały hymny dwóch bratnich narodów. W tym roku, w marcu, koszalinianie zakończyli „pod Marszałkiem” manifestację na rzecz demokratycznych przemian na Białorusi. „Nikt nie zdusi Białorusi” – skandowali młodzi ludzie, powiewając polskimi i białoruskimi flagami. Pan Ireneusz jest przekonany, że Marszałek nawet dzisiaj jednoczy ludzi, a koszalinianie, po trzech latach, nie wyobrażają już sobie miasta bez pomnika. Wrósł w krajobraz, stał się miejscem, od którego przewodnicy rozpoczynają oprowadzanie wycieczek, a narzeczeni umawiają się „pod Dziadkiem” na randki. Kiedyś pan Ireneusz jechał z dworca kolejowego taksówką. Kiedy przejeżdżali obok pomnika, kierowca, myśląc, że ma do czynienia z obcym przyjezdnym, pochwalił się: – A to panie, nasz Marszałek.
Pan Ireneusz gotów jest przysiąc na wszystko, że tak właśnie powiedział – „Nasz Marszałek”…
Tadeusz Rogowski