2007-11-30 ROMUALD KŁOS Jak Pan trafił na plan filmowy "Pasji"? Poszedłem na casting. Sekretarka oznajmiła mi, że Gibson mnie nie przyjmie, bo nie jestem umówiony. Powiedziałem więc, że chcę tylko zostawić swoje zdjęcie. Zaniosła więc je Gibsonowi i po chwili wraca z wiadomością, że zostanę przyjęty. Siedząc w poczekalni, wdałem się z innym uczestnikiem castingu w rozmowę na temat Boga. On twierdził, że Bóg nie istnieje i nie wysłuchuje naszych próśb. W pewnej chwili przyszła sekretarka i powiedziała, że Mel Gibson nie zdąży mnie już przyjąć. To był koniec marzeń. Wtedy zacząłem się modlić. Po chwili znów przychodzi sekretarka i mówi, że Gibson jednak mnie przyjmie. Odwróciłem się do sąsiada: "Widzisz, jednak Bóg wysłuchuje naszych próśb".
Czy miał Pan już upatrzoną rolę? Ależ nie, ja tylko bardzo chciałem wystąpic w filmie o Jezusie. Otrzymałem małą rolę, prawie statysty - miałem być jednym z rzymskich żołnierzy. Rola rozrastała się w miarę kręcenia filmu. Mel Gibson już na planie stworzył postać dowódcy żołnierzy biczujących Chrystusa i dopisał scenę ze stołem. W trakcie kręcenia poszerzał sekwencję o kolejne elementy, m.in. zaaranżował sprzeczkę między mną a żołnierzami. Ta rola przypadła mu do gustu. Chwalił mnie tak, że chwilami czułem się zażenowany. "Patrzcie na Romualda" - wołał cały dzień. Wieczorem, gdy oglądaliśmy materiał nakręcony w ciągu dnia, reagował entuzjastycznie. Docenił Pańskie aktorstwo? Trudno powiedzieć. Ja nie studiowałem aktorstwa, nigdy mnie w tą stronę nie ciągnęło. Kiedy wychodzę na plan nie myślę nad interpretację, nie przygotowuję się. Staram się być sobą w konkretnej sytuacji, w jakiej grana przeze mnie postać się znajduje. A twarz? Jak pan widzi, mam twarz charakterystyczną, bardzo przez życie ukształtowaną. Jak Pan trafił do filmu? Za namową przyjaciół. Początkowo zachęcali mnie, żebym wystąpił jako statysta lub zagrał jakąś niewielką rolę. Uznali, że mam charakterystyczną twarz i duży talent. Myślę, że moja przygoda aktorska jest w jakiś sposób związana z moim nawróceniem na chrześcijaństwo. "Pasja" jest ukoronowanim tej drogi. Jest potwierdzeniem, że nic nie dzieje się przypadkowo. Wszystko przecież wydarzyło się wbrew mojej woli; nigdy nie miałem zamiaru zostać aktorem. Wcześniej był Pan wziętym architektem... Pracowałem w pracowni archtektonicznej "Riccardi", z którą jako jedyną współpracuje Watykan. Brałem udział w przebudowie kompleksu położonego między Bazyliką Św. Piotra a Muzeum Watykańskim, a dokładniej - części położonej pomiędzy Kaplicą Sykstyńską a Bazyliką. Projektowałem między innymi fontannę używając do tego dużej historycznej urny. Papieżowi tak się spodobała, że kazał umieścić na niej cytat z Księgi Ezechiela, mówiący o wodzie wypływającej z prawej strony świątyni. Fontanna rzeczywiście znajduje się po prawej stronie bazyliki. Jak długo uczestniczył Pan w pracach nad filmem? Mój udział w realizacji filmu - proces w pałacu Piłata, scena biczowania i końcowe sceny Drogi Krzyżowej - trwał trzy miesiące z czego dwadzieścia dwa dni przypadły na zdjęcia. Sceny nakręcaliśmy w Cinecitta, miasteczku filmowym w Rzymie. Podobno Mel Gibson także występuje w filmie, chociaż go nie widać... Jego ręka jest widoczna przy wbijaniu gwoździa. Również to jego ręka i stopa są widoczne przy scenie kreślenia na piasku, gdy tłum chce ukamieniować Marię Magdalenę. Jakim człowiekiem jest Mel Gibson? Jest wielkiej klasy fachowcem. Doskonale zna warsztat filmowy, w końcu jest laureatem Oskara. Na planie kieruje pracą tak, że nikt nie czuje się przymuszany, ale zachęcany i pobudzany do twórczości. Jako człowiek jest otwarty, lubi poznawać ludzi, powiedziałbym, że cieszy się ludźmi. Wiem, że się modlił w każdej wolnej chwili razem z odtwórcą roli Jezusa Jamesem Caviezelem. Dbał o aktorów oraz statystów, kazał rozbić ogrzewany namiot, żeby ludzie nie marzli. Codziennie przed przystąpieniem do realizacji filmu odprawiana była Msza święta.
Mówi się, że ten film był dla Gibsona ryzykowny... W jednym z wywiadów James Caviezel mówił, że razem z Melem Gibsonem mieli świadomość, że na tym filmie może się zakończyć ich kariera. Umówili się, że nie pobiorą żadnego wynagrodzenia za film, dopóki nie przekonają się, że zostanie dobrze przyjęty. Gdyby film został zablokowany - nie wzięliby ani grosza. "Pasja" wywołała burzę komentarzy, krytycy nie oszczędzają filmu... Krytyce sami sobie wytrącili argument z ręki, gdy kupili bilety. Podobnie zareagowała publiczność - po dziesięiu dniach od premiery film obejrzało 212 milionów ludzi, w Polsce po trzech dniach od premiery - 340 tys.; daje to 4 tys. widzów na kopię filmową, co jest rekordem absolutnym. Prasa w Polsce twierdzi, że to film brutalny, że nie powinny go oglądać dzieci... Ja bym nadał filmowi podtytuł: "Zobaczcie jak wielką miłość Bóg ma do was; jak wiele jest gotów dla was wycierpieć". To jest film, który musi wstrząsnąć. Pan Jezus mówił, że będą nas prześladować, bo Jego najpierw prześladowali. W Ewangelii jest też mowa o mieczu obosiecznym, który oddziela dobro od zła. Jest mowa o tym, że nie możemy być letni, mamy być zimni albo gorący. Jesteśmy świadkami walki - walki o nasze życie. Wymaga ona podjęcia decyzji - albo za Jezusem, albo przeciwko niemu. Dotyczy to nawet dzieci, dlaczego mają być oszukiwane? Można je zachęcić, przed pójściem do kina, do przeczytania książki "Pasja" Katarzyny Emerich, na podstawie której powstał film. Czy zgadza się Pan z opinią, że jest to film religijny, to znaczy dla ludzi wierzących? To jest film przede wszystkim dla ludzi niewierzących... Żeby się nawrócili. Dla ludzi wierzących jest tylko utwierdzeniem w wierze. Jak aktor, człowiek wierzący, czuje się w roli oprawcy Chrystusa? Jako chrześcijanin od początku miałem bardzo jasne stanowisko. "Zejdź Mi z oczu, szatanie!" - tak Pan Jezus strofuje św. Piotra, gdy ten zaczyna myśleć "na sposób ludzki". Zdawałem sobie sprawę z tego, że to jest plan Boga, który się wypełnia. Na moim ulubionym moście świętego Anioła w Rzymie są postacie aniołów - każdy z nich trzyma narzędzia Męki Pańskiej, jako najcenniejsze relikwie, jako coś, co dla nas jest życiodajnym źródłem. W Ewangelii jest postać Judasza, który ciężko zgrzeszył, ale nie zawierzył Miłosierdziu Bożemu, tylko w swojej pysze sam na sobie wykonał sąd. Natomiast św. Piotr, który również zgrzeszył - zaparł się Pana Jezusa - rozumiał, że Pan Jezus nie wyprze się jego. Podobno na planie filmowym działy się dziwne rzeczy... Tak, wielu ludzi modłiło się na planie, co już jest nadzwyczajnym wydarzeniem. Panowała atmosfera modlitewna, kilka osób doznało nawrócenia. Powstał nawet film dokumentalny o duchowości na planie filmu "Pasja". Autorem filmu jest aktor, który gra złego łotra, ukrzyżowanego wraz z Panem Jezusem. Jak było z tymi nawróceniami? Było ich kilka. Ja sam byłem świadkiem nawrócenia Giovanniego Capalbo, który w filmie gra rolę żołnierza przebijającego włócznią bok Pana Jezusa. W mojej obecności upadł na kolana, zapłakał i przyjął Pana Jezusa jako Zbawiciela. Później dowiedziałem się, że Mel Gibson podczas castingu Giovanniemu to przepowiedział. A jak było z Pana nawróceniem? Wcześniej byłem osobą niewierzącą, nie znałem Boga. Do czterdziestego roku życia żyłem bardzo intensywnie, starczyłoby na dwa, trzy życia. Wszystkiego próbowałem, byłem zdolny, wszystko przychodziło mi łatwo, odnosiłem sukcesy. Wreszcie - wypałilem się. Po czterdziestu latach poczułem się martwy, jak człowiek, który już nie ma żadnej przyszłości i niczego nie oczekuje. Popadłem w głęboki alkoholizm, który doprowadził mnie do stanu całkowitej utraty nadziei. To był koniec. Znalazlem się na ulicy - umierałem. Wtedy przyszedł Bóg. Narodziłem się na nowo. ??? Obudziłem się na ławce w parku, był piękny, słoneczny dzień. Naraz zobaczyłem świat innymi oczyma - drzewa, ludzi, miasto. W jednej chwili przyszła świadomość, że to wszystko zostało stworzone i podarowane przez Kogoś, kto mnie kocha. Tego nie da się opowiedzieć, to było głębokie przekonanie, coś we mnie pękło. Nagle poczułem radość, szczęście, chęć do życia. Modliłem się z rozwartymi ramionami i wydawało mi się, że znajduję się w jakimś wodospadzie złotego światła. Nigdy wcześniej się nie modliłem, a teraz znalazłem się w bezpośredniej obecności Boga. To było siedem lat temu, a jak jest dzisiaj? Żyję modlitwą, uczestniczę w grupach modlitewnych, między innymi w Odnowie w Duchu Świętym w Rzymie oraz w Latinie. Staram się docierać do bezdomnych alkoholików, Polaków. Opowiadam o Jezusie, gdzie tylko mogę, bo to jest moja radość, to jest moje życie, chcę się tym dzielić i służyć sprawie ewangelizacji. Każdy aktor marzy o jakiejś roli filmowej... Bardzo chciałbym zagrać świętego Pawła. Chciałbym zrealizować film na temat... ościenia św. Pawła. To mnie bardzo fascynuje. Najpierw był prześladowcą chrześcijan, potem został dotknięty przez Chrystusa, przeżył cudowne nawrócenie, stał się wielkim apostołem, świętym. Cały czas miał jednak ten oścień, "wysłannika szatana", który mu przeszkadzał stworzyć ten idealny obraz własnej świętości i uczył go pokory. Prosił Boga trzykrotnie, aby go uwolnił od tego, ale Bóg powiedział "Wystarczy ci mojej łaski - moc w słabości się doskonali". Chciałbym zrobić film, ale osadzony we współczesnych realiach - opowieść o człowieku, którego Bóg uczy pokory, żeby nie wbił się w pychę. Człowiek może zostać świętym, ale musi uznać swoją zależność od Boga; sam, mimo największych wysiłków, nie da rady. Co chciałby Pan powiedzieć Czytelnikom? Przede wszystkim, chciałbym zachęcić do obejrzenia filmu. Ten film zmienia ludzi. Podczas mojego życia dokonały się zmiany epokowe - upadek imperium komunistycznego, wybór polskiego papieża, ogromna degradacja naszej planety, gwałtowny rozwój informatyki i nowych technologii. Za jednego życia, świat całkowicie się zmienił. Na pewno żyjemy w czasach szczególnych. Jeśli właśnie teraz powstał ten film i pobił wszelkie rekordy oglądalności, mimo zmasowanych ataków przeciwników, to oznacza tylko jedno - że ludzie odczuwają wielki głód Boga. (Rozmowę przeprowadził w marcu 2004 roku Tadeusz Rogowski)
![]() ![]() |
® Koszalin 2007 | www.komk.ovh.org | Komitet Obywatelski Miasta Koszalina |