2008-03-21 Oświadczenie Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym Oddział w Koszalinie w sprawie skandalicznego tekstu Lecha Fabiańczyka opublikowanego w dzienniku "Miasto" w dniu 15 stycznia 2008 roku, uwłaczającego pamięci bohaterów Polskiego Podziemia Niepodległościowego w latach 1944-1956. Stowarzyszenie nasze zrzesza osoby, które bezpośrednio doznały represji ze strony aparatu ucisku PRL-u (w tym SB) i dlatego też uważamy, że mamy moralne prawo a nawet obowiązek stanąć w obronie tych, którzy niejednokrotnie ofiarą własnego życia zapłacili za walkę o ideały, w które wierzyli a najważniejszym z tych ideałów była niepodległa Polska, wolna od sowieckiej kurateli. Pan Lech Fabiańczyk z uporem maniaka, którego bolesna historia powojennej Polski niczego nie nauczyła, podjął się w istocie obrony ubeckich oprawców i innych formacji militarnych z nimi współpracujących. Podjął się obrony totalitarnego komunistycznego reżimu, który nie tylko odebrał nam wolność, ale który w efekcie przyniósł nam spustoszenie moralne a także zacofanie cywilizacyjne i gospodarcze. Dla poparcia tego sposobu interpretacji historii wybrał bezpardonowy atak na tych, którzy dla swej ukochanej Polski podjęli w przeszłości prawdziwą a nie pozorowaną walkę z niemieckim okupantem. Przypomnijmy, jak w PRL-u przedstawiono walkę zbrojną z Niemcami, jak próbowano zakłamywać historię a przy pomocy potężnej propagandy usiłowano wmówić Polakom, że jedyną formacją wojskową rzeczywiście walczącą z okupantem była Gwardia Ludowa a Armia Krajowa stosowała taktykę "stania z bronią u nogi", czyli de facto pozorowała walkę z hitlerowskim najeźdźcą. Historii nie da się jednak ani zakląć ani zafałszować. Doskonale znamy dokonania Armii Krajowej, która prowadziła szeroko pojęte działania zbrojne, wywiadowcze, sabotażowe tworząc organizacyjnie rzeczywiste struktury państwa podziemnego. A komunistyczne bojówki zasłynęły między innymi z takich działań jak: donoszenie na żołnierzy z AK i innych ugrupowań zbrojnych, a także brutalnej walki wewnętrznej w ramach, której na rozkaz Stalina likwidowano swoich własnych czołowych działaczy. Autor skandalicznego tekstu pozwala sobie na określenie mianem "bandytów" tak wybitnych Polaków jak: major Zygmunt Szendzielarz znany jako major "Łupaszko", porucznik Badocki ps. "Żelazny" i innych. Pozwolimy sobie udzielić Panu Fabiańczykowi i jemu podobnym krótkiej lekcji historii. Podziemie niepodległościowe istniejące w latach 1944 - 1956 na terytoriach II Rzeczypospolitej oraz przyłączonych do Polski po upadku III Rzeszy w znakomitej bojowości było bezpośrednio kontynuacją ideową organizacyjną i ideową konspiracji II wojny światowej. Stosowane jest w literaturze przedmiotu rozróżnienie na podziemie antykomunistyczne oraz anty nazistowskie (antyniemieckie) wynikające z przyjęcia układu chronologiczno - geograficznego, a nie z analizy założeń programowych i działalności organizacji konspiracyjnych. Nadrzędnym celem głównych nurtów polskiego podziemia było odzyskanie suwerennego państwa. Wyjątek stanowiło podziemie komunistyczne, którego cel podstawowy - budowa dyktatury komunistycznej - mógł być zrealizowany jedynie w warunkach utraty suwerenności i podporządkowania kraju Związkowi Radzieckiemu. A jak zachowywali się "wyzwoliciele sowieccy" najlepiej oddają losy żołnierzy AK na Wołyniu. Nastąpiła bezpardonowa rozprawa z dowództwem AK, które w sposób bardzo wyrafinowany systematycznie likwidowano. Miejscowe oddziały AK chciały współpracować z Armią Czerwoną celem dalszej wspólnej walki z Niemcami. Większość oficerów AK na Wołyniu została aresztowana przez NKWD przy współpracy z polskimi kolaborantami poddana licznym represjom, np.: poddawano torturom, wywożono na Sybir lub fizycznie likwidowano. Taki los spotkał dowództwo Armii Krajowej z Leopoldem Okulickim na czele, mimo, że podjęli oni decyzję o złożeniu broni i rozwiązaniu oddziałów zbrojnych Armii Krajowej. Z rąk komunistycznych polskich i sowieckich oprawców zginęli najwięksi polscy patrioci: oprócz wymienionego L. Okulickiego, między innymi gen. August Emil Fieldorf "Nil", rotmistrz Pilecki, a także Zygmunt Szendzielarz, którego tak oczernił autor tej publikacji. Swoją z gruntu fałszywą argumentacją próbuje podpierać publikacją autorstwa niejakiego Bazylego Pietruczaka zatytułowaną "Księga hańby". Takich autorów w czasach PRL-u było wielu, ale trudno znaleźć ich nazwiska w polskiej historiografii czy też literaturze. Byli tacy najemnicy pióra, którzy wbrew faktom usiłowali nam wmówić, że polskich oficerów w Katyniu i innych obozach kaźni wymordowali Niemcy. Przecież wszyscy dobrze wiemy, że wymordowali ich sowieccy oprawcy na bezpośredni rozkaz Stalina i jego najbliższych współpracowników. Oprócz licznej plejady pseudoliteratów, czy też pseudohistoryków w pamiętnym okresie stalinizmu swymi piórami komunistycznymi władcom PRL-u służyli również znani i cenieni pisarze, jak chociażby: Artur Sandauer, Adam Ważyk, Władysław Broniewski i inni. Z czasem większość z nich zrezygnowała z popierania piórem zbrodniczego systemu i przeszła do mniej lub bardziej otwartej opozycji. Wśród pisarzy byli jednak ludzie niezłomni, którzy nigdy się nie zhańbili jakąkolwiek formą poparcia dla ówczesnego reżimu. Wystarczy przytoczyć tutaj Zbigniewa Herberta znanego z bardzo twardej postawy do komunizmu a także może nieco mniej znanego Janusza Szpotawskiego, którego utwór "Cisi i Gęgacze" tak bardzo zdenerwował ówczesne władze, że autora w roku 1968 wtrącono do więzienia. Ze smutkiem stwierdzamy, że istnieją ludzie pokroju Lecha Fabiańczyka, którzy na przekór faktom niczego się nie nauczyli a zwłaszcza najnowszej historii Polski. Jesteśmy przekonani, że jest to gatunek skazany na wymarcie podobnie jak nieuchronnie odszedł w niebyt znienawidzony system komunistyczny, którego piętno do dziś odczuwamy. Szkoda jedynie, że w naszym Koszalinie żyją ludzie, którzy próbują zniekształcić prawdę historyczną, próbując zniekształcać fakty, głosząc publicznie nieprawdziwą ocenę naszych dziejów. Można by autora potraktować jako postać trochę groteskową, byłby to jednak błąd, ponieważ takiej próby fałszowania naszej historii lekceważyć nie wolno. Niestety, przy okazji rozdrapał świeże jeszcze rany, które przecież nie do końca się zabliźniły. Tego rodzaju publikacje uświadomiły nam jednak, że trzeba upowszechniać najnowszą historię Polski, żeby przypadkiem nie dotarło do młodych pokoleń w formie okaleczonej i zdeformowanej. Wyrażamy przekonanie, że nasze stanowisko zostanie opublikowane na łamach dziennika "Miasto", ponieważ próba manipulowania historii, nie może pozostać bez odpowiedzi. Trzeba rozdrapywać rany narodu żeby nie zabliżniły się błoną podłości. (Stefan Żeromski) Z upoważnienia Zarządu SORwSW O/Koszalin Czesław Dębiec
2008-02-17 Wręczyliśmy Różę i Kaktusa - To ogromnie ważna nagroda, bo przyznali ją sami koszalinianie, a nie dziennikarze. Serdecznie dziękuję - mówił Stefan Romecki tuż po otrzymaniu od nas Róży Roku 2007.
Przypomnijmy; przez trzy tygodnie mieszkańcy naszego miasta wskazywali osoby i instytucje, które w minionym roku dobrze wpisały się w ich życie. Zwycięzcą plebiscytu został Stefan Romecki, radny miejski, społecznik, organizator imprez charytatywnych, który otrzymał aż 792 głosy. Kaktus przestraszył Typowali Państwo również autorów największych bzdur i niespełnionych nadziei i obietnic. W tej kategorii najwięcej głosów zebrał Kazimierz Okińczyc, prezes KSM Przylesie. Niestety, pan prezes nie przyjął zaproszenia do redakcji naszego tygodnika. Cóż, "nie przyszła góra do Mahometa", więc sami zawieźliśmy nagrodę Kazimierzowi Okińczycowi. Apostoł ubogich Na spotkanie w redakcji "Teraz Koszalin" stawili się za to w komplecie wszyscy, którzy wylosowali nagrody za udział w plebiscycie oraz radny Stefan Romecki. - Sukces mojej działalności to w dużej mierze zasługa darczyńców, którzy sponsorują akcje charytatywne. To im należą się ogromne brawa - mówił nam po zakończeniu uroczystości wzruszony Stefan Romecki. Radny zawiesi certyfikat Róży Roku 2007 na ścianie swojego biura. - Bo ta nagroda to hołd dla wszystkich ludzi dobrego serca. Za naszym pośrednictwem pan Stefan bardzo dziękuje wszystkim, którzy oddali na niego głos, i tym, którzy przesłali mu w zeszłym tygodniu esemesy z gratulacjami. Szczególnie wzruszyły go słowa: "Jest pan jak apostoł ubogich", które napisał jeden z jego podopiecznych. Warto było głosować! Wśród 1065, Czytelników, którzy wzięli udział w naszym plebiscycie, rozlosowaliśmy trzy odtwarzacze DVD. Szczęśliwcy to: Irena Kamyk, Stanisław Zakościelny i Arkadiusz Bałdyga. Co ciekawe, każdy z nagrodzonych typował inaczej. - W kategorii Róża wskazałam na Oddział Stowarzyszenia Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców, za ich bezpłatną działalność i pomoc prawną, Kaktusa wręczyłabym panu Okińczycowi, bo zapomniał, że nie jest właścicielem spółdzielni - argumentowała koszalinianka.
Pan Stanisław Zakościelny do Róży Roku typował radnego Romeckiego, a Kaktusem obdarowałby prezydenta Mirosława Mikietyńskiego. - Mam 47 lat. Chciałbym jeszcze w życiu popływać w nowoczesnym i przecież obiecanym basenie - usłyszeliśmy. Pan Arkadiusz chciał uhonorować Teresę Stangret, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Sam mam zwierzęta i doceniam ogromną wrażliwość pani prezes na ich los - wyjaśnił. A co za rok? Naszym Czytelnikom, nie tylko tym nagrodzonym, zabawa w plebiscyt bardzo się spodobała. Już po jego zakończeniu zasypali nas Państwo wyrazami uznania za pomysł. "Gratuluję panu Romeckiemu zwycięstwa, a redakcji - pomysłu wyszukiwania ludzi pięknych i dobrych. Dzięki Wam wyrażamy swoje uznanie bądź dezaprobatę wobec poczynań znanych nam osób. A uznania i akceptacji potrzebuje i trzylatek, i staruszka. Jest to dla nich mobilizujące" - napisała m.in. pani Teodozja. Za wszystkie ciepłe słowa i udział w plebiscycie serdecznie wszystkim dziękujemy. Kolejny - za rok. Prosimy już się rozglądać za kolejnymi kandydatami do "terazkowych" nagród. Joanna Krężelewska joanna.krezelewska@terazkoszalin.pl Tel. 094 34 73 545 Źródło: Teraz Koszalin, 14 lutego 2008 2008-02-10 Oświadczenie posła Czesława Hoca W tym oświadczeniu, pragnę przedstawić losy człowieka, niegdyś w stanie wojennym dumnego i niezłomnego, dziś w wolnej Polsce upokorzonego i zniewolonego!
Tadeusz Wołyniec to człowiek-legenda "Solidarności" Pomorza Środkowego oraz człowiek opozycji i walki w stanie wojennym i okresu trwania komunizmu do 1989 roku! To osoba, dla której trudno dziś zliczyć aresztowania, wyroki za działalność opozycyjną i związkową w okresie Polski zniewolonej systemem totalitarnym! To człowiek który, na własnym przykładzie może pisać książki (i pisze) o ludziach, którzy konserwowali i z niebywałą zaciętością bronili ten zniewalający system, o ich metodach łamania ludzi, wyszukanych sposobach inwigilowania, mistyfikacji i prowokacji! Człowiek, który wiele przeszedł i doznał wielu krzywd! Pomimo tych prześladowań i wielkiej agresji ówczesnych władz do jego osoby, potrafił skutecznie działać przeciw reżimowi komunistycznemu! Sporządzał i kolportował ulotki, plakaty, organizował w tych czasach konspiracyjne zebrania, manifestacje i demonstracje! Liczne przerwy w opozycyjnej działalności to tylko okresy aresztowania oraz niezliczone dni procesów w sądach i kolegiach ds. wykroczeń w Koszalinie i Słupsku. Oto tylko niektóre tytuły akt sądowych, operacyjnych i prokuratorskich Sądów i Kolegiów w Koszalinie i Słupsku: "Kolportaż ulotek NSZZ Solidarność, Akta dotyczące działalności w MKK NSZZ Solidarność; Akta dotyczące posiadania urządzeń powielających" itd. Mobilizacja sił reżimu wobec osoby Pana Tadeusza Wołyńca była bezsilna. Nadal stał na czele manifestacji potępiających stan wojenny, nadal redagował i powielał ulotki! Organizował zebrania, narady konspiracyjne i nadal walczył. Wydawał pisma z drugiego obiegu! Był jednym z najaktywniejszych działaczy struktur podziemnych Solidarności! Po zniesieniu stanu wojennego nadal aktywnie działa i walczy z systemem zniewolenia! W 1987 r. założyciel i wiceprzewodniczący Międzyregionalnej Komisji Koordynacyjnej NSZZ Solidarność Pomorza Środkowego Koszalin-Słupsk. W 1989 r. wiceprzewodniczący Tymczasowego Zarządu Regionu NSZZ "S" Koszalin-Słupsk. Założyciel "Solidarności Polskich Kombatantów" w Koszalinie. W maju 1989 jest wiceprzewodniczącym Tymczasowego Zarządu NSZZ "S" Regionu Koszalińskiego "Pobrzeże", członkiem Prezydium MKO NSZZ Solidarność w Koszalinie. W 1998 założyciel i przewodniczący koszalińskiego oddziału Stowarzyszenia Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym. W 1990 r. założyciel i członek Zarządu Wojewódzkiego PC. Po odzyskaniu niepodległości, wydaje się początkowo, że Pan Tadeusz już w wolnej Polsce, zostanie uhonorowany i otrzyma wszelkie zadośćuczynienie za wyrządzone mu wszelkie krzywdy! Wszak najpierw zostaje członkiem wojewódzkiej Komisji Weryfikacyjnej SB w Koszalinie. W 1999 roku zostaje odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi za działalność na rzecz przemian demokratycznych w Polsce. W październiku 2001 roku, decyzją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego został wyróżniony odznaką "Zasłużony Działacz Kultury", za wydawanie w latach 80-tych pism drugiego obiegu: "Oko", "Pobudka", "Rewers" i "Ucho" oraz wspieranie wolnego słowa i prasy. W 2003 r. uzyskał status osoby pokrzywdzonej i zaświadczenie IPN nr 279/03! Niestety, kolejne lata to pasmo ponownej udręki i "drogi przez mękę". W konsekwencji, okrutny los dopada go dopiero w tej wolnej, niepodległej i demokratycznej Polsce, o którą z takim zaangażowaniem i determinacją walczył! Oto, 30. marca 2006 roku, po 16 latach nienagannej pracy w Miejskich Zakładach Komunikacji Sp. z o.o. w Koszalinie, zostaje zwolniony, z przyczyn - jak podano w uzasadnieniu - ekonomicznych. Wraz z nim, z podobnych przyczyn, jego dwaj koledzy: elektromonter Roman Wieczorek oraz tapicer Szczepan Biskup. Wręczenie zwolnienia następuje o godz. 22.20, podczas nocnej zmiany w pracy! Zaiste, skojarzenia koszmarne! Okoliczności zwolnienia z pracy, jak bezpośrednie komentarze w lokalnej prasie (np. w Głosie Pomorza tytuł "Założyli związek - wylecieli z pracy", w Głosie Koszalińskim "Związek wyleciał z pracy", i inne) wskazywały, że rzeczywistym powodem zwolnienia było złożenie wniosku o rejestrację Związku Zawodowego "Solidarność 80"! Zatem, w okresie stanu wojennego i PRL-u, aresztowania i wyroki za działalność związkową, w wolnej Polsce, także za działalność związkową zostaje bezceremonialnie zwolniony z pracy! Kim więc jest dzisiaj Tadeusz Wołyniec. Trudno w to uwierzyć! Od 2 lat pozostaje bezrobotnym, pozbawionym nawet prawa do zasiłku! Jego koledzy - także! Nieugięty i niezłomny w stanie wojennym i w okresie "komuny", dziś upokorzony i wyrzucony "na bruk"! Ale to nie wszystko! Najgorsze stało się w trakcie prób dochodzenia swoich praw w Sądzie Pracy! Otóż, wszystkie sprawy przegrał! W międzyczasie, w swej bezsilności i poczuciu wielkiej niesprawiedliwości, załamany psychicznie wypowiada - być może - zbyt gwałtowne i niekiedy pochopne opinie o innych osobach, którzy na pewno nie szli "ramię w ramię" z Panem Tadeuszem w czasach niewoli komunistycznej! Ci, z żelazną konsekwencją wykorzystują to i w kolejnym procesie już karnym (oskarżony o pomówienie), Pan Tadeusz zostaje skazany przez niezawisły i niezależny Sąd na karę ograniczenia wolności oraz wysokie grzywny (aktualnie z egzekucją komorniczą)! Z wyrokami Sądu się nie dyskutuje! A szkoda - mówi Pan Tadeusz! Wszak czuje się niewinny. Twierdzi, że padł ofiarą walki politycznej! Tak więc, Pan Tadeusz Wołyniec, legenda podziemnej Solidarności, niezłomny i dumny w okresie prześladowań komunistycznego reżimu, zostaje w końcu nie tylko bez środków do życia, ale wreszcie złamany psychicznie i upokorzony oraz w świetle prawa przestępcą, bo skazany za pomówienie! Tak więc, złośliwy i okrutny los nie złamał Pana Tadeusza Wołyńca w okresie stanu wojennego a skutecznie go dopadł w wolnej, niepodległej, demokratycznej Polsce! O ironio losu! Dla tych, którzy Go skrzywdzili, Pan Tadeusz z niekłamaną nadzieją dedykuje myśl Arystotelesa: "Prawdziwą sprawiedliwością jest przeżyć to, co się uczyniło innym!" Czesław Hoc Poseł na Sejm RP Prawo i Sprawiedliwość Kołobrzeg - Warszawa, dn. 02.02.2008 r. Poseł Czesław Hoc z Kołobrzegu, ur. 1954 w Jeleninie, lekarz, poseł V i VI kadencji Sejmu RP, wybrany z okręgu wyborczego Koszalin, z listy PiS Strona internetowa posła Czesława Hoca 2008-02-07 Róża Roku dla Stefana Romeckiego Najnowszy numer Teraz Koszalin (popularny bezpłatny dodatek "Głosu Koszalińskiego") przyniósł rozstrzygnięcie plebiscytu na Różę i Kaktusa Roku. Miło nam poinformować, że najpopularniejszym społecznikiem w Koszalinie, wybranym w drodze plebiscytu, został Stefan Romecki. Nie ukrywamy, ze to również zaszczyt i wyróżnienie dla przyjaciół Stefana, całego środowiska KOMK i wszystkich działaczy obywatelskich. Wybraliśmy Różę i Kaktusa Roku W kolejnym numerze Teraz Koszalin, relacja z wręczenia nagród. (kw) 2008-02-01 Wiceminister na koksie Stanisław Gawłowski z PO to kolejny przypadek "cudów" na szczeblu ministerialnym w rządzie Tuska. W 2004 r. - jako zastępca prezydenta Koszalina - Gawłowski był pomysłodawcą wybudowania w centrum miasta trującej koksowni. Obecnie pełni funkcję... wiceministra środowiska. ![]() - To jedno z najbardziej ekologicznych miast w Polsce, dlatego w kwestii ochrony przyrody nie trzeba tu się w zasadzie wysilać, a tylko dbać o to, co już jest - wyjaśnia "GP" pracownik koszalińskiego ratusza. - Niestety, Gawłowski robił wszystko, żeby w środku turystycznego Koszalina postawić zakład odgazowywania węgla, czyli po prostu koksownię. Coś bardziej absurdalnego trudno wymyślić. Bomba wybuchła latem 2004 r., kiedy wiadomość o planowanej inwestycji przedostała się do miejscowej prasy. Do tamtego czasu o projekcie budowy wiedzieli tylko niektórzy urzędnicy, bo -jak wyznał lokalnym dziennikarzom speszony Gawłowski - mieszkańcy mieli być poinformowani dopiero wtedy, "gdy podpisana zostanie umowa wiążąca". Niedługo później okazało się, że to właśnie wiceprezydent ds. ochrony środowiska podpisał w sprawie koksowni list intencyjny. Koksownię, oficjalnie zwaną zakładem odgazowywania węgla, planowała wznieść duńska firma Polchar - specjalizująca się w produkcji "charu" (czyt. czaru) z polskiego węgla. Przedstawiciele inwestora, prezydent miasta oraz Stanisław Gawłowski tłumaczyli, że budowa zakładu nie będzie miała negatywnego wpływu na środowisko, gdyż "char" to zupełnie coś innego niż koks. Szybko jednak wyszło na jaw, że mijali się z prawdą - specjaliści z Politechniki Koszalińskiej wyraźnie bowiem nazwali odgazowywanie węgla procesem koksowania. To nie wszystko: z raportu przygotowanego dla urzędu miasta (na zlecenie Polcharu) wynikało, że po wybudowaniu w Koszalinie koksowni do atmosfery trafiać będzie znacznie więcej szkodliwego pyłu (o 56 proc.), dwutlenku siarki (o 131 proc.), czadu (o 148 proc.) i dwutlenku azotu (o 68 proc.) niż do tej pory. Choć to ogromny wzrost zanieczyszczenia - według wielu osób prognozy te były i tak zaniżone, gdyż raport zamawiał sam inwestor. Jak zatem wyglądałby faktyczny wpływ pomysłu Gawlowskiego na powietrze w mieście, które żyje z turystyki i rozległych terenów zielonych? Na ten temat żadne poważne opracowanie nie powstało, więc mieszkańcy Koszalina nie mogli mieć dobrych przeczuć. Ich podejrzenia wzmogła zadziwiająco szybka zgoda na inwestycję Polcharu (mimo że plany rozbudowy miasta dopuszczają jedynie przemysł "nieuciążliwy") oraz długie trzymanie jej przez Gawłowskiego w tajemnicy. Miasto naruszyło przy okazji art. 32 ustawy Prawo ochrony środowiska, nakazujący podanie do publicznej wiadomości informacji o planach budowy tego rodzaju zakładu. - To było tak bezczelne, że postanowiłem zareagować. Pan Gawłowski wraz ze swoimi kolegami chciał przecież zatruć moje miasto - opowiada koszalinian Andrzej Marek Hendzel, organizator społecznego protestu przeciw koksowni. - Przygotowałem pismo wyrażające sprzeciw wobec budowy, która może odbić się na zdrowiu ludzi i na rozwoju turystyki. Zdążyliśmy zebrać ponad tysiąc podpisów. Oprócz argumentów ekologicznych mieszkańcy Koszalina powoływali się w swoim proteście na rachunek ekonomiczny. Trzeba tu bowiem dodać, że wytwarzane do produkcji koksu ciepło miało być dodatkowo przez Polchar sprzedawane do Miejskiej Energetyki Cieplnej (MEC) - i dopiero stamtąd kupowaliby je koszalinianie. Choć Stanisław Gawłowski przekonywał publicznie (już po ujawnieniu planów Polcharu), że opłaty za energię cieplną stanieją, z wewnętrznego raportu koszalińskiej MEC wynikało coś zupełnie przeciwnego - dowiedziała się "GP". Ponieważ jednak opracowanie MEC było niejawne, a przedstawiciele Polcharu i Gawłowski nie potrafili podać żadnego innego wiarygodnego źródła informacji na temat przyszłych opłat - mieszkańców skazano na domysły, co wzmocniło tylko społeczny opór przeciw inwestycji. Ostatecznie w listopadzie 2004 r. firma "ze względu na niekorzystną atmosferę społeczną" wycofała się z planów budowy koksowni. Rok później Stanisław Gawłowski otrzymał mandat posła, a w 2007 r. został drugą pod względem ważności osobą w Ministerstwie Środowiska. Gdy Andrzej Hendzel i inni współorganizujący protest o tym się dowiedzieli, mogli tylko załamać ręce: - Gawłowski jako wiceminister środowiska??Jestem ciekaw, co wymyśli... Może zbuduje składowisko odpadów radioaktywnych w środku Warszawy? - pyta Hendzel. Grzegorz Wierzchołowski Gazeta Polska ![]() ![]() |
® Koszalin 2007 | www.komk.ovh.org | Komitet Obywatelski Miasta Koszalina |