ACTA, czyli o psie tropicielu i psie Pawłowa
– To nas jest aż tylu?! – pytali po koszalińskiej demonstracji przeciwko ACTA, ci nieliczni, którzy na co dzień angażują się w obronę wolności słowa w Koszalinie. Dotąd cierpieliśmy na syndrom rozbitka na bezludnej wyspie, licząc swoje siły na palcach jednej ręki. Pamiętam, że kiedy uruchamialiśmy portal koszalin7.pl, tworząc m.in. dział „Wolne słowo”, mówiono nam, że zatrzymaliśmy się na etapie stanu wojennego. Kiedy skrzyknęliśmy się w malutką koszalińską grupkę sympatyków Stowarzyszenia Wolnego Słowa, mówiono nam, że popadamy w kombatanctwo i że wszystkie pociągi II wojny światowej już dawno zostały wysadzone. Kiedy przeciwstawialiśmy się sławetnemu artykułowi 212 kodeksu karnego, nazywanego „pyskówkowym”, wprowadzającego kary więzienia za słowo, mówiono nam, że nawołujemy do łamania prawa. Kiedy przystępowaliśmy do ogólnopolskiej akcji „Wykreśl 212 KK”, wmawiano nam, że zawarliśmy pakt z lewactwem, którym rzekomo pachnie jeden z inicjatorów akcji – Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
A ile bojów trzeba było stoczyć, żeby poskromić hordy naszych koszalińskich internetowych zamordystów, zarówno tych ochotniczych, jak i instytucjonalnych, działających na polityczne zlecenie. Gotowych wyśledzić, zdemaskować, zidentyfikować, donieść gdzie trzeba. Ileż kosztowało nas przeciwstawianie się „ałtorytetom”, często z naukowymi tytułami, którzy piętnowali prawo do prywatności w Internecie, nie rozumiejąc, a raczej nie chcąc rozumieć, że anonimowość, choć zdarza się, że jest nadużywana, jest jednak gwarantem wolności słowa. Jak bardzo byliśmy według naszych krytyków „przeczuleni”, kiedy monitorowaliśmy zagrożenia dla Internetu ze strony partii i polityków, urzędników, a nawet tych, którzy powinni być heroldami wolności słowa w społeczeństwie (Biurokraci łapy precz od Internetu!). A jakiej to ciężkiej obrazy dopuściliśmy się poddając krytyce te tabuny tzw. rzeczników prasowych urzędów i instytucji, często byłych dziennikarzy, teraz tępych urzędników, w rzeczywistości cenzorów, dokonujących segregacji odbiorców informacji według kryteriów politycznych.
Te wszystkie nasze osamotnione działania napotykały na mur niezrozumienia. I naraz, ni stąd ni zowąd, pojawiają się w Koszalinie i wychodzą na ulice setki „obrońców wolności słowa”. Mamy uwierzyć w ten cud? Skąd ta nagła erupcja ideałów w mieście, w którym od ponad 20 lat toczy się brutalna wojna o media, z wszechogarniającą cenzurą w tle, przy zupełnej bierności społeczeństwa? Czy na pewno chodzi o obronę wolności słowa? A może po prostu o coś bardziej banalnego, na przykład prawo do ściągania nielegalnych filmów z Internetu?
Pójdźmy dalej. Dlaczego młodzież nie protestuje przeciwko internetowym zamordystom znad Wisły i Dzierżęcinki, a nagle zaprotestowała przeciwko tym znad Potomaku? Dlaczego na co dzień nie dostrzega zagrożeń w Polsce, a naraz dostrzegła zagrożenia idące z USA, co by nie mówić, kraju, który jest ostoją demokracji i obrońcą demokratycznych wartości na świecie? Coś mi moja intuicja podpowiada, że w dziedzinie Internetu, lepsza dla nas będzie amerykańska regulacja globalna, niż rodzima regulacja „narodowa” w wykonaniu tutejszych prawodawców, pichcących ustawy na zamówienia grup interesu i potrafiących zmienić sens prawa za pomocą jednego przecinka.
Chciałbym wierzyć, że młodzi ludzie wyszli na ulicę, żeby bronić tej ostatniej przestrzeni wolności, jaką jest Internet. Że nie kierował nimi osobisty interes, ale potrzeba obrony zagrożonego dobra wspólnego. Że nie bronili partykularnych praw mniejszości, ale uniwersalnych praw większości. Że wyjście na ulice przeciwko zagrożonym wartościom, jest początkiem stawania się obywatelami i zaangażowaniem w kształtowanie swego państwa.
Jak mówi jeden z moich kolegów, są dwa typy reakcji – psa tropiciela i psa Pawłowa. Czas pokaże, do której z dwóch kategorii będzie można zaliczyć reakcję młodzieży na ACTA. Pies tropiciel nie odróżnia przestępcy od człowieka uczciwego, a jednak wyłapuje bandziorów, ale tylko dlatego, że ktoś wcześniej podał mu „trop”. Pies Pawłowa nie potrzebuje tropu, potrzebuje bodźca i wówczas reaguje odruchowo, na zasadzie akcja-reakcja. Z wolnością słowa jest tak, jak z psem Pawłowa – nasze reakcje powinny być odruchowe, natychmiastowe, zawsze i wszędzie, bez zastanawiania się i kalkulowania, bez brania „poprawki” na sytuację, osobę, porę dnia, skalę poparcia. Jeśli wyrobimy w sobie ten alergiczny odruch społeczny na zagrożenia dla wolności słowa, będziemy wolni od nawyku psa tropiciela, który zauważa zło dopiero wtedy, kiedy ktoś poda mu trop, a więc niejako na żądanie. I wówczas też polityczni zamordyści, rodzimi i zagraniczni, naprawdę zaczną się nas bać.
Tadeusz Rogowski
A nie pomysłałeś że młodzi uświadomili sobie zagrożenia między innymi dzieki takim portalom jak koszalin7.pl W końcu mamy to, czego oczekiwalismy, młodzież zaczęła bronic wolności słowa, skad więc te niedowierzanie? Z konkluzja się zgadzam, równiez liczę na to, że nie jest to krótkotrwały zryw w jednej tylko sprawie, ale początek czegoś większego, jakiegoś procesu samouświadamiania sobie, że musimy zacząć sami dbac o swoje sprawy, bo politycy, którzy mieli to robic, zawiedli na całej linii, a nawet odwrócili sie przeciwko społeczeństwiu.
[quote]Coś mi moja intuicja podpowiada, że w dziedzinie Internetu, lepsza dla nas będzie amerykańska regulacja globalna, niż rodzima regulacja „narodowa” w wykonaniu tutejszych prawodawców, pichcących ustawy na zamówienia grup interesu i potrafiących zmienić sens prawa za pomocą jednego przecinka.[/quote]
Bardzo dobra uwaga, ale też Amerykanie pod rządami Obamy przesadzaja w tych zapędach antypirackich, sa jeszcze projekty SOPA i PIPA. Ale ogólnie się zgadzam, że regulacje europejskie i narodowe będą znacznie groźniejsze dla internetu niz amerykańskie.
[quote name=”Abdank”]
Bardzo dobra uwaga, ale też Amerykanie pod rządami Obamy przesadzaja w tych zapędach antypirackich, sa jeszcze projekty SOPA i PIPA. Ale ogólnie się zgadzam, że regulacje europejskie i narodowe będą znacznie groźniejsze dla internetu niz amerykańskie.[/quote]
Tzn efekt może być taki ze ACTA w Europie przejdzie a w Polsce nie przejdzie i wtedy nasi politykierzy wysmażą nam taka ustawę że sie nam odechce internetu do końca żywota, amen
O genetycznej obłudzie polityków nie warto nawet wspominać. Teraz prześcigają się w oświadczeniach te wszystkie partie, które jeszcze wczoraj grzebały przy ustawach, żeby tylnymi drzwiami wprowadzić cenzurę, czy też ograniczać dostęp do informacji publicznej. W Parlamencie Europejskim w listopadzie 2010 (rezolucją krytykującą tryb prac nad porozumieniem ACTA) tylko posłowe SLD głosowali przeciwko ACTA, reszta – PiS, PSL, PO (bez trzech wstrzymujących się) – „solidarnie” głosowała za ACTA. Polska pobiła przy okazji niechlubny rekord, tylko 14 proc. polskich eurodeputowanych było przeciw, dla porównania przeciw było 69 proc.,posłów z Finlandii, 55 proc., z Czech, 52 proc. z Niemiec. Politycy systemu partyjniackiego, całkowicie wyalienowani i oderwani od problemów, którymi żyje społeczeństwo, po raz kolejny pokazali na co ich stać dla utrzymania swojej władzy, którą zawdzięczają liderom partyjnym a nie narodowi.