|
Dodano: 2009-04-23
Interepelacja w sprawie Serbołużyczan
Pan
Radosław Sikorski
Minister Spraw Zagranicznych
Interpelacja w sprawie stosunku rządu polskiego do Serbołużyczan mieszkających w Niemczech
Działając na podstawie art. 192 Regulaminu Sejmu RP składam na ręce Pana Ministra interpelację w sprawie stosunku rządu polskiego do Serbołużyczan mieszkających w Niemczech.
 |
 |
Poseł Artur Górski (PiS) |
Od 1945 r. Polska sąsiaduje z najmniejszym narodem słowiańskim - Serbołużyczanami, którzy zasiedlają tereny wschodnich Niemiec, a w miejscowości Chrósćicy (niem. Crostwitz) stanowią narodowościową większość. Serbołużyczanie nie posiadają odrębności politycznej i stale muszą opierać się germanizacji, by nie zatracić słowiańskiej tożsamości. Sąsiedztwo Polaków mogłoby wiele zmienić, tym bardziej, że niegdyś Łużyce przynależały do Polski. Od tamtego czasu współpraca Serbołużyczan z Polakami widoczna była jedynie w kilku pracach poświęconych Łużycom autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, Teofila Lenartowicza, Romana Zmorskiego. Wśród publikacji pojawiły się "Rys dziejów serbołużyckich" Wilhelma Bogusławskiego i pierwsza relacja o Łużyczanach autorstwa Michała Bobrowskiego.
Po I wojnie światowej łużycki ruch narodowy wznowił postulaty zmierzające do autonomii politycznej, kościelnej, gospodarczej i kulturalnej, a jego dążenia były intensywnie wspierane przez Czechosłowację. W połowie lat 20. XX w. administracja Prus i Saksonii podjęła działania mające na celu wzmocnienie osadnictwa we wschodnich prowincjach Niemiec, co, ze względu na zagrożenie wobec Serbołużyczan i polskiej mniejszości w Rzeszy, zwróciło uwagę prołużyckich kół w Polsce. Wspólnota interesów zbliżyła Łużyce do Polski. Powstanie Związku Mniejszości Narodowych w Niemczech stało się głównym punktem oparcia w przeciwstawianiu się polityce wynaradawiania. Zaczęła funkcjonować Serbołużycka Rada Ludowa grupująca Macierz Serbołużycką, Domownię i Serbołużycką Partię Ludową. Okres międzywojenny stał się czasem budowania przyjacielskich relacji Słowian. Ożywiło się zainteresowanie historyków, językoznawców i etnografów Serbołużyczanami. Pojawiły się liczne publikacje, tłumaczono literaturę polską na język górnołużycki, a udana współpraca z konsulatem w Berlinie umożliwiła organizowanie wakacji w Polsce dla Serbołużyczan.
Wraz z nastaniem hitlerowskiej III Rzeszy zaczęły się prześladowania: zaczęto usuwać napisy w języku dolno- i górnołużyckim, z czasem dokonywano aresztowań, delegalizacji organizacji, przesiedleń inteligencji i duchowieństwa. Czołowi działacze Domowiny trafiali do obozów koncentracyjnych. Współpraca ze stroną polską pozwoliła na wspieranie finansowe represjonowanych rodzin serbołużyckich. Po upadku III Rzeszy zaczęły rozwijać się prołużyckie ruchy w Krakowie i Wielkopolsce. Polska opinia publiczna popierająca dążenia niepodległościowe Serbołużyczan musiała wkrótce zmierzyć się z władzą komunistyczną. Miało to związek z nową polityką Stalina wobec Niemiec, a zatem i Łużyc. Serbołużyczanie po raz kolejny musieli zmierzyć się z czynnikami osłabiającymi świadomość narodową.
Serbołużyczanie to przede wszystkim Słowianie i katolicy. Wśród protestanckich Niemców stanowią mniejszość. Tym trudniej jest więc zachować im tożsamość narodową i religijną. Dla Serbołużyczan nie jest bez znaczenia, że Papież Jan Paweł II wprowadził błogosławieństwo Urbi et Orbi w języku górnołużyckim i tym samym podkreślił pamięć o małym narodzie słowiańskim.
W ramach dobrego sąsiedztwa polski rząd powinien interesować się sytuacją Serbołużyczan, tym bardziej, że niewiele jest osób i polityków stających w ich obronie.
W związku z powyższym zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie mi odpowiedzi na następujące pytania:
- Czy podejmowane są działania prowadzące do zacieśnienia relacji polskich i serbołużyckich?
- W jaki sposób strona polska wspomaga zachowanie tożsamości słowiańskiej i katolickiej Serbołużyczan mieszkających w Niemczech?
- Czy w ostatnich w relacjach z władzami Niemiec była poruszana kwestia sytuacji Serbołużyczan?
Artur Górski Poseł na Sejm RP
Dodano: 2009-03-20
Łużyce
Łużyce to niewielki, bo liczący około 8000 kilometrów kwadratowych, skrawek ziemi wciśnięty pomiędzy Czechy, Polskę i... resztę Niemiec, do których przecież administracyjnie należy. Łużyce dzielą się na dwa regiony historyczne; leżące na północy Dolne Łużyce (dlnłuż. Dolna Łużyca, grnłuż. Delnja Łużica, łac. Lusatia Inferior, niem. Niederlausitz) z głównym miastem Chociebuż (dlnłuż. Chośebuz) leży w większości na południu landu Brandenburgia i częściowo w landzie Saksonia, oraz leżące na południu Górne Łużyce, do XV wieku Milsko (grnłuż. Hornja Łużica, dlnłuż. Górna Łużyca, łac. Lusatia Superior, niem. Oberlausitz) z głównym miastem Budziszyn (grnłuż. Budyszin) w większości należy do Saksonii, częściowo leży zaś na południu landu Brandenburgia.
 |
 |
Flaga Łużyc |
Już to pokazuje, że mimo jedności kulturowej Łużyczan, tak czuła na standardy demokratyczne i dbająca o prawa człowieka Republika Federalna bez skrupułów podzieliła Łużyce między dwa landy. Łużyczanie mówią dwoma językami, zgodnie z nazwami regionów noszącymi miano dolno- i górnołużyckiego. Język dolnołużycki to pierwszy z dwóch języków łużyckich, którym posługują się Dolnołużyczanie na niewielkim obszarze wokół Chociebuża we wschodniej części Niemiec.
Ogólną liczbę użytkowników języka dolnołużyckiego szacuje się według różnych źródeł rozmaicie, począwszy od około 5 do maksymalnie 15 tysięcy. Liczba aktywnych użytkowników jest zapewne nieco mniejsza. Dolnołużycki jest językiem wymierającym, o czym świadczą dane demograficzne, według których większość aktywnych użytkowników dolnołużyckiego to ludzie starsi. Młodsi natomiast ze względów pragmatycznych preferują posługiwanie się językiem niemieckim, umożliwiającym karierę zawodową i awans społeczny.
Podejmowane są pewne próby działań, mające uchronić język dolnołużycki przed wymarciem. Do najważniejszych należy tzw. program "Witaj", stawiający na rozwój dolnołużyckiego już w przedszkolach i to nie tylko dzieci dolnołużyckich, ale także uczęszczających do tych samych przedszkoli dzieci niemieckich.
 |
 |
Godło Łużyc |
Efekty programu dalekie są jednak od zadowalających, co nie pozwala patrzeć z optymizmem na przyszłość dolnołużyckiego. Istnieją obawy, że jeśli nie zostaną podjęte radykalne działania, zarówno ze strony samych Łużyczan, jak i państwa niemieckiego, język ten może zaniknąć w ciągu następnych dwóch, trzech pokoleń. Język górnołużycki to drugi z języków łużyckich, którym posługują się Serbołużyczanie na niewielkim obszarze wokół Budziszyna we wschodniej części Niemiec.
Język górnołużycki różni się od dolnołużyckiego szeregiem cech oraz odmienną w dużej mierze leksyką, co powoduje, że wzajemne zrozumienie użytkowników obydwu tych języków może być dość trudne. Język dolnołużycki ze względu na pewne cechy bliższy jest językowi polskiemu, natomiast górnołużycki bliższy jest językowi czeskiemu.
Łużyczanie najprawdopodobniej są potomkami plemion żyjących w VI i VII wieku na terenie Sudetów i gdyby historia potoczyła się inaczej mogliby dziś być Polakami. Albo Czechami. Co więcej w roku 1002 Bolesław I Chrobry przyłączył Łużyce do Polski, co zostało uznane w pokoju w Budziszynie (1018). Niestety już w 1031 roku ponownie dostają się pod wpływy niemieckie i wchodzą w skład Marchii Miśnieńskiej. Od tego zresztą czasu Łużyce już nigdy nie weszły w skład Państwa Polskiego. Co więcej od XII wieku intensywne osadnictwo niemieckie - przede wszystkim w górach, w miastach i niezasiedlonych obszarach - spowodowało, że Słowianie stali się od XIII wieku mniejszością w tym regionie.
W 1815 roku w ramach reformy administracyjnej państwa pruskiego północne Łużyce zostały włączone do nowoutworzonej Provinz Schlesien (prowincji śląskiej). Od 1871 całe Łużyce znalazły się w obrębie zjednoczonych Niemiec. W 1919 roku delegacja Serbołużyczan była obecna na obradach konferencji wersalskiej, gdzie zabiegała o utworzenie wspólnego z Czechami państwa. Nie zostali jednak dopuszczeni do głosu! W III Rzeszy dużą część elit wymordowano. Podczas II wojny światowej, niektóre środowiska łużyckie zaczęły szukać kontaktów z... Armią Krajową i Polskim Rządem na Uchodźstwie. Na czele tego ruchu stali Michał Nawka i Jan Skala. Co ciekawe a mało znane, inicjatywy te, spotkały się z zainteresowaniem zarówno dowództwa AK, jak i rządu londyńskiego.
Planowano nawet szkolenie łużyckich partyzantów przez instruktorów Armii Krajowej. Przy końcu II wojny światowej, kiedy było już wiadomo, iż Niemcy przegrają wojnę, w Czechach tworzył się łużycki ruch narodowowyzwoleńczy - Łużycki Komitet Narodowy. W jego skład wchodzili początkowo Serbowie łużyccy, byli więźniowie obozu koncentracyjnego w Dachau. Już 8 maja 1945 roku ŁKN wystosował telegram do prezydenta Czech, Edwarda Benesza z prośbą o przyłączenie Czech do Łużyc.
Jako argumentację Serbowie podnosili, iż formalnie Łużyce nadal należą do Czech (patrz pakt z roku 1635). ŁKN powoływał się na 300-letnią przynależność Łużyc do korony św. Wacława i rok 1635, kiedy to Ferdynand II był zmuszony w pokoju paryskim oddać Łużyce w dziedziczne lenno kurfirstowi saskiemu, zachowując prawo króla czeskiego do zwierzchności lennej i tytułu margrabiego Łużyc. Pokój praski zawarował nadto królowi czeskiemu prawo zwrotu Łużyc po wymarciu książęcej linii Wettynów i na podstawie nieprzedawnionych praw historycznych winny wrócić do Czech (za dr G.Wyder, Przegląd Wschodniołużycki).
Podobnej treści pismo skierowano do rządu czeskiego, pisząc m.in.: wyzwólcie nas z pazurów germańskich. Nie chcemy żyć dłużej pod kierunkiem niemieckiego narodu, który przez całe wieki nas gnębił. Chcemy wolności, chcemy połączenia z Czechosłowacją w imię tradycyjnych związków kulturalnych i gospodarczych, ponieważ wierzymy Czechom i Słowakom, że w państwie ich dziać się nam będzie najlepiej... Nie pozwólcie zginąć najmniejszemu z narodów słowiańskich w samym sercu Europy...
"Wyzwolenie" tej części Europy przez Armię Sowiecką położyło kres tym planom. W 1945 roku Łużyczanie na kolanach błagali Stalina o własne państwo, jak wiadomo - bezskutecznie! Co ciekawe w 1946 roku Łużyczanie postanowili zbrojnie upomnieć się o swoja niepodległość i 13 grudnia tegoż roku powołali do życia w Radworiu organizację Narodny Partyzan Łużica (NPŁ). Była to organizacja partyzancka stworzona przez grupę młodych narodowców łużyckich. W jej skład weszli nauczyciele, którzy poznali się w Instytutucie Nauczycielskim w Radworiu.: Hinc Szewc, Achim Brankaczk, Jan Rawp oraz Jan Wukasz.
Początkowo organizacja prowadziła akcje propagandowe zmierzające do równouprawnienia Serbołużyczan w Niemczech. W czerwcu 1946 r. uczestniczyli w przygotowaniach do mającego się odbyć na terenie Saksonii referendum ludowego. Prowadzili kolportaż samodzielnie wykonywanych ulotek oraz rozlepiali plakaty w serbołużyckich osadach. Początkowo członkowie grupy swe materiały przygotowywali własnoręcznie. Jednak wkrótce część z nich wydrukowano w serbołużyckiej drukarni w czeskim Rumburku. Członkowie NPŁ domagali się równouprawnienia ludności serbołużyckiej w zakresie szkolnictwa, języka urzędowego oraz napisów w miejscach publicznych. W wyniku otwarcie okazywanej wrogości wobec tych postulatów ze strony Niemców zradykalizowali swoje roszczenia.
Domagali się odłączenia Łużyc od Niemiec i "zrzucenia niemieckiego jarzma". W jednej z ulotek zapowiedzieli wyzwolenie metodami partyzanckimi. To ściągnęło na organizację represje ze strony tajnej policji niemieckiej oraz sowieckiej administracji wojskowej. Organizację rozwiązano, a jej uczestnicy zostali deportowani z Łużyc. Okres 1945-1949 wyróżnia się niepewnością dalszych losów sowieckiej strefy okupacyjnej.
Jeszcze na początku 1945 roku napłynęły na teren Łużyc masy uchodźców, głównie niemieckich z terenu Śląska. Część z tej ludności została na stałe, zmieniając skład etniczny wielu osad łużyckich. W niewoli sowieckiej przebywało wielu Łużyczan. W tym okresie działaczom polskim udało się doprowadzić do zwolnienia kilkudziesięciu Łużyczan ze środowiska inteligencji łużyckiej, dzięki czemu można było łatwiej otworzyć szkoły łużyckie. Decyzja Stalina, aby utworzyć NRD ostatecznie pogrzebała nadzieje na utworzenie odrębnej państwowości łużyckiej lub powiązanie Łużyc z obszarem Polski czy też Czechosłowacji. Łużyczanie otrzymali w ramach NRD ograniczoną autonomię w dziedzinie kultury i oświaty, m.in. szkoły typu A (znaczna część przedmiotów była nauczana po łużycku) i B (niemieckojęzyczne szkoły z elementami języka i kultury łużyckiej), które pozwalały łatwiej zachować łużyckość w młodym pokoleniu.
W NRD, jak we wszystkich państwach bloku wschodniego, istniały oczywiście organizacje reprezentujące interesy mniejszości narodowych, w wypadku Łużyczan była to Domowina. Domowina w obu łużyckich językach znaczy Ojczyzna. Została założona zresztą o wiele wcześniej, bo już w 1912 roku. Rozwiązana w czasach dyktatury narodowo-socjalistycznej odrodziła się w 1945 roku.
Łatwo się domyślić, że - jak każda organizacja na terenie NRD - tak i Domowina była całkowicie kontrolowana przez władze państwowe, w tym zapewne przez Stasi. Faktem jednak pozostaje, że z czysto propagandowych przyczyn NRD nie prześladowała Łużyczan, rezygnując z ambicji politycznych mogli oni liczyć na wsparcie władz NRD. Dobrą stroną tego faktu było zachowanie tożsamości narodowej przez część mieszkańców Łużyc, złą - brak samodzielności, nawyk oczekiwania na dary "dobrych Niemców" z Berlina. Nawyk, który niestety pozostał do dziś!
Największą tragedią powojennych Łużyc było odkrycie dużych pokładów węgla brunatnego. Spowodowało to szybkie znikanie łużyckich wsi i miasteczek, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
 |
 |
Łużyce (Wikipedia) |
73 łużyckie wioski zostały zniszczone w latach 1945-1989, a ich mieszkańcy przesiedleni do blokowisk razem z migrantami z różnych zakątków NRD, którzy napływali do Łużyc przyciągnięci wizją pracy przy wydobyciu węgla brunatnego. Z powodu tego brutalnego przerwania tradycyjnego życia wiejskiego i narzuconej asymilacji, kultura łużycka zaczęła dogorywać. Liczebność Łużyczan stopniowo malała. Oficjalne spisy niemieckie zaniżały ich liczbę, łużyckie były bardziej zbliżone do rzeczywistości. Jeszcze w 1945 r. szacowano, że jest ich 150-200 tys., w 1987 r. znało i używało języka łużyckiego 89 tys., lecz do narodowości łużyckiej przyznawało się tylko 45 tys. osób. Po przyłączeniu do RFN nastąpiła przyspieszona migracja młodych do landów zachodnich, gdzie było łatwiej o pracę i dobrobyt, nastąpiło dalsze zmniejszenie stanu posiadania narodu. Szacuje się, że liczebność Łużyczan wynosi obecnie 50-80 tys. zakładając, że nie wszyscy mówią po łużycku, lecz mają świadomość narodową.
Można zauważyć ożywienie ruchu narodowego, szczególnie w dziedzinie prasy, literatury, muzyki, nauki. Jednak poza audycjami radiowymi tylko telewizja brandenburska nadaje pół godziny miesięcznie w języku dolnołużyckim. Górni Łużyczanie nie mają w telewizji saskiej nawet tego. Asymilacja Łużyczan jest procesem trwającym od wieków. Ułatwiło ją uprzemysłowienie kraju, napływ ludności niemieckiej, panujący język państwowy, mieszane małżeństwa, odchodzenie od wiary. Jak mówi z goryczą Ewa Czornakec: choć nie ma już wroga w ateistycznym państwie, do asymilacji Łużyczan przyczynia się myślenie konsumpcyjne, wrodzone lenistwo, bojaźliwość, postępujące zobojętnienie religijne i nieużywanie łużyckiej mowy na co dzień, a także wzrastająca niechęć Niemców do cudzoziemców, także do Łużyczan w ich własnym kraju.
Według Łużyczanina Tomasza Nawki pieniądz stał się teraz wartością większą niż świadomość narodowa, szczególnie w środowisku atrakcyjnym kulturowo i cywilizacyjnie. Problemy z nauczaniem języka łużyckiego nie wynikają teraz (po przyłączeniu do RFN) z ograniczeń finansowych państwa, lecz także ze zmian mentalności społecznej - dzieci łużyckie pytają o opłacalność nauki swojego języka rodzinnego.
A dalej proces asymilacji biegnie szablonowo. Najpierw następuje zerwanie z literaturą i kulturą krajową i chłonięcie nowej, poczynając od "dobranocek" po film i teatr, potem zanik tożsamości narodowej, przyjęcie postawy "obywatela świata", albo tylko - koniecznej zresztą - lojalnego obywatela "niemieckiej ojczyzny". Najdłużej trwają niektóre zwyczaje świąteczne i religijne, obrzędy, folklor, tańce, muzyka. Zresztą nie przez przypadek, Łużyczanie bywają nazywanie przez Niemców "malarzami jajek", albowiem tradycja pisane - podobnie jak w Polsce - jest tu nadal żywa.
Rząd RFN, tak czuły na los Tybetańczyków, tak hojnie wspierający "białoruską" radiostację nadającą z terytorium Polski, zdaje się w ogóle nie dostrzegać potrzeb własnych obywateli nie będących - i w dużej części nie chcących być (!) - etnicznymi Niemcami. Nawet wciąż działająca i stosunkowo spolegliwa wobec władz Domowina, ostatnimi czasy uznała za stosowne przypomnieć władzom w Berlinie o istnieniu Łużyczan.
MEMORANDUM
w sprawie dalszej egzystencji narodu serbołużyckiego w Republice Federalnej Niemiec Serbowie Łużyccy w swojej 1400-letniej historii, często mieli do czynienia z narodowo-szowinistycznymi ograniczeniami i zakazami jak również musieli cierpieć w wyniku następstw ekstensywnej polityki gospodarczej przemysłu węglowego, w wyniku której od początku 1924 r. padło ofiarą ponad sto łużyckich wiosek. Serbołużyczanie przetrwali również "realsocialistyczny" system NRD, lawirując pomiędzy przystosowaniem, a sprzeciwem. W procesie postępującej asymilacji i germanizacji liczba ich ulegała stałej redukcji.
Z chwilą zjednoczenia Niemiec oraz poszerzeniem Europejskiej Unii pojawiła się nowa szansa. Serbołużyczanie zostali uznani przez Republikę Federalną Niemiec za autochtoniczny naród z prawem do ochrony i rozwijania swojej tożsamości.
Jednak egzystencja Sebołużyczan, wraz z ich dwoma samodzielnymi zachodniosłowiańskimi językami literackimi, została zagrożona; serbska kultura, która o czasów Reformacji zdołała wznieść się na poziom kultury wysokiej, znalazła się w liberalno-demokratycznych Niemczech w niebezpieczeństwie. Przyczyną zaistniałej sytuacji jest przybierające niedofinansowanie Fundacji na rzecz Narodu Serbołużyckiego i spadające poparcie niemieckiego rządu. Ciągnący się od roku spór między rządem federalnym a landem Saksonii i Brandenburgii w kwestii finansowych kompetencji, zaciążył znacząco na niemieckiej polityce wobec mniejszości narodowych. Z tego powodu, porozumienie w sprawie nowych zasad finansowania na rok 2008, do dzisiaj nie doszło do skutku.
Fundacja na rzecz Narodu Serbołużyckiego została założona przez Rząd Federalny Niemiec oraz Saksonię i Brandenburgię w celu zachowania jedynych w swoim rodzaju serbołużyckich instytucji - kulturalnych, szkolnych i naukowych oraz umożliwienia realizacji prac projektowych. Serbołużycka kultura i tradycje miały być promowane i rozwijane aby skutecznie zacieśnić tolerancyjne więzy między Serbołużyczanami i Niemcami.
Trzy zawierające umowę strony, były zobowiązanie publicznie ogłaszać swoją wolę w kwestii zapewnienia finansowego wsparcia dla zachowania serbołużyckiego języka i kultury. Miało to miejsce, po raz ostatni, z okazji 15-lecia założenia Fundacji, w listopadzie 2006 r. Pomimo zapewnień o sympatii, profesjonalne instytucje i zarejestrowane łużyckie stowarzyszenia stają na początku 2008 r. przed dylematem - zaniżone finansowanie uniemożliwia wykonywanie najkonieczniejszych językowych, kulturalnych i naukowych zadań, i tym samym stanowi zagrożenie dla przyszłości serbołużyckiego narodu. Fundacja na rzecz Narodu Serbołużyckiego nie dysponuje w roku 2008 dostatecznymi środkami aby móc sprostać założonym celom (wymagania sięgają sumy przynajmniej 16,4 milionów euro z corocznym uwzględnieniem wzrostu kosztów).
Niezrozumiałą rzeczą jest, że otwarty na świat kraj - Republika Federalna Niemiec, która wszystkie europejskie standardy praw mniejszości narodowych akceptuje i się pod nimi podpisuje, w sprawie serbołużyckiego narodu wykazuje pewnego rodzaju niedowład.
W wielkiej trosce o zachowanie serbołużyckiej narodowej substancji, wszelkie ośrodki tożsamości Serbów Łużyckich, ich kulturalno-naukowe instytucje, ich stowarzyszenia i ich sympatycy, wychodzą niniejszym z apelem, do odpowiedzialnych organów Republiki Federalnej Niemiec jak i krajów związkowych Saksonii i Brandenburgii, o zagwarantowanie działalności Fundacji na rzecz Narodu Serbołużyckiego i zawarcie umowy o odpowiednim, długofalowym, finansowowym wsparciu, uwzględniającym przy tym coroczne wyrówywanie wzrostu cen.
Apelujemy do niemieckiej i międzynarodowej opinii publicznej, o wstawienie się do rządu federalnego o to, aby Fundacja także w przyszłości mogła prowadzić swoją działalność na rzecz autochtonicznej mniejszości narodowej na Łużycach.
Oczekujemy przy tym, że Rząd Federalny i Parlament Federalny Niemiec wraz z Rządami i Parlamentami Krajowymi w Dreźnie i Poczdamie, wyjaśnią niezwłocznie kwestię odpowiedzialności w sprawie ochrony i popierania Serbołużyczan w Niemczech. Żądamy od politycznych organów aby ostatecznie uznały, że popieranie autochtonicznych narodowych mniejszości, nie ogranicza się wyłącznie do regionalnego wspierania kultury. Staje się bardziej sprawą ogólnopaństwową, bowiem obejmuje wszystkie obszary życia społecznego.
Zaś dalsze zamykanie serbołużyckich albo niemiecko-łużyckich ośrodków kształcenia, kultury i nauki byłoby skazaniem na stopniowy upadek serbołużyckiego społecznego życia, które w Niemczech, w przeszłości było prześladowane i uciskane, jako niewiele warte i pozbawione treści.
Bautzen/ Budziszyn, luty 2008
Jak widać mimo troski o los kultury łużyckiej "mentalność żebracza" nadal wśród działaczy Domowiny jest silna. Nieco inaczej wygląda sprawa w przypadku Serbskiej Partii Narodowej (Serbska Ludowa Strona - SLS). Dla zwolenników "twardego nacjonalizmu" program partii może być rozczarowaniem. SLS chce odejścia od pojmowania serbołużyckości tylko w aspekcie kultury ludowej, strojów regionalnych, bajek dla dzieci czy też jazdy konnej na Wielkanoc.
Pamiętać trzeba też, że na Łużycach nie istnieje ani twardy, ani też średni nacjonalizm. Należy również pamiętać, ze działa ona w państwie gdzie wszyscy jej potencjalni członkowie, a więc Łużyczanie od niemowlęcia do starca, stanowią 1-1,5% całej populacji państwa. Warto jednak zapamięta nazwiska działaczy: Hannesa Kella - przewodniczącego SLA, Niemca żonatego z Serbołużyczanką, Henryka Matuscha - Serbołużyczanina mającego do dzisiaj problemy z językiem dolnołużyckim i Marka M. Chełchowskiego - przedstawiciela SLS na Polskę i Rosję - zwolennika twardego wymagania praw przysługujących mniejszości serbołużyckiej w Niemczech - koledzy nazywają go "hardliner-em".
SLS postuluje autonomię dla Łużyc, pogłębienie regionalizmu w ramach państwa niemieckiego i większy liberalizm gospodarczy. Część działaczy włącza się również w protesty wobec działalności koncernów Laubag i Vattenfal prowadzących wydobycie węgla brunatnego w Łużycach. Partia zamierza zresztą wystartować w najbliższych wyborach lokalnych. SLS jest systematycznie sabotowane przez postkomunistyczną Domowinę - jest takie polskie powiedzenie: "jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o kasę" - i tak jest w tym przypadku. SLS od dawna stawia petycje do Parlamentu Europejskiego, walczy o autonomię języka i ochronę mniejszości. (...)
Ostatnie działania Domowiny to właściwie kopiowanie działań SLS - po polsku mówi się "jak trwoga to do Boga".
Ciekawą postacią jest również Grzegorz Wieczorek - Niemiec pochodzący z Polski, redaktor naczelny jedynego tygodnika w dolnołużyckim Nowy Casnik. Wytrawny znawca dolnołużyckiego i specyfiki Dolnych Łużyc.
Wydaje się, że Polska może i powinna wspierać każde działanie na rzecz ochrony łużyckiego dziedzictwa kulturowego. W sytuacji gdy polski rząd bezwarunkowo uznaje powstanie "niepodległego" Kosowa, wyraźna "wstrzemięźliwość" w przypadku Łużyc jest co najmniej dziwna. Jeszcze w ubiegłym roku w Budziszynie miał swoje biuro poselskie jeden z eurodeputowanych PiS... Co więcej sami Łużyczanie wystosowali do prezydenta Kaczyńskiego memorandum, w którym nie tylko domagają się obrony swoich interesów, ale wręcz reprezentownia przez Kaczyńskiego Łużyczan, "tak jak Merkel reprezentuje interesy mniejszości niemieckiej w Polsce!".
Trudno jednak powiedzieć jak sprawy mają się dziś. Faktem jednak pozostaje, ze miarą niezależności polskich władz w polityce zagranicznej jest i będzie nie tylko angażowanie się w egzotyczne "misje stabilizacyjne" w Czadzie czy bojkotowanie olimpiady w Pekinie, ku uciesze chińskich internautów. Jeśli - jak twierdzi premier Tusk czy minister Sikorski "Polska jest aktywnym graczem w Unii Europejskiej" - pora, by tę aktywność pokazać nie tylko w regionach świata gdzie z trudem kojarzone jest istnienie takiego państwa, ale również "za progiem" własnego domu, za którym leży nie tylko Białoruś.
 Bogdan Pliszka
|
|