2008-08-31 Zmieńmy ordynację ! Bierne prawo wyborcze, czyli prawo kandydowania w wyborach jest podstawowym prawem przysługującym obywatelowi w warunkach równości wobec prawa i wolnych wyborów. Trudno jednak mówić o zapewnieniu biernego prawa wyborczego, gdy trzeba mieć zgodę lidera partyjnego, aby z niego skorzystać, samodzielnie kandydować nie można, a na założenie partii czy komitetu obywatelskiego, który wejdzie do Sejmu trzeba mieć miliony złotych, którymi dysponują tylko partie finansowane z budżetu. A przecież z tym mamy do czynienia w Polsce! Wyobraźmy sobie zasadę, że jest tyle okręgów wyborczych, ile wynosi liczba posłów w parlamencie. Każdy wyborca oddaje jeden głos na swojego kandydata, a kandydat uzyskujący największą liczbę głosów wygrywa wybory w swoim okręgu i uzyskuje mandat poselski. Dodajmy do tego 10-15 podpisów, wystarczających do rejestracji kandydata, niedużą kaucję wpłacaną przez partię lub kandydata, która jest zwracana po uzyskaniu 5 procent głosów w okręgu, możliwość odwołania posła przed upływem kadencji w zwykłym referendum lokalnym i górny limit wydatków na kampanię wyborczą, a otrzymamy z grubsza przepis na to, co w Polsce rozumie się pod postulatem JOW (jednomandatowych okręgów wyborczych). Studenci za JOW W kwietniu 2007 r. Zarząd Krajowy Niezależnego Zrzeszenia Studentów wydał oświadczenie popierające tą ideę, w którym czytamy m.in.: Zmiana ordynacji wyborczej jest zasadnicza dla dobrego funkcjonowania systemu politycznego oraz zdrowych relacji pomiędzy obywatelami a reprezentantami społeczeństwa. Wprowadzenie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych spowoduje zwiększenie odpowiedzialności polityków przed wyborcami, personalny a nie partyjny sposób wyboru reprezentantów, skrystalizowanie i uproszczenie procedury wyborczej. Uważamy, iż takie rozwiązanie zapewni każdemu Polakowi możliwość kandydowania i realnej szansy bycia wybranym, znacznie zmniejszy również koszt kampanii wyborczych. Likwidacja list partyjnych i zmiana obecnych struktur wszystkich partii politycznych uzdrowi naszą demokrację, czyniąc ją bardziej przychylną każdemu obywatelowi oraz przyspieszy tworzenie społeczeństwa obywatelskiego. W oparciu o to stanowisko, popierające wysuwaną od 1993 r. przez Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych ideę wprowadzenia 460 JOW w wyborach do Sejmu, została zainicjowana akcja "Jednomandatowe.pl - poseł odpowiedzialny przed wyborcami", w ramach której zbierane są podpisy poparcia na stronie www.jednomandatowe.pl, prowadzona akcja informacyjna, organizowane happeningi i szkolenia, pisane apele do rządzących. Chcemy przypomnieć politykom o zebranych już kilka lat temu ponad 750 000 podpisów obywateli, wystarczających do rozpisania referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych (podpisy te nie podlegają zasadzie dyskontynuacji, a więc mogą być wykorzystane nawet po wygaśnięciu kilku kadencji Sejmu). Uważamy, że taka akcja jest potrzebna, aby takie wnioski obywatelskie nie były ignorowane, obywatele polscy posiadali prawo do samodzielnego kandydowania, a zarazem, aby zwiększyła się odpowiedzialność polityków przed wyborcami. W efekcie zamierzamy doprowadzić do ogólnonarodowego referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych - niech obywatele sami zdecydują. Aby jednak miało ono moc wiążącą, frekwencja musi przekroczyć 50 procent. Jest to o tyle istotne, że np. w listopadzie 2007 r. odbyło się w Rumunii referendum ws. jednomandatowych okręgów wyborczych i 89 proc. głosujących poparło taką ordynację, ale referendum nie było ważne, gdyż frekwencja nie przekroczyła 50proc. Mimo upowszechniania się wiedzy na ten temat wielu Polaków wciąż nie wie na czym polega propozycja JOW, co jest główną przeszkodą na drodze do podjęcia świadomej decyzji. Aby choć trochę bardziej upowszechnić wiedzę na ten temat i być może nawet zainspirować czytelników do zaangażowania się w tej ważnej ustrojowej sprawie, zdecydowaliśmy się opracować biuletyn, w którym na przykładzie Wielkiej Brytanii przybliżamy typ ordynacji stosowany w około 60 krajach świata (m.in. w USA, Kanadzie, Indiach) i konfrontujemy go z aktualnie w Polsce obowiązującym. Zostanie on rozpropagowany wśród studentów lubelskich z początkiem roku akademickiego. Dlaczego JOW?
Tymczasem warto zwrócić uwagę na te cechy systemu brytyjskiego, które wydają się szczególnie istotne z punktu widzenia polskich perspektyw rozwoju. Żyjemy bowiem w kraju, w którym licząc od 1989 r. mamy już 14 premiera, 17 ministra edukacji, 21 ministra zdrowia, 24 ministra rolnictwa... Częste zmiany personalne i niestabilność rządów sprawiają, że deklarowane przed wyborami zobowiązania rozmijają się ze stanem faktycznym po wyborach. Jak podaje dziennik "Rzeczpospolita" z 6 XII 2007 roku, "polskie rządy wywiązywały się dotąd średnio z jednej na cztery obietnice legislacyjne". Zapowiadana z rozmachem IV Rzeczypospolita okazała się utopią wobec niemożności wyłonienia stabilnej większości i konieczności przedterminowych wyborów. Po czym znów okazało się, że zamiast obiecywanych szuflad pełnych ustaw przed wyborami mieliśmy tylko szumne zapowiedzi, a premier Tusk ogłosił wręcz, że teraz odwrotnie - priorytetem rządu będzie to, aby było jak najmniej ustaw! Z pewnością to, z czym mamy teraz do czynienia w Polsce nie ma nic wspólnego z tworzeniem się dojrzałego systemu dwupartyjnego. Stabilne rządy i większą słowność polityków można uzyskać zmieniając wyborcze reguły gry. W Wielkiej Brytanii, gdzie obowiązuje system jednomandatowych okręgów wyborczych, regułą jest, że nazwisko premiera jest znane na drugi dzień po wyborach, a ministrów w ciągu następnej doby. Ministrem nie zostaje się na rok czy parę miesięcy; silniejsza jest też pozycja premiera. Partia, która wygrywa wybory ma stabilną większość - nie jest to jednak większość za darmo. Począwszy od szeregowego posła w Izbie Gmin, a skończywszy na premierze i ministrach, każdy poseł wybrany w jednomandatowym okręgu wyborczym ma świadomość, że za swe działania odpowiada personalnie przed elektoratem, a wyborcy i opozycja w małym okręgu jednomandatowym mogą łatwo rozliczyć go ze składanych przedwyborczych obietnic, dokonań i zaniedbań. Koalicja przedwyborcza w wyborach większościowych jest bardziej czytelna i skuteczna niż koalicje zawierane po wyborach. W JOW regułą jest, że koalicje zawiera się przed wyborami, a nie po wyborach. Partia Pracy i Partia Konserwatywna same w sobie będąc takimi koalicjami wyborczymi nie są tworami jednolitymi. Przy czym w brytyjskiej Izbie Gmin są obecni przedstawiciele kilkunastu partii - te mniejsze nie odgrywają jednak większej roli, zdobywają z reguły pojedyncze mandaty i są głównie partiami regionalnymi. Ponieważ w każdym okręgu jest tylko jeden mandat do zdobycia, najbardziej predysponowane są te stronnictwa i grupy, które potrafią już przed wyborami zawrzeć szerokie koalicje programowe, których trwałość potwierdzą wystawieniem naprawdę poważnego, wspólnego kandydata w większości okręgów. Oczywiście tu nie ma żadnego przymusu, ale taka taktyka znacząco zwiększa szanse. Mechanizm JOW działa więc integrująco na scenę polityczną i w przeciwieństwie do aktualnie obowiązującej w Polsce ordynacji nie sprzyja kłótniom i waśniom podobnych sobie środowisk politycznych. Tak przed wyborami, jak i po wyborach. Pozostaje jeszcze pytanie, jak partia ma bezkonfliktowo wyłonić tego najlepszego kandydata w okręgu? W Partii Konserwatywnej czy Partii Pracy za mianowanie kandydatów odpowiedzialne są lokalne stowarzyszenia i komisje w każdym okręgu, które muszą albo szeroko konsultować elektorat i lokalnych członków partii, albo - co się dzieje najczęściej - przeprowadzać prawybory. Niezależnie od krajowych porozumień przedwyborczych, wyznaczanie kandydatów odbywa się więc na szczeblu lokalnym, a nie centralnym, jak w Polsce (swoją drogą, co jakiś lider w Warszawie może wiedzieć o predyspozycjach na posła ponad tysiąca kandydatów w skali kraju). Co najważniejsze jednak, zgłaszanie kandydatów przebiega znacznie bliżej wyborców i ze znacznie większym ich udziałem niż przy wszystkich ordynacjach obowiązujących dotychczas w naszym kraju. My, Naród... W odróżnieniu od Polaków, których bierne prawo wyborcze zostało zawłaszczone przez partyjnych liderów, ponad 80 procent mieszkańców demokratycznego świata ma to prawo, że do wyborów może stanąć samodzielnie każdy pełnoprawny obywatel. Mimo że takie bierne prawo wyborcze, nie ograniczone absurdalnymi przepisami o rejestracji list i zbieranych podpisach, jest warunkiem koniecznym do zdyscyplinowania polityków i ukształtowania się dojrzałej dwubiegunowej sceny politycznej, tego obywatelskiego prawa odmawiają nam elity partyjne, mimo już niemal 20 lat temu zadeklarowanej demokracji. "My Naród" - że przypomnę Lecha Wałęsę, przemawiającego w amerykańskim kongresie - prosimy o więcej, chcemy wreszcie sami zdecydować o naszej ojczyźnie, chcemy mieć te same prawa, co Amerykanie, Kanadyjczycy, Brytyjczycy, Hindusi, Francuzi i ok. 60 innych narodów świata, których nie dano nam w 1989 r. przy Magdalence i Okrągłym Stole, ani kiedykolwiek później! Nie ważne, że nie chcemy kandydować, jesteśmy ruchem obywatelskim i gromadą niesfornych studentów, ale chcemy, by Naród miał takie prawa! Wiemy, że to jest kluczowe dla rozwoju Polski i że nikt za nas tego nie wywalczy - żadna Ameryka, ani Unia Europejska - bo to wzmocniłoby naszą pozycję w świecie. Wobec naruszenia podstawowych praw obywatelskich - w tym biernego prawa wyborczego do Sejmu i prawa do referendum obywatelskiego - musimy sami wyciągnąć zatyczki z uszu posłów, głuchych na żądania obywateli i z tym większą determinacją domagać się przegłosowania nie rozpatrzonego przez Sejm i przemilczanego od 4 lat wniosku o referendum ws. jednomandatowych okręgów wyborczych, podpisanego przez ponad 750 000 obywateli! Dobrą okazją będzie zaplanowany na 11 października IV Marsz na Warszawę o jednomandatowe okręgi wyborcze. Rozpoczniemy o godz. 11:00 na Placu Zamkowym, przemaszerujemy pod Sejm i Pałac Prezydencki (więcej: www.jow.pl). Zapraszam. Krzysztof Kowalczyk Tytuł pochodzi od redakcji portalu KOMK
![]() 2008-05-03 Jednomandatowe.pl - inicjatywa NZS 15 kwietnia 2007 w Lublinie Zarząd Krajowy Niezależnego Zrzeszenia Studentów podjął uchwałę popierającą wprowadzenie okręgów jednomandatowych w wyborach do Sejmu. Na bazie tej uchwały została zainicjowana akcja "Jednomandatowe.pl - poseł odpowiedzialny przed wyborcami". Celem jest zapoczątkowanie dużej, ogólnopolskiej debaty publicznej na temat systemów wyborczych. Generalnie najważniejsze wydaje się to, żeby przekonać studentów, że temat jest BARDZO WAŻNY dla funkcjonowania całej demokracji i tego, w jaki sposób urządzone jest państwo, w którym żyjemy. Reszta - w tym ewentualne poparcie dla okręgów jednomandatowych - będzie już tego prostą konsekwencją. NZS jest jedyną organizacją studencką w Polsce, która jest w stanie podjąć tego typu akcję. Nie boimy się wyrażać własnego zdania i brać udziału w dyskusji o kształcie ustrojowym naszego państwa. To nas wyróżnia i dodaje prestiżu naszej organizacji. Poparcie dla akcji wyraża szereg autorytetów, dzisiaj naprawdę wielu ludziom w Polsce zależy na zmianach. Wierzymy, że jest duża szansa, aby NZS po raz kolejny zapisał się na trwałe w historii Polski. Na akcję składają się dwa rodzaje działań (edukacja i promocja): Działania edukacyjne. Zależy nam na tym, aby studenci - a zwłaszcza członkowie NZS - posiadali podstawową wiedzę z zakresu funkcjonowania państwa i tego fundamentu ustrojowego, jakim jest sposób wyłaniania elit politycznych. W tym celu organizujemy szkolenia, warsztaty, debaty i konferencje na uczelniach w całej Polsce. Najbliższa debata zostanie zorganizowana 16 maja na Uniwersytecie Warszawskim. Trwają także rozmowy z przedstawicielami ambasady brytyjskiej w sprawie objęcia patronatu nad częścią edukacyjną akcji lub np. zorganizowania wspólnie kilku szkoleń, konkursu itp. Działania promocyjne. Te organizacje uczelniane, które po dogłębnym zapoznaniu się z tematem zechcą poprzeć propozycję wyrażoną w uchwale Zarządu Krajowego, zapraszamy do włączenia się w akcję promocyjną. Polega ona głównie na organizacji różnego rodzaju happeningów czy innych wydarzeń "medialnych" - ale nie tylko. Pomysłów pojawiło się całkiem sporo. W rezultacie zamierzamy doprowadzić do referendum w sprawie zmiany systemu wyborczego - niech obywatele sami zdecydują, w jaki sposób chcą wybierać swoich przedstawicieli. Aby jednak miało ono moc wiążącą, frekwencja musi przekroczyć 50 procent. Jest to o tyle istotne, że w listopadzie 2007 r. odbyło się w Rumunii referendum ws. jednomandatowych okręgów wyborczych i 89 proc. głosujących poparło taką ordynację, ale referendum nie było ważne, gdyż frekwencja nie przekroczyła 50 proc. Nawet jeśli referendum, o które apelujemy do rządu się nie odbędzie, akcja zwiększy świadomość obywateli na temat mechanizmów wyborczych, a w konsekwencji pozwoli łatwiej wyrobić sobie zdanie na ten temat. Ma to pozytywne znaczenie dla budowy społeczeństwa obywatelskiego, wychodzącego niezależnie z własnymi propozycjami zmian w prawie wyborczym. Propozycja, którą przy tym uważamy za najkorzystniejszą dla obywateli i którą chcemy w szczególności przybliżyć obywatelom to 460 jednomandatowych okręgów do Sejmu. Stanowisko Zarządu Krajowego NZS jest tutaj zgodne z postulatem działającego nieprzerwanie już od 1993 roku Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW (więcej: www.jow.pl). Chcemy przypomnieć politykom o zebranych już kilka lat temu ponad 750 000 podpisów obywateli, wystarczających do rozpisania referendum w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych (podpisy te nie podlegają zasadzie dyskontynuacji). Chcemy, aby takie wnioski obywatelskie nie były ignorowane, obywatele polscy posiadali prawo do samodzielnego kandydowania, a zarazem, aby zwiększyła się odpowiedzialność polityków przed wyborcami. Podobny system wyborczy funkcjonuje z powodzeniem np. w Wielkiej Brytanii, gdzie ukształtował dwubiegunową scenę polityczną, nie eliminując z parlamentu mniejszych partii. Najważniejsze jest jednak to, że pozwala startować i zdobywać mandaty kandydatom bezpartyjnym, nie faworyzując partii politycznych kosztem obywateli i sprzyjając tym samym pełniejszej odpowiedzialności za składane obietnice wyborcze, bez względu na to kto jest przy władzy. Uważamy, że warto to mieć na uwadze, zważywszy, że jak podaje dziennik "Rzeczpospolita" z 6 XII 2007 r., w Polsce po 1989 r. zaledwie 1/4 obietnic legislacyjnych z oficjalnych planów rządowych, przedstawianych dwa, trzy razy do roku, było w istocie realizowane. Nadrzędnym celem akcji jest więc inspirowanie obywateli, a zwłaszcza środowiska studenckiego do działania na rzecz takich zmian w ordynacji, które usprawniłyby funkcjonowanie państwa, zarazem rozszerzając i umacniając prawa obywatelskie obywateli polskich. Wojciech Kaźmierczak - koordynator krajowy akcji (wkazmierczak@gmail.com) Krzysztof Kowalczyk - redaktor naczelny miesięcznika "Ordynacja" (astrokk@wp.pl) 2008-03-26 Selekcja negatywna to Polska straconych szans Donald Tusk powiedział niedawno, że nie spocznie dopóki nie zostaną wprowadzone jednomandatowe okręgi wyborcze. Choć brak jeszcze jednoznacznych deklaracji, że chodzi o JOW na wzór brytyjski, to warto postawić jeszcze inne pytania. Pamiętamy dobrze, co zrobiono (a raczej czego nie zrobiono) przed wyborami w 2007, kiedy przyszło uzgadniać warunki samorozwiązania Sejmu i termin nowych wyborów. Można było wtedy podnieść kwestię jednomandatowych okręgów wyborczych, można było przypomnieć o blokowanym przez rządy PiS i SLD referendum za jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Jednak z jakichś powodów żadna z pretendujących do zwycięstwa w wyborach partii nie myślała wtedy o referendum - wątek ten nie pojawił się też w kampanii wyborczej. W polskim życiu politycznym od upadku komunizmu obowiązuje zasada negatywnej selekcji elity politycznej. Jest to prosta konsekwencja systemu wyborczego, który sprzyja powstawaniu scentralizowanego i zbiurokratyzowanego systemu partyjnego. Wąskie grono kierownictwa partyjnego decyduje w praktyce o tym, kto może dostać szansę zostania posłem. W tej sytuacji zupełnie naturalnym jest, że partyjny wódz dobierze sobie ludzi lojalnych, niewybijających się, a już na pewno nieprzewyższających swojego lidera. Wszystko według starej, dobrej zasady BMW - bierny, mierny, ale wierny. Bo w Polsce tym się różni polityka od np. biznesu, że w tej pierwszej nie kompetencje mają wartość najwyższą, a posłuszeństwo. - pisze Wojciech Kaźmierczak, koordynator krajowy akcji Jednomandatowe.pl. Nie mam wątpliwości, że Polska w obecnym systemie politycznym to Polska straconych szans i zmarnowanego potencjału. Dwa, trzy razy do roku kolejne rządy przedstawiają programy prac legislacyjnych, w których wyliczają projekty ustawodawcze, jakie planują przyjąć i wnieść do Sejmu. Jednak zaledwie co czwarta obietnica legislacyjna, złożona publicznie przez rządy III RP, była realizowana! Natomiast mówienie, że posłowie są reprezentantami Narodu zakrawa na ironię, w sytuacji gdy Sejm nie jest nawet prawnie zobowiązany rozpisać referendum czy w ogóle zajmować się wnioskami obywateli, za którymi zebrano minimum 500 000 podpisów. Dostrzegając zasadniczy ustrojowy problem Zarząd Krajowy Niezależnego Zrzeszenia Studentów przyjął uchwałę wzywającą do zmiany systemu wyborczego w Polsce i wprowadzenia 460 jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu. W Wielkiej Brytanii, gdzie obowiązuje system jednomandatowych okręgów wyborczych, nazwisko premiera jest znane na drugi dzień po wyborach, a rząd ma stabilną większość. Nie jest to jednak większość za darmo - każdy parlamentarzysta ma świadomość, że za swe działania odpowiada personalnie przed elektoratem, a opozycja w okręgu jednomandatowym może lepiej rozliczać go ze składanych przedwyborczych obietnic. Dlatego Anglicy nie obiecują obywatelom gruszek na wierzbie, a rzeczy jak najbardziej realistyczne. Podobnie u nas nie trzeba cudu, a ciężkiej konsekwentnej pracy na rzecz zmian ustrojowych w naszym kraju. Trzeba usunąć zasadniczą instytucjonalną barierę cywilizacyjnego rozwoju Polski, jak trafnie określił ten system dr Błasiak Być może gdyby kilkanaście lat temu wprowadzono większościową ordynację wyborczą opartą na jednomandatowych okręgach wyborczych, zwiększającą odpowiedzialność polityków przed wyborcami i zmieniającą struktury partii politycznych, nie musielibyśmy wyjeżdżać do Wielkiej Brytanii. Moim zdaniem najlepiej byłoby połączyć rozwiązania brytyjskie i kanadyjskie: system jednoturowy, niska kaucja, 10-15 podpisów wystarczających do rejestracji kandydata, możliwość odwołania posła przed upływem kadencji i górny limit wydatków na kampanię wyborczą. W żadnym wypadku nie należy się godzić na głosowanie w JOW z progiem 5 proc. naruszającym zasadę równości i bezpośredniości (czy co gorsza absurdalnie wysoką kaucją, jak swego czasu w Rosji czy na Ukrainie - stąd oligarchizacja władzy). Takie machinacje nazwałem swego czasu pseudoJOW i przestrzegałem przed nimi na blogu akcji NZS Jednomandatowe.pl Zresztą nie na tym polega system brytyjski, który pozostawia szansę zostania posłem każdemu, kto cieszy się dużym poparciem i w którym w okręgach liczących około 90 000 mieszkańców wygrywają autentyczni liderzy lokalnych społeczności. Taki JOW to także gwarancja, że nie będzie takich regionów kraju, które przed posłów byłyby zapomniane. Trzeba też pomyśleć o 10-milionowej Polonii amerykańskiej, Polakach w Wielkiej Brytanii, Irlandii i innych ośrodkach polonijnych. Właściwie dopiero zasadnicza zmiana ordynacji na JOW daje szansę rozwiązania problemu dyskryminacji wyborczej Polaków za granicą, którzy teraz zmuszeni są głosować na kandydatów z jednego okręgu warszawskiego. O skargach do instytucji unijnych na naruszanie przez obecną ordynację biernego prawa wyborczego i nierówność traktowania głosów polskich emigrantów, które mają około 3 razy mniejszą siłę niż głosy Polaków w kraju można oczywiście dywagować, ale wydaje mi się, że szansa powodzenia jest niewielka. Większość krajów w UE wybiera posłów z list partyjnych, toteż byłoby wielkim błędem gdybyśmy samo członkostwo w Unii Europejskiej traktowali jako apogeum narodowych aspiracji. Kiedy prawdziwie Polacy powstaną, to składek zbierać nie będą Narody - pisał przed ponad 150 laty Juliusz Słowacki. Polska solidarna z Polakami, bardziej niż europejskimi salonami i traktatami, to Polska wybierająca posłów w JOW. Wierzymy, że wzrost gospodarczy nie jest kwestią cudu, ale odpowiednich uwarunkowań prawnych, wolności ekonomicznych i politycznych. Dlatego tak bardzo chcemy dobrej ordynacji w JOW, która jest warunkiem wstępnym trwałej odbudowy politycznej i ekonomicznej Rzeczpospolitej po latach niewoli, ucisku, sanacji, komunizmu, postkomunizmu... I nie chodzi tu o poparcie dla tej czy innej partii politycznej, która za 10 lat może już nie istnieć (Krzaklewski też obiecywał JOW-y, a kto to dziś pamięta?), ale o coś znacznie cenniejszego z punktu widzenia interesu narodowego. Chodzi o przywrócenie w pełni biernego prawa wyborczego, gwarantującego możliwość samodzielnego kandydowania w wyborach, lepszą kontrolę nad sprawującymi władzę i - wreszcie - ogólną poprawę sytuacji gospodarczej kraju, już nie dzięki pieniądzom z zewnątrz, a usprawnieniu funkcjonowania państwa. Afery FOZZ, Art-B, prywatyzacja PZU, afera węglowa i wielomilionowe umorzenia w ministerstwie finansów to tylko najdonioślejsze przykłady jak liczyły się przede wszystkim nieformalne grupy interesów, bo niby co mogło się liczyć w kraju, w którym 3/4 obietnic zmian prawnych, złożonych publicznie na sprawozdaniach rządów nie było realizowanych? Miliony Polaków traciło z powodu opieszałości legislacyjnej i nieuczciwości polityków. Często zamiast obiecywanych szuflad pełnych ustaw (PO też je obiecywała przed wyborami) mieliśmy tylko szumne zapowiedzi i nic się w tej materii nie zmieniło. Polacy tracą do dziś, bez względu na przekonania polityczne. Jak pisze dr Radosław Zubek: Dzieje się tak dlatego, że ogłoszone publicznie zamierzenia legislacyjne kreują oczekiwania ze strony jednostek i organizacji, które dostosowują się do spodziewanych zmian prawnych. Opóźnianie albo rezygnacja z inicjatyw legislacyjnych zwiększa ryzyko i koszty dla osób prywatnych i podmiotów gospodarczych. Polska solidarna, suwerenna i licząca się w świecie to Polska wybierająca posłów w JOW, według najlepszych standardów ordynacji sprawdzonych na świecie. Musimy zdać sobie sprawę z doniosłości wyzwania, jakie przed nami stoi. Wielka Brytania w wymiarze ekonomicznym nie potrzebuje Unii Europejskiej - to Unia Europejska potrzebuje Wielkiej Brytanii, która mogłaby ściągnąć nawet najlepiej wykształconych emigrantów i bez członkostwa w Unii. A kiedy tak będzie można powiedzieć o Polsce, przed wiekami jednym z najsilniejszych państw w Europie? Czy możemy teraz zostawić w potrzebie naszą Ojczyznę, teraz w rocznicę tych tragicznych wydarzeń z Marca '68, kiedy studenci stanęli do walki o słuszną sprawę nawet za cenę wyrzucenia z uczelni, choć nam już takie represje nie grożą? Selekcja negatywna, z jaką mamy do czynienia od 1989 roku, to Polska straconych szans i system mieszany z pseudoJOW też nic tu nie pomoże. Musimy pójść na całość tak jak nasi rówieśnicy we Włoszech. Krzysztof Kowalczyk ![]() 2008-03-04 Wiadomości bez wiadomości Szanowna Redakcjo! W związku z wyemitowaniem 28 lutego 2008 roku w "Wiadomościach" o godz. 19:30 kilkuminutowego materiału na temat słynnego włoskiego blogera Beppe Grilla i jego akcji społecznej "V-Day" chciałbym wyrazić swoją dezaprobatę z powodu pominięcia zasadniczej informacji o postulacie ustrojowym dotyczącym systemu politycznego Republiki Włoskiej. Otóż Grillo i jego stale rosnąca grupa zwolenników domagali się podczas wielkiej ogólnokrajowej akcji 8 września 2007 r. nie tyleż odwołania ponad 20 parlamentarzystów i zakazu kandydowania dla osób skazanych wyrokiem sądowym, co i wprowadzenia wyborów bezpośrednich w jednomandatowych okręgach wyborczych! Wprowadzona przez rząd Berlusconiego tuż przed wyborami w 2006 nowa ordynacja wyborcza przewidywała powrót do systemu list partyjnych i wprowadzała niespotykane nigdzie wcześniej na świecie blokowanie list z tzw. "premią większościową". Jak widzimy na przykładzie rządu Prodiego, nowy system nie sprawdził się, ale od początku nie spotykał się z uznaniem Włochów. Kilkanaście lat wcześniej, w kwietniu 1993 w rozpisanym z inicjatywy ponad 500 000 obywateli ogólnonarodowym referendum Włosi przygniatającą większością 83 procent głosów opowiedzieli się za jednomandatowymi okręgami wyborczymi w systemie jednoturowym na wzór brytyjski. Od wyborów roku 1994 mimo tego werdyktu społeczeństwa funkcjonował jednak system mieszany, w którym 3/4 parlamentarzystów wybierano w jednomandatowych okręgach, a 1/4 z list partyjnych, co samo w sobie powodowało niechęć do pozostałości dawnego systemu wyborczego. Brak dialogu ze społeczeństwem przyczynił się do klęski wyborczej Berlusconiego i wyprowadził na ulice setki tysięcy Włochów znów domagających się reformy prawa wyborczego i wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Po wyborach w 2006 r. wyrazem tych tendencji społecznych była akcja "V-Day" włoskiego komika i blogera Beppe Gilla, na którego wezwanie odpowiedziały miliony. Blog, jaki stworzył Grillo szybko stał się jedną z najczęściej odwiedzanych stron internetowych we Włoszech, trafiając nawet na listę 10 najpopoczytniejszych blogów świata. Fani Grilla rozstawili stoiska w ponad 220 miastach włoskich, gdzie jednego dnia zebrano ponad 330 000 podpisów pod opracowanym przez niego projektem ustawy "Czysty parlament". Wśród głównych postulatów wyróżniał się postulat jednomandatowych okręgów wyborczych z zasadą, że w parlamencie możnaby zasiadać tylko na dwie kadencje (włoska klasa polityczna należy do najstarszych i zarazem najdroższych na świecie). W samej tylko Bolonii przybyło słuchać Grilla 50 000 obywateli. Oceniano, że liczba podpisów poparcia w skali kraju tylko dlatego nie przekroczyła miliona, że po prostu zabrakło formularzy (akcja przerosła oczekiwania samych organizatorów). Wydaje się, że to dopiero początek drogi do zasadniczych zmian ustrojowych w Republice Włoskiej, a wszystko rozstrzygnie się po wyborach w kwietniu 2008 roku. Jest niemal pewne, że te przedterminowe wybory nie przyniosą decydującego rozstrzygnięcia kto będzie rządził krajem, tym bardziej, że odbywają się przy tej samej ordynacji co w 2006 roku, która doprowadziła do nieprawdopodobnego rozdrobnienia w parlamencie. Włosi mogą mieć ten sam problem co Belgia, gdzie od 8 miesięcy nie można wyłonić rządu. O ile jednak w Belgii nie ma jakiegoś silnego ruchu na rzecz jednomandatowych okręgów wyborczych, o tyle Włosi wiedzą już co trzeba zrobić i jak pokazał odzew na akcję "V-Day" są gotowi znów z determinacją walczyć o swoje prawa i stabilny, odpowiedzialny parlament. Bez zrozumienia, że chodzi o najważniejszą sprawę ustrojową, która w ostatnich miesiącach przed wyborami została chronicznie zaniedbana (tak we Włoszech, jak i w Polsce), nie można zrozumieć w pełni zarówno istoty akcji typu "V-Day", jak i samego fenomenu Beppe Grilla. Szkoda, że tak kluczowych informacji w "Wiadomościach" zabrakło, tym bardziej, że w Polsce toczy się coraz intensywniejsza dyskusja o jednomandatowych okręgach wyborczych, a ponad 750 000 obywatelskich podpisów zebranych za referendum w tej sprawie leży od ponad 3 lat w sejmowej zamrażarce. Partia Platforma Obywatelska, która te podpisy zbierała (razem z Ruchem Obywatelskim na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych) nawet nie upomniała się o referendum w ostatniej kampanii wyborczej. Wydarzenia we Włoszech powinny być przestrogą dla naszych polityków, co może się stać w Polsce, gdy nie będą się liczyć ze zdaniem obywateli, a ordynację wyborczą ustalać za plecami wyborców. Nie ma najmniejszych powodów, aby ich kontekst polityczny ukrywać przed polskim społeczeństwem, tak jak zrobiono to z wydarzeniami w Rumunii na przełomie kwietnia i maja 2007 roku, kiedy to wielotysięcznych manifestacji z hasłem jednomandatowych okręgów wyborczych i w obronie prezydenta żadna duża telewizja w Polsce nawet nie pokazała, a prezes TVP nie odpowiedział na list otwarty w tej sprawie. Krzysztof Kowalczyk (Tytuł artykułu pochodzi od redakcji portalu KOMK) ![]() ![]() |
® Koszalin 2008 | www.komk.ovh.org | Komitet Obywatelski Miasta Koszalina |