|
2009-01-19
Przeciw niewoli, wciskającej się w duszę
Przedstawiciele Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej uczynili mi zaszczyt, zapraszając do powiedzenie kilku słów pod tablicą upamiętniającą udział studentów wrocławskich w Powstaniu Styczniowym i do wspólnego spaceru, w styczniowym słońcu, ulicami Wrocławia, od kościoła Karmelitów Bosych na Ołbinie pod Gmach Główny Uniwersytetu Wrocławskiego. Piękny spacer, w towarzystwie przyjaznych twarzy, barw narodowych i patriotycznych serc.
 |
 |
Marszałek Piłsudski i powstaniec styczniowy |
I kiedy tak szliśmy, poprzedzani kawalkadą wspaniałych, czarnych rumaków, myślałem sobie: jestem absolutnie pewny, że gdyby teraz, dał Wam ktoś hasło, gdyby zagrała ta prawdziwa trąbka, to tak jak Wasi poprzednicy z roku 1863, wsiedlibyście na koń, chwycili szable w dłoń i bez wahania pognali za tą trąbka bić i ciąć! Nie wiadomo tylko, czy konie te miałyby brukselskie certyfikaty - bo takie mają dzisiaj tylko konie Straży Miejskiej - i, najważniejsze, czy wiedzielibyśmy gdzie jest wróg i kogo bić?
Przez dziesiątki lat wmawiano nam, że walka o wolną i suwerenną Polskę jest bez sensu, bo jest bez jakichkolwiek szans. Tłumaczono nam, że na przeszkodzie stoją miliony sowieckich sołdatów, nieprzebrane tysiące rakiet, dział samobieżnych i czołgów, że nie ma o czym marzyć! I stało się tak, że w Sierpniu 1980 Polska powstała, nie zważając na te rakiety i czołgi i podjęliśmy walkę, o której bezsensowności i bezcelowości przekonywali nas wszyscy nasi przyjaciele, na Wschodzi i na Zachodzie! Na co wy się porywacie, co wam wpadło do tych zakutych nadwiślańskich łbów?! I toczyliśmy tę walkę, tym wszystkim czym mogliśmy, toczyliśmy ją w naziemiu i podziemiu, nieustępliwie, wbrew wszystkim i wszystkiemu, przez 8 długich lat.
I oto po ośmiu latach stał się cud: bez jednego wystrzału zniknęły z Polski tysiące sołdatów, odeszły na Wschód miliony rakiet, dział samobieżnych i czołgów. Ogłoszono wielkie zwycięstwo, ogłoszono niebywały triumf Polaków nad odwiecznym wrogiem i ogłoszono, że to wszystko nasza zasługa, że to prawdziwy powód do satysfakcji i narodowej dumy! Za kilka dni obchodzić będziemy dwudziestolecie tego nowego cudu na polskiej ziemi, będą huczne imprezy, telewizje i radia będą przepełnione programami przekonywującymi nas o naszej wspaniałości! Występować będą bohaterowie - twórcy tego cudu, wieszane będą medale i nagrody.
Chwila refleksji każe nam się z nieufnością przyjrzeć tej triumfalnej tromtadracji, temu epokowemu wyczynowi Polaków: przecież Sowieci opuścili i Bułgarię, i Rumunię, i Czechy, i Słowację, i Estonię, i Litwę, i Łotwę, a nawet Białoruś i Ukrainę, a przede wszystkim Niemcy! A przecież nigdzie tam nie było żadnej "Solidarności", nie było żadnego wyraźnego oporu, poza pojedynczymi dysydentami? To może to "zwycięstwo" nie jest wynikiem naszej pracy i walki, tylko właśnie ich nic nie robienia i bierności?!
Coś tu jest nie tak i co raz więcej naszych Rodaków zdaje sobie z tego sprawę i zapytuje: czy w wyniku tego "zwycięstwa" staliśmy się bardziej gospodarzami we własnym domu niż to miało miejsce przed rokiem 1989? Czy w Polsce Wałęsy, Frasyniuka, Bujaka czy Gila - którzy podpisywali porozumienia w Magdalence i przy Okrągłym Stole - czujemy się bardziej obywatelami niż w Polsce Gomułki, Gierka czy Jaruzelskiego? Wałęsa, Frasyniuk, Bujak, Gil - owszem, mają się niczego sobie - ale gdzie jest "Stocznia Gdańska", którą miał reprezentować Wałęsa, gdzie jest "Pafawag", który delegował Frasyniuka, gdzie jest "Ursus" Bujaka czy "Huta Lenina" Gila??
Dla powstańców 1863, podobnie jak dla solidarnościowców roku 1980 - sprawy były jasne i przejrzyste, wróg był jawny, oczywisty, wiadomo było, kogo bić i z kim walczyć. Dzisiaj sytuacja jest zupełnie inna. Zniknęły sowieckie czołgi i mundury, a wróg Polski i polskości gdzieś się ukrył, przykrył jakąś czapką niewidką, znikł z naszego pola widzenia. Dzisiaj nie straszy nas sowieckimi "sztykami" ani rakietami międzykontynentalnymi, nie zamyka nas w obozach i łagrach. Dzisiaj stosuje techniki i metody zniewolenia bardziej wyrafinowane, bardziej subtelne. Dzisiaj stosuje wymyślne techniki cyfrowe, manipulację medialną, działająca na naszą świadomość i podświadomość. Dzisiaj to wszystko jest bardziej skomplikowane.
21 stycznia 1919 roku, Marszałek Józef Piłsudski, z okazji Rocznicy Powstania Styczniowego, wydał rozkaz do żołnierzy:
...Pięćdziesiąt lat temu ojcowie nasi rozpoczęli walkę o niepodległość Ojczyzny. Szli nie w lśniących mundurach, lecz łachmanach i boso, nie w przepychu techniki, lecz z strzelbami myśliwskimi i kosami na armaty i karabiny. Prowadzili wojnę rok cały pozostając, jako żołnierze, niedoścignionym ideałem zapału, ofiarności i trwania w nierównej walce, w warunkach fizycznych jak najcięższych.
Przegrali wojnę i po ich klęsce niewola wciskać się poczęła do dusz polskich czyniąc z Polaków nie niewolników z musu, lecz nieledwie z własnej chęci, szukających poprawy losu przez protekcję u swych panów rozbiorców i w ogóle obcych. Jako żołnierze i obrońcy Ojczyzny, zostali w Polsce usunięci przez swych współczesnych gdzieś w kąt daleki, jako rzecz, o której zapomnieć należy...
Mam wrażenie, że Marszałek Piłsudski mówi o nas. Że po tym zwycięstwie-nie-zwycięstwie "niewola wciska się w dusze polskie, czyniąc z nas nie niewolników z musu, lecz nieledwie z własnej chęci, szukających poprawy losu przez protekcję u swych panów rozbiorów i rozbiorów ogóle obcych". Tak jak dwa wieki temu mówią nam: czego chcecie? Cieszcie się! Musicie być zadowoleni z tego co macie, nie próbujcie się buntować, bo to nic nie da, bo siły przeciwko wam są zbyt potężne! A poza tym: gdzie macie tego wroga? Wokół sami przyjaciele i sami życzliwi, chcą tylko waszego dobra!
Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, który mam zaszczyt tutaj reprezentować przedstawia społeczeństwu polskiemu, jasną, prostą, konkretną propozycję - konkretną drogę wyjścia z tej historycznej pułapki: wybory do Sejmu w małych, jednomandatowych okręgach wyborczych. Jeśli chcemy być w swoim kraju takimi obywatelami jak Anglicy, Kanadyjczycy czy Amerykanie u siebie, musimy się połączyć w walce o tę podstawową reformę Rzeczypospolitej. Do takiej walki i do takiego połączenia się zapraszam i zachęcam. "Niechaj Polska zna, jakich synów ma!"
 JERZY PRZYSTAWA, profesor fizyki teoretycznej, kierownik Zakładu Teorii Fazy Skondensowanej w Instytucie Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Inicjator Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okregów Wyborczych. W kadencji 1990-1998 był radnym rady miejskiej Wrocławia, startował w wyborach do Senatu przeprowadzonych w dniu 21 września 1997 r. Autor książek: Via Bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski (z M. Dakowskim); Otwarta księga. O Jednomandatowe Okregi Wyborcze (z R. Lazarowiczem); Nauka jak Niepodległość. O sytuacji polskiego nauczyciela; Trans Atlantic. Felietony nowojorskie.
2009-01-15
Żądło 1989
Dwudziesta rocznica Porozumień Okrągłego Stołu (OS) wywołuje spory i kontrowersje, których rozpiętość waha się pomiędzy uznaniem OS za najważniejsze wydarzenie w tysiącletniej historii Polski - przedmiotu dumy i zadowolenia Polaków, którym przyszło żyć w tak cudownych czasach - do określenia tych Porozumień mianem nowej Targowicy, co dla wielu polskich patriotów na zawsze pozostanie symbolem hańby i zdrady narodowej.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że i Konfederacja Targowicka ani nie była, ani nie została osądzona jednoznacznie, o czym świadczy nie tylko fakt przystąpienia do niej samego Króla, ale chociażby tak szanowanej postaci polskiego Panteonu Narodowego, jak ks. Hugona Kołłątaja. Dzisiaj jednak o Targowicy wiemy prawie wszystko, natomiast OS otwiera przed nami cały gąszcz zagadek, na które wciąż nie znajdujemy odpowiedzi.
 |
 |
Okrągły Stół - z parasolem czy bez? |
Pomimo upływu 20 lat nadal pozostaje tajemnicą, w jaki sposób dobierano uczestników historycznych rozmów Okrągłego Stołu, od których jakoby liczyć należy przywrócenie Polakom niepodległości i suwerenności? Pytanie to, naturalnie, dotyczy głównie tzw. strony opozycyjnej, bo jak tam strona rządowa kompletowała swoich delegatów, takiego zaciekawienia nie budzi. Ciekawe jest jednak kto i jak kompletował przedstawicieli opozycji, bo, jak się okazuje, dobór ten rozstrzygnąć miał o tym, jak płynąć będzie nawa państwowa przez co najmniej kolejne dwa dziesięciolecia!
Leży przede mną książka, spisywana na gorąco, w przerwach między burzliwymi obradami: Okrągły stół - kto jest kim: Solidarność - opozycja, wydana przez Wydawnictwo MYŚL w 1989 roku. Książka zawiera biogramy 228 uczestników debat, ułożone alfabetycznie od Jacka Ambroziaka (już za chwilę posła i szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów) po Andrzeja Zolla (niebawem wiceprezesa Państwowej Komisji Wyborczej, Prezesa Trybunału Konstytucyjnego i Rzecznika Praw Obywatelskich).
Biogramy te zawierają imponującą prezentację ich dorobku obywatelskiego i nie pozostawiają wątpliwości, że wszyscy tam wymienieni to bohaterowie podziemnych i społecznikowskich zmagań z komuną, a zatem, z tego punktu widzenia, słusznie zostali wybrani na reprezentantów społeczeństwa. To prawda, ale prawdą jest także i to, że poza Okrągłym Stołem pozostały jeszcze liczniejsze grupy ludzi wcale nie mniej zasłużonych i patriotycznych, których jednak do stołu nie zaproszono? Kto i jak o tym decydował? Czasem, słuchając wypowiedzi, niektórych przynajmniej uczestników OS, można by odnieść wrażenie, że żadnej selekcji nie było, a każdy Polak-patriota, który tylko się zgłosił, dostawał od razu przepustkę na obrady! Coś na kształt gorączki złota: kto poszedł i znalazł, to jego, a kto nie znalazł, ten frajer i tylko do samego siebie i ślepego losu może mieć pretensje.
Moje pytanie jest o tyle zasadne, że społeczeństwo polskie - w odróżnieniu np. od Ukraińców, Czechów czy Rumunów - nie było społeczeństwem bezgłowym, lecz posiadało swoją własną elitę polityczną i obywatelską, która nie tylko rodziła się spontanicznie - jak w przypadku poszukiwaczy złota - ale została wybrana i to w wyborach powszechnie wówczas uznanych za demokratyczne i odpowiadające woli szerokich rzesz obywatelskich! Mam tu na myśli, oczywiście, I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność, który dokonał wyboru Komisji Krajowej Związku, jej Prezydium i Głównej Komisji Rewizyjnej. 107 członków liczyła KK, w tym 18 członków Prezydium, plus 21 członków Głównej Komisji Rewizyjnej. Razem 128 wybranych członków najwyższych władz "Solidarności".
Wszyscy ci ludzie uzyskali najpierw mandat zaufania w wyborach delegatów na Zjazd Krajowy, a więc nie na jakichś ulicznych wiecach czy zebranych ad hoc przypadkowych gremiach, lecz wśród załóg swoich zakładów pracy, a potem wyboru dokonał ponad tysiącosobowy Zjazd. Patrząc naiwnie, wydawałoby się, że Lech Wałęsa nie powinien mieć żadnego problemu z doborem towarzyszy do stołu negocjacyjnego: wystarczyłoby, gdyby zwołał członków KK i razem z nimi ustalił, jak ma wyglądać delegacja "Solidarności"? Nie wierzę, żeby w tamtych czasach, były jakieś kłopoty ze zwołaniem KK, chociażby do Częstochowy, a generał Kiszczak z pewnością nie byłby w stanie w tym przeszkodzić! (Po cóż, zresztą, miałby przeszkadzać, skoro był prawdziwym gołąbkiem pokoju, dążącym do zgody i porozumienia narodowego?)
Z jakiegoś powodu do tego nie doszło. Na ścianach więziennych cel pisaliśmy w stanie wojennym: Związek jest, Statut ma i nie ma o czym dyskutować. Podpisane: Lech Wałęsa. Hasło to wyznaczało kierunek naszej walki i mobilizowało do oporu. Lech Wałęsa jednak nigdy nie zgodził się na spotkanie z Komisją Krajową, przeciwnie, sam dezawuował mandaty związkowe, oświadczając publicznie: "Nikt nie ma mandatu, jedna trzecia zdradziła, jedna trzecia wyjechała - ja sam nie mam mandatu!"
Ta generalizacja nie była usprawiedliwiona: wypadki stanu wojennego i historia podziemnego oporu wykazały, ze większość związkowych przywódców zachowała się przyzwoicie i nie zawiodła zaufania. Ale gdyby nawet przyjąć za trafną ocenę Wałęsy, to jedna trzecia z 128 to 43, a tymczasem w Pałacu Namiestnikowskim znalazło się zaledwie 11: czterech członków Prezydium KK (Lech Wałęsa, Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk i Jacek Merkel); sześciu dalszych członków KK (Janusz Onyszkiewicz, Henryk Wujec, Bogdan Lis, Antoni Tokarczuk, Stefan Jurczak i Adam Stawikowski) oraz jeden członek GKR - doc. Adam Strzembosz.. Jakby nie liczyć do rozmów przy OS nie zaproszono nawet jednego na dziesięciu z członków władz krajowych, innymi słowy: od udziału w OS odsunięto ponad 90% wybranych przywódców związkowych! Byłe to więc, w istocie, czystka, w ścisłym znaczeniu tego słowa! Ta czystka została zaraz potwierdzona w procesie rejestracyjnym nowego Związku Solidarność, jaki się odbył zaraz po zakończeniu obrad, a potem w kontraktowych wyborach do Sejmu roku 1989
Ludzie, którzy poświęcili swój czas i wysiłek, aby uczestniczyć w obradach OS zostali za swój trud sowicie wynagrodzeni. Ponad stu (102) z zasiadających przy OS. po stronie "opozycyjnej" zostali wkrótce posłami, senatorami, ministrami, ambasadorami, sekretarzami i podsekretarzami stanu, wojewodami, a dwóch zawędrowało nawet na fotel Prezydenta Państwa. Ponad trzydziestu z tej grupy osób miało w przyszłości łączyć po kilka takich stanowisk jednocześnie, pomijając już najróżniejsze dodatkowe beneficja. Taki np. Artur Balazs, nie tylko miał przyjemność być posłem przez cztery kadencje, senatorem i ministrem w trzech rządach, to jeszcze stał się znanym na Pomorzu posiadaczem ziemskim. Skromna ekonomistka z GUS nie tylko została posłem kolejnych kadencji, ale i podsekretarzem stanu w kolejnych rządach i w różnych ministerstwach, prezesując, dodatkowo, radom banków, fundacji, etc. etc.
Kolejnych 67 uczestników OS objęło najróżniejsze prestiżowe i intratne posady, takie, przykładowo, jak sędziów Trybunału Konstytucyjnego i Trybunału Stanu, prezesów i członków potężnych rad nadzorczych, banków, spółek giełdowych, prezesów radia i telewizji itp. Mam tu na myśli kariery takie, jak np. p. Jacka Woźniakowskiego, który z wydawcy "Znaku" przeszedł na fotel prezydenta Krakowa, Edmunda Tołwińskiego, który z adiunkta Uniwersytetu Gdańskiego zamienił się w prezesa Banku Gdańskiego, Andrzeja Topińskiego, skromnego adiunkta w PAN, awansowanego na wiceprezesa NBP, prezesa PKO BP i prezesa Związku Banków Polskich, czy chociażby Jana Dworaka, skromnego polonistę, pisującego do niszowych pism, a późniejszego Prezesa TVP. Albo jeszcze skromniejszą anglistkę, Helenę Łuczywo, która wkrótce stała się jedną z najbogatszych i najbardziej wpływowych kobiet w Polsce!
Jak więc widzimy, co najmniej 75% zasiadających przy OS "opozycjonistów" weszło w skład najściślejszej elity politycznej odrodzonego Państwa Polskiego, co oznacza, że OS okazał się być niezwykle skuteczną kuźnią kadr politycznych. Usprawiedliwia to moje pytanie: kim byli selekcjonerzy tych kadr i jakie metody wykrywania talentów politycznych zostały zastosowane?
Obrady OS ciągnęły się przez dwa miesiące, a prawie 500 uczestników wyprodukowało w tym czasie tony papieru, tysiące oświadczeń i deklaracji, raportów i projektów. Makulatura ta, praktycznie w całości, okazała się bezwartościowa.. Tylko trzy kwestie o zasadniczym znaczeniu zostały tam rozstrzygnięte: (1) kto ma być pierwszym prezydentem RP; (2) jak ma wyglądać "demokratycznie wybrany" Sejm i (3) jak ma wyglądać odnowiona "Solidarność". Nie całe 10% członków władz krajowych Związku dopuszczonych do uczestnictwa w obradach OS, stanowiło prefigurację nowej "Solidarności". Zarejestrowany w kwietniu 1989 nowy Związek był już tylko bladym cieniem swego poprzednika. Sam Lech Wałęsa chwalił się w wywiadzie udzielonym włoskiemu dziennikowi "Il Messaggero": "To ja podzieliłem Solidarność! I zawsze będę tworzył podziały, bo silny Związek byłby przeszkodą na drodze reform".
Przez 20 lat przeszliśmy długą drogę wałęsowskich reform. Bez wątpienia Polska dzisiaj wygląda inaczej niż 20 lat temu. Ulice naszych miast zatłoczone są autami, co drugi gmach to bank, a tak bardzo ongiś poszukiwany dolar amerykański nie wystarcza dzisiaj na filiżankę kawy. Upadły "Stocznia Gdańska", "Pafawag", "Ursus", "Huta Lenina" - zakłady, z których wyszli Wałęsa, Frasyniuk, Bujak , Gil - główni solidarnościowi negocjatorzy w Magdalence. Ich byli pracownicy, zamiast do Warszawy, jeżdżą dziś do Brukseli, aby tam protestować i domagać się prawa do pracy i godziwego zarobku.
Czy dzięki tym reformom staliśmy się społeczeństwem bardziej obywatelskim, krajem, w którym obywatel jest traktowany jak podmiot, na którego usługach stoją media publiczne, a jego niezbywalnych prawa chroni państwo, sądy i prokuratury? Czy mamy dzisiaj więcej do powiedzenia w swoim państwie niż w państwie Gierka, Rakowskiego Gomułki?
Co raz więcej Polaków dochodzi do przekonania, że przy OS komuniści wykonali NUMER, jaki okazał się być żądłem, bardziej perfidnym i dokuczliwym niż to, jakie podziwialiśmy w filmie George'a Hilla, choć może tak bardzo nas nie śmieszy. Ukąszenie Okrągłego Stołu, zamiast nas pobudzić i zaktywizować, sparaliżowało naszą wolę budowy społeczeństwa prawdziwie obywatelskiego, oddało nasz państwo w ręce pieczeniarzy i kompradorów.
Jak z tego wyjść? Jak sprawić, żeby decyzje o Polsce podejmowali ci, o których Konstytucja pisze, że są suwerenami, a nie zapadały gdzieś, nie wiadomo gdzie?
W sobotę, 17 stycznia, na konferencji "Polska pierwszej prędkości" w Krakowie ma mieć główny referat wybitny stolarz, były poseł wielu kadencji, były szef URM, Jan Maria Rokita. Tytuł jego referatu: "Jakiej ordynacji wyborczej Polacy potrzebują?" Domyślamy się, że będzie mówił o potrzebie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. To bardzo dobrze i bardzo pięknie. Szkoda tylko, że ten temat nie pojawił się dwadzieścia lat temu , że straciliśmy tyle czasu. Miejmy nadzieję, że jeszcze uda się to odrobić.
 JERZY PRZYSTAWA, profesor fizyki teoretycznej, kierownik Zakładu Teorii Fazy Skondensowanej w Instytucie Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Inicjator Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okregów Wyborczych. W kadencji 1990-1998 był radnym rady miejskiej Wrocławia, startował w wyborach do Senatu przeprowadzonych w dniu 21 września 1997 r. Autor książek: Via Bank i FOZZ. O rabunku finansów Polski (z M. Dakowskim); Otwarta księga. O Jednomandatowe Okregi Wyborcze (z R. Lazarowiczem); Nauka jak Niepodległość. O sytuacji polskiego nauczyciela; Trans Atlantic. Felietony nowojorskie.
|
|