2008-07-20


Polsko-ukraińska kwadratura koła

W tym roku obchodzimy 65. rocznicę krwawej rzezi wołyńskiej, jednego z najstraszniejszych doświadczeń w dziejach narodu polskiego. Rzeź wołyńska - jest to skrót myślowy, określany po łacinie jako "pars pro toto", czyli część symbolizującą całość. Polaków rżnięto wtedy na terenie całej tzw. Ukrainy Zachodniej, czyli dawnych polskich Kresów Wschodnich. Rżnięto zresztą nie tylko Polaków, lecz wszystkich obcych - "zajmanciw" - w imię czystej etnicznie Ukrainy. Ofiarą tego zbrodniczego obłędu padli również Żydzi, Rosjanie i nawet pozostający poza wszelkimi konfliktami czescy koloniści. No i sami Ukraińcy, którzy nie chcieli uczestniczyć w zbrodni.

Symbolem braterstwa polsko-ukraińskiego powinien stać się Kazimierz Pużak
Wołyń - scena największego ludobójstwa

O rzezi wołyńskiej mówimy z dwóch powodów: ponieważ spośród ziem kresowych Wołyń stał się sceną największego ludobójstwa oraz dlatego, że zbrodnia ta została najlepiej udokumentowana przez wydane przez wydawnictwo "von Borowiecki" benedyktyńskie dzieło Władysława i Ewy Siemaszków (ojca i córki) pt. "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 - 1945".

Liczba ofiar po stronie Polaków na samym Wołyniu państwo Siemaszkowie szacują na 50-60 tysięcy. Autorzy wartościowej "Historii Polski" w języku ukraińskim Leonid Zaszkilniak oraz Mykoła Krykun podają wysokość polskich ofiar na terenie całej Zachodniej Ukrainy (a zatem oprócz Wołynia dodatkowo z Galicji właściwej, czyli wschodniej) na 75 tys. osób. Nie chcą oni jednak uznać faktu zbrodniczej rzezi bezbronnej ludności polskiej przez oddziały UPA, choć przyznają, że kierownictwo UPA dążyło do usunięcia ludności polskiej z terenów Ukrainy, czyli do "czystki etnicznej" żywiołów polskich. Wobec tego przedstawiają oni polskie ofiary jako wynik wzajemnych zmagań zbrojnych, którym przeciwstawiają 35 tys. ofiar po stronie ukraińskiej.

I na tym polega problem, że nie tylko piewcy chwały ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego, których nie brakuje ani w Kanadzie, ani w niepodległej dziś Ukrainie, ale i zwyczajni ukraińscy historycy nie chcą uznać bezspornego dla nas faktu - rzezi Polaków na Kresach.

W swoim czasie przy spotkaniach ze swoimi ukraińskimi przyjaciółmi, udzielającymi się społecznie i politycznie, poddawałem ich swoistemu testowi: proponowałem im, by potępili w wywiadzie udzielonym mi, jako polskiemu dziennikarzowi i wypróbowanemu sympatykowi niepodległej Ukrainy, rzeź Polaków na Wołyniu. Żaden nie wyraził zgody mimo bardzo zażyłych naszych stosunków i przyjaźni z licznymi innymi Polakami. Jedynie prof. Bohdan Osadczuk podczas udzielonego mi wywiadu (zamieszczonego w "Najwyższym CZASIE!") potępił ową zbrodnię i wyznał, iż żałuje, że nie udało mu się jako doradcy kolejnych ukraińskich prezydentów Leonida Krawczuka oraz Leonida Kuczmy namówić ich do potępienia w imieniu narodu ukraińskiego tej zbrodni.

Hołd poległym - naszym obowiązkiem narodowym

Z drugiej strony, Jacek Kuroń otrzymał od wdzięcznych Ukraińców tytuł Łycaria Hałyczyny (czyli Rycerza Galicji) za krytykę polskich pretensji pod adresem Ukraińców. Nie dziw, że prominentni działacze Związku Ukraińców w Polsce popierają (ze szkodą dla spraw ukraińskich w Polsce) dawną Unię Wolności, obecnie "partię demokratów".

Dziś pogrobowcy Jacka Kuronia z "Gazety Wyborczej" protestują przeciwko uroczystym obchodom kolejnych rocznic rzezi Polaków na Kresach w imię przyjaźni polsko-ukraińskiej.

Tymczasem hołd wobec polskich ofiar banderowskiego ludobójstwa jest naszym obowiązkiem narodowym. Obowiązkiem powszechnym, a nie spychanym na barki organizacji kresowiaków. Jeśli sytuacja na Zachodniej Ukrainie do chwili obecnej temu nie sprzyja, to musimy wznosić pomniki ku czci Polaków zamordowanych przez UPA tam, gdzie to jest możliwe, czyli w Polsce, a przede wszystkim w Warszawie. Obowiązkiem państwa polskiego jest obrona środkami dyplomatycznymi Polaków na całym świecie, o ile dzieje im się krzywda, zaś obowiązkiem nas wszystkich jest hołd i solidarność z tymi, którzy zginęli tylko dla tego, że byli Polakami. Zwłaszcza Polakami bezbronnymi.

Potrzeba przyjaznej, ale krytycznej debaty o naszych stosunkach wzajemnych

Rzecz jednak na tym się nie kończy. Niepodległa Ukraina jest i pozostaje partnerem strategicznym Polski. Tego wymaga obopólny interes naszych narodów. W naszym wzajemnym interesie jest również prowadzenie przyjaznej, ale krytycznej debaty na temat naszych wzajemnych stosunków na przestrzeni dziejów, a zwłaszcza w dobie najnowszej. Mamy wiele rzeczy do wytknięcia i sobie, i Ukraińcom. Sobie - że nasi narodowcy nie chcieli uznać aspiracji niepodległościowych bratniego, słowiańskiego narodu. Dziś obozowi narodowemu zarzuca się (zwłaszcza celuje w tym "Gazeta Wyborcza") szerzenie w Polsce antysemityzmu, przypisując narodowcom nie tylko ich prawdziwe, ale i nie popełnione winy. Śmiem twierdzić, że grzechy obozu narodowego w sprawie ukraińskiej są znacznie cięższe. Ukraiński ruch nacjonalistyczny powstał na wzór i podobieństwo polskiego obozu narodowego, w pewnym sensie jest jego dzieckiem z nieprawego łoża. Polska administracja w zaborze austriackim oraz w Polsce niepodległej były szkołą polityki dla zachodnio-ukraińskich elit. Wiele konfliktów było niepotrzebnych i szkodziło obydwu stronom. Rządy sanacyjne popełniły wiele błędów w sprawie ukraińskiej, ale trzeba przyznać, że większość tych błędów wynikała z presji narodowców. I dziś narodowcy są przeciwni sojuszowi polsko-ukraińskiemu. Kult Romana Dmowskiego uprawiany w dniu dzisiejszym przez jego epigonów jest niestety kultem jego błędów, a nie jego rozumu geopolitycznego.

Walka OUN z Polską była obcinaniem gałęzi nad przepaścią

Z drugiej strony, trzeba powiedzieć, że prowadzona przez ukraiński ruch nacjonalistyczny wojna terrorystyczna z II Rzecząpospolitą była obcinaniem gałęzi, na której się siedzi. Gałąź być może pozbawiona była różnych wygód, ale pozostawała bez porównania lepsza od innych alternatyw wyboru. Warunki na Ukrainie sowieckiej, jak też podczas okupacji niemieckiej pod rządami Ericha Kocha były bez porównania gorsze niż w Polsce niepodległej. Wybitny pisarz i dziennikarz ukraiński, na pewnym etapie swej ewolucji politycznej - współpracownik OUN Dmitro Doncow opracował założenia ideowe ruchu nacjonalistycznego, głoszące usunięcie z ziemi ukraińskiej wszystkich obcych etnicznie żywiołów. Gdy Niemcy hitlerowskie i Sowiety napadły pospołu na Polskę, Dmitro Doncow z polskim paszportem w kieszeni wyjechał spokojnie w świat i jako lojalny obywatel RP (tak podczas spotkania z Jerzym Giedroyciem pod polską ambasadą określił sam siebie) przetrwał z tym dokumentem zawieruchę światową, lądując bezpiecznie po wojnie w Kanadzie. Tymczasem jego nacjonalistyczni wychowankowie zamienili w piekło życie innych polskich obywateli - Polaków, Czechów, Żydów.

Rzeź wołyńska wynikała z bezgranicznej głupoty jej inicjatorów, których przerosła sytuacja geopolityczna. Dlatego do dziś mamy trudności z ustaleniem jej autorów. Dlatego też wypierają się jej dawni bojownicy UPA, usiłując przedstawić ją jako równorzędną walkę pomiędzy zbrojnymi oddziałami podziemia ukraińskiego i polskiego. Tymczasem układ sił na Wołyniu był taki, że nie było mowy o równorzędnej walce. Polacy byli bez porównania mniej liczebni. I taką prawdę trzeba głosić wszem i wobec, również i nieświadomym tej prawdy mieszkańcom dzisiejszej Zachodniej Ukrainy. Trzeba wyraźnie oddzielić naród ukraiński od nacjonalistycznych zbrodniarzy spod znaku OUN-UPA. Przecież ich ofiarą padali również ci Ukraińcy, którzy nie chcieli się splamić niewinną krwią starców, kobiet i dzieci. I ten tragiczny ustęp w naszych wspólnych dziejach nie powinien przesłaniać innych stron naszej historii.

Nasza historia - to nie tylko konflikty wzajemne

Nasze wspólne dzieje - to nie tylko wzajemne konflikty. Gdy byliśmy razem, odnosiliśmy chwalebne zwycięstwa nad Moskwą i Turkami. Przecież nawet w odsieczy wiedeńskiej brali udział w szeregach wojsk koronnych ukraińscy kozacy. Carowie rosyjscy chętnie stroili się w szaty obrońców ludu ukraińskiego, ale rozbiory Polski stały się jeszcze większą katastrofą cywilizacyjną dla narodu ukraińskiego niż nawet dla Polaków. Zostało zniszczone powszechne na Ukrainie szkolnictwo przykościelne (a raczej przycerkiewne) dla chłopskich dzieci. Efektem stał się powszechny analfabetyzm na wsi. Przymusowa rusyfikacja zubożyła znacznie głębiej kulturę ukraińską niż polską. Drenaż mózgów na rzecz kultury i nauki rosyjskiej w większym stopniu dotknął Ukrainę niż Polskę. Wystarczy wymienić nazwiska wielu wybitnych synów i córek Ukrainy stanowiących dumę literatury i kultury rosyjskiej, jak Mikołaj Gogol lub poetka Anna Achmatowa, w rzeczywistości nosząca nazwisko Horenko. Etnicznym Ukraińcem był Serhij Korolow - ojciec sowieckiej kosmonautyki, zmuszony do zmiany urzędowej narodowości na rosyjską.

Wybitni synowie Ukrainy solidaryzowali się z walką Polaków o niepodległość, zaś oficer carski, ale etniczny Ukrainiec Andrij Potebnia zdezerterował z wojska i dołączył do powstania w 1863 roku. Zginął po bohatersku w oddziale Langiewicza pod Skałą. W 1920 roku ukraińskich towarzyszy broni przybyło nam więcej. Polacy i Ukraińcy wspólnie wyzwalali w maju 1920 roku Kijów, zaś podczas sierpniowej nawały bolszewickiej ramię w ramię bronili Warszawy i Zamościa. Wielu z nich spoczywa na prawosławnym cmentarzu na Woli.

Symbolem braterstwa polsko-ukraińskiego powinien się stać polski bohater, zaś etniczny Ukrainiec - Kazimierz Pużak, marszałek konspiracyjnego parlamentu polskiego w dobie okupacji hitlerowskiej, porwany w 1945 roku w gronie 16-tu przywódców Polski Podziemnej do Moskwy, zaś po powrocie do PRL skazany za swą niezłomną wierność Polsce niepodległej na kolejne więzienie i zmarły w ubeckich kazamatach.

Winniśmy hołd i pamięć naszym rodakom, którzy zginęli w okropnych męczarniach z ręki banderowskich zbirów. Nie dobrze by jednak było, gdyby tamta straszliwa zbrodnia przesłoniła w naszej świadomości to dobro, które nagromadziło się przez stulecia w stosunkach polsko-ukraińskich. A najważniejsze - nie wolno nam tracić ze świadomości faktu, że współpraca polsko-ukraińska jest warunkiem umocnienia niepodległości naszych ukraińskich sąsiadów oraz poczucia bezpieczeństwa narodowego Polaków. Obrona niepodległości Ukrainy wobec imperialnych zakusów moskiewskiego hegemonizmu służy również obronie niepodległości Polski.

Antoni Zambrowski


(Antoni Zambrowski)Antoni Zambrowski - dziennikarz, publicysta najstarszego polskiego portalu politycznego Antysocjalistyczne Mazowsze - ASME


2008-07-12


Prezydent o tragedii Wołynia

11 lipca 2008 r. na Skwerze Wołyńskim w Warszawie odbył się apel ku czci ofiar tragedii polskiego Wołynia 1943-1944. Podczas uroczystości Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta RP prof. Ryszard Legutko odczytał list Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego.

Lech Kaczyński
Prezydent Polski

Foto: Wikipedia
Serdecznie pozdrawiam wszystkich Państwa, zgromadzonych na uroczystości ku czci ofiar tragedii polskiego Wołynia i Kresów Południowo - Wschodnich z lat 1943-1944.

Nie sposób wymienić wszystkich wezwanych na dzisiejszy apel. Są zbyt liczni, a wielu wciąż pozostaje bezimiennych. Na Skwerze Wołyńskim, w stolicy Polski, Warszawie, upamiętniają ich obeliski w kształcie świec, na których wypisano nazwy powiatów, gdzie przed 65 laty rozegrała się tragedia. Nazwy ziem, które tak wiele dla dziejów Polski znaczą. To ziemia dubieńska, horochowska, kostopolska, kowelska, krzemieniecka, lubomelska, łucka, rówieńska, sarneńska, włodzimierska i zdołbunowska. Jeden z herbów przedstawia mocno ukorzenione drzewo. Bohaterskie i tragiczne losy Wołynia równie głęboko wrosły w historię Polski i świadomość Polaków i na zawsze pozostaną nam bliskie, jako nasza przeszłość, doświadczenie i tożsamość.

Przed 65 laty zniszczona została wieloetniczna społeczność Wołynia, tworzona przez sześć wieków wspólnej obecności. Śmierć poniosło kilkadziesiąt tysięcy Polaków - mężczyzn i kobiet, dzieci i starców. Na zawsze zniknął z powierzchni ziemi wszelki ślad po tysiącu polskich wsi, spalono i zburzono kościoły i cmentarze, zniszczono polskie instytucje życia społecznego i kulturalnego. Ci, którzy zdołali się uratować, zostali ograbieni z dorobku życia swojego i wielu pokoleń przodków.

Tragedia Wołynia była przełomowym momentem zagłady polskich Kresów - unicestwienia w wyniku II wojny światowej tej części naszej narodowej historii i tradycji. Po dziś dzień stanowi ona jednak bezcenny element polskiej tożsamości i duchowego dziedzictwa, w polskich sercach trwa bowiem nadal pamięć. Dzięki tym, którzy ocaleli, i ich potomkom, dzięki wysiłkom organizacji Kresowian pomimo upływu czasu oraz przemilczania tego rozdziału naszych dziejów Polacy wciąż pamiętają o rozmiarach tragedii, której 65 lat temu doświadczył polski Wołyń. Tragedii, którą trudno zrozumieć, z którą nie można się pogodzić, o której nie można zapomnieć.

W przesłaniu wystosowanym przed pięcioma laty z okazji obchodów 60. rocznicy tragedii wołyńskiej w Porycku, Ojciec Święty Jan Paweł II napisał: nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia, a współpraca bez wzajemnego otwarcia byłaby krucha. W chwilach, gdy wspominamy zdarzenia tak nieludzkie i bolesne niełatwo wzbudzić w sobie gotowość do przebaczenia i wolę pojednania. Jednak trwały pokój może zostać zbudowany wyłącznie w oparciu o historyczną prawdę i cześć dla ofiar popełnionych w przeszłości zbrodni oraz gotowość do wybaczenia ich sprawcom. Tego przebaczenia nie można zadekretować, musi się ono zawsze dokonać w sumieniu każdego z nas. I nigdy nie dokonuje się ono wbrew pamięci, którą pragniemy pielęgnować. Właśnie z pamięci, z szacunku dla ludzkiego cierpienia, z żalu poniesionej niepowetowanej straty - przebaczenie czerpie swą głębię i moc.

Jako Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w imieniu całego narodu składam dzisiaj hołd wszystkim ofiarom wydarzeń wołyńskich z lat 1943 - 1944. Chylę czoła także przed obecnymi tutaj kombatantami i wszystkimi żołnierzami 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, którzy 65 lat temu brali udział w działaniach polskiej samoobrony, a po wojnie nieśli pamięć tragedii polskich Kresów, aby w wolnej Polsce wznieść pomnik, ten, przed którym odbywa się dzisiejsza uroczystość. Cześć pamięci wszystkich ofiar i bohaterów Wołynia! Nigdy nie wolno nam o nich zapomnieć. Pragniemy na zawsze zachować ich w naszych polskich sercach.

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nadał odznaczenia za wybitne zasługi w działalności na rzecz upamiętniania tragedii polskiego Wołynia 1943-1944. Przemówienia wygłosili m.in. Prezes Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Czesław Cywiński oraz Prezes Okręgu Wołyńskiego prof. Edmund Bakuniak. W intencji ofiar tragedii polskiego Wołynia odmówiono modlitwę ekumeniczną. Uroczystość zakończona została złożeniem wieńców.


Źródło: www.prezydent.pl


2008-06-07


O Polsce, dyplomacji, studentach i wierze

Z profesorem Witoldem Kieżunem rozmawiają Anna Kozdroń i Łukasz Bardziński.

Ł. Bardziński: Na jakim etapie rozwoju gospodarczego znajduje się Polska odwołując się do modelu Rostowa?

Polska jest państwem pokolonialnym. Cała historia transformacji polegała na tym, że wszedł wielki kapitał. Była okazja zdobycia taniej kolonii, świetnego robotnika, dobrego inżyniera, dobry aparat za niską łapówkę można było tanio kupić. I można było to albo zlikwidować albo rozwijać i dobrze zarabiać. W ten sposób sprzedaliśmy wszystko.

Tutaj polecam książki prof. Poznańskiego. Sprzedaliśmy za tzw. cenę rynkową 10-15 procent i oczywiście za łapówki. Dlatego najlepszym przedsiębiorstwem, które daje największy zysk jest Orlen, który importuje ropę rosyjską. Nie mamy ani jednego przedsiębiorstwa międzynarodowego z dużym kapitałem polskim. Energetyka to jest państwowe przedsiębiorstwo niemieckie, ogrzewanie to jest państwowe przedsiębiorstwo szwedzkie, telefon to jest Telecom - państwowe przedsiębiorstwo francuskie. Wszystkie te przedsiębiorstwa ustalają ceny przynajmniej dwukrotnie wyższe niż u siebie: w Szwecji, w Niemczech, czy we Francji. To jest tak samo jak w Burundii, jak w Ruandzie, tam gdzie byłem.

Ile jest towarów polskich, a ile zagranicznych, przy olbrzymiej ilości towarów chińskich? Polska jest atrakcyjna nadal ze względu na niższą cenę robocizny, jednocześnie za dobra fachowość. Stąd inwestycje w Polsce. Ale cała polityka zawsze będzie taka, że Polska była na tym niższym poziomie, że był interes. Jeśli okaże się, że Polacy będą się chcieli dobić do tych samych cen, do tych samych płac, a okaże się, powiedzmy: Ukraina czy Białoruś, czy Bułgaria, czy Rumunia, że tam może być niższa płaca. Trzeba sobie uświadomić, że tak wygląda sytuacja.

Witold Kieżun podczas powstania warszawskiego 23 sierpnia 1944, zdjęcie filmowe
Wikipedia

Jeśli chodzi o pomoc z UE to jest ok. 60 mld euro. To jest koszt dwóch autostrad. Jeśli byśmy za 30 lat doszli do europejskiego poziomu to byłoby dobrze, ale nie dojdziemy, dlatego, że to nie leży w interesie Zachodu. W interesie Zachodu jest aby w Polsce płace były niższe, żeby można było tu eksploatować.

No i teraz te 2 miliony emigracji, z czego milion w Wielkiej Brytanii. Kto wyjeżdża? Ludzie dynamiczni. Ja uważam, że to jest już drugorzędne, bo uważam, ze kultura europejska zginie maksimum za 30 lat. Już w 2051 r. będzie na Zachodzie, we Włoszech, w Niemczech, we Francji większość muzułmańska. Te perspektywy nie są korzystne. Z drugiej strony imperializm chiński się utrzyma. (...)

A. Kozdroń: Chciałabym zapytać o skuteczność polskiej dyplomacji po roku 1989.

Polska dyplomacja jest absolutnie nieskuteczna. Po pierwsze była nieskuteczna przy samym wejściu do Unii Europejskiej, a w tej chwili jeśli chodzi o Lizbonę, a mianowicie traktat lizboński. Polska wstąpiła do UE na zasadzie Nicei. Później po wstąpieniu został zmieniony system. Nicea będzie do 2014 roku, a Joanina do 2017 roku. Później będzie system większościowy, w którym my nie odgrywamy żadnej roli.

Czyli praktycznie rzecz biorąc nasza dyplomacja nie potrafi zrobić jednej rzeczy - koalicji. Polska powinna być centralnym krajem Europy Środkowej. Koalicja od Litwy, Łotwy do Grecji. Nie potrafiliśmy tego zrobić. W związku z tym zawsze występowaliśmy sami. Ale przy takim występowaniu np. w Lizbonie trzeba było stawiać sprawę na ostrzu noża. Nicea nie do 2014 roku, tylko w ogóle Nicea. A jak nie to nie podpisywać. I wtenczas może znalazło by się jakieś inne rozwiązanie.

Zwróćmy też uwagę na politykę wobec Niemców. Niemcy tak nagłaśniali, ze Kaczyńscy byli tacy agresywni. Przecież prasa niemiecka jest przeraźliwa. To jest coś potwornego. Wytworzyli sytuację, że my się w końcu ostatecznie zgodziliśmy na muzeum. Ono jest tragiczne. Ofiarami byli według tego punktu widzenia Żydzi i Niemcy, a Polacy agresorami.

Polityka zagraniczna Polski jest absolutnie niewłaściwa. Nie potrafimy tak jak należy działać. Byłem konsultantem w pewnej firmie i widziałem jak koncerny między sobą dyskutują. Mówiono po prostu: Nie, nie zgadzam się. Do widzenia. A dopiero później: A może tak, a może jeszcze tak... Tak zrobili przykładowo Finowie, tak zrobili Duńczycy, którzy chcieli zakazu kupowania ziemi przez Niemców. No i zgodzono się na ich żądania.

A Polska?! Jesteśmy największym krajem Europy Środkowej, jesteśmy niesłychanie ważni, bo jesteśmy świetnym rynkiem zbytu i taniej siły roboczej. I jest to interes dla UE. UE zarobiła na nas 1,5 mln pracowników i jakieś 70 mld dolarów. Była możliwość bicia w pięścią w stół i nie przejmowania się zarzutami, że Polacy wymyślają. UE ma interes, aby Polska była w UE. Trzeba było to wykorzystać. My mamy zawodowych polityków, którzy do niczego nie służą. Są ludźmi, którzy nie potrafią myśleć kategoriami interesu narodowego, a myślą kategoriami swojej partii, swojego interesu.

Wszystkie koalicje się rozpadają. Cały system zarządzania powinno się zmienić. Powinien być albo system prezydencki, albo kanclerski, system głosowania nie partyjny, a większościowy, na konkretnych ludzi. I to jest część tzw. dekalogu Kieżuna, moich propozycji. Wiele lat proponowałem i nic z tego nie wyszło. Byłem doradcą J. Buzka, z Dornem miałem przeprowadzić reformę administracyjną. Ale niestety bez skutku.

A. Kozdroń, Ł. Bardziński: Jak Pan Profesor ocenia aktywność współczesnej młodzieży, a aktywność młodzieży Pana pokolenia? Czy mimo zmian jakie zaszły w przeciągu ostatnich dziesięcioleci, my młodzi, odziedziczyliśmy coś po poprzednich pokoleniach?

Prof. W. Kieżun: W okresie PRL-u, jeśli chodzi moje doświadczenie związane z pracą na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, było wyraźne rozgraniczenie dwóch grup studentów. Po to żeby dostać się na studia osobie tzw. pochodzenia inteligenckiego było trudno dlatego, że były punkty za pochodzenie robotnicze i wiejskie. W związku z tym wyraźnie się zarysowały dwie grupy. Jedną grupę tworzyli ci, którzy dostali się pomimo, iż ich kwalifikacje były niższe, ale mieli te punkty za pochodzenie.

Nawet konkretna sprawa mojej córki, która zdała bardzo dobrze egzamin wstępny na romanistykę i dostała średnią 4,0. Nie została przyjęta, dlatego, że ilość miejsc została wyczerpana, gdyż była duża grupa właśnie tych którzy mieli średnia 3 bądź 3,5 ale dostawali 1,5 lub 2 punkty za pochodzenie. W związku z tym zupełnie wyraźnie kształtowały się dwie grupy. Jedna grupa tej młodzieży która jednak pomimo, ze nie miała tych punktów miała tak dobrze zdane egzaminy, m.in. mój syn który na psychologię dostał 4,75 nie musiał zostać przyjęty.

A z drugiej strony większa grupa tej młodzieży o dużo gorszym przygotowaniu i dużo gorszych tradycjach intelektualnych, pochodzących bardzo często ze środowiska zupełnie prymitywnego, wiejskiego - rodzice poniżej czterech klas szkoły powszechnej. Te różnice były zupełnie wyraźne. Ta młodzież pochodzenia chłopskiego, czy robotniczego była właśnie stylu chińskiego. Niesłychanie pracowita, ambitna. Był wyraźny rozdział. Natomiast ta inteligencka młodzież była taka nonszalancka, typu "a... ja się nauczę".

Ja robiłem wówczas badania z prof. Szczepańskm. Zrobiliśmy sobie analizę i co się wówczas działo dalej. Grupa młodzieży, nazwijmy to inteligenckiej, szybko się wykruszała. Oni się nie starali. Niektórzy się dobrze uczyli, niektórzy gorzej. Natomiast młodzież ze wsi reprezentowała postawę chińską, staranności, dokładności. Pytali: panie profesorze... czy pan profesor mi wyjaśnić jeszcze? Co mam jeszcze przeczytać?. Po trzech latach jak się porównywało to Ci ze wsi mieli lepsze stopnie. Potwierdzała się teza Wyspiańskiego: Talenta ma wielu, praca tworzy geniuszy.

(...)

A jak jest w tej chwili z tą młodzieżą? U mnie są dwie wyraźne grupy. Jedna, to jest duża grupa studiów zaocznych, w dużym procencie kobiet, które pracują, które są bardzo ambitne, które chcą koniecznie zrobić studia, a które nie mogą sobie poradzić. Praktycznie rzecz biorąc, moim zdaniem, olbrzymia większość magisteriów na studiach zaocznych to jest nieprawdziwe magisterium. Przez dwa lata prowadziłem wykłady na studiach zaocznych i wynik był taki, że 100 procent dostało "dwóję". Później im dałem termin 3 tygodniowy, dałem im 200 pytań. I wynik był taki, że było parę "czwórek". Studentka mi mówi, że pracuje 5 dni w tygodniu, co drugi tydzień w sobotę i niedzielę jest w szkole i pyta mnie: Niech mi Pan powie kiedy ja mam się uczyć? Ja mogę uczyć się w domu, wieczorem. Ja mam jeszcze dziecko. I tu jest ta ambicja pewnej części. Ale jest duża grupa np. najlepszych 50 studentów, którymi poszczególni profesorzy się opiekują. Ja mam takich trzech i oni są wspaniali. Znają świetnie angielski, informatykę, no i posiadają szaloną ambicję, jak również wiele kontaktów. Jednemu z moich podopiecznych zaproponowano pracę we Francji, ale nakazałem mu wracać, bo miał do dokończenia pracę magisterską. No i wrócił, zrobił pracę magisterską, a teraz robi doktorat. (...)

Ale to jest jednak druga grupa i jest teraz problem statystyczny. Jak jest dużo tej młodzieży ambitnej, która chce mieć ten tytuł magistra i potem nic więcej. Tylko po to aby mieć. Żeby to była podstawa do awansu zawodowego. I druga odmienna. I praktycznie rzecz biorąc podobnie się układa. Wcześniej były dwa środowiska młodzieżowe i teraz są dwa środowiska młodzieżowe. Także tak to wygląda.

A. Kozdroń: Co pomogło Panu Profesorowi zachować człowieczeństwo w obliczu śmierci, w obozach, w trakcie nieludzkich przesłuchań, w okresie stalinizmu?

Po pierwsze wściekłość, że ja tym Niemcom i komunie się nie dam. Druga rzecz to była wiara. Muszę przyznać, że ja byłem wierzący, ale nie byłem aktywny. Jak pierwszy raz siedziałem w więzieniu, siedzieliśmy we czwórkę. Jeden to był działacz AK, jeden Białorusin, grekokatolik i jeden Rosjanin, białogwardzista. Zdecydowaliśmy się modlić. W nocy rozstrzeliwano i myśleliśmy, że nas rozstrzelają lada chwila. Wtenczas Rosjanin zaczął śpiewać jakiś psalm prawosławny.

Świetnie pamiętam, że wtedy w nas wstąpiło takie przekonanie, że nawet w gruncie rzeczy życie to nie jest aż tak ważne. Zginiemy przecież jutro. Ten element, rola religii w takich sytuacjach jest olbrzymia. Ona daję jakąś siłę. Po tym ja nawet ułożyłem taki wiersz-modlitwę, którą co dzień odmawialiśmy. A kończył się on:

Przyjdzie to, co przyjść tu musi,
Brama Żałobna otwarta jak drzwi,
Drzwi do Wolności pachnącej zielenią,
Przyrody, Matki przejmujący znak.
I wyjdziesz jasny, wierzący i pewny.
Że jednak, jednak gdzieś tu mieszka Bóg.

Element wiary odgrywał dla Nas dużą rolę. Niezależnie od stopnia zaangażowania. Te właśnie dwa uczucia, z jednej strony, że się nie dam, przeciwstawienie się sile, wrogości, a drugiej strony ta wiara. I przyjdzie to, co przyjść tu musi...


Wywiad przeprowadzonow Warszawie 4 kwietnia 2008 roku. Tytuł i skróty pochodzą od redakcji portalu KOMK. Dziękujemy rozmówcom prof. W. Kieżuna - państwu Annie Kozdroń i Łukaszowi Bardzińskiemu - za zgodę na przedruk wywiadu.

(prof. Kieżun)Witold J. Kieżun (ur. 6 lutego 1922 w Wilnie) - profesor dr hab., jeden z najwybitniejszych polskich teoretyków zarządzania, przedstawiciel Polskiej Szkoły Prakseologicznej, w ramach której rozwija prakseologiczną teorię organizacji i zarządzania, uczeń Tadeusza Kotarbińskiego i Jana Zieleniewskiego. Żołnierz Armii Krajowej, podporucznik czasu wojny, powstaniec warszawski, więzień sowieckich łagrów. Przewodniczący Rady Fundacji Ius et Lex. Profesor Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego, a także doktor honoris causa tej uczelni. Więcej informacji w Wikipedii oraz na stronie prywatnej prof. Witolda Kieżuna.





® Koszalin 2008 | www.komk.ovh.org | Komitet Obywatelski Miasta Koszalina