Polska strefa ekonomiczna
Nawet największe światowe koncerny bez żenady korzystają w Polsce z państwowych dotacji. Zróbmy z Polski jedną wielką specjalną strefę ekonomiczną Europy. Wówczas inwestorzy będą się do nas pchali drzwiami i oknami, a podatnik do ich biznesu nie dołoży ani złotówki.
Zakrawa na absurd, że każdy polski podatnik dopłaca do działalności w Polsce znanych światowych marek. To co dla koncernów jest zachętą dla inwestycji, z punktu widzenia małego i średniego przedsiębiorcy, który nie ma szans na analogiczną pomoc państwa, jest jawną niesprawiedliwością. Mimo, że to z sektora małych i średnich przedsiębiorstw pochodzi większość miejsc pracy a MSP wytwarzają większość dochodu narodowego, przedsiębiorcy są dyskryminowani we własnym kraju.
Foto 1. Specjalna strefa ekonomiczna w Kownie na Litwie. Kaunas Free Economic Zone (FEZ).
Skoro tak świetnie funkcjonują specjalne strefy ekonomiczne, do których ściągają korporacje z wszystkich stron świata, dlaczego nie przenieść doświadczeń poza strefy? Zróbmy z Polski jedną wielką specjalną strefę ekonomiczną wprowadzając zerową stawkę podatku CIT i PIT dla firm, które reinwestują zyski. Wówczas zarówno mali i średni przedsiębiorcy, jak i korporacje, będą miały stworzone takie same warunki prowadzenia działalności gospodarczej. Z ulgą odetchną także podatnicy, którzy nie będą musieli już dopłacać do każdego zaciągniętego do Polski inwestora.
Wszyscy biorą
Co łączy firmy LG, Philips, Hewlett Packard, IBM, Volvo, Volkswagen czy MAN? Wszystkie robią biznes w Polsce i otrzymują za to państwowe dotacje. Wydawałoby się, że znana marka, wysoka pozycja korporacyjna i miliardowe obroty wystarczą do inwestowania w tak perspektywicznych krajach jak Polska. Niestety, kilkanaście lat po obaleniu komunizmu, wracają czasy gdy do każdego towaru produkowanego w kraju dopłacają podatnicy.
Według najnowszego raportu Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wzrasta pomoc publiczna dla firm. Po pieniądze podatnika wyciągnęło rękę blisko 140 tys. przedsiębiorstw. Rekordzistą jest koreański konglomerat LG. Jego spółki-córki, głównie produkujące sprzęt RTV i AGD w 2006 r. otrzymały łącznie 441,2 mln zł pomocy publicznej. Oprócz producentów elektroniki podatnicy wspierają także potentatów rynku komputerowego: Hewlett Packard otrzymał w analogicznym okresie 8,6 mln zł.
Dopłacamy także do firm motoryzacyjnych. Potentat na rynku ciężarówek MAN otrzymał 52,5 mln zł z Ministerstwa Gospodarki, natomiast Isuzu – 40,8 mln zł, Fiat – 31,7 mln zł, a Volkswagen 24,2 mln.
UOKiK wylicza: płacimy za koleje państwowe, górnictwo, przemysł stoczniowy. 1,13 mld rocznie kosztują podatników dopłaty do PKP. Blisko 600 mld do górnictwa, a ponad 103 mln zł do budownictwa okrętowego. Z roku na rok dopłacamy coraz więcej. Pomoc publiczna w 2006 r. wyniosła prawie 4,47 mld w porównaniu z 3,65 mld zł w roku poprzednim.
Fenomen strefy
Od ponad 10 lat funkcjonuje w Polsce 14 specjalnych stref ekonomicznych. Strefy przyciągnęły setki zagranicznych inwestorów. Firmy zachęca do otwierania placówek w strefach zwolnienie z płacenia podatku CIT i PIT. O tym marzy każda firma w Polsce, niestety nie wszyscy spełniają określone kryteria, które pozwoliłyby na działanie w strefie.
De facto, firmy działające na terenach SSE, korzystają z pomocy publicznej, którą jest nie tylko zwolnienie z płacenia podatku dochodowego, ale także ulgi i zwolnienia w podatkach od nieruchomości, a w niektórych przypadkach samorządowe inwestycje w infrastrukturę ułatwiającą działalność.
Unia Europejska wyjątkowo zgodziła się na funkcjonowanie stref do 2018 r. (strefa krakowska). Strefa katowicka i suwalska zakończą działalności w 2016 r., pozostałe strefy w 2017 r. Co zrobią firmy, które zakończą działalność w SSE? Prawdopodobnie wyniosą się tam, gdzie otrzymają równie atrakcyjne warunki funkcjonowania. Chyba, że zdecydujemy się zatrzymać je w Polsce.
Już dziś doradcy inwestycyjni zwracają uwagę, że atrakcyjność SSE będzie ważna jeszcze 3-4 lata. Po tym czasie, wykorzystanie ulg będzie trudniejsze. Szacuje się, że dotacje dla niektórych firm sięgają aż 40 proc. wydatków inwestycyjnych. Z ekonomicznego punktu widzenia pomoc publiczna dla wybranych firm, nie tylko burzy rynkową konkurencję, ale niszczy mechanizm przedsiębiorczości. Odwrotnie: równe warunki dla wszystkich firm, wzmocniłyby konkurencję i przyczyniłyby się do zwiększenia przedsiębiorczości.
Dochodowy zero procent
Jeśli Polacy chcą rozwijać się równie dynamicznie jak Estonia czy Irlandia, zamiast dotować wybrane przedsiębiorstwa, powinniśmy rozszerzyć specjalną strefę ekonomiczną na cały kraj i zwolnić inwestujące firmy z płacenia podatku dochodowego. Wówczas nie byłoby konieczności pomocy publicznej dla firm, a wszystkie przedsiębiorstwa konkurowałyby na jednakowych warunkach.
Inwestorzy spoza granic naszego kraju, mieliby zagwarantowaną atrakcyjność inwestycyjną na długie lata. Status raju podatkowego dla przedsiębiorczych, przyciągnąłby firmy z całego kraju. Specjalne strefy ekonomiczne nie ryzykowałyby zapaści, gdyby przestały funkcjonować, inwestorzy nie musieliby się przenosić do Chin bądź na Ukrainę. Zachodnie koncerny wreszcie zaczęłyby funkcjonować w Polsce na rynkowych zasadach, a nie dzięki dotacjom opłacanym przez podatnika.
Zwiększona konkurencja spowodowałaby, że spadłyby ceny wielu produkowanych w Polsce produktów. Zwiększyłby się także popyt na pracę. Wówczas realne stałyby się podwyżki płac. Należy pamiętać, że najgłośniejsze inwestycje tworzą miejsc pracy jak na lekarstwo, a płace utrzymywane są na poziomach minimalnych.
Tylko stworzenie konkurencyjnej gospodarki gwarantuje długotrwały wzrost PKB oraz wyższe płace. Wówczas możliwe okaże się zatrzymanie exodusu polskich pracowników zagranicę. Setki tysięcy polskich emigrantów otrzyma szansę powrotu do kraju na warunkach konkurencyjnych dla tych z Wielkiej Brytanii, Irlandii czy Szkocji.
Polska nie musi być jak Irlandia, Estonia czy USA. Wystarczy, że uwolni potencjał, który już funkcjonuje i odejdzie od wspierania, na modłę socjalistyczną, każdej firmy, która zwróci się o dotacje do odpowiedniego urzędnika.
Tomasz Teluk
Tomasz Teluk jest dyrektorem Instytutu Globalizacji, ekspertem Centre for the New Europe w Brukseli.
Te koncerny które chciały zainwestować już zainwestowali. Teraz trzeba podnieść CIT do 50%.
Polska powinna natomiast stać się „strefą ekonomiczną” dla przedsiębiorców występujących na rynku w myśl prawa podatkowego jako osoby fizyczne czyli pracujący „za swoje” i „na swoje” ryzyko. Ci co wykorzystują pracę tylko własnych rąk – Pit 0% , a ci co wypracowują dochód z pomocą zatrudnionych dodatkowo ludzi Pit -max co 10%
W Jartomie, tj. w Bieruniu, dalej stoją wolne hale, tak więc można oczekiwać dużych inwestycji o ile tylko pojawi się na rynku kapitał. Bo jak na razie tego kapitału cały czas brakuje…