Blogi

Ogary poszły w las! A miało być: Kochajmy się!

Zaledwie jeden dzień po rejestracji kandydatów na urząd Prezydenta RP i ogłoszeniu ilości zebranych przez nich głosów poparcia, rozpoczęło się „dożynanie watah”. Nie powinniśmy się temu dziwić, gdyż PO zapowiadała brutalną walkę, by nie dopuścić do reelekcji Lecha Kaczyńskiego. Chyba nikt też nie miał złudzeń, że niedawna tragedia pod Smoleńskiem zmieni coś w tych zapowiedziach. Naiwnie usiłowaliśmy wierzyć, że może jednak, chociaż nieznacznie, zmienią się metody, a przede wszystkim język tej kampanii. Tak zresztą, przyrzekano Polakom nad grobami ofiar katastrofy z 10 kwietnia. Mija dopiero miesiąc od tej tragedii, a już wiemy ( nie tylko – domyślamy się!), że jeżeli się zmieni, to wyłącznie – na gorsze . Mamy już tego dowody, i co dzień ich więcej…

Już 7. Maja – PO wytoczyło armaty, i to w sposób zmasowany.

Najpierw dowiedzieliśmy się, że sędziwy autorytet – Profesor Władysław Bartoszewski, honorowy członek komitetu wyborczego Bronisława Komorowskiego, w wywiadzie udzielonym zagranicznej prasie ogłasza światu, że Jarosław Kaczyński i PIS uprawiają pedofilię i nekrofilię w kampanii wyborczej. Żeby nie rozwodzić się zbytnio nad niestosownością takich określeń (a należy zakładać, że ich znaczenie jest Profesorowi znane) powiem tylko za klasykiem: „Jaki Profesor, taka wypowiedź”!

W tym samym dniu, w wieczornym wydaniu TVN-24, równie sędziwy autorytet – senator-reżyser Kazimierz Kutz, ma za złe Jarosławowi Kaczyńskiemu, a także obecnej w studio posłance PIS – Elżbiecie Jakubiak, że „mimo zakończenia żałoby narodowej obnoszą się w czerni”(!) Ten przyjęty w polskiej tradycji sposób wyrażania żałoby po bliskich osobach ( a chyba jeszcze dotąd brata i bratową mamy prawo uznawać za osoby bliskie; podobnie, jak bliskimi są nasi przyjaciele) kojarzy się polskiemu reżyserowi z „manierami Mao Tse -Tunga i pobytem w Mauzoleum Lenina (pogratulować Polsce takiego patrioty i miejsc przez niego odwiedzanych!) Komentując strój siedzącej obok niego kobiety, bądź co bądź eleganckiej, sam widocznie uznał swój luzacko-niechlujny ubiór za odpowiadający polskiej rzeczywistości i polskiej telewizji w maju 2010 roku. Cóż można powiedzie, słuchając i obserwując takiego Senatora Najjaśniejszej Rzeczpospolitej? Chyba tylko: „Smutno mi, Boże!”.

Już na koniec tego dnia, w TVN-24 (”Rozmowy Rymanowskiego”) uaktywnił się też Poseł Stefan Niesiołowski, który na wszystkie pytania o program prezydenckiego kandydata PO powtarzał jak katarynka (tylko coraz głośniej i bardziej zajadle), że PiS zawłaszcza dla swojej kampanii katastrofę, która to, jego zdaniem, stała się dla tej formacji „wyjątkową szansą” (!) Ponadto, dla tegoż samego posła fakt, że Jarosław Kaczyński dotąd milczy oznacza, że nie nadaje się na Prezydenta. (Jeżeli nie- milczenie wtedy, gdy milczeć należy, miałoby decydować o tym, kto może lub nie może być prezydentem kraju, pan Niesiołowski, bez wątpienia zostałby Prezydentem Stanów Zjednoczonych). Jeżeli zarzutem ma być czyjeś milczenie wobec prowokacji, to życzę Prezesowi PIS „siły milczenia”! Poseł Niesiołowski i jemu podobni, z pewnością, nie zasługują na przerwanie tego milczenia. Jednak nie – milczenie Prezesa PIS też szanownego posła nie satysfakcjonuje (wiemy, co by go jedynie mogło usatysfakcjonować, wielokrotnie przecież to powtarzał!). Zaledwie dwa dni po krytyce milczenia, tenże sam Poseł – patriota, tym razem ostro krytykuje Jarosława Kaczyńskiego za to, że nie milczy, bo śmiał wygłosić „przesłanie”, w którym podziękował Rosjanom za pomoc i życzliwość okazaną Polakom po katastrofie pod Smoleńskiem.

Ileż cynizmu i „paskudnej” (określenie tak chętnie używane przez Niesiołowskiego!) nienawiści w tym „szlachetnym” Pośle, który założył, iż przez sam fakt, że ”siedział za komuny’” uzyskał patent na mądrość i roztropność oraz legitymację do atakowania wszystkich tych, którzy ”nie siedzieli” lub „siedzieli, ale mniej”.

Gdyby się jednak komuś zdawało, że na tym jednym dniu kończy się nowy styl (?) kampanii wyborczej w wydaniu „jedynie słusznej formacji POlitycznej” w Polsce, to niestety, muszę go rozczarować. Należy tu koniecznie dodać wypowiedź samego wodza PO – Donalda Tuska. W udzielonym wczoraj wywiadzie prasowym określił on listę poparcia dla prezydenckiego kandydata Jarosława Kaczyńskiego, jako „Spis PiSu”, co, jego zdaniem, nie znaczy, że „ludzie postradali rozum”. Panie Premierze RP! Kto dał Panu prawo decydowania o tym, kto i kiedy posiada lub traci rozum? Kogo chce Pan zaliczać do ludzi (lub może – podludzi)? Nawet gdyby tych popierających Jarosława Kaczyńskiego było mniej, niż jest Pan sobie w stanie wyobrazić, to są to również obywatele tego kraju. Nikt jeszcze Panu ani Pana partii nie oddał Polski we władanie. Polska jest krajem wszystkich Polaków; również tych, którzy będą głosowali na Jarosława Kaczyńskiego! Jest to również mój kraj, Panie Premierze! I chociaż nie jestem członkiem PIS, popieram Jarosława Kaczyńskiego, który, podobnie jak jego brat, śp. Prezydent Lech Kaczyński, tym różni się od Pana, że potrafi szanować ludzi i ich uczucia. Nawet gdyby to miał być jedyny powód, żeby głosować na niego, a nie na kandydata aroganckiej PO, będzie to dla mnie powód wystarczający. Dodatkowo już tylko powiem, że totalitaryzm, nawet – a może szczególnie – w wydaniu PO (wasz Sejm, wasz Premier, wasz Prezydent, wasze IPN…) jest większym zagrożeniem dla Polski, niż islandzki wulkan!

Tak więc, „ogary poszły w las”, a ich ujadanie jest co raz głośniejsze…

P.S. Czyż nie jest zastanawiające, dlaczego kandydaci innych partii czy opcji politycznych nie wzbudzają tylu emocji u wybitnych przedstawicieli PO? Żaden inny kandydat, nawet z zupełnie ideologicznie odmiennych formacji, nie wywołuje takiej agresji?

– A może wynika to z obawy, że ludzie „nie postradają rozumu”, lecz – po prostu – „pójdą po rozum do głowy”?

Elżbieta Potrykus
10 Maja, 2010

Elżbieta Potrykus, ur. 1941 r. z zawodu polonistka i radca prawny. Współorganizowała struktury „Solidarności w „Unitrze – Unimie”, a następnie w MKZ Koszalin. Delegat MKZ, a od lipca 1981 r. Regionu „Pobrzeże” do Krajowej Komisji Porozumiewawczej. Na złożonym w dniu 24 września 1981 r. w Sądzie Wojewódzkim w Warszawie formalnym wniosku o rejestrację „Solidarności” figuruje jako członek założyciel, i jako „reprezentant uprawnionego organu”, pod nr 38 w postanowieniu Sądu Najwyższego z dnia 10.11.1980. Podczas wizyty Lecha Wałęsy w Japonii, była w delegacji związkowej jedyną kobietą. Po 13 grudnia 1981 r. działała w podziemnych strukturach „Solidarności”. Represjonowana i szykanowana, pozbawiona pracy i prawa wykonywania zawodu. Wiosną 1987 r. opuściła kraj jako uchodźca polityczny wraz z 11-letnim synem, wyjeżdżając do USA. Po powrocie do Polski, zamieszkała w Trójmieście.

Jeden komentarz do “Ogary poszły w las! A miało być: Kochajmy się!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.