Uncategorized

Doktryna zmiany klimatu to część ekologizmu a nie nauki

V. KlausWielki to zaszczyt dla mnie, że jestem tu dzisiaj i mam szansę wygłosić wykład inauguracyjny Global Warming Policy Foundation wobec tak znakomitego grona słuchaczy. Choć może wydawać się, że istnieje cały szereg instytucji, zarówno tutaj, jak i za granicą, które skupiają i wspierają tych, którzy otwarcie wyrażają wątpliwości odnośnie do panującego aktualnie dogmatu o globalnym ociepleniu spowodowanym przez człowieka i którzy ośmielają się go krytykować, to najwidoczniej one wciąż nie wystarczają. Jesteśmy poddawani niezwykle stronniczej i starannie zorganizowanej propagandzie, i bardziej, niż potrzebne jest poważne i wysoko wykwalifikowane forum tutaj, po tej stronie Atlantyku, które opowiedziałoby się za racjonalnością, za obiektywizmem i uczciwością w publicznej dyskusji politycznej. Dlatego też utworzenie tej fundacji uważam za ważny krok w dobrym kierunku.

„Trzeba przygotować się na dostosowanie do wszelkiego rodzaju przyszłych zmian klimatu (w tym ochłodzenia), ale nigdy nie powinniśmy akceptować utraty naszej wolności.”

Należy nieustannie i donośnie mówić, że obecna debata ws. globalnego ocieplenia – i zgadzam się z australijskim paleoklimatologiem prof. Carterem, że powinniśmy zawsze mówić o „niebezpiecznym globalnym ociepleniu spowodowanym przez człowieka”, bo to nie „ocieplenie per se jest tym, do czego się odnosimy”[1] – nie jest w swej istocie częścią dyskursu naukowego o względnej roli niezliczonych czynników wpływających na wahania temperatury globalnej, jest natomiast częścią publicznej debaty politycznej na temat człowieka i społeczeństwa. Jak podkreśla w swojej ostatniej książce R. M. Carter, „zagadnienie globalnego ocieplenia dawno już przestało być problemem naukowym”.[2]

Prezydent Czech, Vaclav Klaus, podczas wykładu na forum Global Warming Policy Foundation w Londynie, październik 2010 (Źródło: www.klaus.cz).

Debata obecna, to publiczna debata polityczna o ogromnym znaczeniu.[3] Tu już w ogóle nie chodzi o klimat. Chodzi o rząd, o polityków, ich skrybów, i o lobbystów, którzy chcą móc coraz więcej decydować i posiąść więcej władzy dla siebie samych. Wydaje mi się, że powszechna akceptacja dogmatu globalnego ocieplenia stała się jednym z głównych, najbardziej kosztownych i od pokoleń najbardziej niedemokratycznych błędów w polityce publicznej. Tym poprzednim był komunizm.

Debata ma, oczywiście, swój wymiar naukowy, nie obejmuje on jednak tej jej części. Także ja nie zamierzam odgrywać roli amatora-klimatologa [4].

Rzeczą tu przynależną jest nasze obstawanie przy niepodważalnym fakcie, że na ten temat istnieją poważne, wszelako bardzo sprzeczne hipotezy naukowe. Mieści się w tym również nasz stanowczy sprzeciw wobec prób zamknięcia tak doniosłej debaty publicznej, dotyczącej nas i naszego sposobu życia, pod pretekstem, że istnieje przytłaczający konsensus naukowy i że musimy działać, teraz. A to nieprawda. Swoboda stawiania pytań i sprzeciwiania się politycznie modnym i „lobbystycznie” promowanym ideom stanowi ważną i niezastąpioną część naszej społeczności demokratycznej. Nie dozwolenie tego byłoby dowodem, że przeszliśmy już do „Nowego Wspaniałego Świata” [Brave New World] o porządku podemokratycznym. (Skłonny jestem rzec, że jesteśmy już bardzo blisko).

Potrzebujemy pomocy naukowców. Winni oni starać się nie tylko o coraz większą liczbę recenzowanych artykułów czy też grantów, ale pomagać zarówno politykom, jak i opinii publicznej, w odróżnianiu mitów ekologistycznych od rzeczywistości. Teorie naukowe z tego zakresu i wyniki badań powinni przedstawiać w taki sposób, który umożliwi nam samym zdecydować, co jest do przyjęcia, a co do zakwestionowania. Od wielu lat staram się śledzić publikowane teorie i jestem zdecydowanie po stronie tych, którzy mówią, że „dwutlenek węgla jest czynnikiem nieistotnym. Nie to jest główną przyczyną globalnego ocieplenia, dlatego też ludzkość nie jest winna”[5].

Patrząc wstecz na czas geologiczny, laureat Nagrody Nobla w 1998 w dziedzinie fizyki Robert Laughlin[6] mówi, że „zmiana klimatu jest czymś, co Ziemia przechodzi rutynowo sama z siebie, nikogo o pozwolenie nie pytając” i że „nie będąc odpowiedzialną za niszczenie klimatu Ziemi, nie może cywilizacja być w stanie zapobiec żadnej z tych zmian, skoro Ziemia zdecydowała się na ich dokonanie” (s. 11). Dodaje, że „zapisy geologiczne sugerują, że klimat nie powinien nas zanadto zajmować, gdy rozglądamy się za przyszłością energetyczną – nie dlatego, że jest nieważny, ale ponieważ kontrolowanie go jest ponad nasze siły” (s. 12). Stwierdzenia te raczej mnie przekonują.

Większość z nas tu zgromadzonych to nie klimatolodzy czy naukowcy w pokrewnych dyscyplinach nauk przyrodniczych, ale ekonomiści, prawnicy, socjologowie i być może także politycy lub byli politycy, którzy od lat czy dekad uczestniczą w publicznych debatach politycznych. Z tego powodu z takim zainteresowaniem i z jeszcze większym niepokojem obserwujemy dominujący klimat intelektualny i polityczny, jego odchylenia i nieporozumienia, jak również jego niebezpieczne konsekwencje w polityce publicznej.

Wielu z nas doszło do wniosku, że argument na rzecz promowanej obecnie hipotezy antropogenicznego globalnego ocieplenia jest bardzo słaby. Wiemy również, że zawsze jest złym wybór prostej, atrakcyjnej, być może wzruszającej hipotezy naukowej, zwłaszcza gdy nie została dostatecznie sprawdzona, a wysunięta bez zastrzeżeń, i na niej oprzeć politykę ambitną, radykalną i dalekowzroczną – nie zważając na wszystkie argumenty i na wszelkie związane z tym koszty bezpośrednie i pośrednie, jak również możliwe. Poczucie, że jest tym dokładnie to, czego doświadczamy, zmotywowało mnie do napisania książki pod tytułem Blue Planet in Green Shackles [Błękitna planeta w zielonych okowach*)], wydanej w maju 2007, w której debatę ws. globalnego ocieplenia starałem się umieścić w szerszej perspektywie.[7 ] Rok później było mi niezmiernie miło otrzymać książkę An Appeal to Reason, A Cool Look at Global Warming [Powróćmy do rozumu, Patrząc chłodno na globalne ocieplenie][8], pod wieloma względami podobną do mojej, a napisaną przez Nigela Lawsona.

Nie jesteśmy po zwycięskiej stronie, jednak spoglądając wstecz możemy powiedzieć, że od momentu, gdy na szczycie ONZ w Rio w 1992 rozpoczęła się ta zmasowana propaganda globalnego ocieplenia, i gdy następnie przyjęła się na całym świecie, stało się parę rzeczy, które skłaniają do pewnego optymizmu:

  • temperatura globalna przestała wzrastać;
  • sformułowano nowe, alternatywne hipotezy na wyjaśnienie wahań klimatu;
  • mocno podważona została ostatnio reputacja „pozycji naukowej” niektórych czołowych propagatorów doktryny globalnego ocieplenia (najbardziej skandalicznym przykładem jest sprawa „kija hokejowego”, który stanowił podstawę Trzeciego Raportu IPCC z 2001);[9]
  • konferencja w Kopenhadze w grudniu 2009 objawiła każdemu, kto chce to dostrzec, że istnieje zróżnicowanie poglądów i oczywista sprzeczność interesów.

Jednak panikarstwo globalnego ocieplenia, a zwłaszcza związane z nim posunięcia wz. polityki publicznej, maszerują nadal triumfalnie. Nawet ostatni światowy kryzys finansowy i gospodarczy wraz z ogromnym zamętem, strachem, jak i zadłużeniem, które spowodował, nie powstrzymało tego zwycięskiego „długiego marszu”.

Pozwolą Państwo, że powtórzę trzy proste fakty, których większość z nas – mam nadzieję – jest świadoma. Możemy sobie tylko życzyć, że nasi przeciwnicy, panikarze globalnego ocieplenia, uznają, że ich nie indagujemy. W przeciwnym razie będą nadal strzelać do niewłaściwego celu, co cały czas – zapewne celowo – dotychczas robią.

Zacznijmy od długofalowego faktu, że średni klimat globalny zmienia się. Nikt tego nie kwestionuje. Zmienia się teraz, zmieniał się w przeszłości i – niewątpliwie – będzie zmieniał się także w przyszłości. Mimo to, należy dodać, że w ciągu ostatnich dziesięciu tysięcy lat (era holocenu) klimat jest na ogół taki sam, jak obecnie, a średnia temperatura powierzchni zasadniczo się nie zmienia.[10]. Jeśli istnieje jakiś trend długoterminowy, to jest nim ogólny trend łagodnego ochłodzenia.

Przedstawianie zmian klimatu, które przeżywaliśmy w ostatnich dziesięcioleciach, jako zagrożenie dla naszej planety i pozwalanie panikarzom globalnego ocieplenia na używanie tego dziwacznego argumentu do uzasadnienia ich starań, by zasadniczo zmienić nasz sposób życia, by osłabić i ograniczyć naszą wolność, by nas kontrolować, by dyktować nam, co powinniśmy, a czego nie powinniśmy robić – jest niedopuszczalne.[11] Dość zaskakujący jest ich sukces w wywieraniu wpływu na miliony zupełnie racjonalnych ludzi na całym świecie. Jak to możliwe, że oni w tym są tak skuteczni? I tak szybko? W wypadku starszych doktryn i ideologii zazwyczaj potrzeba było znacznie więcej czasu, by uzyskały w społeczeństwie tak wpływową i powszechnie przyjętą pozycję. Czy to ze względu na specyfikę naszych czasów? Czy to dlatego, że nieustannie jesteśmy „online”? Czy to dlatego, że ideologie religijne i inne metafizyczne stały się mniej atrakcyjne i mniej przekonujące? Czy to z powodu konieczności szybkiego zapełnienia istniejącej pustki duchowej – związanej z teorią „końca historii” – przez nowy „szczytny cel”, jak na przykład ratowanie Planety?

Ekologistom**) udało się odkryć nowy „szczytny cel”. Starają się ograniczyć wolność człowieka w imię „czegoś”, co jest ważniejsze i bardziej szczytne, niż nasze bardzo przyziemne życie. Dla kogoś, kto spędził większość swego życia w „szczytnej” epoce komunizmu, jest to niemożliwe do zaakceptowania.

Drugim niepodważalnym faktem jest, że – przy wszystkich ogólnie znanych problemach z pomiarem i gromadzeniem danych[12] – w ciągu ostatnich 150 lat, co w klimatologii jest średnioterminową skalą czasu, średnia temperatura globalna wykazała rytmy ociepleniowo-ochłodzeniowe nałożone na mały wzrostowy trend ociepleniowy. Ten trend istnieje od kiedy Ziemia (a raczej jej półkula północna, ponieważ nie są dostępne dane dla półkuli południowej) wyszła z małej epoki lodowcowej około dwa wieki temu.[13] Wiemy również, że ten nowy trend był wielokrotnie przerywany, jednym z ważnych przykładów jest okres od lat 1940 do połowy lat 1970, innym – okres ostatnich 10-12 lat. Ocieplenie w ciągu ostatnich 150 lat jest niewielkie i wszystko wskazuje na to, że również w przyszłości ocieplenie i jego konsekwencje ani nie będą dramatyczne, ani katastroficzne. Nie wygląda to na zagrożenie, któremu musimy zapobiec.

Trzecim faktem jest, że również ilość CO2 w atmosferze waha się w czasie, czasami poprzedza, a czasem następuje po wzroście temperatury, i że – przy wszystkich problemach z nie w pełni kompatybilnymi szeregami czasowymi – w ciągu ostatnich dwóch stuleci obserwujemy głównie antropogenicznie zwiększoną ilość CO2 w atmosferze. Jego stężenie wzrosło z 284,7 ppmv w roku 1850 do 310,7 w roku 1950 i 387,3 w 2009.[14]

Nie ma potrzeby kwestionować te fakty. Spór zaczyna się wtedy, gdy mamy do czynienia z doktryną, która twierdzi, że to proste współistnienie zmian klimatycznych, wzrostu temperatury i przyrostu udziału ludzkiego CO2 w atmosferze – co więcej, zaledwie w stosunkowo krótkim czasie – stanowi dowód na związek przyczynowy między tymi zjawiskami. Według mojej najlepszej wiedzy nie ma między nimi takiego związku.[15] Jest to jednak to uroszczenie, które stanowi podstawę doktryny ekologizmu.

Nie jest to doktryna nowa.[16] Istniała od wieków pod różnymi nazwami i w różnych formach i przejawach, zawsze oparta na założeniu, że punktem wyjścia naszego myślenia powinna być Ziemia, Planeta czy Natura, a nie Człowiek czy Ludzkość.[17] Towarzyszył jej zawsze plan, że trzeba powrócić do pierwotnego stanu Ziemi, nieskażonej przez nas, ludzi.[18] Zwolennicy tej doktryny uważali zawsze nas, ludzi, za element obcy.[19] Zapominają, że nie ma sensu mówić o świecie bez ludzi, bo w takim nie byłoby komu mówić. W mojej książce zwróciłem uwagę, że „jeśli rozumowania ekologistów weźmiemy poważnie, dojdziemy do wniosku, że ich ideologia jest anty-ludzka” (str. 4).

Sprowadzenie interpretacji przyczynowości wszelkiego rodzaju zmian klimatycznych i globalnego ocieplenia do jednej zmiennej, do CO2, lub do małego odsetka jednej zmiennej – CO2 powodowanego przez człowieka – jest rzeczą niemożliwą do zaakceptowania. Elementarna racjonalność i moje wieloletnie doświadczenie w modelowaniu ekonometrycznym i statystycznym sprawdzaniu hipotez naukowych mówią mi, że niemożliwe jest wyciągnięcie silnych wniosków w oparciu o związek zaledwie dwóch (czy więcej) szeregów czasowych. Co więcej, istotne jest, że w tym przypadku takiej prostej zależności nie ma. Wzrost temperatury globalnej rozpoczął się około 150 lat temu, ale spowodowana przez człowieka emisja CO2 nie zaczęła wyraźnie rosnąć przed latami 1940. Wielokrotnie też zmiany temperatury przesuwały się w kierunku przeciwnym, niż wskazuje trend emisji CO2.[20]

Teoria jest kluczowa, a w tym przypadku jej nie ma. Czysta analiza statystyczna niczego nie wyjaśnia, ani nie potwierdza. Dwóch chińskich naukowców, Guang Wu i Shaomin Yan, opublikowało opracowanie[21], w którym zastosowali model błądzenia losowego do przeanalizowania zmian temperatury globalnej w ciągu ostatnich 160 lat. Ich wyniki – raczej nieprzyjemnie dla panikarzy globalnego ocieplenia – pokazują, że model błądzenia losowego doskonale pasuje do zmian temperatury. Ponieważ „model błądzenia losowego doskonale przystaje do zanotowanej temperatury… nie ma potrzeby uwzględniania różnych czynników ludzkich, jak np.CO2, a czynniki nie-ludzkie, takie jak Słońce” by jakość dopasowania modelu była lepsza, powiadają. To ważny wynik. Czy inne modele nadają się lepiej? Żadnego nie widziałem.[22]

Argument nie do przyjęcia, że istnieje prosty związek przyczynowy, prosty związek funkcjonalny między temperaturą i CO2 wytworzonym przez człowieka, to tylko jedna część tej całej opowieści i tylko jeden dogmat ekologizmu.[23] Innym, nie mniej ważnym aspektem tej doktryny jest twierdzenie, że istnieje bardzo silny i wyłącznie szkodliwy związek między temperaturą i jej wpływem na Naturę, na Ziemię i na Planetę.

Prawdopodobnie pierwotne aspiracje dotyczyły uratowania naszej Planety dla ludzi, teraz jednak widzimy, że ten cel stopniowo stał się coraz mniej ważny. Wielu ekologistów nie zwraca uwagi na los ludzi. Chcą ocalić Planetę, a nie ludzkość. Mówią o Naturze, nie o człowieku.[24] Dla tych ludzi jest bez znaczenia to przedkładane przez nas wyrafinowane rozumowanie ekonomiczne.

Zaledwie paru z nich bierze pod uwagę ludzi. Tylko z nimi można brać pod uwagę dyskusję na temat dyskryminacji międzypokoleniowej i solidarności oraz odpowiedniego poziomu stóp dyskontowych stosowanych w dowolnej analizie międzyokresowej, tylko tutaj ekonomiści mogą wykorzystać niektóre ze swych pomysłów.[25]. Rażąco niska stopa dyskontowa stosowana przez ekologistów (zwłaszcza w raporcie Sterna[26]) była dla mnie pierwotną motywacją do włączenia się do dyskusji.[27]

Rozdział 4 mojej książki poświęcony był znaczeniu właściwego dyskontowania. Nigel Lawson uczynił coś bardzo podobnego u siebie w rozdziale 7 pod tytułem „Discounting the Future: Ethics, Risk and Uncertainty” [Dyskontowanie przyszłości: etyka, ryzyko i niepewność]. Dla niego „wybór stopy dyskontowej jest krytyczny dla oceny, które działania mogą mieć sens, a które wyraźnie nie”. Zgadzam się z nim, że „przy wyższej stopie dyskontowej argument na rzecz radykalnych działań wokół globalnego ocieplenia upada teraz całkowicie” (s. 83).[28]

Wielu poważnych ekonomistów twierdzi to samo i najchętniej posługują się wyższymi stopami dyskontowymi. Prof. Murphy[29] z University of Chicago mówi dość mocno: „powinniśmy stosować stopę rynkową jako stopę dyskontową, ponieważ jest to koszt możliwości utraconych przy łagodzeniu klimatu” ***). Tego M. Stern i inni najwyraźniej robić nie chcą. Myślą według chybionych kategorii etycznych, a to źle. Nie przeczymy, że jeśli istniejący trend się utrzyma, wzrost temperatury będzie miał zarówno swoich zwycięzców, jak i przegranych. Nawet jeśli zdarzy się tak, że ogólny wpływ będzie szkodliwy – a nie jestem o tym przekonany – odpowiednio zdefiniowane dyskonto dla przyszłości zapewni, że utrata wartości w latach przyszłych będzie zbyt mała dla obecnej generacji, aby się o nią martwić.

Jak to możliwe, że inaczej postrzega to tak wielu polityków, ich ogromne biurokracje, ważne grupy w środowiskach naukowych, ważny segment ludzi biznesu i prawie wszyscy dziennikarze? Jedynym rozsądnym wyjaśnieniem jest to, że oni – nie przykładając dostatecznej uwagi do argumentów – zainwestowali już zbyt wiele w panikarstwo globalnego ocieplenia. Niektórzy z nich obawiają się, że wskutek porzucenia tej doktryny ucierpieć może ich duma polityczna i zawodowa. Inni zarabiają na tym duże pieniądze i boją się utraty tego źródła dochodu. Ludzie biznesu mają nadzieję zbić na tym fortunę i nie zamierzają z tego zrezygnować. Wszyscy oni mają w tym bardzo konkretny żywotny interes. Należy głośno powiedzieć: zagraża nam ta koalicja wpływowych grup nacisku.

W naszym interesie jest, bądź powinno być, wolne, demokratyczne i zamożne społeczeństwo. To jest powód, dla którego musimy stanąć wobec wszelkich prób jego naruszenia. Trzeba przygotować się na dostosowanie do wszelkiego rodzaju przyszłych zmian klimatu (w tym ochłodzenia), ale nigdy nie powinniśmy akceptować utraty naszej wolności.

Doroczny wykład Global Warming Policy Foundation, Londyn, 19 października 2010. /przekład/
Dziękuję profesorom Carterowi i Kukli za ich uwagi do wstępnej wersji tego wykładu.


[1] Uwaga w prywatnej korespondencji, 27 lipca 2010.

[2] R. M. Carter, Climate: The Counter Consensus [Klimat: kontr-konsensus], Stacey International, Londyn, 2010; s. 148.

[3] Ma rację Grzegorz Melleuish, gdy mówi, że „zmiana klimatu stała się problemem tylko dlatego, że postrzegano ją jako posiadającą praktyczne powiązania z polityką” (s. 9). G. Melleuish „The Dubious Future of History” [Niepewna przyszość historii], Quadrant, maj 2010; www.quadrant.org.au/magazine/issue/2010/5/the-dubious-future-of-history.

[4] To nie takie proste powiedzieć, kto jest, a kto nie jest klimatologiem lub ekspertem w sprawie zmian klimatu i globalnego ocieplenia. Ross McKitrick powiedział kiedyś, że „nie ma czegoś takiego jak ‘ekspert’ w sprawie globalnego ocieplenia, ponieważ nikt nie jest w stanie opanować wszystkich istotnych tematów. W sprawie zmian klimatu każdy jest amatorem w wielu, jeśli nie większości istotnych zagadnień” (jak cytuje R. M. Carter w „The Futile Quest for Climate Control” [Daremna pogoń za kontrolą klimatu], Quadrant, listopad, 2008, s. 10; online na stronie www.quadrant.org.au/magazine/…). W niedawno opublikowanej książce Climate: The Counter Consensus (2010) [Klimat: kontr-konsensus], prof. Carter sugeruje, że „naukowcy badający zmiany klimatyczne wywodzą się z szerokiego zakresu dyscyplin”, których on „grupuje według trzech głównych kategorii” (s. 22). Twierdzi on, że „naukowy alarm o niebezpiecznej zmianie klimatu generowany jest najbardziej przez naukowców w grupie meteorologicznej i modelowania komputerowego, podczas gdy wielu (choć nie wszyscy) naukowców geologów nie widzi powodu do niepokoju, gdy nowożytną zmianę klimatu porównać z historią klimatu” (str. 23). To pogrupowanie może być przydatne.

[5] Einar Vikingur, “Carbon and Our Climate” [Węgiel a nasz klimat], Quadrant, maj 2010, s. 79; www.climatesceptics.com.au/do… .

[6] Robert B. Laughlin, „What the Earth Knows” [Co wie Ziemia], American Scholar, lato 2010.

[7] Oryginalna czeska wersja książki: Modrá, nikoli zelená planeta. Co je ohroženo: klima nebo svoboda? [Planeta błękitna, a nie zielona. Co jest zagrożone: klimat czy wolność?]***), Dokořán, Prague, 2007. Wersja angielska: Blue Planet in Green Shackles. What is Endangered: Climate or Freedom? Competitive Enterprise Institute, Washington D.C., 2008. Książka została do tej pory opublikowana w 16 krajach w 16 różnych językach. W ubiegłym roku zestawiłem dodatkowy zbiór moich tekstów poświęconych tej tematyce Blue Planet Endangered [Błękitna planeta w niebezpieczeństwie], Dokořán, Praga 2009 (po czesku).

[8] Duckworth Overlook, Londyn, 2008. Napisałem wstęp do jej późniejszego wydania czeskiego, które wyszło wkrótce po publikacji w języku angielskim (Vraťme se k rozumu [Powróćmy do rozumu], Dokořán, Praga, 2009), który dodany jest do nin. tekstu jako załącznik.

[9] Niedawno było to przedmiotem przekonującej dyskusji B. D. McCullougha i Rossa McKitricka („The Hockey Stick Graph” [Wykres Kija Hokejowego], Fraser Forum, nr 2, 2010) oraz Jana Dawsona („The Tree Ring Circus” [Cyrk o trzech arenach], Quadrant, lipiec-sierpień 2010; www.quadrant.org.au/magazine/…). Jan Dawson pisze, że „Kij Hokejowy był produktem pseudo-naukowego sposobu myślenia, wadliwego doboru danych, mylnej identyfikacji danych, wątpliwej metodologii statystycznej, błędów matematycznych, przewrotności w procesie recenzyjnym, szaleńczej kampanii propagandowej i pozbawionych skrupułów mechanizmów obrony”. (str. 22).

[10] Jest to prawdziwe zwłaszcza dla średnich szerokości geograficznych półkuli północnej. Nie ma wystarczających danych dla półkuli południowej, a także konieczne jest rozróżnienie pomiędzy tropikami a regionami polarnymi.

[11] Istotne jest, że ekologiści chcą kontrolować nie tylko nas, chcą kontrolować także klimat. W swojej nieprzyzwoitości, arogancji i irracjonalności, teoria kontroli klimatu (termin ukuty przez Raya Evansa) przypomina mi aspiracje centralnych planistów komunistycznych, aby całe społeczeństwo objąć kontrolą. R. Evans w „The Chilling Costs of Climate Catastrophism” [Mrożące koszty katastrofizmu klimatycznego], Quadrant, czerwiec 2008 (online na stronie www.quadrant.org.au/blogs/doo…) przekonuje, że „ociepleniowcy” starają się wprowadzić taki „stopień kontroli nad naszym życiem, który nie ma precedensu, za wyjątkiem czasu wojny” (str. 12). Rozwinął to później w swoim „Laputans in Retreat” [Laputanie w odwrocie], Quadrant, lipiec-sierpień 2010; www.quadrant.org.au/magazine/…).

Może warto powtórzyć to, co powiedziałem na konferencji w Palm Beach na Florydzie na początku tego roku: „Istnieje wiele argumentów wykazujących, że prawdziwym zagrożeniem dla wspólnoty ludzkiej nie jest globalne ocieplenie jako takie. Prawdziwe zagrożenie nadchodzi, gdy politycy zaczynają manipulować klimatem i nami wszystkimi.” /”Global Warming Alarmism is a Grave Threat to our Liberty” [Panikarstwo globalnego ocieplenia jest poważnym zagrożeniem dla naszej wolnościprzekład polski, KG], Club for Growth Economic Winter Conference, Palm Beach,Floryda, 5 marca 2010/.

[12] Np. według Światowej Organizacji Meteorologicznej jest tylko 1311 stacji pogodowych, które dostarczają dane naziemne. Oznacza to, że 132 000 km2 przypada na jedną stację naziemną, głównie w miastach. Termometry istnieją od kilku stuleci, balony pogodowe od pół wieku, satelitarne pomiary pogody od 30 lat, a zgodność danych jest bardzo wątpliwa. Nie było szansy na stworzenie warunków „ceteris paribus”.

[13] Ta blisko czterystuletnia era ochłodzenia nastąpiła po Średniowiecznym Optimum Klimatycznym w pierwszej części minionego tysiąclecia. Ów ciepły okres był w epoce przedindustrialnej, absolutnie kluczowej dla nas i naszych argumentów. To sprawia, że trudny do obrony jest wzrost temperatury w bieżącym ciepłym okresie wywołany przez CO2.

[14] Dane dla CO2 pochodzą z Physics Institute of the University of Bern, z Commonwealth Scientific and Industrial Research Organization w Australii, oraz z National Oceanic and Atmospheric Administration w USA.

[15] Najbardziej kompleksowa niedawna argumentacja, która to odrzuca, zawarta jest w pracy S. F. Singera i in. (Climate Change Reconsidered. The Report of the Nongovernmental International Panel on Climate Change [Zmiana klimatu po rewizji. Raport Pozarządowego Panelu ds. Zmian Klimatu], The Heartland Institute, Chicago, 2009), w pracy I. Plimera (Heaven and Earth: Global Warming, The Missing Science [Niebo i Ziemia: globalne ocieplenie. Nauka nieobecna], Connor Court Publishing, Australia, 2009, w pracy R. M. Cartera (Climate: The Counter Consensus [Klimat: kontr-konsensus], Stacey International, Londyn, 2010), w pracy czeskiego naukowca M. Kutílka (Racionálně o globálním oteplování [Racjonalnie o globalnym ociepleniu], Dokořán, Praga, 2008; i w jego niedawno opublikowanych Facts About Global Warming: Rational or Emotional Issue? [Fakty o globalnym ociepleniu: zagadnienie racjonalne czy emocjonalne?], Catena Verlag GmbH, Reiskirchen, wrzesień 2010), oraz w wielu innych książkach, artykułach i opracowaniach.

[16] Ekologizm**) to coś innego niż ekologia. Ale nawet ekologia jest tylko nauką pochodną (R. Nelson) i może być uważana za naukę tylko w „sensie klasyfikatorskim”. Czasami jest to tylko „poezja naukowa” dopełniona równaniami matematycznymi.

[17] Doskonałą dyskusję nad tym aspektem debaty można znaleźć u Roberta H. Nelsona w „Ecological Science as a Creation Story” [Nauka ekologiczna jako opowieść o kreacji], The Independent Review, T. 14, nr 4, wiosna 2010, ss. 513-534.

[18] By w to wierzyć, trzeba być osobą o niemal metafizycznej wierze w istnienie pierwotnego Ogrodu Rajskiego (Ziemi nieskażonej przez człowieka), w wygnanie człowieka z Raju, w nadejście ostatnich dni dla świata z winy ludzi, którzy zepsuli go swoją działalnością gospodarczą opartą na ich nienasyconym popycie, a także w konieczność duchowej odnowy nas wszystkich jako jedynego sposobu na uratowanie Ziemi. U osób indywidualnych może to stanowić wręcz godne szacunku credo, jednak jest stanem niemożliwym i niepoważnym gdy chodzi o porządek publiczny.

[19] Niektórzy autorzy (np. E. O. Wilson) posunęli się aż do tego, by sugerować, iż „ludzie doprowadzają do holokaustu innych gatunków na Ziemi”.

[20] Ekologistom udało się także zmienić zwyczajową metodologię naukową. Zważywszy, że hipotezą zerową winna być ta, według której obserwowane dzisiaj zmiany klimatu są pochodzenia naturalnego, to panikarze globalnego ocieplenia odwracają ją do góry nogami. Zmuszają nas do obalenia ich hipotezy o zmianie klimatu spowodowanej przez człowieka (patrz Carter, 2010, r. 6.). Trudno jest obalić związek nieistniejący.

[21] „Fitting of Global Temperature Change from 1850 to 2009 Using Random Walk Model”, [Zastosowanie modelu błądzenia losowego do badań nad globalną zmianą temperatury od 1850 do 2009], Guangxi Sciences, t. 17, nr 2, maj 2010, ss. 148-150.

[22] Istnieje, nie tak znów niespodziewanie, bardzo dobra prognoza temperatury wykonana na podstawie naiwnego modelu prognostycznego, który oparto na poglądzie, że temperatura w przyszłym roku pozostanie taka sama, jak w roku poprzednim (patrz Carter, ss. 128-129).

[23] Ekologiści ponadto bardzo często zapominają wspomnieć o tym, że nawet ich hipotetyczny związek nie jest liniowy (lub wykładniczy), ale logarytmiczny – a teraz cytuję Raport 2001 IPCC: „każda wielkość przyrostu dodatkowego dwutlenku węgla wywiera mniejszy wpływ grzewczy”. To nie jest oświadczenie kogoś, kto zaprzecza globalnemu ociepleniu. To jest oświadczenie IPCC.

[24] Tytuł jednej z biblii ekologistów „Thinking like a Mountain” [Myśląc jak góra], napisanej przeszło 60 lat temu przez amerykańskiego autora Aldo Leopolda, dowodzi tego całkiem przekonująco.

[25] W. Klaus, D. Tříska „Ke kritice používání konceptu solidarity a diskriminace v intertemporální analýze tzv. globálních problémů” [Krytyczne omówienie zastosowania pojęcia solidarności i dyskryminacji w analizie międzyokresowej tzw. problemów globalnych], Politická ekonomie, Nr 6, 2007.

[26] Raport Sterna na temat Ekonomicznych aspektów zmian klimatu, 30 października 2006, dostępny online na stronie: http://webarchive.nationalarc… + www.hm-treasury.gov.uk/stern_… _report.htm

[27] Podobną motywacją była debata na temat praw przyszłych pokoleń, doskonale podsumowana niedawno przez O. M. Hartwicha „The Rights of the Future” [Prawa przyszłości], Policy, t. 25, nr 3, 2009; www.oliver-marc-hartwich.com/… . Zgadzam się z nim, że „sama myśl, że istnieją pewne zasoby, które pożyczyliśmy z przyszłości, prowadzi nas w logiczną ślepą uliczkę” (s. 7). Pytanie, które stawia: „Czy winni jesteśmy przyszłym pokoleniom określony zestaw zasobów? Czy też po prostu należą im się nasze najlepsze starania, aby pozostawić dla nich społeczeństwo wolne i dostatnie, w którym mogą dokonać swoich własnych wyborów? „(s. 8) jest bardzo stosowne. Chodzi w nim, oczywiście, nie tylko o zasoby, chodzi o międzyokresowe podejmowanie decyzji w ogóle. Przekonany jestem także, że najlepsze, co możemy teraz zrobić, to pozostawić naszym następcom społeczeństwo wolne i demokratyczne.

[28] Szczególnie podoba mi się, że przypomniał nam Bleak House [Ponury dom] Karola Dickensa i panią Jellyby, tę tzw. „teleskopową filantropkę”, która stara się pomóc na odległość, ale zaniedbuje własne dzieci. Podoba mi się także jego uwaga, że przy upominaniu się o wyższą stopę dyskontową „nie jest tak, że nie dbamy o dalsze pokolenia. Chodzi o to, że dbamy o obecne pokolenie oraz o pokolenie naszych dzieci” (s. 83).

[29] K. M. Murphy „Some Simple Economics of Climate Change” [Nieco prostej ekonomiki zmian klimatu], Paper at the Mont-Pelerin Society General Meeting, Tokio, wrzesień 2008.


*) tytuł oryginalny: Modrá, nikoli zelená planeta. Co je ohroženo: klima nebo svoboda? – wydanie angielskie pt. Blue Planet in Green Shackles. What is Endangered: Climate or Freedom?; – wydanie polskie pt. Błękitna planeta w zielonych okowach. Co jest zagrożone: klimat czy wolność? wyd. RZECZPOSPOLITA 2008
**) ekologizm, ekologiści – W. Klaus używa określeń „environmentalism”, „environmentalists
***) łagodzenie klimatu – akcje na rzecz ograniczenia zmian klimatycznych


za: klaus.cz/clanky/2694
English pages, 19. 10. 2010
przekład: KG

Wykład inauguracyjny Vaclava Klausa na forum Global Warming Policy Foundation w Londynie, październik 2010.

Dziękujemy pani Krystynie Greń za dokonanie przekładu oraz wyrażenie zgody na przedruk na naszym portalu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.