2008-02-25 Jednomandatowa Rewolucja ruszyła Akcja Niezależnego Zrzeszenia Studentów "jednomandatowe.pl - poseł odpowiedzialny przed wyborcami" przynosi coraz większe efekty. Przypominamy celem akcji organizowanej przez studentów jest zapoznanie opinii publicznej z tematyka ordynacji wyborczej, porównanie obecnej proporcjonalnej ordynacji w Polsce z obowiązującą m. in. w Wielkiej Brytanii ordynacji większościowej w jednomandatowych okręgach wyborczych. Studenci chcą "nacisnąć" na polityków poprzez świat nauki, kultury, dziennikarzy, przedsiębiorców oraz niezależnych organizacji i instytucji, by ci dokonali radykalnej zmiany w ordynacji wprowadzając zmianę na większościową w jednomandatowych okręgach wyborczych. Przedstawiam Państwu w skrócie ostatnie wydarzenia i postępy związane z akcją NZS. ![]() Podczas kolejnego spotkania z Panem Prezesem Markiem Goliszewskim w Business Centre Club również usłyszałem słowa poparcia. Pan Prezes zapewnił mnie o gotowości zapewnienia wszelkiej pomocy dla Akcji. W Transparency International Polska spotkałem się z Panem wiceprezesem Pawłem Kamińskim. Po zapewnieniu Pana Prezesa, że nasza akcja jest akcją społeczną i obywatelską i nie ma nic wspólnego żadną partią, ugrupowaniem czy nawet młodzieżówką, a także, że nie popierają nas żadni czynnie działający politycy Pan Prezes zgodził się w imieniu TI Polska na objęcie naszej akcji patronatem organizacyjnym przez organizację, którą reprezentuje. Następnie udałem się do mediów. W TVNie przez przypadek spotkałem Pana Ministra Sikorskiego, któremu wręczyłem oświadczenie Zarządu Krajowego NZS wydanego w Lublinie 15 kwietnia 2007r. i informacje o naszej akcji. Pan Minister obiecał przekazać Oświadczenie Panu Premierowi. Trudno określić jaki wpływ informacja ta wywarła na dalszy bieg wydarzeń, jednak kilka dni później media doniosły, że PO szykuje rewolucje w prawie wyborczym. Ma zostać opracowany Kodeks Prawa Wyborczego a w nim zawarte jednomandatowe okręgi wyborcze w wyborach do samorządu i do Senatu oraz ordynacja mieszana do Sejmu. O ile wszelka zmiana na okręgi jednomandatowe bardzo nas cieszy tak uważamy, że ordynacja mieszana jest nie do przyjęcia. Taka zmiana przyczyni się tylko do jeszcze większego zamieszania podczas wyborów i umocni pozycje partii, czyniąc nasze społeczeństwo jeszcze mniej obywatelskim, a tylko bardziej upartyjni życie publiczne. Koordynatorzy akcji wydali 1 lutego br. Stanowisko, w którym zwracają się w imieniu wszystkich osób i instytucji, które oficjalnie popierają naszą akcję m.in. Prof. Jadwigi Staniszkis, Prof. Witolda Kieżuna, Prof. Tadeusza Lutego - Przewodniczącego Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, Redaktora Rafała Ziemkiewicza, Prezydenta Rafała Dutkiewicza, więcej na stronie: www.jednomandatowe.pl, do Platformy Obywatelskiej z propozycją otwartej debaty o kształcie ordynacji wyborczej. Wyrażamy w nim nadzieję, że postulat zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu na większościową w okręgach jednomandatowych zostanie uwzględniony przez polityków PO tym bardziej, że Platforma miała zapisaną w programie ordynację większościową a nie mieszaną. Przypominamy PO o jej programie i wyrażamy stanowczą dezaprobatę dla ordynacji mieszanej, która pozostawi obecne status quo i na pewno nie uzdrowi życia publicznego w Polsce, a wprowadzi jedynie jeszcze większy zamęt w ordynacji wyborczej. Piszemy w nim dalej: Mamy nadzieję, że potencjał oraz nieskrępowana żadnymi ideologiami i powiązaniami postawa młodych ludzi, którzy nie chcą wyjeżdżać do Wielkiej Brytanii, tylko tutaj się rozwijać i przenieść rozwiązania ustrojowe, które już świetnie sprawdziły się w USA, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Japonii i innych najbardziej rozwiniętych krajach świata posłuży Państwu do szybkiej reformy niewątpliwej wady ustrojowej jaką jest proporcjonalna - partyjna ordynacja wyborcza, a nasza wspólna wiedza, doświadczenie i zapał zaowocują w pracach tak ważnej dla Polski komisji. Tylko Jednomandatowe Okręgi Wyborcze w ordynacji większościowej przyczynią się do zwiększenia odpowiedzialności polityków przed wyborcami, personalnego a nie partyjnego sposobu wyboru reprezentantów, skrystalizowania i uproszczenia procedury wyborczej. Uważamy, iż takie rozwiązanie zapewni każdemu Polakowi możliwość kandydowania i realnej szansy bycia wybranym, znacznie zmniejszy również koszt kampanii wyborczych. Likwidacja list partyjnych i zmiana obecnych struktur wszystkich partii politycznych uzdrowi naszą demokrację czyniąc ją bardziej przychylną każdemu Obywatelowi oraz przyspieszy tworzenie społeczeństwa obywatelskiego. Oświadczenie zostało rozesłane do mediów za pośrednictwem Zarządu Krajowego OZZL razem z Jego oświadczeniem wydanym w tej samej sprawie i celowo w ten sam dzień. Lekarze od lat popierają wprowadzenie w Polsce JOW. W kilku miastach w Polsce rozlepiliśmy wlepki z napisem "I JOW YOU" i linkiem do naszej strony. Jesteśmy na etapie pozyskiwania kolejnych sztabów organizacyjnych: Białegostoku, Katowic, Rzeszowa, Szczecina, Bydgoszczy, Torunia i kolejnych miast w Polsce. W kilkudziesięciu z nich ma swoje biura Stowarzyszenie "KoLiber", które również patronuje naszej akcji. Ostatnio Tygodnik "Solidarność" poinformował nas, że Pan Maciej Płażyński zapowiedział pomoc dla naszej akcji. W nr 7 Tygodnika ukazał się obszerny artykuł o naszej akcji pt. "Kto odświeży Polską politykę?" do ściągnięcia na stronie www.tygodniksolidarnosc.com O naszej akcji informowano w ogólnopolskich serwisach informacyjnych na antenie polskiego Radia. Otrzymaliśmy również list od Pana Jana Rokity, w którym napisał: Szanowni Przyjaciele z NZS-u, W piątek, 22 lutego, koordynatorzy akcji otrzymali oficjalne zaproszenie od Dyrektora Biura Rzecznika Praw Obywatelskich dr Janusza Kochanowskiego. Podczas spotkania Pan Rzecznik Praw Obywatelskich zapewnił nas, że w dalszym ciągu podtrzymuje poparcie dla akcji NZS i wyraził nadzieję, że ta akcja przyczyni się do większego przestrzegania swobód obywatelskich, zwłaszcza praw obywatelskich potencjalnych kandydatów w wyborach wyższego i niższego szczebla. Reprezentanci akcji w osobach: Wojtka Kaźmierczaka, Łukasza Frunczy i Marka Kobylarskiego zapowiedzieli Panu Rzecznikowi złożenie przez Akcję NZS skargi do RPO w sprawie łamania praw obywatelskich i Konstytucji RP w związku z ograniczeniem biernego prawa wyborczego przez proporcjonalną i mieszaną ordynację wyborczą. Skarga po zebraniu podpisów trafi na ręce Pana Rzecznika. Na wiosnę planujemy happeningi w kilkudziesięciu miastach w Polsce jednocześnie. Pomoże nam w tym Waldemar "Major" Fyrdych legendarny założyciel i przywódca wrocławskiej "Pomarańczowej Alternatywy". Sami zorganizujemy kilka koncertów natomiast baner naszej akcji zostanie zamieszczony na kilkudziesięciu scenach w całej Polsce podczas juwenaliów i obchodów dni miast, dzięki kontaktom z ok.200 wójtami, burmistrzami i prezydentami miast, którzy są patronami Obywatelskiego Ruchu na rzecz JOW. Ruch jako pierwszy już w 1993 r. zaczął publicznie mówić o konieczności zmiany ordynacji wyborczej na większościową w JOW. Jego inicjator prof. Jerzy Przystawa już po obradach Okrągłego Stołu zauważył poważną wadę ustrojową jaką jest proporcjonalna ordynacja wyborcza. Obywatelski Ruch na Rzecz JOW juz od 14 lat mówi o konieczności zmiany wady ustrojowej jaką jest zła ordynacja wyborcza i wprowadzeniu ordynacji większościowej w 460 okręgach wyborczych w systemie jedno-turowym. Podczas ostatniego zjazdu Ruchu został wybrany nowy zarząd. Prezesem został Prof. Jerzy Przystawa, wiceprezesem Pan Tadeusz Browarek. Koordynatorzy akcji NZS również zostali wybrani do zarządu. Pan Wojciech Kaźmierczak - koordynator krajowy Akcji NZS został wiceprezesem Ruchu a Pan Marek Kobylarski - jeden z koordynatorów krajowych ds. kontaktu z komisją kodyfikacyjną Kodeksu Prawa Wyborczego został wybrany rzecznikiem prasowym i członkiem zarządu Ruchu JOW. Jednomandatowa Rewolucja Studentów trwa... Marek Kobylarski Marek Kobylarski - jeden inicjatorów i koordynatorów krajowych akcji NZS "jednomandatowe.pl - poseł odpowiedzialny przed wyborcami", rzecznik prasowy i członek zarządu Ruchu JOW (mail: jowstudent@wp.pl) tel. 664 716 518
2008-01-21 Strach ma wielkie oczy Miałem nadzieję, że ominie mnie dyskusja o strachach i prowokacjach Grossa, że nie dam się wciągnąć w wir debat i komentarzy na temat jego książek. Obserwując to, co się wokół tej książki dzieje dochodzę do wniosku, że abstrahując od zainteresowań i intencji Grossa oraz zawartości jego książek, mamy do czynienia z prowokacją polityczną skierowaną przeciwko Polsce i Polakom, przeciwko naszym interesom narodowym. Uważam, że prokuratura, zamiast zajmować się kwestią czy Gross nie obraził przypadkiem narodu polskiego, powinna raczej zająć się zbadaniem kto i dlaczego organizuje tego rodzaju antypolską kampanię propagandową, jak to się dzieje, że w tej kampanii biorą od razu udział wszystkie publiczne środki masowego przekazu, że temat leje się z mediów przez cała dobę, na okrągło, zupełnie tak, jakby w Polsce nie było tematów ważniejszych i bardziej podstawowych? Innymi słowy: komu służą te media, na które płacimy podatki i które, na mocy praw i obyczajów, służyć powinny nam i naszym interesom? Czy jest to tylko nadgorliwość naszych krajowych reprezentantów obcej racji stanu, czy też jest to kampania propagandowa orkiestrowana z zewnątrz, gdyż jest to ewidentnie antypolska kampania polityczna. Jeśli bowiem inicjatorów tej "humanitarnej i rozrachunkowej" akcji ma być problem antysemityzmu i odpowiedź na pytanie "dlaczego sąsiedzi mordowali sąsiadów", to wypada zapytać dlaczego nie pisze się w Ameryce książek o antysemityzmie, na ten przykład, Rosjan lub Ukraińców? Czytam "Historię Imperium Rosyjskiego" Michaiła Hellera i dowiaduję się z niej, że pogromy żydowskie były w Rosji tradycją sięgającą XI-XII wieku, a więc czasu, gdy w Polsce powstawało "Paradisus Iudeorum" - autonomia żydowska, w której Żydzi posiadali swoja odrębną administrację, swoje sądownictwo, swój własny system edukacyjny. W tym samym czasie, w sąsiednich krajach antysemityzm stanowił istotny składnik życia społecznego i politycznego. Na Ukrainie dzisiaj stawia się pomniki i ogłasza bohaterami narodowymi ludzi, którzy nie tylko stworzyli ideologię nienawiści etnicznej, ale jak najbardziej wcielali ją w życie, kierując formacjami zbrojnymi, które dokonywały zaplanowanej i zorganizowanej eksterminacji ludności żydowskiej. Ulica, po której chodziłem do szkoły we Lwowie nosi dzisiaj imię Stiepana Bandery, nieopodal stoi jego pomnik. Kto jak kto, ale Bandera ma niepodważalne zasługi w mordowaniu nie tylko Polaków, ale i Żydów. Historycznych "zasług" Bohdana Chmielnickiego, którego imię nosi dziś wielkie ukraińskie miasto, w mordowaniu i eksterminacji Żydów nie da się przecenić, bo na jego konto historycy zapisują wymordowanie ok. 100 tysięcy Żydów, co jest chyba osiągnięciem niebanalnym, zważywszy ówczesną gęstość zaludnienia tych ziem. No i, oczywiście, nie powinno się zapominać, że większość majątku polskich Żydów przeszła po wojnie w ręce niezwyciężonego Związku Sowieckiego i do dziś pozostaje w rękach jego spadkobierców. Jakoś jednak nie słyszymy, żeby światowe organizacje żydowskie TAM kierowały swoje żądania rekompensat i restytucji mienia i TAM przeprowadzały swoje badania na temat psychologicznym uwarunkowań i motywacji antysemityzmu. Ze słowem "Żyd" zetknąłem się po raz pierwszy jako dziecko we Lwowie, kiedy nasza Mama trafiła pod sąd, bo powiedziała o kimś, czy do kogoś, że jest Żydem. Być może sędzia (czy prokurator?) ulitował się nad samotną matką dwóch maluchów, których ojciec w tym czasie balował na wczasach gdzieś pod Buchta-Nachodką i jedynie pogroził jej i kazał zapamiętać na całe życie, iż "w Sawieckom Sajuzie niet Żydow, tolko Jewreji" i że za powiedzenie o kimś "Żyd" można trafić do więzienia. Wtedy się dowiedziałem, że słowo "Żyd" jest słowem pejoratywnym i obelżywym, a prawidłowe określenie to "Jewrej". Kiedy Władza Ludowa wyzwoliła nas od naszego mieszczańskiego dorobku i dobrowolnie przetransferowała na Ziemie Odzyskane uczęszczałem do wielu szkół, w Szprotawie, Sławie Śląskiej, Oławie, Jeleniej Górze. Z tych lat nauki szkolnej nie przypominam sobie żadnych dzieci żydowskich, antysemickich dowcipów i w ogóle "problemu żydowskiego". Może nie tylko mojej Mamie udzielono lekcji wychowawczej i że inni rodzice też wiedzieli, ze o Żydach głośno się nie mówi? Pozostaje jednak faktem, że z Żydami zetknąłem się dopiero na studiach na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu Wrocławskiego. Wśród Żydów, jak się wydaje, zdolności matematyczno-fizyczne są dość powszechne, więc moi żydowscy koledzy byli prawie bez wyjątku bardzo uzdolnionymi i wyróżniającymi się studentami, a ponieważ fizyka i matematyka były moją pasją, więc stosunki między nami układały się jak najlepiej. Niektórzy z nich wyjechali z Polski w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, gdy Władza zaczęła werbować wojowników do wojen na Bliskim Wschodzie i zaczęła zachęcać do wyjazdu do Izraela. Na całym Wydziale stosunek do Żydów był bardzo pozytywny, ponieważ pracowali na nim wybitni żydowscy matematycy, jak Hugo Steinhaus, Edward Marczewski, Bronisław Knaster, Stanisław Hartman. Cieszyli się oni ogromnym szacunkiem i autorytetem. Tak się złożyło, że do mieszkania, w którym mieszkaliśmy, dokwaterowano w latach pięćdziesiątych rodzinę rosyjskich Żydów, świeżo przybyłych z bezkresnych rejonów "ojczyzny proletariatu". Aczkolwiek w owym czasie na przydział mieszkania czekało się nieskończoną ilość lat, ludzie ci dostali mieszkanie bez czekania. Nie mówili oni nawet po polsku, a głowa tej rodziny dostała pracę w koszernej jatce, gdyż był z zawodu rzeźnikiem. Pomimo wspólnego korytarza i ubikacji, pomimo smakowitych zapachów kuchni żydowskiej wypełniających źle wentylowane mieszkanie, nasze współżycie układało się harmonijnie i bezkonfliktowo. W roku 1969 rodzina moich współlokatorów skorzystała z oferty i wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Jestem pewien, że wyjechali pod wielkim wrażeniem polskiego antysemityzmu, gdyż opowiadali mi o szykanach jakim zostali poddani podczas odprawy celnej i przeprawy przez granicę. Władza Ludowa zadbała, żeby świadomość polskiego antysemityzmu pozostała w ich pamięci. Podczas urządzonej nam antysemickiej hecy roku 1968, moja Rada Wydziału była jedną z bodajże dwóch czy trzech rad akademickich, które zaprotestowały przeciwko szykanom i prześladowaniom, jakim poddano niektórych Żydów. W rezultacie tych szykan i represji niektórzy z moich żydowskich kolegów wyjechali z Polski, ale inni pozostali i kontynuowali pracę i karierę naukową w Polsce. Dzisiaj są znanymi i powszechnie szanowanymi profesorami. Problem żydowski nie istniał i nie pojawiał się w czasie stanu wojennego i podczas naszej wieloletniej podziemnej walki. Moi żydowscy koledzy i przyjaciele, razem ze mną, działali aktywnie w podziemiu, zajmując się drukiem i kolportowaniem podziemnych wydawnictw, pisząc artykuły i robiąc wszystko to, co w podziemiu robić wypadało. Nigdy też nie przychodziło mi do głowy, żeby patrzeć na nich inaczej jak na innych, nieżydowskich towarzyszy broni. Problem żydowski pojawił się dopiero w kilka lat po upadku PRL-u. Jako radny Rady Miejskiej Wrocławia ze zdumieniem patrzyłem jak pojawiają się, w polskim Wrocławiu, żądania rewindykacyjne, jak narasta problem restytucji mienia żydowskiego, którego przecież nie odebrali wrocławskim Żydom ani polscy mieszkańcy ani polskie władze tego miasta. Pomimo, że nowopowstała Gmina Żydowska liczy sobie kilkuset członków, i są to w większości młodzi ludzie, nagle się okazało, że Gminie tej należą się jakieś budynki, że trzeba oddać jej wielki miejski szpital, budować synagogę itd. itp. Na Sesji Rady Miejskiej wystąpił nieoczekiwanie Prezydent Wrocławia i zażądał uchwalenia budowy pomnika tzw. Nocy Kryształowej i powiedział, że nie życzy sobie jakiejkolwiek dyskusji tego tematu: Rada ma po prostu taką decyzję podjąć i szlus! Ponieważ nie należałem do zdyscyplinowanej partyjnej większości, więc pozwoliłem sobie zaprotestować i zapytać w "Liście Otwartym" co to takiego jest ta "Noc Kryształowa" i skąd się ona wzięła w historii mego kraju i dlaczego my, Wrocławianie, mamy budować tu jakieś pomniki? Nie trzeba dodawać, ze na ten List nikt do dzisiaj nie udzielił odpowiedzi. Zamiast tego, na uroczystość otwarcia pomnika zjawili się karnie premier polskiego rządu Jerzy Buzek, metropolita wrocławski ksiądz kardynał Henryk Gulbinowicz, ambasadorowie amerykański, niemiecki, izraelski. I inni notable. Nie wierzę w dobre i przyzwoite intencje organizatorów tej kampanii medialnej wokół "Strachu" Grossa. Nie wierzę, że chodzi im o "dotarcie do prawdy", o "naukę" i "refleksję". Nie wierzę, ze chodzi o sprawy fundamentalne, bo 17 lat temu napisałem książkę na temat bulwersujący opinię publiczną w Polsce, książkę w której przedstawiłem mechanizm i przebieg tzw. afery FOZZ. Z powodu tej książki przez 14 lat stałem przed Sądem Okręgowym w Warszawie, zanim ten sąd zdecydował się oddalić powództwo. Podczas tych wielu lat nie tylko nikt się za mną nie ujął, nie wołał o gwałceniu wolności słowa itp., ale nie przypominam sobie nawet jakiegokolwiek zainteresowania tą sprawą mediów publicznych. Nie zostałem nigdy zaproszony do publicznej telewizji czy radia., nie odbyła się żadna debata, żadne "Warto rozmawiać" żadna "Kropka nad I". Świadkami w tym procesie byli tacy dygnitarze jak Jarosław i Lech Kaczyńscy, ale nawet i ten fakt nie przyciągnął jakiegokolwiek dziennikarza zainteresowanego tematem. Owszem, pamiętam, jak rektor pewnej wielkiej uczelni zabronił studentom zorganizowania spotkania z autorami "Via bank i FOZZ". Podobnie przedstawia się sprawa z książkami i artykułami jakie napisałem na temat ordynacji wyborczej do Sejmu i postulatu jednomandatowych okręgów wyborczych. Strach, także "Strach" Grossa, ma wielkie oczy i proponuję pewien dystans i ignorowanie tej zadymy, która ma nas skłócić i zaprezentować przed światem, że Polacy to naród ksenofobów, antysemitów, nienawistników i morderców. Pan Gross może sobie tak myśleć i pisać, jestem za wolnością słowa. Nie dawajmy się wciągać w te proste kanały socjotechniczne. Zajmijmy się naszymi, poważnymi sprawami. Zajmijmy się sprawą ordynacji wyborczej, bo wprowadzając jednomandatowe okręgi wyborcze sprowadzimy tzw. problem żydowski do jego właściwych proporcji. Jerzy Przystawa ![]() 2008-01-10 Przełamać paradygmat ustrojowy. Apel o jednomandatowe okręgi wyborcze ![]() W tym artykule chciałbym przypomnieć o wniosku PO z 2004 roku, złożonym u marszałka Sejmu, ale podpisanym przez 750 000 obywateli niekoniecznie na tą partię głosujących, dotyczącym referendum w sprawie m.in. wyboru posłów z jednomandatowych okręgów wyborczych. Wniosek ten przeczekał już dwa wybory parlamentarne i zgodnie z prawem nie podlega zasadzie dyskontynuacji, jednak żadne referendum w tej sprawie się nie odbyło. Istotną część odpowiedzialności za taki obrót wypadków ponoszą kolejni marszałkowie Sejmu. W szczególności Marek Jurek, który zresztą po tym, jak po półtora roku swojego urzędowania w burzliwych okolicznościach przestał być marszałkiem Sejmu z ramienia PiS, zaczął deklarować, że jest zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych! Niniejszy artykuł proszę też traktować jak apel o porozumienie ponad podziałami odnośnie rozpisania referendum narodowego w sprawie JOW. Będzie to zarazem analiza, w której podjąłem się oceny szans na jednomandatowe okręgi wyborcze i możliwości ich wprowadzenia. Choć miejscami jest to refleksja bardzo osobista, to jednak wiele mówi o położeniu zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych w nowej sytuacji politycznej. JOW, Konstytucja, prawa obywateli Niedawno w sprawie ordynacji wyborczej wypowiedział się jeden z biskupów. Arcybiskup Kazimierz Nycz publicznie zaapelował o zmiany w tym zakresie, co może być m.in. jednym z efektów Listu Otwartego do Konferencji Episkopatu Polski [2]. Cytuję fragment wywiadu, jakiego udzielił Rzeczpospolitej [3]: Wciąż słyszę pytania, dlaczego zaangażowanie polityczne obywateli jest tak małe. Po pierwsze wielu wyborców sądzi, że ich wpływ na to, kto będzie wybrany, jest niewielki. Ordynacja jest taka, że do Sejmu można wejść z paroma tysiącami głosów. Wystarczy, że kandydata pociągnie lider listy. Po drugie, zbyt wielu kandydatów wchodzi na listy z ulicy. W sumie ludzie, którzy byli przedtem nikomu nieznani, zasiadają w parlamencie. Ich kompetencja nie została sprawdzona na poziomie samorządu. To zniechęca wyborców. Powoduje u nich brak wiary, że mogą cokolwiek zmienić. I to jest pewnie kwestia do naprawy ze strony prawodawstwa. Warto by uzupełnić tą ciekawą wypowiedź i dodać, że do Sejmu w Polsce można wejść nie tylko mając parę tysięcy głosów, ale nawet kilkaset głosów. Np. w 2001 r. z warszawskiej listy PiS w okręgu nr. 19 startował Jarosław Kaczyński i dzięki temu dostał się do Sejmu m.in. Bartłomiej Szrajber, który uzyskał zaledwie 736 głosów i p. Mierzejewska, która uzyskała zaledwie 35 głosów więcej. Niestety większość prawników uważa, że zasadę bezpośredniości należy rozumieć wyłącznie przez akt oddania głosu na kandydata lub listę partyjną bez pośrednictwa elektorów. Ja jednak za profesorem Przystawą [4] przyjmuję interpretację, że za wybór bezpośredni należy uważać tylko taki, w którym głos oddany na danego kandydata nie może przejść na drugiego. Właśnie na tej zasadzie wybory prezydentów, wójtów i burmistrzów zaczęto nazywać bezpośrednimi, podczas gdy wyborów marszałków województw z list partyjnych już nie. Jeśli zatem wyborów marszałków województw nie nazywa się bezpośrednimi, to dlaczego mielibyśmy uważać za bezpośrednie wybory posłów z list partyjnych? Najlepszym uzasadnieniem dla przyjęcia takiej interpretacji jest negatywne zjawisko tzw. lokomotywy wyborczej, gdzie kandydaci posiadający znikome poparcie, np. paru tysięcy głosów, są wciągani do Sejmu przez innych kandydatów posiadających większe poparcie. 2/3 posłów poprzedniej kadencji Sejmu w ten sposób nie zdobyło nawet 1 proc. poparcia w swoich okręgach wyborczych, dlatego uważam, że wyboru z list partyjnych w dużych wielomandatowych okręgach wyborczych jednak nie można nazwać bezpośrednim. Tym bardziej, że nie dostają się do Sejmu ci, którzy zdobywszy dziesięciokrotnie czy stukrotnie większą liczbę głosów kandydowali z ramienia partii, jakie nie przekroczyły w skali kraju progu 5 proc. czy 8 proc. progu przewidzianego dla koalicji wyborczych. Konstytucyjna zasada równości i powszechności wyborów sprowadzona jest więc do fikcji i często wygląda to tak: nie zdobędziesz mandatu, jeśli nie stać cię na założenie partii, która w skali kraju mogłaby tak poprowadzić kampanię, aby zdobyć te 5 proc. głosów (a w dużych wielomandatowych okręgach kampania jest droga) i to nawet gdybyś zdobył wszystkie głosy w swoim okręgu! Jak pisze Rafał Ziemkiewicz, tworzy się ponadpartyjny polityczny kartel [5]. Takie wybory sprowadzają się do farsy, w której to od nielicznych wodzów zależy, kto może z powodzeniem korzystać z biernego prawa wyborczego. W praktyce głosujemy więc na ludzi już wybranych przez liderów partyjnych bez gwarancji, że gdyby tak nie było, tym samym kandydatom przyznalibyśmy mandat. Zupełnym przeciwieństwem takiej sytuacji są wprowadzone w 2002 r. bezpośrednie wybory prezydentów, wójtów i burmistrzów, które po tym jak zarzucono tryb wyboru tych samorządowców przez wybieranych z list partyjnych radnych, spowodowały objęcie wysokich funkcji samorządowych w ponad 3/4 przez kandydatów bezpartyjnych! Tymczasem ustalanie list partyjnych przed wyborami do Sejmu, targi o jak najlepsze miejsca na listach, zwiększające szanse na uzyskanie nieco większej liczby głosów i mandatu, nie różnią się aż tak bardzo od wyboru wójta czy burmistrza przez wybieraną z list partyjnych radę. Choć z danej listy do parlamentu wchodzą ci, którzy uzyskali największą liczbę głosów, to w praktyce można zostać posłem, mając zaledwie parę tysięcy czy kilkaset głosów poparcia, startując np. z drugiego miejsca na liście z odpowiedniego okręgu wyborczego. Tymczasem zasadę proporcjonalności wyborów można interpretować jako warunek zbliżonej liczby wyborców w okręgach jednomandatowych, a nie głosowanie na listy partyjne. W Stanach Zjednoczonych jednomandatowe okręgi wyborcze są zarówno w wyborach na reprezentanta (posła), jak i na senatora. Wybory reprezentantów są proporcjonalne, bo z poszczególnych stanów wybierana jest proporcjonalna do liczby wyborców w danym stanie liczba reprezentantów. Wybory do Senatu nie są proporcjonalne, bo w każdym stanie wybiera się po 2 senatorów, mimo że liczba wyborców w dużych stanach jest wielokrotnie większa niż w stanach małych. Taka interpretacja proporcjonalności nie jest wyrwana z księżyca i została podana w pierwszych dekadach XX wieku przez wybitnego konstytucjonalistę greckiego Nicolaosa Saripolosa [6]. Skoro przyjmują ją najbardziej doświadczone demokracje świata, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby przyjąć ją i u nas, tym bardziej, że nasza Konstytucja nie definiuje jak należy rozumieć zasadę proporcjonalności. Warunki do wprowadzenia JOW Co do frekwencji, o jaką martwił się arcybiskup Nycz, jak i inni księża biskupi, to wszyscy wiemy, że w ostatnich wyborach była wyższa, blisko 54 proc., co jak na polskie warunki wywarło na publicystach niemałe wrażenie. Aczkolwiek np. w Wielkiej Brytanii, gdzie obowiązuje zasada jednomandatowych okręgów wyborczych w jednej turze i nigdy nie było obowiązku głosowania, frekwencja nigdy po II wojnie światowej nie spadła poniżej 62 proc., a prawie nigdy poniżej 72 proc.! Pamiętajmy też, że Tusk po wygranych wyborach miał łatwiejsze zadanie stworzenia rządu niż Jarosław Kaczyński. PO zdobyła ponad 41 proc. głosów, podczas gdy PiS dwa lata temu 27 proc.; teraz są w sejmie 4 ugrupowania, dwa lata temu weszło ich 6. To musi wpłynąć na ocenę zdolności obu przywódców do tworzenia koalicji, jako że koalicja PO-PiS w gruncie rzeczy od początku nie była możliwa, a dziś są to już dwa przeciwstawne bieguny sceny politycznej. Co oczywiście nie usprawiedliwia nikogo z tych, którzy taką koalicję obiecywali, wiedząc, że nie będzie możliwa, zamiast np. reformować prawo wyborcze i dopiero potem ogłaszać wcześniejsze wybory. Zdawałoby się jednak, że można mieć nadzieję, iż wybory, po których scena polityczna stała się jeszcze bardziej spolaryzowana, stworzą lepsze warunki do przyjęcia ordynacji większościowej opartej na jednomandatowych okręgach wyborczych. Wcale tak jednak być nie musi. Sukces takiego przedsięwzięcia może bowiem zależeć od wypracowania jakiegoś konsensusu między PO i PiS, przynajmniej w sprawie referendum odnośnie JOW, a aby nie był to żaden pseudo-JOW (np. z 5 proc. progiem wyborczym) konieczna jest mobilizacja zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych skupionych w Ruchu Obywatelskim na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych i w innych organizacjach pozarządowych. Na drodze JOW w każdej postaci może stanąć PSL, który zasadniczo jest jednomandatowym okręgom w wyborach do Sejmu przeciwny, choć zgłaszał już propozycję okręgów jednomandatowych w wyborach samorządowych. Może więc PO, świadoma, gdzie na pewno nie wygra, powinna zaproponować ludowcom wspólny start w takich wyborach na zasadzie: my wystawimy swoich kandydatów w tych okręgach, a wy w tamtych? O tym, że myśli o takiej ponadkadencyjnej koalicji z PSL-em mówił już marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, choć nie w kontekście jednomandatowych okręgów wyborczych. O potrzebie konsensusu w sprawie JOW mówiła zaś po wyborach Julia Pitera. Niestety tu obowiązywać będzie chłodna polityczna kalkulacja. Partie będą się zastanawiać czy im się to opłaca czy nie. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłoby referendum w sprawie wprowadzenia JOW i ewentualne uchwalenie nowej ordynacji najpóźniej rok po minionych wyborach, a nie np. rok przed następnymi. Nie możemy też sobie pozwolić, aby nowy rząd powielił taktykę AWS-u, który zmiany w tym kierunku niby popierał i mówił o nich, ale nie wcielił ich w życie. Gdy rozpad AWS-u stał się faktem, o żadnych jednomandatowych okręgach nie mogło być już mowy. Choć jeszcze w lutym 2001 r. premier Buzek zarzekał się, że jego rząd popiera postulat Ruchu Obywatelskiego na rzecz JOW (co wzbudziło sensację, nie tylko w mediach, ale i w samym ruchu), to były już tylko słowa [7]. Nie dajmy się oszukać Wiem, że wielu młodych ludzi głosowało na PO. Dlatego apeluję do tych młodych ludzi, swoich rówieśników: nie dajmy się oszukać! Jeśli już jedna duża partia obiecywała JOW, jednocześnie nie podejmując próby ich wprowadzenia, to jaką mamy pewność, że druga tego nie zrobi? Nie chcę być złym prorokiem, ale mam wątpliwość czy podpisy zebrane przez PO za referendum w tej sprawie nie były tylko sposobem na zdobycie popularności na rok przed wyborami w 2005 roku. Pamiętamy przecież, że PO zupełnie zignorowała III Marsz na Warszawę w 2005 roku, a w kadencji Sejmu 2005-2007 nie złożyła nawet wniosku poselskiego o zmianę ordynacji (wystarczyłoby 15 posłów). Choć na swych sztandarach wypisała hasło społeczeństwa obywatelskiego, nie podjęła tematu blokowanego przez 3 lata referendum w ostatniej kampanii wyborczej. Natomiast pierwszy w sposób widoczny temat jednomandatowych okręgów wyborczych podjął polityk PiS i to na kilka godzin przed ciszą wyborczą! W ostatniej kampanii wyborczej PO zapewne w ogóle (w sposób widoczny, np. w debacie Kaczyński - Tusk) by o JOW nie wspomniała, gdyby nie duża przedwyborcza debata, transmitowana na żywo przez TVP Info w piątek 19 października z udziałem przedstawicieli 7 komitetów wyborczych. Aż kilkanaście minut poświęcono tam na fundamentalną ustrojową kwestię ordynacji wyborczej, co było dużą zasługą prowadzącego. Najciekawszy był początek, kiedy senator Krzysztof Putra z PiS powiedział: My jesteśmy za jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Dlaczego zatem ich nie wprowadzili i jak to się ma do wypowiedzi Przemysława Gosiewskiego, krytykującego na łamach Rzeczpospolitej Kazimierza Ujazdowskiego za poparcie dla jednomandatowych okręgów wyborczych? [8] Myślę, że ma się tak samo jak sprzeczne wypowiedzi Marka Kuchcińskiego, który po tym jak PiS złożył w 2006 r. wniosek o ordynację mieszaną z pseudoJOWami opatrzonymi progiem 5 proc. bardzo chwalił tą inicjatywę poselską (z brytyjskimi JOW niemającą nic wspólnego), twierdząc, że taka ordynacja pozwoliłaby posłom być bliżej wyborców. Jednak po ostatnich wyborach stwierdził, że PiS nie zgodzi się na okręgi jednomandatowe. Stało się bowiem jasne, że pod hasłem jednomandatowe okręgi wyborcze nie da się tak łatwo wprowadzić czegoś innego. Komuś jednak trzeba zaufać - myśli wielu - i możliwe, że znaczna część zwolenników jednomandatowych okręgów wyborczych zagłosowała na PO, dlatego, że na finiszu kampanii ta partia - chcąc nie chcąc - musiała wyartykułować ten postulat wyraźniej niż zwykle. Oddelegowany do studia TV poseł Mirosław Drzewiecki, obecny minister sportu, całkiem nieźle sobie z tym poradził, choć sprawę referendum przemilczał. Mi jednak nie udzieliły się żadne pozytywne emocje i zbojkotowałem wybory do Sejmu oddając głos nieważny, skreślając wszystkie listy po kolei, po czym wrzuciłem go do urny wraz z ulotką promującą jednomandatowe okręgi wyborcze. Występując przed Sejmem dn. 5 maja 1939 r. minister Józef Beck powiedział, że Polacy nie znają pojęcia wolności za wszelką cenę. Dlaczego zatem ja miałbym znać pojęcie ordynacji za wszelką cenę, za cenę popierania partii, z którą się zasadniczo nie zgadzam (np. w ocenie skutków transformacji ustrojowej za Balcerowicza) i której choćby z tego powodu nie ufam? Dlatego tak ważne jest dla mnie to referendum. Choć jestem jeszcze młodym wyborcą i mam dopiero 20 lat, nie potrafię już zaufać partii jako takiej. Zaufać można co najwyżej konkretnemu kandydatowi, z którym tylko wtedy na pewno będą się w partii liczyć, jeśli będzie odpowiadał personalnie przed wyborcami z gwarancją, że głos oddany na niego nie przejdzie na kogoś innego. Najpierw jednomandatowe okręgi wyborcze, potem wybory - napisałem na swojej karcie do głosowania. Namówiłem też do aktywnego bojkotu rodziców, którzy inaczej w ogóle nie poszliby na głosowanie z tych samych powodów co ja. W obecnym systemie politycznym, w którym wiodącą rolę odgrywa Sejm, tylko co czwarta obietnica legislacyjna, złożona publicznie, jest w Polsce dotrzymywana [9]. Rządy III RP, które statystycznie są w stanie zrealizować 1/4 programu, nie są reprezentatywne ani względem Narodu, ani swoich wyborców. Reprezentują głównie siebie i swoje interesy. Łatwo jest więc wrzucić raz na parę lat kartę do urny, uważając, że spełniło się swój obywatelski obowiązek, nic nie działać w kierunku zmiany ordynacji i liczyć, że nowy rząd coś załatwi. Żaden rząd nie załatwi, jak nie będzie odpowiedniego nacisku społecznego: konferencji, ulotek, apeli, artykułów, manifestacji o natężeniu co najmniej takim jak we Włoszech w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy to się udało, w znacznej mierze dzięki wkładowi młodzieży akademickiej. Ruch Obywatelski na rzecz JOW, zainicjowany przez ludzi zainspirowanych tymi wydarzeniami, z prof. Jerzym Przystawą na czele, już od 1993 r. zabiega o godną Polaków zmianę i wprowadzenie 460 jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu. Demokracja czy partiokracja? Tymczasem obowiązująca ordynacja wyborcza potrafiła wywieźć minioną kampanię do Sejmu na wyżyny absurdu. Można wręcz było odnieść wrażenie, że politycy bardziej walczą o dobre miejsca na listach wyborczych niż o głosy swoich wyborców. Rozśmieszył mnie zaś przypadek, gdy jeden z kandydatów z okręgu lubelskiego zaczął rozpowszechniać ulotki (zapewne drukowane na własny koszt), w których przedstawiał się jako bezpartyjny kandydat do Sejmu. Nie ujawnił w nich ani nazwy partii, z której listy startował (chodziło o Samoobronę), ani jej logo, podając tylko numer listy, z której kandydował. No bo na co komu taka Samoobrona - lepiej się do niej nie przyznawać, bo jeszcze można stracić wyborców, a jak dają miejsca, to trzeba brać! Tylko czy aby na pewno o to chodzi? W JOW kandydat bezpartyjny nie musi prosić liderów partyjnych o zgodę na kandydowanie z listy partyjnej. Partie nie są w żaden sposób uprzywilejowane i muszą stale dbać o swą pozycję. Nie ma też mowy, aby ukrywać się pod polityczną maską przed zatwierdzeniem list wyborczych, a potem spokojnie lekceważyć wyborców takiej partii, jak to często bywa w różnych wariantach ordynacji list partyjnych. Tu nikt nie ustala list partyjnych, których po prostu nie ma! Za wszystko odpowiada się personalnie przed wyborcami, a nie tylko liderem partyjnym i można nawet (jak w Kanadzie) być przez nich odwołanym przed upływem kadencji w przypadku nie wywiązywania się z obietnic. Zupełnie inna odpowiedzialność niż w prawodawstwie III RP. W Konstytucji z 2 kwietnia 1997 r. starą zasadę komunistów o roli przewodniej partii zastąpił podobny zapis, że posłów nie wiążą instrukcje wyborców. Jak jednak w demokracji można być reprezentantem Narodu, nie będąc reprezentantem wyborców? Stoi to w jawnej sprzeczności z zasadą suwerenności Narodu, legitymizującego mające go reprezentować władze w demokratycznych wyborach (bo niby w czym?). Co więcej, polski Sejm nie jest nawet prawnie zobowiązany zajmować się wnioskami obywateli, za którymi zebrano minimum 500 000 podpisów. Skoro tak, to po co te wybory, jeśli można pełnoprawnie nie liczyć się ze zdaniem wyborców czy szerzej obywateli i czy ustrój w Polsce to demokracja czy może jakaś partiokracja? Nie można mówić o budowie demokratycznej wspólnoty wolnych obywateli celowo pozbawiając ich możliwości bezpośredniego wyrażenia opinii - napisał Rzecznik Praw Obywatelskich we wniosku do premiera i marszałka Sejmu [10]. Chodziło o przeprowadzenie referendum w sprawie Traktatu Reformującego Unię Europejską. Tym bardziej w sprawie ordynacji wyborczej mają prawo wypowiedzieć się wyborcy, nie tylko liderzy partyjni! Od Rzecznika Praw Obywatelskich, który został patronem honorowym akcji Jednomandatowe.pl, oczekujemy, że zajmie się również tą sprawą. Obywatele, którzy już dawno złożyli wymaganą liczbę podpisów za takim referendum, chcieliby sami zdecydować, jak mają wybierać swoich przedstawicieli. Pytanie - demokracja czy partiokracja - jest nadal aktualne. Krzysztof Kowalczyk astrokk@wp.pl Przypisy: [1] Igor Janke: „Politycy się wznieśli ponad urazy”. Rzeczpospolita, 10 VIII 2007 [2] Dariusz Hybel: „List Otwarty do Konferencji Episkopatu Polski.” Najwyższy Czas nr. 42 z 20 X 2007 r. List otwarty w sprawie praw obywatelskich w kontekście jednomandatowych okręgów wyborczych opublikowany również Tutaj. [3] Rzeczpospolita, 19 X 2007 [4] Jerzy Przystawa: "JOW. Jednomandatowe okręgi wyborcze szansą dla Polski" - Broszura Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, 2004 [5] Rafał Ziemkiewicz: „Kartel wodzów z drużynami”. Rzeczpospolita, 31X – 1XI 2007 [6] Kronika Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych: 19-20 listopada 2004, Warszawa. Jerzy Gieysztor i Jerzy Przystawa uczestniczyli w dwudniowej konferencji „Ocena Piętnastu Lat Praktyki Konstytucyjnej w Europie Środkowo-Wschodniej”. Bardzo ciekawa była wypowiedź prof. Owena, który na pytanie czy zasada proporcjonalności może być rozumiana inaczej niż jako system list partyjnych – tak jak to interpretują politycy i konstytucjonaliści w Polsce, odpowiedział, że to nie jest prawda, powołał się na nazwisko wybitnego konstytucjonalisty greckiego z początków XX wieku, Nicola Saripolosa, oraz praktykę amerykańską, gdzie zasadę proporcjonalności rozumie się jako zasadę PROPORCJONALNEGO PODZIAŁU MANDATÓW NA POSZCZEGOLNE STANY.; Bernard Owen – profesor Uniwersytetu Paryskiego i Sekretarz Generalny Centrum Studiów Porównawczych Systemów Wyborczych. [7] Kronika Ruchu Obywatelskiego na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych: 16 lutego 2001, Warszawa. Sensacja: Premier Jerzy Buzek oświadcza dziennikarzom, że AWS jest za JOW!!! Poruszenie w mediach, okazuje się, że Ruch ma sojuszników w całkiem nieoczekiwanych miejscach. Jednakże II Czytanie projektu ordynacji nie wróży tak pomyślnego końca! [8] Rzeczpospolita, 22 XI 2007: Było też kilka zaskakujących wypowiedzi, np. poparcie przez Kazimierza Ujazdowskiego okręgów jednomandatowych ... [9] Radosław Zubek: Dlaczego rządy nie dotrzymują obietnic? Rzeczpospolita, 6 XII 2007 [10] Anna Gielewska: Rzecznik apeluje o referendum. Rzeczpospolita, 21 XII 2007 Krzysztof Kowalczyk jest redaktorem naczelnym miesięcznika Ordynacja, ukazującego się na kilku stronach internetowych w ramach akcji Jednomandatowe.pl - poseł odpowiedzialny przed wyborcami. Studiuje fizykę na UMCS, aktualnie jest sympatykiem i kandydatem na członka NZS tej uczelni. 2007-12-29 Politycy "w kulki lecą". Studenci mówią DOSYĆ!!! ![]() W styczniu 2007 roku postanowiliśmy zorganizować konferencję na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim o ordynacjach wyborczych. Skontaktowałem się z Januszem Sanockim - prezesem Stowarzyszenia na rzecz JOW Wspólnie z nyskim radnym Wojtkiem Wójcikiem z Nysy - ówczesnym członkiem Zarządu Krajowego NZS i Małogosią Kamińską - członkiem Zarządu Krajowego NZS z UMCS w Lublinie udało się nam uzyskać poparcie Komisji Uczelnianej NZS KUL. Międzynarodowa Konferencja "Jakiej ordynacji wyborczej potrzebuje Rzeczpospolita?" odbyła się na KULu 17 kwietnia 2007 roku. Dzień wcześniej stanowisko w sprawie ordynacji zajął Zarząd Krajowy NZS w pełni popierając wprowadzenia w Polsce 460 jednomandatowych okręgów wyborczych. NZS postanowił włączyć się w działania Ruchu na rzecz JOW, który o okręgi jednomandatowe walczy już od 17 lat. Konferencja, na której odczytano stanowisko ZK NZS, udała się dzięki życzliwości władz uczelni. Decyzja władz NZS o przystąpieniu do akcji na rzecz JOW stanowiła hasło dla wielu środowisk studenckich. W listopadzie studenci Wrocławia rozpoczęli Akcję NZS "jednomandatowe.pl - poseł odpowiedzialny przed wyborcami". Powstała strona internetowa: www.jednomandatowe.pl - na której można złożyć podpis pod naszym postulatem. Od listopada pozyskaliśmy już patronaty honorowe: dra Janusza Kochanowskiego - Rzecznika Praw Obywatelskich, Marka Goliszewskiego - prezesa Business Centre Club, prof. Jadwigi Staniszkis, prof. Witolda Kieżuna, JM prof. Tadeusza Lutego - Rektora Politechniki Wrocławskiej, dra Rafała Dutkiewicza - Prezydenta Wrocławia, Hrabiego Marcina Zamoyskiego - Prezydenta Zamościa. Prof. Witold Kieżun najwybitniejszy teoretyk zarządzania w Polsce powiedział o Akcji NZS: "Inicjatywa jest niesłychanie ważna i trafia w sedno. Jednomandatowe okręgi wyborcze są najważniejszym postulatem dla usprawnienia zarządzania publicznego w Polsce. Wyrażam wysokie uznanie dla inicjatorów tej studenckiej akcji". Do Wojtka Kaźmierczaka - doktoranta PWr i Pawła Drążka - przewodniczącego NZS PWr, inicjatorów akcji, płyną wyrazy poparcia z całego świata. Naszą akcję poparł Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy. Na stronie internetowej wpisało się już blisko 1000 osób. W przyszłym semestrze roku akademickiego planujemy działania w całej Polsce. Nawiązaliśmy współpracę z organizatorami Kulturaliów, dorocznej imprezy studentów Bydgoszczy i Torunia. W dniach 5-11 maja odbędą się tam koncerty m.in. T. Love, Bony M., Perfekt, Lady Pank, Ira, SDM i wielu innych. Więcej na stronie: www.kulturalia.eu Regionalne eliminacje odbędą się w kilku miastach w Polsce, również w Nysie. Koncerty mają odbyć się pod patronatem naszej Akcji i postulat JOW będzie słyszany ze scen. Poprosimy artystów o poparcie i pomoc w nagraniu przeboju promującego okręgi jednomandatowe. Na uczelniach w całym kraju odbędą się również konferencje, happeningi, akcje informacyjne. Chcemy poruszyć świat kultury, nauki i przedsiębiorców by wywarli nacisk na elity władzy, by te, wreszcie, zajęły się tematem ordynacji wyborczej, która jest fundamentem każdej demokracji. Nasza akcja może nabrać wymiaru międzynarodowego. Jesteśmy w kontakcie z dr Nazarem Boyko z Instytutu Administracji Publicznej przy Prezydencie Ukrainy, który popiera naszą Akcję oraz zabiegamy o patronat honorowy Pana Prezydenta Rumunii Traiana Basescu, który od miesięcy próbuje wprowadzić JOW w Rumunii, odbyło sie tam nawet referendum w tej sprawie, o czym nasze drogie media nie raczyły nas poinformować. Ale polskie media to temat na nowy artykuł. Apelujemy również do Państwa. Los Polski jest w naszych rękach. Polacy nie muszą wyjeżdżać do Wielkiej Brytanii, mogą nacisnąć na polityków, by ci podjęli decyzję o zmianie ordynacji na taką, jaka jest w Wielkiej Brytanii, USA, Japonii i wielu innych krajach świata, które nie bez Kozery są bogate. Swój dostatek zawdzięczają przede wszystkim dobrym reprezentantom wybieranym w jednomandatowych okręgach wyborczych. Na początek proszę wpiszcie się Państwo na stronie www.jednomandatowe.pl pod listą poparcia dla Akcji NZS. Politycy zapomnieli, że "być pierwszym to znaczy służyć innym". Czują się bezkarni, a cały ich potencjał i działanie są skierowane na partię i jej lidera z Warszawy a nie na swoich wyborców w regionach. Należy jak najszybciej przełożyć akcent działań z centrali warszawskiej i partii wodzowskiej na społeczeństwo "na dole", społeczeństwo obywatelskie. Politycy są dla nas a nie my dla nich! Najwyższy czas przeciwstawić się partyjniactwu i powiedzieć mu stanowcze DOSYĆ! Ogłaszam z tego miejsca, że czas nieuczciwych, niekompetentnych, zapatrzonych w siebie i w lidera, a nie w swych wyborców, polityków nieuchronnie dobiega końca. Jednomandatowe okręgi wyborcze to nie postulat pieniaczy, tylko ludzi, którym leży na sercu troska o każdego człowieka. JOW to przyszłość Polski. JOW to szansa by polityka na nowo stała się, nie jak jest dzisiaj, hermetyczną enklawą dla wybranych "przydupasów", lecz roztropną troską o dobro wspólne, troską o byt każdego, najmniejszego Człowieka. Jednomandatowe okręgi wyborcze to postulat ludzi, którym leży na sercu troska o dobro Polski. JOW to szansa by polityka na nowo stała się roztropną troską o dobro wspólne. Skorumpowanym i biernym, miernym, ale wiernym liderom swych scentralizowanych partii, politykom mówimy - VAFFANCULO!!! Idąc doświadczeniem Włoch z 1994 roku, gdzie udało się w taki sam sposób wprowadzić JOW, my studenci, dzisiaj krzyczymy głośno: VAFFANCULO!!! Marek Kobylarski student III roku prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II (jowstudent@wp.pl) ![]() NIEZALEŻNE ZRZESZENIE STUDENTÓW Zarząd Krajowy ul. Fosa 17, 02-768 Warszawa Stanowisko Niezależnego Zrzeszenia Studentów na temat Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Podczas posiedzenia Zarządu Krajowego Niezależnego Zrzeszenia Studentów - 15 kwietnia 2007 r. w Lublinie - podjęto uchwałę o poparciu przez NZS idei Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Pragniemy jednocześnie podkreślić, iż skłaniamy się do rozwiązania mającego za cel wprowadzenie 460 Jednomandatowych Okręgów Wyborczych w wyborach parlamentarnych oraz do wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach samorządowych. Zmiana ordynacji wyborczej jest zasadnicza dla dobrego funkcjonowania systemu politycznego oraz zdrowych relacji pomiędzy obywatelami, a reprezentantami społeczeństwa. Wprowadzenie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych spowoduje zwiększenie odpowiedzialności polityków przed wyborcami, personalny a nie partyjny sposób wyboru reprezentantów, skrystalizowanie i uproszczenie procedury wyborczej. Uważamy, iż takie rozwiązanie zapewni każdemu Polakowi możliwość kandydowania i realnej szansy bycia wybranym, znacznie zmniejszy również koszt kampanii wyborczych. Likwidacja list partyjnych i zmiana obecnych struktur wszystkich partii politycznych uzdrowi naszą demokrację czyniąc ją bardziej przychylną każdemu obywatelowi oraz przyspieszy tworzenie społeczeństwa obywatelskiego. W imieniu Zarządu Krajowego NZS Marcin Leoszko - przewodniczący ZK NZS 2007-12-15 V-Day na Rynku Wrocławia W noc wigilijną 13 Grudnia 2007, w białych koszulkach z napisem "Jednomandatowe Okręgi Wyborcze", z białymi flagami z charakterystycznym liternictwem "JOW", w rozłożonym na wielkie litery hasłem "jednomandatowe.pl" - na Rynek Wrocławski wyszli studenci wrocławskich uczelni. Wszyscy za młodzi, żeby pamiętać wydarzenia Tamtej Nocy, która dla nich jest tylko odległą historią, może, czasem do znudzenia, przypominaną przez kombatantów w różnych patriotycznych wspominkach.
Historię na tyle jednak bliską, żeby to nowe pokolenie, zaczęło uświadamiać sobie, że sprawa, przeciwko której 13 Grudnia na ulice polskich miast wyszły czołgi i transportery opancerzone, nie została załatwiona. I że nie załatwią jej kombatanci tamtych walk, ani, tym bardziej, tamtych walk kibice i obserwatorzy. Muszą ją załatwić ci, którzy dzisiaj studiują na uczelniach Wrocławia, Krakowa, Warszawy. I że nikt ich w tym nie wyręczy. Albo - albo. A jakaż to sprawa nie załatwiona czeka na nowe pokolenie Polaków? Ta sama o której pisał wielki Polak ze Lwowa: By wnuk, zrodzon w wolności, Być podmiotem polityki, nie popychlem tych i owych, być obywatelem, którego prawa obywatelskie nie sprowadzają się tylko do prawa pójścia do urny w dniu głosowania. Ich nie interesuje Polska, która jest tylko wygodnym żerowiskiem dla wygłodzonych poszukiwaczy kariery i zarobku. Dlatego skandują "Polska silna, Polska zdrowa - to ordynacja jednomandatowa!", "Zdrowo! Zdrowo! Jednomandatowo!" Tamto Wielkie Wydarzenie zbiega się, bowiem w kalendarzu z historyczną uroczystością podpisywania dzisiaj, w dalekiej Lizbonie, Traktatu Reformującego. Traktat ten stanowi znaczący krok w procesie ograniczania, by nie powiedzieć likwidacji, państwowej suwerenności Polski. Dla bardzo wielu Polaków jest to decyzja, z którą trudno się pogodzić. Wiedzą o tym sprawujący władzę, dlatego nie życzą sobie obywatelskich referendów, nie mają odwagi zapytać, co o tym sądzi większość obywateli - nie tylko Polski, ale i innych krajów europejskich. Początek XXI wieku charakteryzuje znaczące odejście od myśli i tradycji demokratycznych, jakie rozwijano na kontynencie europejskim od czasów I Rzeczypospolitej, tradycji, które potem zawędrowały za Ocean, aby tam budować demokrację amerykańską czy kanadyjską. Od dzisiaj Głowa Państwa Polskiego nie będzie już zasiadać z głowami innych państw, jak Równy między Równymi, od dzisiaj taka możliwość należy już do przeszłości. Widzieliśmy, jak z uśmiechem podpisywał Traktat obecny Prezydent RP. Może, gdyby widzieli ten podpis Józef Piłsudski, Gabriel Narutowicz, Stanisław Wojciechowski, Ignacy Mościcki i ich Następcy na Obczyźnie, przewracaliby się w grobie. 13 Grudnia stał się datą podwójnie symboliczną i już całkowicie niejednoznaczną. Wielu Polaków, młodych i starych, udało się więc w różne miejsca, aby zaznaczyć swoją niezgodę na to, co pod tą datą się wydarzyło. Demonstracja NZS na wrocławskim Rynku poszła jednak w innym kierunku. Studenci Wrocławia mówią nam tak: Polacy w Europie mogą coś znaczyć wtedy tylko, gdy znaczyć coś będą Polacy w Polsce! Kiedy Polacy w Polsce będą korzystali z pełni praw obywatelskich, wtedy ich głos w Europie może być brany pod uwagę. Uporządkujmy najpierw sprawy krajowe! Przywołują więc myśl Wielkiego Księcia Polskich Poetów: Jeśli ma Polska pójść nie drogą mleczną W niedzielę 9 grudnia, przed kamerami TV, pewien warszawski profesor socjologii podzielił się z widzami informacją o tym, że wszystkie parlamentarne partie polityczne w Polsce nie liczą więcej niż 60-70 tysięcy członków. I oto ta garstka partyjniaków rozdziela między siebie, z wyborów na wybory, wszystkie posady parlamentarne, rządowe, administracyjne, zarządzanie całym majątkiem Państwa, decyduje praktycznie o wszystkim! I wmawiają nam na okrągło, że tak jest dobrze, że tak właśnie być powinno, że na tym polega demokracja! Biorą, bez pytania, nasze pieniądze, dzielą je między sobą, wpisują swoich na partyjne listy, każą nam iść głosować i jeszcze mówią nam, że to są właśnie wolne i demokratyczne wybory! Studenci Wrocławia mówią tej manipulacji: NIE! Wołają: Chodźcie z nami! do swoich kolegów z Krakowa, Warszawy czy Płocka... Domagamy się przywrócenia konstytucyjnego biernego prawa wyborczego, chcemy głosować na naszych kandydatów, nie na króliki wyciągane z partyjnego kapelusza. Może wtedy Polska wreszcie będzie Polską! Dlatego studenci wrocławscy wołają do swoich rówieśników w Polsce, do młodszych i starszych kolegów, do rodziców i dziadków: chodźcie z nami! Zróbmy im, śladem naszych rówieśników we Włoszech: V - Day! Vafanculo Day! Prof. Jerzy Przystawa 2007-12-14 Donald, Kaczor i więcej nic Rafał A. Ziemkiewicz w swoim artykule Donald, Kaczor i więcej nic ("Rzeczpospolita" z 10.12.2007) trafnie opisał naszą nędzną rzeczywistość polityczną opartą o partie wodzowskie. Rzeczywiście, jak zauważył R.A.Ziemkiewicz, zarówno w PO - rządzącej jak PiS - opozycyjnej.... energia partii marnowana jest na jej życie wewnętrzne, a jej kadry i dobierane wedle zasady "bierny, mierny ale wierny", jałowieją... I nie jest to wina samych partii (!) One funkcjonują w oparciu o mechanizm wyborczy. O tym kto zostanie politykiem z pierwszej półki (posłem) lub z drugiej (radnym) nie decydują wyborcy, jakby się z pozoru w naszej, polskiej demokracji wydawało. O tym decydują wodzowie partii. W ten sposób tworzy się hierarchia struktur zarządzania na podobieństwo przedsiębiorstwa gospodarki komunistycznej. Biuro polityczne firmy (czytaj partii) ustala kto ma sprawować kierownicze funkcje a środki finansujące pozyskuje się z budżetu. A są one niemałe. Przez najbliższe cztery lata PO otrzyma ponad 140 mln zł, PiS ponad 131 mln, LiD ponad 72 mln a PSL ponad 52 mln zł. Ponieważ tylko 4 partie otrzymają "kasę", szansa pojawienia się nowej, skutecznej wyborczo, partii jest minimalna. Charakterystyczna dla prawdziwego rynku konkurencja, motor rozwoju zanika. Biura polityczne partii określają swoje wewnętrzne cele i do nich dopasowują kandydatów na listach wyborczych. Na pozycji nr 1 można wystawić nawet konia. Przejdzie i zostanie senatorem. Czy Polacy nie pragnęliby, aby partie skupiały najznakomitszych spośród znakomitych? To nie jest tylko pytanie retoryczne. R.F. Ziemkiewicz pisze: Polska wciąż nie jest w stanie nauczyć się innego modelu organizacji politycznej niż partia wodzowska. To oczywista oczywistość. Ale skąd ma się Polska o tej, nie wodzowskiej demokracji dowiedzieć? Nie naucza się o niej w szkołach (WOS), nie powstała od 1989 r. żadna praca magisterska, że nie wspomnę doktorskiej, która opisałaby dokładnie ten inny, nie wodzowski model demokracji. Model, który funkcjonuje od czasów pierwszej w świecie, amerykańskiej konstytucji tj. od 1787 r. Model, którego fundamentem są wybory w okręgach jednomandatowych, wyłaniające w wyniku najzwyklejszej w świecie wyborczej konkurencji o ten jeden mandat, najlepszy polityczny "towar". Partie desygnując do wyborów jednomandatowych nie mogą pozwolić sobie na inne kryterium niż "najlepszy", bo w prostej, powszechnie zrozumiałej, bez zawiłych przeliczników, walce o jeden mandat wygrać może tylko ten, który dostanie największą ilość głosów. I tylko jeden. To jest selekcja pozytywna. Mechanizm wyborów jednomandatowych jest największą siłą długowiecznych, stabilnych partii w najstarszych i największych demokracjach takich jak USA, Wielka Brytania, Kanada, Australia, Indie i wiele innych krajów. My wolimy głosowanie na partie. Partie, partie uber alles. W sentencji artykułu R.F Ziemkiewicz stawia przypuszczenie ... Gdybyśmy 17 lat temu zdecydowali się na ordynację większościową, albo przynajmniej mieszaną, okres destabilizacji sceny politycznej mielibyśmy już dawno za sobą. Niestety, wyleczono te kłopoty młodej demokracji lekami, które okazały się gorsze od samej choroby - zakończył autor swój artykuł. Domniemywać można, że chodziło mu o tzw. ordynację wyborczą proporcjonalną o której profesor Zbigniew Brzeziński wyraził się słowem "najgłupsza", jaką Polacy mogli wybrać. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Czyż nie można naprawić błędu z przed 17 lat? Ale uwaga! Nie każdy model zmienionej ordynacji będzie skutkował pozytywnie dla jakości polityki. Największe zagrożenie jawi się w pozornej zmianie i ustanowieniu ordynacji mieszanej, która w skutkach politycznych niczym nie różni się od obecnej proporcjonalnej. Z kolei, choćby brak stosowania demokratycznej zasady równości w ordynacji, może całkowicie zwichnąć pozytywny sens wyborów większościowych. Przy projektowaniu nowej warto mieć przed oczami komunistyczną Koreę, która ma jednomandatowe okręgi wyborcze i co z tego, skoro tylko jedynie słuszna politycznie siła może zgłaszać kandydatów. Diabeł tkwi w szczegółach. Mariusz Wis Autor jest przewodniczącym zespołu programowego warszawskiej PO ds. JOW, radny w Warszawie na Woli, prezes Fundacji im. J Madisona Centrum Rozwoju Demokracji - JOW, www.madison.org 2007-12-06 Rokita: para poszła w gwizdek Czasami nawet politycy powiedzą cos mądrego, zwłaszcza wtedy kiedy sa wyautowani i pozwalają sobie na chwilę szczerości. Wczoraj Jan Rokita, człowiek który wie bardzo duzo o polskim systemie politycznym, był szczery aż do bólu. Tekst przytaczamy za PAP i Onetem. Przezwyciężenie słabości instytucjonalnej państwa, reformy ordynacji wyborczej i finansowania partii oraz promocja rozwoju społeczeństwa obywatelskiego - to zdaniem Jana Rokity kierunki zmian, które powinny nastąpić w Polsce. Rokita brał udział w debacie "O naprawie państwa i demokracji" zorganizowanej przez Fundację im. Stefana Batorego w Warszawie. Były poseł PO życzyłby sobie również podwyższenia standardów politycznych. Jak mówił, silne, wydajne instytucje państwa powodują, że opinia publiczna akceptuje ład demokratyczny. Z kolei mówiąc o zmianach w prawie politycznym ocenił, że dewastacyjnym elementem tego prawa jest finansowanie partii politycznych z budżetu przy proporcjonalnej ordynacji wyborczej. To "spowodowało, że kampanie wyborcze w Polsce oderwały się całkowicie od realiów rywalizacji wyborczej, a przeniesione zostały na poziom rywalizacji wielkich karteli za pieniądze podatnika" - ocenił Rokita. Z kolei wewnątrz partii - jego zdaniem - proporcjonalna ordynacja i środki budżetowe, którymi dysponuje kierownictwo, stworzyły oligarchiczny system, w którym członkowie ugrupowań są całkowicie zależni od lidera. Mimo tego, zdaniem Rokity, zmiany te choć powinny nastąpić, nie nastąpią. Dlaczego? Bo Polska weszła w fazę cyklu demokratycznego, który nie sprzyja przeprowadzaniu reform. Według niego, społeczna energia reformatorska obecna w naszym kraju przez ostatnie kilka lat została wypalona. Rokita tłumaczył, że demokracją rządzą pewne cykle. W jednych cyklach da się przeprowadzić reformy i jest to dosyć proste, a w innych jest to trudne. Jak dodał, okresy, kiedy ład demokratyczny charakteryzuje się energią reformatorską, są zawsze krótkie. Jego zdaniem, Polska taki cykl przeszła, a teraz chce być krajem miłości i zaufania. W tej fazie, w jakiej jesteśmy obecnie - mówił - nie dokonuje się zmian, których nasz kraj potrzebowałby. - Para poszła w gwizdek. Nie uruchomiła żadnej maszynerii. Maszyna parowa stała obok i czekała na to, że jej para zostanie dostarczona. Tymczasem para energii społecznej, która została wytworzona poszła w 90 proc. gdzie indziej - powiedział b. poseł PO. W jego opinii, cezurą czasową wyznaczającą początek cyklu reformatorskiego jest wybuch afery Rywina i powstanie komisji śledczej. Koniec tego cyklu, to ostatnie wybory parlamentarne, ale nie ze względu na zmianę rządów, tylko ze względu na zmianę świadomości społecznej jaka nastąpiła. Rokita uważa, że w czasie tych pięciu lat demokratyczna forma ustrojowa Polski ulegała dekonstrukcji. Jak ocenił, największą wadą tego pięcioletniego okresu "dekonstrukcji" jest to, że energia, jaka w tym czasie się zrodziła, nie została przekuta w budowanie lepszego ładu demokratycznego. PAP / PH / Onet 2007-12-01 Pikieta pod ambasadą Rumunii W czwartek 22 listopada 2007 przed Ambasadą Rumunii zebrało się ponad 30 warszawskich woJOWników, którzy manifestowali poparcie dla referendum w Rumunii w sprawie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych (referendum odbyło się w niedziele 25 listopada, 89 proc. Rumunów opowiedziała się za JOW, ale przy frekwencji 34 proc. referendum nie może być uznane za ważne). Po rozmowie z ambasadorem Rumunii w Polsce, panem Gabrielem Bartasem, manifestanci przeszli pod gmach Sejmu, gdzie złozyli petycję następującej treści: Prezydium Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej ul. Wiejska 4/6 00-902 Warszawa Ordynacja wyborcza jest najważniejszym narzędziem demokracji i zasługuje na dogłębną debatę narodową w Polsce. Dotychczasowe sprawdziany wskazują, że w Polsce ok. 75 proc. obywateli jest za tym, aby do Sejmu wybierać ludzi, nie partie. Za trzy dni, 25 listopada 2007, obywatele Rumunii przeprowadzą historyczny zabieg takiego usprawnienia demokracji w swoim kraju: w ogólnonarodowym referendum wyrażą swoją opinię o wprowadzeniu systemu Jednomandatowych Okręgów Wyborczych - votul uninominal - jako metody wyłaniania swych reprezentantów do pełnienia władzy państwowej. Gorąco ich popieramy. Ruch Obywatelski JOW od dawna zabiega o wprowadzenie w Polsce ordynacji wyborczej typu JOW do Sejmu. Niestety, jak do tej pory, jeśli nawet niektóre partie polityczne artykułowały pewne obietnice zmiany obecnej tzw. proporcjonalnej ordynacji, to tylko na użytek propagandy przedwyborczej. Nasz Ruch ma za sobą ponad 10 lat działalności edukacyjnej i studiów nad mechanizmami wyborczymi, liczne manifestacje i konferencje, bogaty zestaw publikacji i materiałów studyjnych; mamy też zespół ekspertów w tej dziedzinie. Oczekujemy od obecnego Sejmu i Senatu bezzwłocznego zorganizowania ogólnonarodowego referendum, w którym nasi obywatele zadecydują o kształcie ordynacji wyborczej. Oferujemy włączenie doświadczeń i propozycji Ruchu JOW do tych prac Parlamentu. Kontakt: grupa warszawska Ruchu Obywatelskiego JOW i inni uczestnicy Remigiusz Zarzycki koordynator gr. warsz. Nie wiadomo jaka odpowiedź nadejdzie z Sejmu. Wiadomo jedynie, że władzę w Polsce zdobyła partia, która od lat głosiła potrzebe w prowadzenia w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych. Członkami tej partii są premier i marszałek Sejmu. 2007-10-31 Gra w JOW Oświadczenie Ludwika Dorna, iż PiS jest gotów porozumieć się z Platformą w sprawie takiej korekty Konstytucji, żeby umożliwić wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) w wyborach do Sejmu oznacza, że gra w JOW weszła w nową fazę. Stało się jasne, że dalsze udawanie, iż sprawy nie ma, że propozycja JOW nie istnieje, że dalsze zamilczanie tematu i nie dopuszczanie go do publicznego dyskursu już pożytku nie przynosi i trzeba się z tym tematem, nolens-volens, zmierzyć. Za trzy tygodnie odbędzie się w Rumunii narodowe referendum w tej sprawie i można z prawdopodobieństwem bliskim 1 przewidzieć, że prezydent Traian Basescu to referendum wygra, a więc że następne wybory parlamentarne w Rumunii odbędą się już w jednomandatowych okręgach wyborczych. Ponieważ taki wynik będzie oznaczał kolejną kompromitację obecnej rumuńskiej klasy politycznej i parlamentu (przypominam, że w majowym referendum Traian Basescu wygrał z parlamentem walkę o swoją prezydenturę stosunkiem głosów 3 do 1), więc nieuniknione będą przedterminowe wybory parlamentarne. Jakby się dyktatorzy i cenzorzy polskich mediów nie starali, wypadków tych ukryć się nie da, znaczenie i pozycja Rumunii w Unii Europejskiej wzrośnie, w przeciwieństwie do Polski, bez względu na nasze historyczne zasługi w powalaniu komunizmu na kolana. Taka bowiem jest natura ludzka, że tych, którzy potrafią się postawić i cenią swoją wartość inni szanują, a usłużnymi lokajami się gardzi, bez względu na to, jak bardzo są użyteczni. Wieloletnie, systematyczne i solidarne, eliminowanie tematu JOW z dyskursu publicznego znacznie opóźniło naprawę ustroju państwa, ale sprawa się rozeszła i dotarła do świadomości wielu Polaków. Polacy dowiedzieli się już, że istnieje sensowna alternatywa dla szkodliwego i korupcjogennego systemu wyborczego, z jakim mają od 18 lat do czynienia, że jest to alternatywa prosta i zrozumiała, a na dodatek, że proponujemy im system wyborczy, który od ponad dwustu lat z powodzeniem stosują u siebie Anglicy, Amerykanie i Kanadyjczycy. Jakby się rodzimi oficerowie frontu ideologicznego nie starali, jakby nie były przykre historyczne doświadczenia przyjaźni polsko-amerykańskiej czy polsko-angielskiej - nasi Rodacy, w swojej masie, pozostali anglo i amerykofilami i trudno im wmówić, że coś, co w Anglii czy Ameryce sprawdza się i dobrze działa, to w Polsce będzie akurat odwrotnie. Na nic się też nie przydały sofistyczne wygibasy wynajętych politruków, którzy usiłowali nas przekonać, że system JOW to system jaskrawej niesprawiedliwości (bo winner takes all - zwycięzca bierze wszystko), że nie ma nic wspólnego z demokracją, że wygrają w nim same Stokłosy, że system morduje małe partie polityczne, że grozi nam horrendalne zjawisko strasznego gerrymanderizmu, że wreszcie polskie społeczeństwo jest niedojrzałe i nie potrafi wybierać, jeśli nie podpowiedzą nam kogo wybrać światłe autorytety i liderzy partii politycznych. Wygląda więc na to, że polska klasa polityczna zdała już sobie sprawę z tego, że jednomandatowych okręgów wyborczych uniknąć się nie da, że można tylko grać na zwłokę, a także sprytnie manipulować terminem JOW, wykorzystując znikomą wiedzę, jaką Polacy mają o systemach wyborczych w innych krajach i skutkach ich działania. JOW mają bowiem nie tylko Amerykanie i Anglicy, ale i Francuzi, JOW są w Korei Północnej, były nawet w Rosji i na Ukrainie, są w Niemczech i w Australii. Wszędzie tam znaczą coś innego, jest więc w czym wybierać. Ruch Obywatelski na rzecz JOW od lat proponuje brytyjski system First-Past-The-Post, czyli zwycięzca bierze wszystko, w małych okręgach wyborczych. Inaczej jest we Francji, jeszcze inaczej w Australii, nie mówiąc już o Korei Północnej, gdzie wprawdzie są okręgi jednomandatowe, ale kandydatów na posłów ma prawo wystawiać tylko partia - jedna i jedyna partia komunistyczna. W manipulacji pojęciem JOW spore doświadczenie ma już Prawo i Sprawiedliwość, ponieważ był już w Sejmie zgłoszony projekt tej partii, z okręgami jednomandatowymi jak najbardziej, ale w efekcie była to propozycja jeszcze głębszego upartyjnienia państwa niż to ma miejsce obecnie. Można się także uczyć od Rumunów, gdzie partie polityczne próbowały różnych sposobów na wykiwanie swojego prezydenta! Ostatni projekt wysunięty w rumuńskim parlamencie (jeszcze tydzień temu!) przewidywał JOW z progiem 5 proc.!!! Gra w JOW potoczy się teraz w Polsce gotów dwukierunkowo: z jednej strony kontynuowana będzie dotychczasowa gra na zwłokę: opóźnić, odsunąć jak najdalej tę koszmarną perspektywę, że wyborcy mogliby rzeczywiście decydować o tym, kto wejdzie do Sejmu! Z drugiej strony będzie trwała manipulacja znaczeniem terminu jednomandatowe okręgi wyborcze, tak aby partie miały jak największe przywileje i wpływ na wynik wyborów. Walka więc toczyć się będzie nie o to, czy wprowadzić JOW w wyborach do Sejmu, tylko jakie to będą JOW? Brytyjskie, australijskie, francuskie czy jeszcze jakieś inne? Po niemiecku - w połowie, po japońsku - w dwóch trzecich, czy po włosku - w trzech czwartych? Jakie musi być zasadnicze kryterium oceny jakości proponowanej ordynacji wyborczej? Dla Polski konieczna jest taka ordynacja, która odbierze partiom politycznym wszelkie przywileje i zminimalizuje ich wpływ na wynik wyborów, a obywatelom stworzy największe możliwości kontrolowania władzy. I pod tym kątem powinniśmy patrzeć na wszystkie zgłaszane i wysuwane propozycje. Kryterium to najlepiej spełnia najstarszy, najlepiej sprawdzony brytyjski system wyborczy: małe okręgi jednomandatowe, wybory w jednej turze, kandydować może każdy, kto zbierze 10 podpisów wyborców ze swojego okręgu i wpłaci niewielką kaucję, np. 2000 złotych. Wydaje się, że świetnie rozumie to Prezydent Rumunii i wkrótce da nam przykład, że wprowadzenie takiego samego jest całkowicie realne. Za taką racją stoi dwustuletnie doświadczenie Brytyjczyków i Kanadyjczyków. Te przykłady wystarczą, żeby przekonać większość Polaków. Trzeba tylko doprowadzić do tego, żeby partyjna gra w JOW zamieniła się w grę o JOW, którą najlepiej rozstrzygnie referendum narodowe. Prof. Jerzy Przystawa ![]() ![]() |
® Koszalin 2007 | www.komk.ovh.org | Komitet Obywatelski Miasta Koszalina |