|
2009-04-01
Litwa: Rekord poparcia, antagonizmy i polskie szanse w wyborach
Waldemar Tomaszewski, prezes Akcji Wyborczej Polaków na Litwie zebrał rekordową liczbę podpisów (37 tys.) popierających jego kandydaturę w wyborach prezydenckich. Koniecznym minimum było 20 tys. Wybory prezydenckie na Litwie odbywają się niemal jednocześnie z wyborami do Europarlamentu. Start prezesa AWPL w wyborach prezydenckich, realnie przekłada się na zdobycie mandatu eurodeputowanego dla polskiej partii.
 |
 |
Waldemar Tomaszewski, pierwszy Polak ubiegający się o najwyższy urząd na Litwie. Foto: Jerzy Karpowicz (Wilno). |
Sztab wyborczy AWPL dostarczył we wtorek do litewskiej Głównej Komisji Wyborczej 36 981 podpisów. Jest to jak dotychczas największa liczba podpisów dostarczona przez sztaby poszczególnych kandydatów. Faworytka kampanii prezydenckiej, unijna komisarz Dalia Grybauskaite, przekazała do GKW 36 tysięcy podpisów. Kandydatkę Partii Pracy Loretę Graużiniene swoimi podpisami poparło 33,5 tysiąca osób. Kandydat partii Porządek i Sprawiedliwość Valentinas Mazuronis zebrał 35 tys., a sztab lidera partii socjaldemokratów Algirdasa Butkevičiusa złożył w komisji 32 tysiące podpisów.
Determinacja polskiego kandydata
Ogółem w GKW zarejestrowało się 14 osób, które chcą wystartować w wyborach prezydenckich. Na razie większość z nich nie przedstawiła jednak podpisów, dzięki którym mogłaby się stać oficjalnymi kandydatami, pretendującymi do roli głowy państwa litewskiego. Zgodnie z ordynacją wyborczą, aby zostać zarejestrowanym kandydatem, do 2 kwietnia trzeba złożyć nie mniej niż 20 tysięcy podpisów. Po sprawdzeniu podpisów 17 kwietnia komisja ogłosi oficjalną listę kandydatów.
W zbieraniu podpisów na rzecz lidera AWPL wzięło udział kilkaset osób. Jak poinformował sztab wyborczy kandydata, podpisy popierające pierwszego kandydującego Polaka na ten urząd, zbierane były pod wileńskimi kościołami - podczas niedzielnych mszy świętych, w gminach i samorządach oraz szkołach polskich w rejonach: wileńskim, solecznickim i trockim. Zbierano je również, w siedzibach polskich organizacji i redakcji pism w Wilnie, min.: w oddziale miejskim ZPL, Domu Kultury Polskiej, w redakcjach: "Magazynu Wileńskiego" i "Tygodnika Wileńszczyzny", w księgarni "Elephas". Wreszcie, za pośrednictwem prezesów oddziałów Związku Polaków na Litwie: w Druskienikach, Jeziorosach, Kiejdanach, Kownie, Kłajpedzie, Wisagini, Święcianach oraz Szyłokarczmie (Silute).
Pierwsza tura wyborów prezydenckich odbędzie się 17 maja, a druga tura - o ile będzie potrzebna - 7 czerwca, jednocześnie z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Nad przebiegiem kampanii wyborczej, zarówno w wyborach prezydenckich jak i do Europarlamentu, czuwa sztab wyborczy AWPL, na poziomach: centralnym, rejonowym i gminnym.
 |
 |
Polacy, aby oddać głos poparcia swojemu kandydatowi ustawiali się niekiedy w kolejce, na zdjęciu zbieranie podpisów w wileńskim Domu Kultury Polskiej. Foto: Marian Paluszkiewicz (KW). |
Kolejna fala antypolonizmu
Jednocześnie na różnych litewskich forach internetowych toczy się bardzo ożywiona dyskusja, nie milkną złowieszczo brzmiące komentarze, zwłaszcza na znanym portalu DELFI. Niektóre z nich, cytowała na łamach marcowego "Magazynu Wileńskiego" Lucyna Dowdo.
- To koniec świata - lamentuje patriota o nicku "L". - Mało tego, że napędzamy polską gospodarkę kupując u nich produkty, to jeszcze Polak zamierza kandydować na prezydenta Litwy! No, brak jeszcze tylko Unii Lubelskiej!
Inny, pod pseudo "Vilnius", zawodzi boleściwie: - Litwo najdroższa, czy to możliwe, że znów chcą Cię zająć Polacy?! Mój pradziadek poległ broniąc Litwy przed najeźdźcami Polakami. Od owych czasów oni i utwierdzili się w Vilniusie.
Słowem, pospólstwo - nawrócone nagle na towar czysto litewski (w Pałacu Prezydenckim - też) - nie ukrywa ani szoku, ani wściekłości, ani płaczu, ani zgrzytania zębów.
- Wygląda na to, że wszyscy Litwini i nie-Litwini, którzy znaleźli na Litwie przystań, chcą być prezydentami. Nie mają honoru i bezczelnie się reklamują, prowokując naród do wieszania na nich psów, co czeka niechybnie i tego szlachciurę... - płonie patriotycznym oburzeniem ktoś o nicku "embrijus".
- Kochani ludzie Litwy, nie bądźcie bezmózgowcami i niech wam nie przyjdzie do głowy wybrać na prezydenta Litwy Polaka. Gdyby tak się stało, historia by się powtórzyła. Litwa znów dostałaby się Polakom i o moim rodzinnym Vilniusie mówiliby "Wilno nasze" - bojaźliwie ostrzega "antypolak".
Zaś ci, w których na dźwięk nazwiska Tomaszewski duch bojowy nie uwiądł jak porzucona w letnim skwarze piwonia, nawołują do rozwiązań radykalnych. Ktoś proponuje, by: - zachowanie posła Tomaszewskiego poważnie oceniła policja, gdyż jego próba kandydowania - to prowokacja, mająca na celu wywołanie antypolskiej wrzawy. Wielu innych każe mu się wynosić do Polski: - bo widział to kto, by przyjechał taki do obcego klasztoru i dyktował tu własne warunki. Są i tacy (nick "LLL"), którzy bez ceregieli podgrzewają współobywateli do działania: - Widzisz Polaka, strzelaj, nie pomylisz się!
A gdy oszołomy tak "klną i bluźnią, i płaczą, jęczą i syczą, i dyszą nieustającą rozpaczą...", ich duchowi przywódcy - panowie Songaila, Ozolas czy Garva - najpewniej zacierają ręce. Bo w gniewie tym nie tylko nacjonalizmu przebudzenie, lecz też dla Ojczyzny ratunek.
(za: Lucyna Dowdo, Strzeż się Podlaskiego i Tomaszewskiego!, "Magazyn Wileński", nr 3/2009.)
A imię jego będzie czterdzieści i cztery
Należy dodać, że Litwini którzy bardzo często znają dobrze język polski, zabierają również głos na forach polskich, np. na bardzo popularnym portalu "Kuriera Wileńskiego", gazety ukazującej się codziennie na Litwie. Niekiedy wcielają się pod polskie nicki i piszą podobne do powyżej cytowanych, prowokacyjne komentarze. Niestety, prawdą jest również i to, że nie brakuje tam także wpisów polskich antagonistów kandydatury Waldemara Tomaszewskiego. Często, są to zapewne wpisy osób związanych z Ryszardem Maciejkańcem, wcześniej wieloletnim prezesem ZPL (jeszcze wcześniej działaczem komunistycznym), który po utracie wpływów w związku, założył w 2002 roku konkurencyjną Polską Partię Ludową na Litwie. Jego ugrupowanie, choć krzykliwe, cieszy się minimalnym poparciem społecznym. Zwraca jednak uwagę, że najwięcej polskich wpisów na omawianym portalu świadczy o powszechnym poparciu wyrażanym przez polską społeczność na Litwie dla kandydatury Waldemara Tomaszewskiego. Nie przypadkowo, popierają go przecież niemalże wszystkie polskie organizacje, związki, kluby i środowiska w tym kulturalne, licznie działające na Litwie.
 |
 |
Przedstawiciele sztabu wyborczego Waldemara Tomaszewskiego przekazują listy z podpisami przewodniczącemu GKW Zenonasowi Vaigauskasowi. Foto: Marian Paluszkiewicz (KW). |
Zacytujmy kilka, pierwszych z brzegu takich komentarzy z forum "KW": - Chyba dobrze, że Polak zdecydował kandydować. Po prostu dla większej masy Litwinów pokażemy, że tu Polacy są, mieszkają od dawien dawna, są tu u siebie - pisze jojo. - Brawo Panie Tomaszewski, w jedności nasza siła - dodaje wielkimi literami Ejszyszczanka. - Skoro Amerykanie wybrali Obamę, to może Litwini wybiorą Tomaszewskiego - najbardziej bodaj wymowny wpis użytkownika o nicku Ja.
I choć, Polacy na Litwie zdają sobie sprawę, że realnie ich kandydat nie ma większych szans, to niekiedy dla dodania sobie animuszu przypominają słowa z wileńskiej sceny widzenia ks. Piotra (tak, tej samej z III księgi Dziadów Mickiewicza): Wskrzesiciel narodu, Z matki obcej; krew jego dawne bohatery, A imię jego będzie czterdzieści i cztery. I czynią wyraźną aluzję do wieku ich kandydata, który skończył w marcu br. 44 lata. Rozumieją, że kampania prezydencka to spoty wyborcze nadawane na całą Litwę, a przez to możliwość reakcji i upominania się o własne prawa, obrona praw mniejszości i unijnych standardów w tym aspekcie. Powszechnym jest odczucie, że poprzez tą kampanię wyborczą przypomną o swoim istnieniu, o tym: "że nie żyją na obczyźnie i że nie mało ich tam jest" (cytat z popularnej piosenki śpiewanej przez zespół "Wilniuki").
Wreszcie niebagatelne znaczenie ma fakt, że wybory prezydenckie odbywają się niemal jednocześnie z wyborami do Europarlamentu na Litwie. A przecież wszędzie na świecie, największe emocje i zaangażowanie wyborców wzbudzają właśnie wybory prezydenckie. Dlatego, brak polskiego kandydata ubiegającego się o najwyższy urząd w państwie, znacznie osłabiałby polską listę w wyborach do Europarlamentu. Tymczasem, w tym drugim przypadku szanse na sukces są znacznie większe. Zwłaszcza, że ogólnokrajowy czas antenowy przeznaczony na kampanię wyborczą, AWPL z pewnością wykorzysta do przebudzenia z apatii Polaków z Kowna, Laudy, rozsianych po całej Litwie. Całkiem realne może okazać się także poparcie innych mniejszości lub zniechęconych do władzy w dobie kryzysu samych Litwinów. I gdyby jednak doszło do drugiej tury wyborczej, co przecież jest możliwe z uwagi na dużą ilość kandydatów (według dzisiejszych sondaży wyborczych, przeszło połowa wyborców popiera kandydaturę Dalii Grybauskaite), to nawet, jeśli nie byłoby w drugiej turze polskiego kandydata, to i tak litewscy kandydaci zmuszeni by zostali do potraktowania bardziej serio polskich postulatów.
Obecny 2009 rok jest dla Polaków na Litwie bardzo szczególny z uwagi na dwa jubileusze: 20-lecie działalności obchodzi Związek Polaków na Litwie, a swoje 15-lecie AWPL. Czy rok ten stanie się również rokiem polskiego sukcesu wyborczego na Litwie? Sukcesem niewątpliwie byłoby zdobycie przez AWPL mandatu erodeputowanego. Gdyby do tego doszło, byłby to pierwszy eroparlamentarzysta Polak, wybrany poza krajem.
Mariusz A. Roman
2009-03-15
Polak zarejestrowany jako kandydat na prezydenta Litwy
Litewska Główna Komisja Wyborcza oficjalnie zarejestrowała w piątek kandydaturę posła Waldemara Tomaszewskiego (przewodniczącego Akcji Wyborczej Polaków na Litwie) w wyborach prezydenckich. Tym samym będzie on pierwszym w historii Polakiem ubiegającym się o najwyższy urząd tego kraju. Niestety, przy okazji rejestracji polskiego kandydata, znowu odżyły antypolskie nastroje na Litwie.
 |
 |
Waldemar Tomaszewski składa niezbędne dokumenty w GKW. Fot. Jerzy Karpowicz (Wilno). |
Delegaci podczas poniedziałkowej konferencji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie jednogłośnie poparli kandydaturę Waldemara Tomaszewskiego, jako kandydata z ramienia polskiej partii w wyborach prezydenckich. Jednym głosem twierdzili, że bardzo dobrze się stało, że Polak będzie brał udział w wyborach prezydenckich. Podkreślali walory kandydata, jego zdecydowanie, wiedzę, autorytet i kompetencję. Paulina Mielko, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Polaków na Litwie, wyraziła przekonanie, że Tomaszewski potrafi pracować nie tylko dla dobra społeczności polskiej, ale i całego kraju. We wtorek po południu prezes AWPL złożył odpowiednie dokumenty w GKW.
Opory przed rejestracją
GKW oraz niektórzy litewscy politycy mieli wątpliwości, czy lider AWPL ma prawo kandydować na prezydenta Litwy. Oprócz argumentów związanych z Kartą Polaka, której przyjęcie według nich, jest wyrazem nielojalności wobec Litwy (sprawę jednak ostatecznie ma rozstrzygnąć Sąd Konstytucyjny). Niektórzy członkowie GKW podnieśli także inny argument, twierdząc, że Waldemar Tomaszewski nie jest obywatelem Litwy z pochodzenia, a tylko taki może ubiegać się o urząd Prezydenta Litwy. Według nich, obywatelem Litwy z pochodzenia może być jedynie taka osoba, której rodzice lub dziadkowie posiadali obywatelstwo Litwy w latach 1918-1940, co praktycznie wykluczałoby prawie wszystkich Polaków z Wileńszczyzny, z tego grona. Należy dodać, że termin "obywatel z pochodzenia" zawarty jest jedynie w litewskiej konstytucji przy okazji zapisów o wyborach na prezydenta RL, nie ma go już, choćby w litewskiej Ustawie o obywatelstwie, ani nie jest nigdzie precyzowany.
Pomimo naciąganych argumentów natury prawnej, w ostatnich dniach istniały spore obawy o to, czy GKW zarejestruje kandydata polskiej partii w wyborach prezydenckich. Napomykał o tym we wtorkowej rozmowie z radiem "Znad Wilii" Zenonas Vaigauskas, przewodniczący GKW. Również Tomaszewski poinformował, że przed podjęciem decyzji odbył rozmowę z Vaigauskasem, który, jego zdaniem, był zaskoczony i zszokowany tym, że Polak będzie ubiegał się o urząd prezydenta.
W atmosferze kolejnej antypolskiej nagonki, z miejscowości podwileńskich zaczęły dochodzić sygnały, że gdyby GKW nie zarejestrowała Tomaszewskiego, to ludzie zastanowią się, czy w ogóle warto brać udział w wyborach. W środowym wydaniu "Rzeczpospolitej" napisano wprost, "że 260-tysięczna polska mniejszość może zbojkotować wybory prezydenckie".
Z kolei, zapowiedź ewentualnego bojkotu wyborów przez polską mniejszość oburzyła litewskich internautów. "Polacy z natury są szantażystami. A bojkotującym wybory trzeba odebrać obywatelstwo", "O pomoc trzeba poprosić Łukaszenkę. Wypędził z Białorusi wszystkich politykujących polskich księży, uporządkował polskie organizacje", "Bez błogosławieństwa polskich służb specjalnych nie doszłoby do tej prowokacji" - grzmieli internauci, tylko na portalu Delfi, w komentarzach pod przedrukowanym tekstem z "Rz", gdzie pojawiło się kilkaset podobnych w swoim duchu wpisów.
Ostateczna decyzja?
Ostatecznie, podczas piątkowego posiedzenia Głównej Komisji Wyborczej kandydaturę Waldemara Tomaszewskiego poparło 9 członków komisji, a 4 głosowało przeciwko. GKW zarejestrowała kilkunastu pretendentów na urząd Prezydenta RL. Wśród nich są unijna komisarz ds. budżetu Dalia Grybauskaite i przewodniczący Sejmu Arunas Valinskas.
Polacy na Litwie zdają sobie sprawę z niewielkich szans, jakie mają w wyborach prezydenckich. Jednak zdaniem członków Rady Naczelnej AWPL, "tak solidna siła polityczna jaką jest polska partia, po prostu nie ma prawa nie uczestniczenia w wyborach, gdyż życie polityczne nie toleruje pustki, a nieobecni nie mają racji". Tymczasem Waldemar Tomaszewski będzie z rekomendacji AWPL otwierał również listę kandydatów do Europarlamentu. Na razie wytypowano 12 kandydatów. Pozostałych 12 wytypują koła i oddziały partii. Ostateczna lista kandydatów i ich miejsce na niej zostanie zatwierdzona podczas konferencji polskiej partii, która ma być zwołana do 27 kwietnia br.
Nie należy zapominać, że ostatnie decyzje wyborcze organów litewskich, podjęto w sytuacji, kiedy nie ma jeszcze rozstrzygnięcia w sprawie Karty Polaka. Orzeczenie w tej sprawie ma podjąć litewski Sąd Konstytucyjny, zgodnie z tym, o co postulowała wcześniej GKW. Póki co, uniknięto zatem skandalu międzynarodowego, ale problem wciąż może jednak odżyć na nowo. Tymczasem wiele przesłanek wskazuje na to, że litewskie władze grają na zwłokę, a ich stosunek do społeczności polskiej na Litwie, jest wprost proporcjonalny do reakcji opinii międzynarodowej, a zwłaszcza opinii polskich władz. Tylko konsekwentnie prowadzona przez Polskę polityka w obronie własnej diaspory, może zapewnić przestrzeganie unijnych standardów mniejszościowych i praw człowieka na Litwie.
Mariusz A. Roman
2009-03-07
Litwa: Polacy apelują do premierów
Liderzy społeczności polskiej na Litwie wystosowali wczoraj apel do premierów Litwy Andriusa Kubiliusa i Polski Donalda Tuska o zaprzestanie wymuszania na władzach regionu wileńskiego i solecznickiego usuwania tablic z polskimi nazwami ulic.
 |
 |
Społeczność polska z Turgiel na Wileńszczyźnie. |
Zwracamy się do premiera Andriusa Kubiliusa z apelem, by rząd (...) zaniechał dalszych działań wymuszających usuwanie litewsko-polskich tablic z nazwami ulic w rejonach wileńskim i solecznickim, w których Polacy stanowią, według oficjalnych statystyk, odpowiednio 61,3 i 79,4 procent - czytamy w liście podpisanym przez posłów: Waldemara Tomaszewskiego (przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie) oraz Michała Mackiewicza (szef Związku Polaków na Litwie).
Jego autorzy przypominają, że tuż przed styczniową wizytą w Warszawie premier Litwy zadeklarował, iż rozwiązanie problemów polskiej społeczności będzie jednym z priorytetów jego rządu. Niestety, wkrótce po zakończeniu wizyty Najwyższy Sąd Administracyjny nakazał usunięcie w rejonie wileńskim tablic z polskimi nazwami ulic. (...) Liczna społeczność polska odczuła przykry zawód - napisali w apelu. Posłowie zaznaczyli także, iż umieszczanie tablic polskich obok litewskich na terenach zwarcie zamieszkałych przez mniejszość narodową jest zgodne z litewską ustawą o mniejszościach narodowych oraz z ratyfikowaną przez Litwę w 2000 roku konwencją ramową Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych, która Litwa ratyfikowała w 2000 roku.
Polskojęzyczne tablice
Przypomnijmy, realizując prawa mniejszości polskiej zagwarantowane w Ustawie o mniejszościach narodowych i w Konwencji, m.in. w rejonie wileńskim, w niektórych miejscowościach zwarcie zamieszkałych przez mniejszość polską, obok nazw ulic w języku urzędowym, zostały zamieszczone tablice z nazwami ulic po polsku. Przedstawiciel rządu na powiat wileński uznał to za złamanie prawa ustawionego przez Ustawę o języku urzędowym, zażądał więc od samorządu rejonu wileńskiego usunięcia polskich nazw z ulic między innymi Mejszagoły, Rzeszy, Niemenczyna i Czerwonego Dworu. Gdy samorząd odmówił podporządkowania się żądaniom namiestnika rządu, ten skierował sprawę do sądu. Kolejne decyzje sądów były z kolei nieprzychylne samorządowi. Aż pod koniec stycznia Najwyższy Sąd Administracyjny nakazał bezapelacyjnie usunięcie polskich tablic. Przy tym zarówno Najwyższy Sąd Administracyjny, jak też sądy niższych instancji, podejmując decyzję kierowały się wyłącznie postanowieniami Ustawy o języku urzędowym, która mówi, że wszystkie napisy i nazwy są pisane w języku litewskim.
W rezultacie, przed kilkoma dniami samorząd rejonu wileńskiego poinformował, że zgodnie z decyzją sądu, przystąpił do usuwania tablic z polskimi nazwami ulic. - Jako instytucja państwowa musieliśmy wykonać orzeczenie sądu, nie oznacza to jednak, że zgadzamy się z nim - powiedziała wówczas mer rejonu wileńskiego Maria Rekść.
Unijne standardy i prawa człowieka
Mer rejonu wileńskiego uważa, że nakazując zdjęcie tablic z nazwami ulic w języku polskim w miejscowościach zwarcie zamieszkałych przez mniejszości narodowe, naruszono prawa właśnie mniejszości narodowych. Zresztą nie w każdym przypadku samorząd będzie mógł egzekwować orzeczenie sądu, bo w jaki sposób wyegzekwować usunięcia dwujęzycznych tablic np. z prywatnych posesji i domów?
"Kurier Wileński", codzienna polska gazeta na Litwie, podkreśla, że:
w Polsce, od kilku lat coraz częściej w miejscowościach, zamieszkałych zwarcie przez mniejszości narodowe, zamieszcza się tablice z nazewnictwem w języku mniejszości obok nazw polskich. Przy tym wystarczy, jeśli mniejszość narodowa stanowi zaledwie 20 proc. ogółu mieszkańców. Co więcej, tablice są zamieszczane na koszt Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, które rekompensuje wydatki związane z produkcją i zamieszczaniem tablic. Tymczasem, według litewskich standardów praw człowieka, aby zamieścić tablice z nazewnictwem ulic w języku mniejszości narodowej, nie wystarczy, jeśli mniejszość ta praktycznie stanowi większość w konkretnej miejscowości, jak też na koszt własny chce zamieścić tablice w swoim języku obok urzędowego.
Spór o tablice w rejonie wileńskim, jak też solecznickim trwa już od kilku lat. Wobec presji sądów i litewskich struktur rządowych - polskich nazw ulic prawie już nie ma. Jednak presja dyskryminacyjna i nietolerancja władz wobec swoich obywateli należących do mniejszości narodowych staje się poważnym problemem nie tylko na Litwie. Sprawa ta ciągle bowiem ciąży na polsko-litewskich relacjach, jak też stale jest akcentowane w raportach międzynarodowych organizacji z zakresu ochrony praw człowieka.
Mariusz Roman
2009-01-13
W rocznicę masakry sowieckiej na Litwie
Na Litwie trwają obchody Dnia Obrońców Wolności, upamiętniające krwawe wydarzenia w Wilnie z 13 stycznia 1991 r. Stały się one decydującym momentem w walce o niepodległość tego kraju, usiłującego wydostać się spod sowieckiej dominacji. Warto przypomnieć, że wśród manifestantów broniących wtedy parlamentu oraz wieży telewizyjnej i Domu Prasy, byli również wileńscy Polacy. A Polska udzieliła w tamtych dniach wsparcia zarówno moralnego jak i politycznego.
 |
 |
Na zdjęciu z "Kuriera Wileńskiego" widać plac Niepodległości w Wilnie, gdzie dzisiaj zapalono symboliczne ogniska ku czci obrońców wolności. |
W drugiej połowie lat 80-tych na Litwie, na fali pierestrojki obowiązującej wtedy w ZSRR, ujawniły się od dawna ukrywane dążenia. W 1987 r. uroczyście obchodzono sześćsetlecie Chrztu Litwy, a w rocznicę układu Ribbentrop - Mołotow odbyła się w Wilnie potężna demonstracja. Na Litwie rozpoczęły się jednocześnie dwa procesy: narodowe i państwowe odrodzenie Litwinów oraz narodowe odrodzenie Polaków. Stąd powstanie 5 maja 1988 roku Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Polaków na Litwie i niemalże w tym samy czasie w dniu 3 czerwca 1988 r. Litewskiego Ruchu na Rzecz Przebudowy w skrócie nazywanym "Sajudisem".
Wydarzenia zaczęły narastać lawinowo, jeszcze w tym samym 1988 r. Rada Najwyższą LSRR podjęła uchwałę, iż na terytorium Republiki Litewskie moc obowiązującą mają tylko ustawy uchwalone bądź ratyfikowane przez Radę Najwyższą LSRR. 8 lutego 1990 r. Rada Najwyższa uznała uchwałę Sejmu Ludowego z 1940 r. o przyłączeniu Republiki Litewskiej do ZSRR za bezprawną, a przeprowadzone 24 lutego 1990 wybory parlamentarne przyniosły zdecydowane zwycięstwo kandydatom "Sajudisu". Wreszcie prawdziwym przełomem stał się "Akt o przywróceniu niepodległości państwa litewskiego" proklamowany 11 marca 1990 r.
Nie da się pominąć milczeniem, że w trakcie odzyskiwania przez Litwinów niepodległości, teren nowej republiki stał się miejscem konfliktów wywołanych w konsekwencji działań podejmowanych dla przyśpieszenia procesu ujednolicenia narodowego i dla bardziej wyrazistej dominacji jednego narodu. W konsekwencji spór władz litewskich i elit politycznych tego kraju z polską społecznością przybrał w końcu formę konfliktu politycznego. Zaznaczmy jednak, że przywódcy SSKPL - przekształconego następnie w Związek Polaków na Litwie próbowali wielokrotnie znaleźć modus vivendi z Sajudisem, jednak strona litewska odrzucała wszelkie polskie postulaty, często podważając polskość swoich rozmówców i wmawiając im tzw. "tutejszość".
Wieża telewizyjna i parlament
Tymczasem w wyniku zamachu stanu przeprowadzonego na początku 1991 r. przez ówczesną proradziecką Komunistyczną Partię Litwy doszło do dramatycznego w swoich skutkach przesilenia. Stacjonujące w Wilnie sowieckie jednostki wojskowe przystąpiły 11 stycznia do zajmowania w mieście gmachów użyteczności publicznej i państwowej, mających strategiczne znaczenie. Do starć obywateli z żołnierzami doszło 13 stycznia przed wieżą telewizyjną, budynkiem litewskiego radia i telewizji oraz Domem Prasy w Wilnie. Szturmując wieżę telewizyjną w wileńskiej dzielnicy - Karolinki, żołnierze użyli m.in. czołgów, które natarły na tłum obrońców, rozpoczęła się też chaotyczna strzelanina. W wyniku ataku na bezbronny tłum śmierć poniosło 14 obrońców niepodległości, rany odniosło kilkaset osób. Wydarzenia te wywołały wielki powszechny protest na Litwie, solidaryzujący całe społeczeństwo ponad podziałami narodowościowymi.
 |
 |
Jerzy Surwiło, wileński dziennikarz, publicysta i pisarz. |
- Była noc, wyszliśmy na ulice i wzięliśmy się za ręce, tworząc żywy łańcuch. Wkrótce nadjechały pojazdy opancerzone, komandosi, którzy z nich wyskoczyli, zaczęli strzelać ponad głowami ludzi. Po chwili również zaczął strzelać czołg - wspomina tamte wydarzenia na łamach "Kuriera Wileńskiego" - Jerzy Surwiło, dziennikarz, publicysta i pisarz, świadek tych zdarzeń oraz szturmu radzieckich komandosów z OMON-u.
Władze sowieckie przypuszczając szturm wieży telewizyjnej oraz Domu Prasy nie zdecydowały się na zajęcie siłą budynku parlamentu. Obawiając się dużych ofiar cywilów, którzy szczelnym kordonem otoczyli gmach, w którym ukryli się posłowie Sejmu restytucyjnego, budując dookoła budynku zaimprowizowane barykady. Wówczas w obronie parlamentu stanęło około 100 tys. obywateli, którzy nie zważając na szalejące mrozy dniem i nocą stali na warcie przed parlamentem. Aby się ogrzać, ludzie palili ogniska, śpiewano pieśni patriotyczne. Wśród manifestantów broniących dostępu do litewskiego parlamentu znaleźli się również Polacy z własnymi barwami narodowymi, czym jednoznacznie, wbrew twierdzeniom niechętnej im propagandy, opowiedzieli się po stronie niepodległej Litwy. Znana, polska dziennikarka radiowa - Nijola Masłowska, nadawała wtedy serwis w języku polskim, emitowany z obleganego parlamentu.
Podczas decydujących dni walki o niepodległość Litwy, duże znaczenie miało również wsparcie polityczne z Polski. Wówczas w litewskim parlamencie, który przecież był jednym z głównych celów, wspólnie z litewskimi posłami czuwali parlamentarzyści z Polski. Sytuacja była krytyczna na tyle, że litewski parlament zdecydował na stworzenie rządu na uchodźstwie. W tym celu ówczesny minister spraw zagranicznych Litwy Algirdas Saudargas wyjechał do Warszawy.
Szansa na normalizację?
Postawa miejscowych Polaków oraz duża aktywność w czasie tych wydarzeń rządu polskiego, który nie tylko wspierał Litwinów wszelkimi możliwymi środkami politycznymi na arenie międzynarodowej oraz zorganizował nie małych rozmiarów pomoc materialną dla Litwy, zmieniły na moment stosunek władz litewskich do spraw polskich i Polaków. Wydawać się wtedy mogło i wiele na to wskazywało, że solidarność Polaków z Litwą i Litwinami w trudnych chwilach styczniowych i zmiana w wyniku tego nastawienia Litwinów do zagadnień polskich, staną się momentem przełomowym w stosunkach polsko-litewskich. Po obu stronach zapanować miała dobra wola, która odsunąć miała wszelkie kompleksy i uprzedzenia, waśnie i spory na margines normalnego współżycia.
Sielska atmosfera, podczas której zaczęto nawet wychodzić naprzeciw postulatom stawianym przez polską frakcję w parlamencie litewskim, a dotyczącym powołania nowej jednostki administracyjnej - okręgu wileńskiego (obejmującego obszar zwarcie zamieszkiwany przez społeczność polską), trwała zaledwie kilka miesięcy. Już bowiem na przełomie sierpnia i września 1991 r. władze litewskie pod pretekstem rzekomego poparcia puczu moskiewskiego z 19 sierpnia (tzw. puczu Janajewa), przeprowadziły operację likwidacji samorządów w rejonach solecznickim i wileńskim, zamieszkałych w przytłaczającej większości przez Polaków. 12 września Rada Najwyższa zawiesiła początkowo na pół roku (potem ten okres przedłużając) na obszarze tych rejonów obowiązywanie ustawy o samorządzie, zwalniając z pracy wszystkich urzędników administracji lokalnej. Jednocześnie mianowała dla tych rejonów komisarzy rządowych. Określani przez miejscowych Polaków mianem "gubernatorów" - komisarze: w rejonie wileńskim Arturas Merkys, solecznickim Arunas Eigirdas, przystąpili niezwłocznie do kolonizowania podległych rejonów przybyszami litewskimi z innych rejonów.
Mariusz A. Roman
 MARIUSZ A. ROMAN. Jeden z głównych działaczy Federacji Młodzieży Walczącej, animator Federacji w Gdyni od 1985 roku. W latach 1998-2006 radny Rady Miasta Gdyni.
|
|